
Collage: Kresy24.pl
Jakby to brutalnie nie brzmiało, wojna na Ukrainie w obecnej jej formie to dla Polski znacznie mniejsze zagrożenie, niż to co może się stać po jej zakończeniu.
I nie chodzi o to, że w przypadku całkowitego pokonania Ukrainy przez Rosję, na zachód – głównie do Polski – ruszą miliony, a może i dziesiątki milionów ludzi uciekających w panice przed rosyjską okupacją, w tym setki tysięcy byłych żołnierzy, czasem z bronią. Tej fali nic by nie zatrzymało. Ale to już nie byłby problem. To byłby początek Apokalipsy i nie ma sensu tego tu analizować.
Chodzi o sytuację, gdy wojna skończy się jakąś formą rozejmu, a potem pokoju na pozycjach zajmowanych obecnie przez obie strony. Kolejnym krokiem będzie zniesienie zakazu wyjazdu z Ukrainy byłych żołnierzy i mężczyzn w wieku poborowym i mobilizacyjnym.
Niemal wszyscy z nich są wyszkoleni w walce, posługiwaniu się bronią, zabijaniu. Większość zahartowana frontem, a wielu zapewne także cierpiących na psychiczne urazy typowe dla weteranów na całym świecie. Część utraciła bliskich, domy, dobytek życia. Dołączą do nich wszyscy ci, których Putin zamierza właśnie przymusowo wysiedlić z Rosji i terenów okupowanych.
Nie znaczy to, oczywiście, że wszyscy oni będą „zdemoralizowani wojną”, ale pewnie niemało z nich będzie rozgoryczonych „niesprawiedliwym pokojem”, sfrustrowanych subiektywnym poczuciem przegranej, brakiem dalszych perspektyw w swoim kraju, wielu będzie czuło się niedocenionych lub wręcz zdradzonych.
Tak było w Niemczech po I wojnie światowej, w USA po wojnie we Wietnamie, w ZSRR po wojnie w Afganistanie i po dziesiątkach innych wojen na całym świecie. I choć skala była różna, to zachowania i postawy ludzkie zawsze podobne. To również dlatego Putin tak bardzo boi się dziś powrotu do Rosji wielkich mas własnych żołnierzy po obecnej wojnie.
Ale zostawmy Putina z jego problemami, oby były jak największe i zastanówmy się, co to oznacza dla nas. A więc co będzie dalej? Po zakończeniu wojny z Rosją, z Ukrainy może wyjechać co najmniej 200 tys., a nawet 500 tys. mężczyzn – alarmuje ukraiński wicepremier Ołeksij Czernyszow, cytowany przez Kyiv Independent.
W naszej ocenie, jest to szacunek bardzo skromny. Bardziej bylibyśmy skłonni uwierzyć, że może to być nawet 10 razy więcej. Na terytoriach pod kontrolą Ukrainy mieszka obecnie 32 mln osób. Kolejne 5 mln ukraińskich uchodźców przebywa za granicą, a kilka kolejnych milionów na terenach okupowanych przez Rosję.
Część z nich Putin wydali, jeśli nie przyjmą rosyjskiego obywatelstwa, więc wyjadą pozostawiając tam swoje domy, pola i dużą część dobytku. Co zrobią potem? Czy zatrzymają się na Ukrainie, czy pojadą szukać nowego, lepszego życia dalej?
Z kolei – według danych sondażowych – tylko 30 proc. Ukraińców, którzy są obecnie poza krajem, zamierza tam wrócić w ciągu roku po zakończeniu wojny. Kolejne 30 proc. nie wróci w ogóle. Pozostali? Nie wiadomo. Pewnie częstym zjawiskiem będzie dołączanie przez mężczyzn z Ukrainy do ich żon i dzieci, które chcą zostać w Polsce lub w innych krajach UE.
Kiedy rozwijała się u nas gospodarka, spadało bezrobocie i brakowało rąk do pracy, rynek zatrudnienia pewnie by się nawet z tego ucieszył i z czasem wchłonął tę dodatkowa masę ludzi. Ale kiedy teraz bezrobocie rośnie, wiadomość o możliwym wielkim napływie taniej siły roboczej ze wschodu raczej mało kogo już w Polsce ucieszy.
Pomijamy przy tym „aspekt wołyński”, bo mając możliwość zatrudnienia uczciwego i pracowitego robotnika lub pozyskania tanio brakującego w biznesie dobrego specjalisty, żaden pracodawca nie kieruje się tym, że ponad 80 lat temu dokonano tej zbrodni. Chyba, że jest idiotą i nie liczy pieniędzy.
Tym bardziej, jeśli ten pracownik nie jest nawet potomkiem tamtych zbrodniarzy, pochodzi z Odessy, Chersonia, czy Charkowa i cały UPA-nacjonalizm ma w głębokim poważaniu.
Ale aspektu etnicznego, czy generalnie – społecznego, pominąć nie możemy, a będzie on rodził napięcia. Bo Polacy mają swoją historię, tożsamość i język, a Ukraińcy swoją i jakby nie patrzeć – niezbyt się one pokrywają. A wbrew temu co sądzą niektórzy w Brukseli, ludzie to nie są bezduszne klocki, które można dowolnie rozmieszczać i tasować między krajami i nic złego się nie stanie.
