Autorem tekstu, który zamieszczamy za „Kurierem Galicyjckim”, jest Kyrył Sazonow – były redaktor donieckiej strony internetowej i organizator proukraińskich wieców w Doniecku; po rozpoczęciu tzw. ruskiej wiosny uciekł z Doniecka i został specjalistą ds. PR Semena Semenczenki i batalionu „Donbas”, mieszka pod Kijowem. Przeczytajcie i napiszcie, co sądzicie o tezach zawartych w tym artykule:
Najpierw wojna hybrydowa tworzy alternatywną rzeczywistość, nie nowe granice, ale alternatywny obraz. Formalnie wojny nie ma i nie ma agresji. Są konflikty wewnętrzne, walka polityczna, zarządzanie kryzysowe oraz przypadki zbrojnej konfrontacji. Agresji i agresora nie ma, są obawiający się sąsiedzi, swoboda słowa, sumienia i próby dostosowania zasad do aktualnej sytuacji przez biurokrację. Biurokracja na ogół stara się wydostać z sytuacji nietypowych za pomocą standardowych metod bez nowych rozwiązań. Jest zbyt konserwatywna i nieświadomie staje się sprzymierzeńcem kreatywnego agresora posługującego się nowymi narzędziami.
Wojna na Ukrainie nie jest tylko wojną Ukrainy, jest wojną, w której Ukraina dzielnie broni się przed agresją Rosji. To wojna światła i ciemności, dobra i zła, kultury i jej braku, cywilizowanego świata i „ruskiego miru”, dyktatury Putlera i kraju walczącego o swoją wolność. Ale bez wątpienia jest to wojna. WOJNA, której ja nie chcę ani na Ukrainie, ani tym bardziej w Polsce. Ale nie mogę chować głowy w piasek i udawać, że jej nie ma, jak to robi większość europejskich polityków. Niestety, jest. Ta wojna zburzyła całe moje życie i życie mojej rodziny, mnóstwa moich znajomych, przyjaciół; zabrała życie tysięcy niewinnych osób w różnym wieku, żołnierzy, 18-letnich młodych ludzi, którzy po szkole zdecydowali się bronić ojczyzny, i dziadków, którzy mogliby spokojnie wychowywać wnuki. Codziennie zabiera ich dusze do nieba.
A co zrobiliśmy, by jej nigdy nie było na polskiej ziemi? Z referatem na ten temat wystąpiłem na Forum Ekonomicznym w Krynicy. Od razu wyjaśnienie – ten tekst nie był przeznaczony dla Ukrainy, bo tu i beze mnie wszyscy rozumieją sytuację, a tym bardziej nie dla Rosji, bo tracić na nich czasu nie chcę i nie widzę sensu. Po prostu w pewnym momencie po rozmowach na Forum stało się dla mnie jasne, że Europa jest zmęczona naszymi smutnymi opowieściami o agresji, prośbami o pomoc. Są zmęczeni.
To smutne, ale to fakt. Oni nie są zainteresowani słuchaniem o naszych kłopotach. Aby wzbudzić zainteresowanie poważnych rozmówców z Polski i innych krajów, są tylko dwie możliwości: albo należy im zaproponować zarobić miliony dolarów, albo przestraszyć. Milionów nie mam, więc w ciągu nocy dopracowałem wcześniej przygotowany tekst i wyszedłem z nim do publiczności. Moim zdaniem, udało się. Pojawiły się propozycje, aby powtórzyć go w innych miejscach, a polski profesor wziął go, by zaprezentować swoim studentom. Poniżej zamieszczam ów tekst i poddaję pod osąd opinii publicznej.
Wschodnia granica Aliansu. Wojna hybrydowa zmienia zwykłe zasady bezpieczeństwa
W samym tytule mojego wystąpienia założona została kontrowersja. Na pierwszy rzut oka wszystko jest logiczne. Chodzi o wschodnią granicę Aliansu, czyli Unii Europejskiej i demokratycznego świata. Oraz o wojnę między Ukrainą a Rosją. Która was, Europejczyków, nie dotyczy. Wojna jest daleko. Bardzo daleko. W telewizorze. I zawsze można telewizor wyłączyć. W jednym programie telewizyjnym mówi się, że ta wojna nie jest taka agresywna, a czasami, że jest to wojna domowa. Poważni przedstawiciele instytucji ponadnarodowych wyrażają kolejny już raz głębokie zaniepokojenie, po czym problem znika i prowadzący przechodzi do nadawania wiadomości ze świata sportu i mody.
Nie okłamujcie samych siebie! Agresja Rosji na Ukrainie to jest też wasza wojna. Z odroczeniem. Nie z różnymi scenariuszami, ale po prostu z odroczeniem. W przypadku porażki Ukrainy ta wojna przyjdzie do was. Hybrydowa. Z realnymi ofiarami. Warszawa i Kraków to nie Donieck i Ługańsk. Dziś nie. A jutro? Wy nawet nie możecie sobie wyobrazić, jak łatwo to się robi.
