Koszty utrzymania migrantów (na Białorusi – red.) powinny ponosić międzynarodowe organizacje – oświadczył w wywiadzie dla rządowego kanału Białoruś-1 szef obwodu grodzieńskiego Władimir Karanik. Poddany Łukaszenki zdaje się zapomniał o powszechnie znanym fakcie, że reżim białoruski już zarobił na tych nieszczęśnikach, pobierając od każdego dostarczonego na granicę UE ca. 10 tys. dolarów.
„Oczywiście wszystko będzie policzone i przedstawione. Sytuacji kryzysowej już nie ma, już minęło, ludzie są w bezpiecznych warunkach. Teraz musimy znaleźć rozwiązanie, które pozwoli im dotrzeć tam, gdzie chcą. Kto chce wrócić do domu – proszę bardzo. Każdy, kto chce ubiegać się o status uchodźcy w UE, ma do tego prawo. A koszty związane z tym, że nasi zachodni partnerzy nie do końca rozumieją, jak stworzyć mechanizm realizacji tych praw, powinny zostać nam zwrócone” – powiedział gubernator Grodzieńszczyzny.
Władimir Karanik odmówił jednak podania szacunkowej kwoty, jaką Białoruś wydaje na wsparcie migrantów. Dziennikarzowi rządowego medium zabrakło naturalnie odwagi by zapytać, ile reżim białoruski, jego wysokiej rangi urzędnicy zarobili na „Operacji śluza”, czyli procederze przyciągania zdesperowanych ludzi z Afryki i Dalekiego wschodu.
Sytuacja utrzymująca się od lata na polsko-białoruskiej granicy to specoperacja pod kryptonimem „Śluza” realizowana przez ludzi Aleksandra Łukaszenki. Mechanizm działania władz białoruskich opisał białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan, były redaktor kanału Nexta.
Giczan pisze, że operacja „Śluza”, została zaplanowana jako odpowiedź Białorusi na daleko idące sankcje przygotowane przez Unię Europejską.
Białoruski dziennikarz przypomina, że 26 maja, kilka dni po tym jak Białoruś porwała samolot Ryanair z Romanem Protasiewiczem na pokładzie, Łukaszenka, w odpowiedzi na krytykę ze strony Unii Europejskiej, powiedział: „Zatrzymywaliśmy narkotyki i migrantów [na granicy z UE] – teraz sami będziecie ich wyłapywać”.
Białoruski dziennikarz, powołuje się na śledztwo BYPOL, organizacji zrzeszającej byłych oficerów, którzy wymówili posłuszeństwo Łukaszence po zeszłorocznych wyborach i musieli wyjechać z kraju. Wskazuje, że sprowadzeniem Irakijczyków na Białoruś zajmuje się białoruska państwowa firma Centrkurort należąca do administracji Łukaszenki (to takie quasi-państwowe imperium biznesowe Łukaszenki). Centrkurort współpracuje z irackimi biurami podróży – ci sprzedają wycieczki i dostarczają Centrkurortowi listy Irakijczyków, którzy po wylądowaniu na mińskim lotnisku dostają od ręki białoruskie wizy turystyczne.
„Podczas przekroczenia granicy migranci mają wszechstronne wsparcie ze strony białoruskich służb. Białoruscy pogranicznicy opowiadają (oczywiście anonimowo), że dostali ustny rozkaz przymykać oko na nielegalnych migrantów. Poborowi mówią, że teraz ochroną i patrolowaniem granicy zajmują się nie zwykli pogranicznicy tylko OSAM – specnaz wojsk pogranicznych – najbardziej elitarna jednostka w kraju, gdzie swojego czasu służyli starsi synowie Łukaszenki. OSAM kieruje migrantów, gdzie mają iść” – opisuje białoruski dziennikarz.
Autor podkreśla, że opisał sytuację, bo „zdecydowana większość Polaków nie wie zupełnie o co chodzi”. Ma nadzieję, że jego tekst pomoże to trochę uspokoić debatę publiczną.
oprac. ba za waidelotte.org/Nashaniva.com
3 komentarzy
krogulec
23 listopada 2021 o 10:59Białoruś niech szykuje kasę na odszkodowania.
vis
23 listopada 2021 o 14:43Łukaszenka kasy nabrał to ma z czego ich deportować ! ot to ci biznes zrobił ! po co mu to było !
Edmund
23 listopada 2021 o 16:06To ci cwaniaczek! Sprowadził migrantów na szkodę Polski, Litwy, Łotwy i życzy sobie, by UE płaciła wyciągając pieniądze z naszej kieszeni