Wiek XVIII to dla Rzeczypospolitej epoka upadku politycznego i ubezwłasnowolnienia przez państwa ościenne. Na początku tego stulecia kraj, który nie podniósł się jeszcze ze zniszczeń po wojnach drugiej połowy XVII wieku, poniósł równie ciężkie straty w czasie wojny północnej. Niszczycielskie walki i łupieska okupacja wojsk obcych oraz własnych (szczególnie w latach 1702−1709 i 1715−1716), a także towarzyszące im klęski głodu oraz epidemii doprowadziły kraj do ruiny. Pewne ożywienie gospodarcze związane z wyraźną koniunkturą ekonomiczną w Europie nastąpiło dopiero w trzeciej dekadzie XVIII stulecia. Jednak przepaść między bogacącą się magnaterią a szlachtą (nędza mieszczan i chłopów to osobny temat) wciąż się pogłębiała.
Osiemnaste stulecie w Rzeczypospolitej – przynajmniej większa jego część – to także triumf umysłowości typowej dla sarmackiego baroku, postawy dominującej wśród szlachty, charakteryzującej się niechętnym wszelkim nowinkom (nie mówiąc o reformach czy modernizacji) konserwatyzmem. Słowem, złota wolność to ja i mój ród, a wyznacznikiem moralnym dewocyjny katolicyzm. Europa postrzegała Polskę jako państwo prywaty, które nie ma szans na wydobycie się z zaklętego kręgu nieszczęść, bo z braku cnót obywatelskich i niedostatków ustrojowych nie stać go na zdolnych przywódców. I jeśli na przekór temu stereotypowi pojawiały się w Polsce ruchy i ludzie dążący do zmian ustrojowych, a przede wszystkim do uwolnienia się spod rosyjskiej kurateli (następstwa wojny północnej), to wspólnie przeciwdziałały im Rosja i Prusy, dorywczo wspierane przez Austrię.
Trwający od połowy XVII wieku kryzys armii Rzeczypospolitej był wynikiem słabości władzy. Monarcha w państwie polsko-litewskim znaczył coraz mniej, a sejmy były nagminnie zrywane, co uniemożliwiało realizację jakiejkolwiek polityki fiskalnej na poziomie mogącym nie tylko zaspokoić bieżące wydatki wojskowe, ale i podwyższać je w celu powiększenia oraz unowocześniania sił zbrojnych. Dodajmy, że ten głęboki kryzys systemu politycznego i upadek armii, która przez dłuższą cześć XVIII wieku nie była zdolna do obrony kraju, przypadł w okresie, kiedy przyszli rozbiorcy Rzeczypospolitej wielokrotnie zwiększyli liczebność swoich armii.
Wymownym wydarzeniem, które określiło rolę i miejsce wojska w osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej, był jednodniowy sejm (tzw. niemy) z 1 lutego 1717 roku. Pod rosyjską presją zastraszeni posłowie uchwalili ograniczenie władzy hetmanów, nakaz wycofania z granic państwa 1200-osobowej gwardii królewskiej Augusta II Mocnego oraz uchwalili liczebność armii – tradycyjnie podzielonej na wojska autoramentu narodowego i cudzoziemskiego – na 24 tys. porcji żołdu (18 tys. w Koronie i 6 tys. na Litwie). W rzeczywistości, za sprawą nieokreślonej liczby etatów oficerskich i wynikającej stąd potrzeby łączenia porcji żołnierskich, armia liczyła zaledwie 18 tys. żołnierzy.
Paradoksalnie w obronie polskiej złotej wolności, ale przeciw rosyjskiej kurateli i symbolizującemu ją królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, stanęli zbrojnie konfederaci barscy (1768−1772). Przy tak dużej dysproporcji sił walka była jednak z góry przegrana. Pewne otrzeźwienie nastąpiło po pierwszym rozbiorze Polski: na sejmie z lat 1773−1775, na którym (rzecz jasna, ponownie pod bagnetami rosyjskimi) zostały zatwierdzone cesje terytorialne Rzeczypospolitej na rzecz zaborców, uchwalono zwiększenie komputu wojsk koronno-litewskich do 30 tys. żołnierzy. Niestety, na uchwale się skończyło.