Na początku media kreują alternatywny obraz, jak w waszym kraju są uciskani, na przykład, mieszkańcy rosyjskojęzyczni. Albo prawosławni, to nie ma znaczenia. Dalej nieśmiałe protesty, żądania przyznania dodatkowych uprawnień, specjalnych praw i w finale – prowokacja z ofiarami. Koniec, kropka, zapraszamy do klubu. Nawet nie zauważyliście, jak i kiedy wojna hybrydowa weszła do waszego domu. Przecież wszystkie aktualności na temat sportu i mody były ciągle nadawane, a nic nie wróżyło kłopotów! Proszę mi powiedzieć, w którym z krajów Europy Wschodniej nie ma dziś żadnych prorosyjskich grup, które Kreml może wykorzystać? Gdzie nie ma rosyjskich mediów, rosyjskiego biznesu, kanałów, przez które pompowane są pieniądze i inne instrumenty wpływu?
Wojna hybrydowa zmienia zwykłe zasady. Ale głównym celem nie jest zmiana reguł wojny hybrydowej, ale zmiana granicy. I niekoniecznie na mapie, nie. Po prostu formalna granica traci znaczenie i państwo zaczynają kontrolować nie jego władze, lecz siły zewnętrzne. Pośrednio, nawet bez walki zbrojnej. Bezpośrednio zaś w wyniku zorganizowanych burd z następującą po nich nieformalną okupacją.
To bardzo ważny punkt. Najpierw wojna hybrydowa tworzy alternatywną rzeczywistość, nie nowe granice, ale alternatywny obraz. Formalnie wojny nie ma i nie ma agresji. Są konflikty wewnętrzne, walka polityczna, zarządzanie kryzysowe oraz przypadki zbrojnej konfrontacji. Agresji i agresora nie ma, są obawiający się sąsiedzi, swoboda słowa, sumienia i próby dostosowania zasad do aktualnej sytuacji przez biurokrację. Biurokracja na ogół stara się wydostać z sytuacji nietypowych za pomocą standardowych metod bez nowych rozwiązań. Jest zbyt konserwatywna i nieświadomie staje się sprzymierzeńcem kreatywnego agresora posługującego się nowymi narzędziami.
Nie chcę wam opowiadać o ukraińskich problemach – one was nie obchodzą. Opowiem, w jaki sposób i kiedy te problemy mogą stać się waszymi. Te problemy, przed którymi Ukraina na razie was chroni, chroni też wasze interesy i wasze zyski. Dopóki Kreml bije głową w mur ukraińskiej obrony, u was wszystko będzie w porządku. Pokój, biznes, wartości europejskie. Ale jeśli Ukraina nie wytrzyma? Wtedy to już będzie wasz problem. Przede wszystkim w postaci milionów imigrantów z Ukrainy, którzy zburzą granice, uciekając wraz z rodzinami przed wojną. W ciągu jednego dnia, może dwóch do Europy może przybyć piętnaście-dwadzieścia milionów Ukraińców prywatnymi samochodami lub pieszo. Ogrodzenia nie pomogą, jeśli ludzie uciekają przed wojną. A to znaczy, że wojna hybrydowa przeciwko waszym krajom już się toczy.
A potem nad granicę przyjdzie agresor. Najpierw z wojną hybrydową, a następnie z prawdziwą. Ja nie proszę o wsparcie Ukrainy z litości. Przemawiam do waszego instynktu przetrwania i do waszego rozsądku. Nie chcecie zobaczyć rosyjskich czołgów na granicy? Pomóżcie nam je zatrzymać. Innej opcji nie ma. Nie wystarczy dać złodziejowi dziesięć złotych, on zechce cały twój portfel i kurtkę, i buty, i pierścień. Nie można oddać agresorowi Ukrainy lub jej części, bo wtedy on będzie iść dalej.
Głównymi filarami, na których wspiera się wojna hybrydowa, są: obecność agresora, zamrożone lub potencjalne konflikty na terytorium danego państwa, ofiary aktywnej rekrutacji przez agresora agentów wpływu oraz obojętność biurokracji. Takich przykładów nie trzeba daleko szukać, są bardzo blisko. Teraz możemy obserwować przesunięcie granic demokratycznego i cywilizowanego świata ze wschodniej granicy Ukrainy na zachód.
Nie będę zagłębiać się w teorię. Tylko konkrety. Mamy bardzo jasny i na dużą skalę przykład prowadzenia wojny hybrydowej w dzisiejszej Europie, który dotyczy nie tylko Ukrainy, ale całej Unii Europejskiej. To jej granice są dziś przesuwane. Nawet jeśli formalnie nie są one naruszone przez bezpośrednią inwazję, to w wojnę hybrydową już są wciągnięte prawie wszystkie kraje UE.
