Militarno-polityczne plany Rosji względem Ukrainy pozostają zagadką. Poza oczywistością, jaką jest zdominowanie Kijowa, na chwilę obecną działania Kremla wykazują brak konkretnego planu wykonawczego. Znaczy to, że w działaniach Rosji nie brak posunięć prowizorycznych i czysto taktycznych. Wkroczenie na Ukrainę w 2014 r. postrzegać należy jako „akt desperacji”, gdy Moskwa obawiając się utraty resztki wpływów na Ukrainie postanowiła zadziałać w sposób zdecydowany i nagły. Nie oznacza to, że były to działania nieprzemyślane, lecz że nie koniecznie były one wyrazem kremlowskich celów strategicznych.
Cel strategiczny
Zamiast wkroczyć otwarcie, Rosja wykorzystała lokalne siły, choć co wiemy już dziś na pewno, od początku wspomagane organizacyjnie i kadrowo (np. świetnie zorganizowani protestujący w Doniecku w 2014 r.). Akcje takie Moskwa miała już przećwiczone, można było wykorzystać scenariusz jaki zastosowano w 2008 r. w Osetii Północnej i w Abchazji.
Pytanie jednak jest takie czy Rosja, tak w przypadku Gruzji jak i Ukrainy, miała w planach wyłącznie oderwanie od nich małych kawałków ich terytorium i przekształcenie ich w zależne od siebie „niepodległe republiki”? To, na co na pewno liczyła Moskwa, to szybkie załamanie się obu zaatakowanych stron. Jednak Ukraina, jak i wcześniej Gruzja, przetrwała atak. Rosja musiała zadowolić się tym co w danej chwili było osiągalne.
Jeśli plan całkowitej destabilizacji i podporządkowania sobie Ukrainy jest odłożony ad acta nie znaczy to, że w najbliższej przyszłości nie powróci jako cel strategiczny. Trudno za taki cel uznać przecież istnienie DRL i ŁRL. Podobnie jak obie separatystyczne republiki wrzynające się w terytorium Gruzji, nie mogą pozostawać celem samym w sobie.
W wyniku dotychczasowej polityki Kremla nie tylko nie doszło do upadku władz w Kijowie, i do ogólnego chaosu na Ukrainie, lecz Ukrainy nie udało się również przedstawić jako rządzonej przez „nacjonalistyczną” klikę. Ukraina nie utraciła międzynarodowej legitymizacji. A dopiero jej utrata może dać Moskwie „prawo” do objęcia Ukrainy swoją kuratelą.
Geopolityka Ukrainy
Istnieje ścisłe powiązanie między kwestią energetyczną a geopolitycznym położenie i znaczeniem Ukrainy. Im więcej Rosja może dostarczać gazu do Europy z pominięciem Ukrainy, tym mniejsze znaczenie międzynarodowe posiada ta ostatnia. Również dywersyfikacja dostaw gazu do Europy przyczyni się do spadku zainteresowania Kijowem na Zachodzie.
Wedle badań Eurostatu z 2015 r. wciąż 54% wykorzystywanego gazu w Unie Europejskiej pochodziło z importu. W 2017 r. Rosja wciąż jest głównym, zaraz po Norwegii, dostawcą gazu dla Europy.
Od kilku lat konsumpcja gazu w Europie rośnie, co może przyczynić się tak do zainteresowania stabilizacją sytuacji na Ukrainie, jak i też akceptacji alternatywnych projektów zaproponowanych ze strony Rosji. Wszystko zależy od tego jakie siły polityczne będą decydować. Skoro gaz jest coraz cenniejszy, to ważna jest jego niezakłócona dostawa. Dopiero w przyszłości dowiemy się, na ile nowo otwarty Południowy Korytarz, biegnący od Azerbejdżanu przez Turcję, wpłynie korzystnie na sytuację uzależnionej od Rosji Europy. A jak wpłynie na położenie Ukrainy.
Dla Kijowa problemem jest również to, że Zachód może różnie postrzegać temat stabilizacji w regionie. Nikt na Zachodzie nie życzy sobie ponownego uzależnienia Ukrainy od Kremla, lecz nie widać w UE ducha walki o ukraińską niepodległość i demokrację.
