78 lat temu, 5 marca 1940 r. Józef Stalin podpisał rozkaz wymordowania blisko 22 tys. polskich oficerów przetrzymywanych w obozach w Kozielsku, Starobielsku, Ostaszkowie i innych miejscach. Konsekwencje tej ludobójczej zbrodni odczuwamy do dzisiaj.
Dzięki materiałom archiwalnym przekazanym stronie polskiej z inicjatywy Borysa Jelcyna nazwiska oprawców znamy bardzo dobrze. Stalin, Beria, Mierkułow, Soprunienko – to byli architekci zbrodni. Obciąża ona jednak również np. Wiaczesława Mołotowa, czy Klimenta Woroszyłowa, którzy podpisali się pod propozycją ludowego komisarza spraw wewnętrznych.
Do tego dochodzą oczywiście bezpośredni oprawcy – odurzeni wódką sadyści w rodzaju Mitrofana Syromiatnikowa albo Wasilija Błochina, którzy fizycznie rozstrzeliwali Polaków w Katyniu, Charkowie, Twerze, Bykowni i innych miejscach, za swoją ciężką pracę otrzymując gratyfikacje finansowe i płatne urlopy.
Ohyda tej zbrodni jest szczególna. Towarzysze sowieccy nie mordowali na oślep. Wyłowili elitę polskiej armii – będącej, tak tak, również elitą społeczną by poddać ją eksterminacji. Podoficerów i żołnierzy albo zwolniono albo przekazano Niemcom. Uznano, nie całkiem słusznie, że niżsi szarżą żołnierze stanowić będą materiał łatwiej poddający się ideologicznej „obróbce” – wynarodowieniu.
Nie ma zatem cienia przesady w stwierdzeniu, że była to próba likwidacji narodu. Ludobójstwo. Nie w tym sensie, iżby podjęto się wymordowania 35 milionów ludzi, ale w zgodzie z przekonaniem, że tak, jak ciało bez głowy obumiera, tak społeczeństwo bez swych elit nie będzie już tym samym społeczeństwem.
Mój przyjaciel napisał kiedyś, że Polacy do dzisiaj nie wyszli z katyńskich dołów śmierci. Co miał na myśli? Myślę, że chodziło mu o to, że pochodzenie PRL-owskich elit i ich spadkobierców wiąże się nierozerwalne z przybyciem do Polski sowieckich czołgów i bagnetów. To, że używały i używają tego samego języka, co major Adam Solski, nie ma tu nic do rzeczy.
Co do zasady, w wykształceniu tych ludzi – nie myślę tu tylko o słuchaczach kursów przy KC PZPR – zabrakło fundamentalnego czynnika. Przerwano reprodukcję przedwojennego etosu, wyrastającego wprost ze szlachecko-niepodległościowego świata postaw i wartości, tak piękne zrekapitulowanego w zawołaniu: „Bóg, Honor, Ojczyzna”.
Komunistyczna kuźnia elit – choć nigdy nie zostało to wyrażone wprost – opierała się na urabianiu ludzi w oparciu o normy odwrotne: ateizm, konformizm, internacjonalizm. Ludzie, którzy wchłonęli w siebie te antywartości do roku 1989 sprawowali w przestrzeni oficjalnej kulturotwórczy monopol.
Jednak duchowi epigoni pomordowanych w Katyniu przetrwali II wojnę światową. A więc walczyli – zaszczute wilki – w lasach, czym dawali przykład następnym pokoleniom, później organizowali strajki. Inni funkcjonowali na kompletnym marginesie życia społecznego, jak chociażby przywołany ostatnio przez Andrzeja Wajdę malarz Władysław Strzemiński. Trzecia grupa to ci, którzy zostali na emigracji, albo do niej dołączyli.
Lata 1989-2015 to okres – teraz już możemy chyba tak powiedzieć – walki między kolejnym wcieleniem socjalizmu z ludzką twarzą a polskością rozumianą tradycyjnie – to znaczy jako nasze wspólne dobro i zobowiązanie.
I mimo, iż rok 2015 można uznać za symboliczny koniec postkomunizmu w Polsce, patrioci nie odzyskali panowania nad kulturą. „Kosmopolici” wciąż trzymają się mocno na uczelniach, w sądach, związkach zawodowych, mediach… Mają swoich dyżurnych pułkowników, wychwalających „kulturę stanu wojennego”.
I w tym sensie to wychodzenie z katyńskich dołów trwa długo. Widać jednak szansę na to, że się uda.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
2 komentarzy
observer48
7 marca 2017 o 07:45Uda się. Co do tego osobiście nie mam wątpliwości. Resortowa swołocz jest zbankrutowana moralnie i polska młodzież to widzi podobnie, jak widzi degrengoladę pozbawionej instynktu samozachowawczego Europy zachodniej. Trzecie pokolenie niepodległościowe zaczyna wyraźnie wygrywać z trzecim pokoleniem ubeckim i Informacji Wojskowej. Ryje oderwane od koryt jeszcze kwiczą, ale nie są już w stanie tych koryt odwojować.
smutny
7 marca 2017 o 12:36U nas „Bóg Honor Ojczyzna” a tutaj na zachodzie mówi sie „Honor is cheap”.
Póki co uważajmy na tych naszych sprzymierzeńców broni by sie nie powtórzyły lata 1939 i 1945.