Wojnę hybrydową w tej chwili prowadzi Rosja. To jest fakt i trzeba mówić o nim wprost, bez cienia aluzji. Teraz bardziej szczegółowo: przeciwko komu skierowane jest zagrożenie. Rosja prowadzi wojnę hybrydową nie przeciwko Ukrainie, ale przeciwko Unii Europejskiej i Stanom Zjednoczonym! To znaczy, przeciwko całemu demokratycznemu światu. Naprawdę jest to konflikt światopoglądów, konflikt scenariuszy rozwoju społeczeństwa. Rosja przegrała w rywalizacji gospodarczej. Pozostały jej inne metody do zastosowania: przekupstwo, szantaż, terroryzm, manipulacje, rozpalanie konfliktów wewnętrznych, tworzenie w krajach UE lojalnych grup z miejscowej ludności rosyjskiej i imigrantów. Różnice religijne, etniczne, statusu społecznego to podatny grunt dla spekulacji, rekrutacji i podsycania konfliktów. To właśnie nazywane jest dzisiaj wojną hybrydową. Po wojnie hybrydowej zawsze przychodzą rosyjskie czołgi. Jeżeli Kreml nie rozbije sobie głowy o mur obrony w mojej ojczyźnie, Ukrainie, czekajcie na jego wizytę u siebie. On nie może się zatrzymać tylko dlatego, że po spadku cen ropy naftowej nie może się normalnie rozwijać i konkurować. To jest możliwe jedynie za pomocą agresji.
Podkreślam szczególnie tę sprawę, ponieważ najważniejsze pytanie brzmi: kogo dotyczy wojna hybrydowa? Oczywiście, w pierwszej kolejności Ukrainy, ale także Estonii, Łotwy, Litwy, Polski… Dotyczy wszystkich. Nawet na wybory amerykańskie rosyjskie służby specjalne próbują wpływać. Wydawałoby się, jak to możliwe, że wybory w supermocarstwie za oceanem dotyczą ciągle podrywającej się z kolan Rosji? Ale we współczesnym świecie, powiązanym tysiącami nici, nie sposób tego uniknąć – wojna hybrydowa dotyczy wszystkich. I zamachy terrorystyczne, cyberataki, szantaż są zagrożeniem dla wszystkich. Dla wszystkich państw i organizacji międzynarodowych.
Logika agresora w tym przypadku jest podyktowana dążeniem do życia „nie gorzej niż w innych krajach”. Żeby w oczach własnych obywateli i potencjalnych sojuszników wyglądać atrakcyjnie. Ale by to osiągnąć, agresor nie zamierza reformować własnej gospodarki, budować instytucji demokratycznych, niezależnych mediów i innych niezbędnych instrumentów. Agresor dokłada wszelkich starań, aby innych ściągnąć do własnego poziomu lub poniżej. Albo zmusić do dzielenia się dobrami materialnymi w postaci pomocy donatorów, kredytów lub tworzenia preferencyjnych warunków na rynku światowym. W zamian za, na przykład, zaprzestanie ataków terrorystycznych albo wspierania wszelkiego rodzaju partii radykalnych w kraju, który stał się przedmiotem agresji hybrydowej. I wtedy może w porównaniu z innymi państwami wypaść korzystniej.
Cele wojny hybrydowej
Celem tej wojny jest stworzenie strefy niestabilności i zagrożenia na taką skalę, żeby Zachód zgodził się na negocjacje i ustępstwa. Na olbrzymie koncesje. Takie na przykład, jak uznanie prawa Rosji do dyktowania zasad życia w krajach, które Kreml uważa za swoją strefę wpływów. W praktyce oznacza to umożliwienie Rosji odebrania kilku krajom niezależności. Następnym ustępstwem może być dopuszczenie Rosji do stołu negocjacyjnego w sprawie wszystkich ważnych kwestii globalnych na prawach równego lub najlepiej starszego partnera. I, oczywiście, wsparcie finansowe w formie pożyczek i innych narzędzi pomocy przy spadających cenach ropy naftowej i gazu. W zamian Rosja obieca ograniczyć swoją kontrolę nad terytorium, które ustąpi Zachodowi, i nie iść dalej. W rzeczywistości wojna hybrydowa się nie skończy. Kreml może złagodzić presję na partnerów w negocjacjach, ale rąk od gardła nie odejmie. W przeciwnym przypadku nie będzie mieć gwarancji zachowania status quo i nie będzie miał szansy z powodzeniem kontynuować swoich działań w sprzyjających warunkach.
Doświadczenie w takich operacjach ma ogromne jeszcze z czasów ZSRS. Ale teraz Federacja Rosyjska przechodzi od doraźnych operacji do długoterminowych projektów, połączonych w jeden scenariusz. Łatwo zrozumieją to również ci, którzy pamiętają czasy konfrontacji ZSRS z krajami cywilizowanymi, nie ma tutaj zasadniczej różnicy.