Ostatnie wydarzenia, jak zapowiedzi obłożenia sankcjami Nord Stream 2 przez Waszyngton, czy postawa Berlina, który na każdym kroku podejmuje pro-ukraińskie, dyplomatyczne gesty wykazują, że Ukraina postrzegana jest jako temat ważny. I nawet rządy, które sprzyjają Moskwie lub utrzymują z nią zażyłe stosunki, nie mogą sobie dziś życzyć ani załamania się Ukrainy, ani nagłego przesunięcia jej pod rosyjską kontrolę.
„Samodzielne republiki”
Przykłady Abchazji i Osetii Południowej pokazują, że Kreml jest, gdy chodzi o budowanie swoich wpływów, cierpliwy. Obie te republiki egzystują sobie od 2008 r. i gdy nadarza się okazja, służą jako narzędzie nacisku na Tbilisi. Z perspektywy Moskwy sprawa Abchazji i Osetii Południowej jest „zakończona”, obie działają jako „niepodległe republiki”, zależne od Rosji, z którymi ta utrzymuje oficjalne stosunki. W dalszych planach – mowa jest tak w przypadku Osetii Południowej, jest tylko ewentualne włączenia ich do „macierzy”. Nasuwa się myśl, że podobnie w planach Moskwy może ewoluować sprawa DRL i ŁRL.
Obecnie między czterema „niezależnymi” republikami istnieją liczne powiązania. Osetia Południowa wykorzystywana jest do wspierania finansowego, czy raczej utrzymywania, obu ludowych republik na Ukrainie – wedle Uawire.org budżet DRL i ŁRL zasilany jest również poprzez organizacje pozarządowe, dotowane przez Moskwę. Wykorzystywanie przez Kreml NGOs do zadań nieoficjalnych, i często nie do końca legalnych, to rzecz nie nowa (casus Kirgizji z 2010 r.).
Od maja 2015 r. banki działające w Cchinwali są wykorzystywane jako ośrodki transferu pieniędzy (chodzi głównie o Mezhdunarodny Rashchyotny Bank). Również poprzez Osetię Południową dokonuje się sprzedaż produktów przemysłowych z Donbasu, tam też swoją siedzibę ma kontrolująca donbaskie kombinaty firma Wnesztorgserwis. Przemysł wydobywczy w Donbasie ma się dobrze, m.in. kopalnia Swerdkowantracit wedle oficjalnych doniesień z kwietnia br., od początku 2018 r. r. dostarczyła 1 mln ton węgla. Od maja 2017 r. zgodnie z dekretem prezydenta Zacharczenki Wnesztorgserwis pełni funkcję zarządcy zajętych ukraińskich przedsiębiorstw na terenie DRL. Ta sam firma kontroluje również przedsiębiorstwa w Ługańsku.
Inną ważną firmą zaangażowaną w coś co da się określić jako ekonomiczna okupacja Donbasu przez Rosję jest Gaz Alliance Ltd, której prezesem jest Sergiej Kurczenko (ukraiński zbiegły biznesmen, powiązany kiedyś z Janukowyczem). Cała ta sytuacja oznacza, że nie tylko sama Ukraina, lecz i „władze” DRL i ŁRL nie kontrolują tego, co dzieje się z wywożonym z ich terytorium gazem i węglem. Relacje ekonomiczne Rosji i „republik ludowych” zdają się wyglądać tak, że Moskwa przekazuje im „żywą” gotówkę, a te opłacają się w naturze.
(Nie)ograniczone ambicje Zacharczenki
Sprawa Donbasu jednak nie może być traktowana tak do końca analogicznie do sytuacji w Gruzji. Inne położenie geopolityczne, inna skala problemu. W przypadku Ukrainy rosyjska polityka nie jest jeszcze na tym etapie – np. Rosja dalej nie uznała oficjalnie obu republik za samodzielne podmioty polityczne. Zwyczajnie też polityka względem wschodniej Ukrainy musi być znacznie bardziej złożona i nie tak łatwo tu przeprowadzić scenariusz jaki zrealizowano na terenie Kaukazie.