Szansą na rzeczywistą modernizację Rzeczypospolitej był Sejm Wielki (1788−1792). Już na samym początku obrad sprowokowani przez Prusy posłowie podjęli rewolucyjną decyzję o antyrosyjskim sojuszu z Berlinem, wyrzuceniu z kraju stacjonujących w nim wojsk carskich, likwidacji Departamentu Wojskowego kontrolowanego przez posłusznych Rosjanom hetmanów oraz zwiększeniu liczebności armii do 100 tys. żołnierzy. Liczyli, że uda się wykorzystać sprzyjającą koniunkturę polityczną i zaangażowanie carycy Katarzyny II w wojnę z Turcją i Szwecją. Tak się jednak nie stało, bo Prusy okazały się wiarołomnym sojusznikiem, a Rosja, po zamachu stanu w Warszawie i uchwaleniu przez sejm 3 maja 1791 roku konstytucji, przygotowywała się do interwencji. Do tego czasu w Rzeczypospolitej udało się sformować 65-tys. armię opartą na oficerach ściągniętych z zagranicy: m.in. z Austrii ściągnięto księcia Józefa Poniatowskiego, z Saksonii Jana Henryka Dąbrowskiego, z Prus księcia Ludwika Wirtemberskiego. Generalski angaż otrzymał także Tadeusz Kościuszko, weteran wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
Katarzynie II sprawę ułatwili polscy zdrajcy, twórcy konfederacji targowickiej – Stanisław Szczęsny Potocki, hetmani koronni Seweryn Rzewuski i Franciszek Ksawery Branicki oraz Szymon Kossakowski – którzy w obronie starych urządzeń Rzeczypospolitej zwrócili się do niej jako gwarantki ustroju Rzeczypospolitej o pomoc.
W maju 1792 roku w granice Rzeczypospolitej wkroczyła 64-tys. armia rosyjska gen. Michaiła Kachowskiego. W okolicach Tulczyna wódz naczelny książę Poniatowski zdołał zmobilizować tylko 17 tys. żołnierzy. W trakcie walk dołączyła do niego dywizja Michała Lubomirskiego (4,5 tys. żołnierzy) oraz korpus rezerwowy gen. Józefa Zajączka (5,5 tys. żołnierzy). Rosjanie, działając w trzech zgrupowaniach – korpusy Wilhelma Derfeldena, Iwana Dunina i Michaiła Goleniszewa-Kutuzowa – zamierzali okrążyć polskie wojska. Poniatowski mądrze zdecydował na cofanie się na zachód; uczynił to wbrew radom Kościuszki, który optował za rozproszeniem wojsk i obroną kordonową. Taktyka księcia opłaciła się. 18 czerwca 1792 roku pod Zieleńcami 15,5-tys. wojska Poniatowskiego starły się z ok. 11,5-tys. gen. Herkulesa Morkowa. Poza przewagą liczebną Polaków właściwie wszystko przemawiało na korzyść Rosjan. Żołnierze Morkowa byli o wiele bitniejsi i doświadczeni. Rosjanie mieli też 24 armaty przeciwko 12 polskim. Po stronie polskiej, mimo dramatycznych zwrotów sytuacji – chwilowa rejterada kawalerii gen. Stanisława Mokronowskiego i załamanie się w centrum batalionów piechoty, sformowanych z młodych rekrutów – swoje zadanie spełniła artyleria, która skutecznie wspierała polskich piechurów w starciach na bagnety z rosyjskimi grenadierami. Wprawdzie nie udało się rozbić wojsk Morkowa, jednak poniósł on dotkliwe straty. Zginęło 2 tys. Rosjan. Polacy stracili około 1 tys. ludzi.
Na wieść o zwycięstwie król pisał do swego bratanka księcia Poniatowskiego: Od czasów Jana III oto jest pierwsza wstępna bitwa, którą wygrali Polacy bez niczyjej pomocy. W celu upamiętnienia tego zwycięstwa ustanowił odznaczenie wojskowe Virtuti Militari.