W sytuacji zdrowej konkurencji dyktatura, która opiera się na gospodarce surowcowej, w zderzeniu z krajami o gospodarce rynkowej i demokratycznej formie rządów jest skazana na klęskę. Sprawdzono to na licznych przykładach. Kompromisowe rozwiązanie tu nie istnieje. Nie można zbudować gospodarki rynkowej, kiedy nie ma wolnych wyborów, niezawisłego sądownictwa i niezależnych mediów. Wybierając dyktaturę, Rosja automatycznie przegrywa konkurencję ekonomiczną. Dlatego jeśli chce ją zachować, wojna, w jakiejkolwiek formie, jest nieodwołalna. Ale prowadzić konwencjonalne działania zbrojne przy takiej różnicy w potencjale gospodarczym oznacza oczywistą klęskę. A więc wojna hybrydowa. Wojna podła, nikczemna i zdradziecka. Groźby i przekupstwo, manipulowanie informacjami, kłamstwo to nic nowego dla rosyjskich służb specjalnych. Skoncentrujmy się dokładniej na metodach.
Metody wojny
Dzielą się jedynie w teorii, w praktyce zawsze występują łącznie. Nie ma sensu organizować pikiet i zabijać skrycie aktywnego działacza, jeśli ten obrazek nie będzie później nagłośniony w mediach. W ten sposób propaganda staje się domeną agentów bezpośrednich. Działają na rzecz zburzenia spokoju i nasilania istniejących konfliktów w społeczeństwie.
1. Propaganda. Destabilizowanie sytuacji poprzez wykorzystanie wszystkich rodzajów mediów i komunikacji. Budowanie obrazu rzeczywistości alternatywnej, gdzie bandytów, prowokatorów i agentów przedstawia się jako ludność cywilną oczekującą sprawiedliwości. Organy ścigania przedstawia się jako katów. Na miejscu cały fałsz tego obrazu jest oczywisty, ale nie chodzi o miejscowych, tylko o widza zewnętrznego. Przedstawianie agresji zbrojnej jako walki wyzwoleńczej ludności cywilnej to metoda, którą posługiwano się jeszcze za czasów KGB.
2. Wywoływanie wewnętrznych konfliktów w danym kraju przy pomocy agentów wpływu. Można również wywoływać konflikt między państwem, które stało się obiektem agresji, a jego sąsiadami. To umożliwi później podjęcie działań zbrojnych przy mniejszym oporze oraz pod szyldem misji pokojowej.
3. Terror. Wsparcie istniejących organizacji radykalnych lub stworzenie ich od podstaw. Właśnie one powinny rozlewać krew i tworzyć atmosferę niepokoju, zamętu, osłabiać kontrolę władz. Terror można stosować w odniesieniu do całego społeczeństwa albo określonej grupy społecznej, religijnej czy narodowej, by potem w działaniach propagandowych odwołać się do tych faktów. I w ten sposób zbudować poważny konflikt w kraju, który stał się ofiarą agresji.
Celem terroru jest zastraszenie. Aby w zamian za zaprzestanie ataków terrorystycznych zmusić do zaakceptowania narzuconych warunków. Przy czym agresor i terroryści nie są formalnie związani.
4. Presja ekonomiczna. To narzędzie pozwala doprowadzić do tego, by obywatele byli coraz biedniejsi, by wzrastała niepewność jutra, trwoga o byt, o pracę, a tym samym nasilało by się napięcie społeczne. Później wystarczy wyjaśnić, że wszystkiemu winien jest nie agresor, ale rząd. Albo odwrotnie. Można komuś nadać jakieś przywileje, udzielić tanich kredytów, udostępnić surowce po niskich cenach. I agenci są gotowi do protestu.
5. Naciski polityczne i międzynarodowa izolacja. Tworzy się negatywny, a nawet toksyczny wizerunek władz państwowych – obiektu ataku, w wyniku czego stają się one międzynarodowym pariasem. Przykładem może być skandal, jaki wybuchł po zabójstwie ukraińskiego dziennikarza Georgija Gongadze, o które oskarżono władze Ukrainy i bezpośrednio prezydenta Leonida Kuczmę. Po surowej reakcji Zachodu nie miał on praktycznie dużego wyboru, mógł albo orientować się na Kreml, albo pozostać w absolutnej izolacji. Agresor bardzo lubi zostawać jedynym przyjacielem swojej ofiary. Bo to nie tylko ułatwia wprowadzanie agentów na wszystkie poziomy, ale również pozostawia ofiarę bez sojuszników.
6. Poszukiwanie i tworzenie lojalnych grup. Głównym narzędziem nowoczesnej wojny hybrydowej jest budowanie poparcia dla agresora w kraju wybranym na ofiarę. To znaczy najważniejszym zadaniem jest poszukiwanie i tworzenie lojalnych grup. Zwykle są to wspólnoty narodowe, religijne, terytorialne lub polityczne, które z jakiegoś powodu mogą być skłócone z resztą społeczeństwa. Finansuje się je i ustawia w opozycji do reszty społeczeństwa za pomocą propagandy i prowokacji. Tworzenie wrogo nastawionej do własnego kraju, ale lojalnej wobec agresora grupy od podstaw jest długie i kosztowne, dlatego zwykle korzysta się z tlących lub zamrożonych konfliktów.