Ponadto te – jak to się delikatnie nazywa w mainstreamie – „zaszłości historyczne” są takie, a nie inne i co i rusz będą przypominane w przypływie emocji, nakładając się na różnice kulturowe. Ukraina raczej oficjalnie nie przeprosi, a Polska nie zrezygnuje z żądania tych przeprosin, gdyż wynika to z poczucia ludzkiej krzywdy i elementarnej potrzeby sprawiedliwości.
A co do tego, że z obu stron nie zabraknie chętnych zapaleńców, by te napięcia podsycać jeszcze bardziej, też można mieć pewność. Nie licząc już nawet tych, którzy robią to na zamówienie z Moskwy, bo chyba trudno zaprzeczyć, że tacy są.
Czasem zresztą granica między jednymi i drugimi jest dość płynna. Często ludzie robią coś lub piszą z odruchu serca, mając poczucie, że walczą o prawdę historyczną i nawet nie zauważają, że są też tacy, którzy kompletnie cynicznie to wykorzystują, manipulując nimi w zupełnie innym celu i bynajmniej nie o dobro Polski, czy Ukrainy im chodzi.
Kreml wykorzysta przecież każdą okazję, by nas maksymalnie skłócić bo ma w tym kluczowy polityczny interes i zawsze na tym wygra. Trzeba więc być naprawdę sporym idealistą i optymistą, żeby wierzyć w tę przyszłą „całkowicie pokojową koegzystencję”. Niestety, jak to mówią, pesymista to tylko lepiej poinformowany optymista i bardzo często życie to potwierdza.
Pisząc o tych wyzwaniach, które staną przed Polską, czy tego chcemy, czy nie, warto przy tym pamiętać, że dla Ukrainy masowy odpływ ludności będzie, oczywiście, jeszcze większym problemem bo już obecnie jej gospodarce brakuje – według danych Czernyszowa – ponad 4,5 mln pracowników. A ile będzie brakować rąk do pracy, gdy rozpocznie się odbudowa po zniszczeniach wojennych?
Oczywiście bliższa koszula ciału i ktoś mógłby powiedzieć: niech Ukraińcy sami rozwiązują swoje problemy, a my skupmy się tylko na swoich. Ale żyjemy, niestety, w takich czasach i w takim miejscu, że tak się już po prostu fizycznie nie da.
Nie da się już odciąć od całego świata i żyć spokojnie we własnym gniazdku, gdy wokół wybuchają wulkany. Lawa z nich, tak czy siak dopłynie i do nas. Jeśli Ukraina będzie miała wielkie problemy to w ten czy inny sposób, prędzej czy później, dotkną one także Polskę i inne sąsiednie kraje.
Co więc w takiej sytuacji robić? Odpowiedź jest, wbrew pozorom, banalnie prosta. W historii świata pieniądze rozwiązały bardzo wiele problemów, podobnie jak ich brak na ogół je rodził. Wszystkich problemów pieniędzmi się pewnie nie rozwiąże, ale jakieś 90 procent – tak. Tak to już jakoś od zarania dziejów funkcjonuje.
Jeśli Europa nie chce mieć w przyszłości kolejnych, być może jeszcze większych niż obecnie problemów ze swoim bezpieczeństwem na wschodzie, musi po prostu za to bezpieczeństwo zapłacić. Na świecie nie ma nic za darmo i bezpieczeństwo też ma swoją całkiem konkretną cenę.
Mówiąc o „zapłaceniu”, mamy na myśli zarówno duże inwestycje we własną armię, jak i w powojenną odbudowę Ukrainy. Każde euro wydane tam na ten cel, zaoszczędzi nam potem 1000, a może i znacznie więcej euro na socjal dla kolejnych uciekinierów, czy imigrantów i na walkę z dziesiątkami innych zagrożeń, które może dla nas zrodzić masowy odpływ ludności z Ukrainy na zachód.
Dajemy to pod rozwagę szczególnie tym, którzy – kierowani wyłącznie niechęcią, a często nienawiścią historyczną – prymitywnie pomstują dziś na każdą formę pomocy dla Ukrainy. Nie musicie jej kochać, a często faktycznie trochę trudno ją pokochać. Może nie da się wcale. Ale pomyślcie: ile jest warte wasze własne przyszłe bezpieczeństwo i święty spokój?
Zobacz także: Ofensywa Ukrainy na Biełgorod: Demidowka w gruzach! Przerwali obronę Rosjan.
KAS
3 komentarzy
anna
22 marca 2025 o 00:41Bardzo trafne. Ale, ale, jednego aspektu nie bierze autor pod uwagę. Lojalność Niemiec. To jest naprawdę niebezpieczne państwo, jak Rosja. w tym chaosie może się stać wszystko.
Międzymorze
22 marca 2025 o 00:48,,ale pewnie niemało z nich będzie rozgoryczonych „niesprawiedliwym pokojem”, sfrustrowanych subiektywnym poczuciem przegranej, brakiem dalszych perspektyw w swoim kraju, wielu będzie czuło się niedocenionych lub wręcz zdradzonych.”
Skąd pewność, że Ukraina przegra wojnę, albo że warunki pokojowe będą dla niej niekorzystne i niesprawiedliwe?
Grzesiek
22 marca 2025 o 09:34Już teraz trzeba odesłać na Ukrainę mężczyzn w wieku poborowym. Po zakończeniu wojny skasować pesel ukr i dać bilet na ukraine to samo powinna zrobić reszta europy