Jednak przegrana pod Zieleńcami nie wstrzymała pochodu Rosjan na Warszawę. 18 lipca pod Dubienką połączonym siłom Kachowskiego i Morkowa – w sumie 25 tys. żołnierzy – zaciekły opór stawił Kościuszko, dysponujący niewiele ponad 8 tys. żołnierzy. Polski dowódca, umiejętnie wykorzystując sprzyjające warunki terenowe – wzgórza Woli Habowej i Uchańki – i artylerię, sprowokował przeciwnika do ataków przez podmokłą dolinę. Wprawdzie żadnej ze stron nie udało się osiągnąć wyraźnej przewagi – po załamaniu centrum ugrupowania polskie oddziały wycofały się w porządku, a wykrwawieni Rosjanie nie rozpoczęli pościgu – jednak dysproporcja strat wymownie świadczy, kto bardziej dostał w skórę (ok. 900 poległych i rannych Polaków i 2−4 tys. Rosjan). Po bitwie Kachowski z uznaniem wyrażał się o polskich żołnierzach. W raporcie dla Płatona Zubowa pisał: Mimo bowiem całkowitego naszego zwycięstwa, stwierdzić trzeba, nieprzyjacielski żołnierz bił się nader uporczywie, umiejętnie i wytrwale. […] Mam zaszczyt donieść waszej Ekscelencji, że mając od miesiąca do czynienia z wojskami polskimi, po raz pierwszy stanąłem w obliczu przeciwnika działającego w wielkim porządku, z planową zaciekłością, odpierającego ataki i uparcie broniącego się w odwrocie…
Mimo niepowodzenia wojna nie była jeszcze przegrana. Wprawdzie kampania na Białorusi i Litwie zakończyła się kompromitacją – zdradziecko uchylający się od walki ks. Wirtemberski został przez króla zdymisjonowany, nieudolnością wykazał się jego następca gen. Józef Judycki, a Rosjanie bez walki zajęli Mińsk, Wilno i Grodno – jednak gen. Michałowi Zabielle udało się wycofać do Korony. W końcu lipca nad środkową Wisłą zgromadziły się polskie oddziały liczące ok. 40 tys. żołnierzy, które z okrzepłymi w boju dywizjami Poniatowskiego i Kościuszki mogły stawić opór Rosjanom, nadgryzionym dotychczasową kampanią.
24 lipca nastąpił nagły zwrot sytuacji: król, naiwnie licząc na łagodne potraktowanie Rzeczypospolitej przez carycę i ocalenie choćby części reform Sejmu Wielkiego, przekonał większość Rady Wojennej do kapitulacji i przejścia na stronę targowicy. W Warszawie doszło do demonstracji, w wojsku również wrzało. Atmosferę przygnębienia opisywał Julian Ursyn Niemcewicz w liście do Ignacego Potockiego: Widziałem w wojsku znużonym i nielicznym honor i rozpacz: dnia wczorajszego (24 lipca – aut.) wiadomość z Warszawy napełniła duszę mą goryczą i żalem, zgasła więc już krótka istność nasza, a dawny ciąg wstydu i upodlenia wraca się (…) wiadomość warszawska straszne tu wrażenie uczyniła, prócz Krasickiego wszystka młodzież pała duchem honoru (…). Cóż dopiero mówić o cnotliwym Kościuszku, zgraje Moskalów nigdy go nie smuciły, ani strwożyły, ale wieść o wstydzie naszym pognębiła duszę jego.
Mimo to Kościuszko nie poddawał się: w porozumieniu z Izabellą Czartoryską knuł plan porwania króla i kontynuowania wojny, jednak odrzucił go ks. Józef. 30 lipca podał się do dymisji, a w połowie września opuścił kraj. W styczniu 1793 roku Rosja i Prusy dokonały drugiego rozbioru Rzeczypospolitej.
Opr. TB
Ilustracja: Wojciech Kossak, Po bitwie pod Zieleńcami, Kościuszko wraz z ks. Józefem odbierają defiladę wojsk polskich z jeńcami, po pobiciu wojsk rosyjskich
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!