Najchętniej wykorzystywane są konflikty o charakterze narodowym lub religijnym – mogą być utrzymywane przez długi czas małym kosztem. I łatwiej jest na ich podstawie tworzyć propagandę. Kluczowym wyzwaniem w budowaniu takich konfliktów jest stworzenie sytuacji, w której poleje się krew kogoś z lojalnej grupy, a winne będą inne grupy lub władze państwowe. Konflikt, który jest podsycany krwią ofiar przy odpowiednim wsparciu informacyjnym może bezpośrednio doprowadzić do pożaru, a przynajmniej przez długi czas się tlić.
Jednocześnie agresor musi ciągle maskować swoje działania, musi prezentować je jako walkę o pokój i rozwiązywanie konfliktów. Nawet jeśli to on ten konflikt wywołał. Obecność w tym narzędzi propagandy – sterowanych mediów, sterowanych liderów opinii – staje się ważnym czynnikiem. Cały świat powinien zobaczyć nie agresję, tylko konflikt wewnętrzny i pragnienie pomocy w rozwiązaniu go w sposób pokojowy.
Zasoby agresora
Aby prowadzić wojnę hybrydową, obecność zaawansowanej technologicznie armii, w przeciwieństwie do tradycyjnych operacji wojskowych, nie jest priorytetem. Oczywiście, wojsko jest potrzebne jako czynnik nacisku. Jednak kluczowe zadania wykonują wywiad, dywersanci, zwerbowani agenci wpływu oraz kontrolowane przez agresora media.
Tak więc głównymi zasobami do prowadzenia wojny hybrydowej są pieniądze, które pozwalają na promowanie stanowiska agresora w mediach i wśród liderów opinii. Za pomocą pieniędzy, prowokacji agentów oraz odpowiednich przekazów medialnych można uzyskać poparcie wielu polityków, którzy bez pomocy agresora nie mieliby szans na poważną reprezentację we władzach.
Sposoby obrony
Idealnym sposobem obrony przed wojną hybrydową jest brak słabych miejsc, słabych ogniw. Wewnętrzne sprzeczności, antagonizmy etniczne i religijne, tlące się konflikty lub pamiętanie o nich, politycy, którzy chcą zbijać kapitał na tematach dzielących społeczeństwo – to są podstawowe zagrożenia. Słabe miejsca, słabe ogniwa, z których aktywnie będzie korzystać agresor, by zaostrzyć sytuację i ewentualnie rozpalić konflikt. Właśnie takie warunki są najwygodniejsze do rekrutacji zwolenników, agentów, tworzenia grup aktywnych w protestach ulicznych lub wykonawców ataków terrorystycznych. W ten sposób kraje, które mogą być lub już są obiektami agresji hybrydowej (a nie jest tajemnicą, że agenci Kremla są prawie w całej Europie), są zainteresowane przede wszystkim w tym, żeby trudne problemy wewnętrzne rozwiązać samodzielnie.
Obroną przed wojną hybrydową może być mur: dyplomatyczny, przygraniczny, finansowy, medialny i światopoglądowy. Agresor, nawet hipotetycznie, powinien być pozbawiony najmniejszych szans na finansowanie partii politycznych, organizacji społecznych, mediów w danym kraju. Wszelkie najmniejsze szczeliny, przez które mogą przecisnąć się pieniądze agresora i jego propaganda, są zagrożeniem.
Jedynym systemem obrony jest wzajemna pomoc. Agresor musi zrozumieć, że wspólna reakcja państw Aliansu i UE będzie surowa i szybka. Alians państw demokratycznych powinien działać synchronicznie i wciąż podnosić cenę ewentualnej agresji do poziomu, w którym agresja straci wszelki sens. Aby wszystkie uzyskane przez agresora korzyści były zbyt małe w stosunku do strat finansowych i politycznych. Wojna hybrydowa musi być szalenie drogą przyjemnością, która automatycznie z założenia przynosi tylko straty i izolację. Musi być skrajnie kosztowną przyjemnością dla państwa agresora oraz wyrokiem i karą dla reżimu politycznego.
W chwili obecnej Unia Europejska i Stany Zjednoczone po prostu przechodzą próbę testową, gdy niemal na ich granicach wojna hybrydowa przeszła wszystkie etapy przygotowania i zmieniła się w płonący konflikt z udziałem armii agresora wspartej na lokalnych agentach wpływu. To właśnie na tym przykładzie można poznać historię wojny hybrydowej, jej metody i rozwój. I ten konflikt daje możliwość Aliansowi i UE za pomocą Ukrainy na długi czas zniechęcić agresora do prowadzenia jakiejkolwiek wojny. Za żadną cenę.
Podstawowym warunkiem realizacji tych działań jest jednolita, twarda postawa i prawdziwe rozumienie skali zagrożenia. Przypomnę od czego zacząłem: obiektem ataku nie jest Ukraina, ona po prostu jest pierwsza na liście. Obiektem jest cała Europa. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć, jakie siły i środki Kreml inwestuje w swoich zwolenników w różnych krajach. To nie są działania dobroczynne, charytatywne – to inwestycja. Jeśli wspólnie nie powstrzymamy agresję Kremla na Ukrainie, to już bez nas będziecie bronić się przed nim w Polsce, na Litwie – wszędzie, z milionami imigrantów na własnym podwórku i z wrogiem u granic.
Jagiellonia.org / Kyrył Sazonow / tłum. Andrzej Iwaszko
Tekst ukazał się w „Kurierze Galicyjskim” nr 20 (264) 28 października – 14 listopada 2016
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl
21 komentarzy
Stein
8 listopada 2016 o 11:25A zatem Polska nie powinna pozwalać na osiedlanie się Ukraińców, bo to bratni naród prawosławny, który może poprosić starszego brata o wsparcie.
observer48.
8 listopada 2016 o 12:12Gdyby głupota umiała fruwać, unosiłbyś się w przestworzach, niby andyjski sęp znany jako kondor.
SyøTroll
8 listopada 2016 o 14:14A pan jak sęp płowy w Izraelu zwany „orłem”. W oryginale, w ustach dr Štrosmajera, to była gołębica. Nie mógł pan użyć „gołębia” ?
Oczywiście, pozdrawiam. 😉
MX
8 listopada 2016 o 12:12Oczywiście. Pozwalanie Ukraińcom na osiedlanie się w Polsce może w przyszłości okazać się OGROMNYM błędem, który będzie kosztował życie tysiące Polaków.
Pafnucy
10 listopada 2016 o 12:15Racja. Mamy już milion banderowców w Polsce. Jak trzeba to staną się „proukraińskimi separatystami”, „ukraińskimi zielonymi ludzikami” lub kimkolwiek zechce banderowski Kijów. Jak Kijów padnie to zawsze mogą posłużyć Rosji jako „uciśnieni przez polskich neopanów ruscy neochłopi”. Rosja lubi wyzwalać „ruskich” wszędzie. Kto dopuścił do przepływu takiej ilości obcokrajowców do Polski powinien za to odpowiedzieć.
observer48.
8 listopada 2016 o 12:25To wszystko, o czym pan Kyrył Sazonow mówi i pisze powiedział śp. Prezydent Lech Kaczyński w stolicy Gruzji Tbilisi 14 sierpnia 2008 r., ale nikt w Europie i za oceanem nie chciał go słuchać. Ile razy trzeba to będzie powtarzać? https://www.youtube.com/watch?v=Ls0fTk9HZ-c&ab_channel=Wykleci
Problemem Ukrainy jest oddziedziczona po Sowietach bizantyjska, wszechobecna korupcja, z którą ten naród nie jest sobie w stanie poradzić, a Moskale ją podsycają, a także podsycają podziały i po cichu finansują ruch neobanderowski wywodzący się z najuboższej i najbardziej zacofanej części Ukrainy, dawnej Galicji Wschodniej, zamieszkałej przez około 10% ludności tego kraju. Zapobiega to unifikacji wschodniej i zachodniej Ukrainy, a także powoduje zadrażnienia stosunków z jej zachodnimi sąsiadami Polską, Słowacją i Węgrami.
SyøTroll
8 listopada 2016 o 14:51Panie kolego, nawet jeśli Rosjanie finansują i finansowali ruch „neobanderowski”, to właśnie na ten „neobanderowski” ruch jako „proeuropejski” i „prodemokratyczny” postawiły na samym początku „Rewolucji Godności” i USA i UE (za sprawą Polski). Gdyby „neobanderyzm” i inne zachodnio-ukraińskie nacjonalizmy nie były dość silne, nie mielibyśmy wojny domowej, bo „proeuropejska” opozycja nie zaczęłaby wykorzystywać ich retoryki do wzrostu swojej popularności, tylko zapuszkowałaby radykałów jeszcze pod koniec lutego 2014-ego roku. Były co prawda nieśmiałe próby zrobienia porządku, np. z „Saszką Biłym”, ale na tym się skończyło, i mamy co mamy. „Huzia na moskala !!!”
Moskale niczego nie podsycają tylko bronią swoich wpływów, co nazywamy w polskich mediach „rosyjską agresją”. Skądinąd, to fajny skrót myślowy, odwracający znaczenie, podobnie jak słynne tzw. „polskie obozy koncentracyjne”. Trzeba uczciwie pogratulować temu który ją wymyślił.
PolakNieTroll
8 listopada 2016 o 21:09Trollu, poczytaj sobie ,co sami wielcy Rosjanie piszą o swoim narodzie.
http://reporters.pl/3257/wielcy-rosjanie-o-swojej-ojczyznie-z-przerazeniem-mysle-kogo-urodzi-to-pijane-krwawe-bydlo-foto/
I bez tego artykułu, nawet średnio rozgarnięty wie, jaki jest (w swojej masie) naród Rosyjski.
Mamy wyjątkowego pecha, że z takim czymś musimy graniczyć.
Na pohybel wszystkim trollom !
Na pohybel putlerowcom !
Na pohybel Mordorowi !
Luk
8 listopada 2016 o 20:54@observer48
Sazonow ma oczywiście 100% racji. Wiele krajów zostało zaatakowanych przez rosyjskich płatnych trolli. Ich działania nasiliły się szczególnie w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Od tego czasu także polski internet jest wprost zalewany szambem rosyjskiej propagandy.
Pod każdym artykułem na temat Rosji i jej polityki pojawiają się natychmiast dziesiątki komentarzy podzielających rosyjski punkt widzenia, pisanych przez zawodowych trolli.
Te działania mają na celu urabianie społeczeństw na stronę Rosji. Pamiętajmy, że większość środków wydawanych przez rosyjskie służby idzie właśnie na propagandę i przewroty ideologiczne w wybranych krajach. Jest to taktyka przećwiczona i praktykowana przez Moskwę już od czasów ZSRR.
MX
8 listopada 2016 o 22:00@Luk
Problem w tym, że jest też inne zjawisko – propagowana w Polsce propaganda pro-ukraińska/anty-rosyjska, której częścią jest dyskredytowanie przeciwników poprzez zarzucanie im, że są rosyjskimi trollami.
A w rzeczywistości:
1. Jest niewielka grupa Polaków, którzy lubią i popierają Rosję.
2. Jest DUŻA grupa Polaków, którzy nie lubią Ukrainy i nie wierzą w propagandę pro-ukraińską. Warto tu przypomnieć, że według badań CBOŚ z 2016 roku, 34% Polaków żywi niechęć do Ukraińców – to są MILIONY Polaków.
3. Są też Polacy-debile, z mózgami wypranymi propagandą pro-ukraińską, którzy często błędnie uznają ludzi z pierwszej lub obu poprzednich grup za „płatne trolle”.
SyøTroll
8 listopada 2016 o 13:52Nie zgadzam się z autorem, jest z jednej strony wojna o Ukrainę; między FR, UE i NATO czyli de facto trzema stronami, oraz równoległa wojna domowa na Ukrainie, w której „Ukraina dzielnie integruje z linią obecnych post-majdanowych władz przy użyciu swoich sił zbrojnych swoich zbuntowanych obywateli”. Trzeba do tego zapewne niemało odwagi i dzielności.
Celem „HYBRYDOWEJ WOJNY” jest zmiana umysłów ludzkich, zdobycie wpływów. Jeśli strona uznawana za „naszą” pragnie rozszerzyć wpływy to to nie jest „HYBRYDOWA WOJNA”, „HYBRYDOWA WOJNA” ma miejsce jedynie wtedy gdy to nasi przeciwnicy próbują wpływy rozszerzyć lub zachować. O tak wtedy to zdecydowanie jest „HYBRYDOWA WOJNA”. Warunkiem jej zaistnienia są podwójne standardy, stosowane przez stronę uznaną za „NASZĄ”, w polityce wewnętrznej lub międzynarodowej.
Autor próbuje nam wmówić że jeśli „proeuropejskie” i „prodemokratyczne” władze chcą kogoś „zintegrować pokojowo czyli militarnie” to widocznie wiedzą lepiej, a obywatel ma obowiązek dać się „zintegrować” nawet za cenę życia, bo tak jest „proeuropejsko” i „prodemokratycznie”.
„Wojnę hybrydową” prowadzi nie tylko Rosja przeciw UE i USA ale także USA przeciw Rosji, Chinom i innym prawdziwym i wyimaginowanym wrogom, którzy złośliwie nie chcą działać w imię interesów USA, na własną szkodę. Do pewnego stopnie chęć rozszerzenia wpływów przez UE czy Chiny, wszelkimi dostępnymi metodami, może z wyjątkiem otwartej wojny, też może być tak odbierana.
„5. Naciski polityczne i międzynarodowa izolacja. Tworzy się negatywny, a nawet toksyczny wizerunek władz państwowych – obiektu ataku, w wyniku czego stają się one międzynarodowym pariasem”. O to jest dobre !!! Były one wywierane przez Rosję na Europę, w odpowiedzi naciski Europy i USA na Rosję, na Iran, Izrael, Pięć lat temu na Egipt, od pięciu lat na Syrię. Pytanie kto zauważa takowe naciski ? Niestety wszyscy, także mieszkańcy krajów pozaeuropejskich i północnoamerykańskich. Także ich władze. Świat niestety nie kończy się na Zjednoczonej Europie, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie., jak chcieli by to niektórzy. Więc i oceny kto jest agresorem a kto obrońcą „wpływów”, będą różne.
U nas jeśli już do „HYBRYDOWEJ WOJNY”, która straszy nas autor dojdzie będzie ona wojną pomiędzy „proeuropejskimi” Polakami i Ukraińcami zza południowo-wschodniej granicy, którzy przyjechali do nas w gości, uciekając przed swoja „WOJNĄ HYBRYDOWĄ” a resztą która się będzie czuła miejscowymi. W pewnym sensie ona u nas już trwa, pomiędzy władzą, a antyrządową, a więc „NIE NASZĄ” opozycją.
Celem terroru jest zastraszenie; a dokładniej terror jest zastraszeniem. Rzecz w tym że zastraszenie jako narzędzia utrzymania „swojego” porządku używają także państwa o charakterze totalitarnym, współczesna post-majdanowa Ukraina zdecydowanie ma takie zapędy, bym się nie zdziwił gdyby „Ludowe Republiki” także. Taki, niestety tam „mamy klimat”.
Nie widzę sensu w robieniu sobie wrogów, byle się tylko przypodobać zaoceanicznemu „sojusznikowi”. Nie widzę sensu w podgrzewaniu wrogości do Rosjan i Rosji, zwłaszcza w sytuacji „zagrożenia ze strony Rosji”, którym nas władze straszą. Zatem, albo poziom realnego zagrożenia został przez władze mocno podkolorowany, albo rządzą nami szczególnie popisowi kretyni, o skłonnościach samobójczych, dla których obecny wysoki stan zagrożenia jest wciąż zbyt niski. Trzecia opcja nie istnieje.
1andrzej
8 listopada 2016 o 19:32To dowodzi, że autor ma rację.
SyøTroll
9 listopada 2016 o 07:44Ogólnie rzecz biorąc tak ale wyłącznie wtedy gdy za „Agresora” uznamy zarówno Rosję, jak i Unię Europejską czy Stany Zjednoczone, zaś fizyczną eliminację rosyjskich wpływów osobowych przez rozstrzelanie uznamy za dopuszczalną w „demokratycznym kraju” eliminację słabych miejsc, słabych ogniw, o których autor pisze czyli że konflikty z mniejszościami zaczniemy eliminować poprzez eliminację mniejszości.
Luk
8 listopada 2016 o 20:45@SyøTrol
Nie twórz własnych definicji i nie zmieniaj znaczenia pojęć rosyjski propagandysto.
Przewrotność i zakłamanie to wasze znaki wodne, które zostawiacie w każdym swoim wpisie.
SyøTroll
10 listopada 2016 o 08:54Zatem uważasz, że ma jestem zobowiązany używać definicji i określeń ukutych przez obcą propagandę, w rodzaju „polskich obozów koncentracyjnych”, nawet jeśli wypaczają one obraz świata, ponieważ są one powszechnie uznane w mediach europejskich ? Tak jest w przypadku nazywania Rosji mianem „Państwa Agresora”, pisaniem o „rosyjskiej agresji”, „wojnie hybrydowej” czy „obronie integralności Ukrainy”. I kto zatem tu jest przewrotny i zakłamany ?
Gdyby post-majdanowe władze Ukrainy zachowywały się jak władze europejskiego kraju, można by było nawet tolerować oligarchię jako folklor gospodarczy. Ale zachowują się jak, nie przymierzając, władze Syrii, którą za kraj europejski trudno uznać; czy Gruzji i Azerbejdżanu z początku lat 90-tych ubiegłego wieku – podgrzewały istniejące konflikty by znaleźć zajęcie dla swoich nacjonalistów poza stolicą i poza wzrokiem zagranicznych mediów.
Pafnucy
10 listopada 2016 o 12:22Umiesz czytać ze zrozumeiniem ???
Dzierżyński
8 listopada 2016 o 14:34SyøTroll – ty się możesz nie zgadzać z własną żoną (jak ją masz) a twoja analiza dowodzi tylko prawdziwości powyższego artykułu.
PolakNieTroll
8 listopada 2016 o 21:12SrayTroll zawsze bajdurzy i wychwala kacapstwo.
Widać taka jego kremlowska rola.
SyøTroll
9 listopada 2016 o 08:00@TrollNiePolak
A pan wychwala orwelowską nowomowę i anarchię. Powtarzam, gdyby obecne ukraińskie władze były przygotowane na przejęcie władzy, która spadła na nie jak grom z jasnego nieba mimo ich starań o to, nie popełniłyby błędów które doprowadziły do wybuchu wojny domowej na Ukrainie oraz trwanie jej do tej pory.
@Dzierżyński
Nie zgadzam się z tezą, że jedynie jedna strona konfliktu o Ukrainę, a nie wszystkie trzy, prowadzi wojnę hybrydową. Ogólnie rzecz ujmując, zgadzam sie że najbardziej elegancką, metodę wojny hybrydowej stosuje UE, najmniej elegancką i humanitarną USA i ich podwykonawcy. Szkoda bo w założeniu najmniej elegancką i humanitarną, miała być metoda rosyjska.
Podwykonawcy najwięcej stracą w oczach UE – taka będzie konsekwencja, a ich znaczenie w ramach UE zostanie zredukowane do minimum, za działanie na szkodę wizerunku UE.
Mysz
8 listopada 2016 o 16:43ja sie juz czuje jak na wojnie,w lublinie duzo ukrow ,zaczepiaja,obrazają,w krakowie bylam ostatnio,to samo-kto opanuje tą chołote-niewiem,bo Morawiecki chce jeszcze sprowadzic 1 milion.oby Polscy chlopcy sie nimi zaopiekowali
kresowiak
8 listopada 2016 o 19:42a jak z tego miliona każdy zarżnie 3 polaków lub więcej?