Kolejne pytania są takie czy Rosja zwyczajnie gra na przetrzymanie, wyczekuje odpowiedniego momentu do uderzenia oraz jaką w nim rolę mogą odgrywać „republiki ludowe”? Czy w ogóle są jeszcze do czegoś przydatne?
Rosja zbudowała całą, specyficzną strukturę powiązań pozwalających podtrzymywać niesamodzielne politycznie i ekonomicznie twory przy życiu. Nawet jednak Moskwa jest do potrzeb DRL czy ŁRL zdystansowana i nie stara się o ich uznanie na arenie międzynarodowej. To czy władze obu republik mają jakieś swoje własne plany, i jak postrzegają swój stosunki z Rosją to inna sprawa. Czy są tylko czuwającymi wykonawcami rozkazów czy może przejawiają samodzielne ambicje?
Obie donbaskie republiki postrzegają się, w swoich oficjalnych dokumentach, jako kontynuacja Donecko-Krzyworoskiej Republiki Radzieckiej, utworzonej w lutym 1918 r., działającej miesiąc, będącej tak naprawdę tworem bolszewickim. Najistotniejsze jednak jest to, że obejmowała ona duże połacie wschodniej Ukrainy, więc powoływanie się na jej dziedzictwo zdradzało ambicje terytorialne DRL.
Dziś jednak nawet media i władze rosyjskie nie traktują tych roszczeń zbyt poważnie. Dostrzec to można było choćby w połowie zeszłego roku, gdy niespodziewanie prezydent Zacharczenko ogłosił koniec Ukrainy i zastąpienie jej przez „Małorosję”. Szybko musiał się pod naciskiem Moskwy z tego tworzenia nowego państwa wycofać.
Można stąd wnioskować, że Kreml przestał postrzegać obie donbaskie republiki jako przydatne narzędzie polityczne; na pewno w ich obecnej formie. Paradoksalnie ich trwanie jest zagwarantowane przez porozumienia mińskie. Rosja przed dalszymi posunięciami musi więc albo zaproponować daleką weryfikację tych porozumień albo je zwyczajnie zignorować, uznając za nie aktualne. Media podkreślały, że możliwe faktycznym celem prezydenta DRL był tak naprawdę „anschluss” ŁRL. Widocznie władze na Kremlu uznały, że nie było to podjęte w stosownym momencie.
Tak czy inaczej trwanie obu republik to koszt polityczny i ekonomiczny. Rosja nie może oczekiwać, że 4 mln ludzi jacy żyją na ich terenie będzie w nieskończoność akceptować tę prowizoryczną sytuację. Jeśli Rosja z całej tej imprezy nie planuje się wycofać, a miała na to wiele okazji, trzeba liczyć się z możliwością podjęcia działań agresywnych i to już otwarcie. Tym bardziej że czas działa dziś na rzecz Kijowa.
Morze Azowskie – Mare Nostrum
Jakie mogą być potencjalne kroki Moskwy przeciw Ukrainie? Znowu analogicznie do sytuacji z Gruzji może być nim umocnienie odrębności zdominowanych przez siebie obszarów. Pomimo wspomnianego zdystansowania się, jak na razie nie widać żadnych sygnałów mówiących o chęci porzucenia DRL ani ŁRL.
W przypadku Gruzji od 2015 r. Rosja coraz mocniej integruje ze sobą Abchazję i Osetię Południową, poprzez porozumienia militarne (faktyczne podporządkowując sobie sił wojskowych obu) oraz terytorialne. To drugie ma miejsce poprzez inwestycje infrastrukturalne oraz „grodzenie” – czyli budowanie na granicy Abchazji oraz Osetii Południowej ogrodzeń odcinających ludność tych republik od Gruzji.
Jest to o tyle istotne, że obecne władze w Tbilisi starały się proces separatyzacji Abchazji i Osetii Południowej odwrócić poprzez integrowanie ich z Gruzją na poziomie ludnościowym. Zasieki na granicach fizycznie to blokują. W marcu 2017 r. ukraińskie władze wstrzymały przepływ dóbr przez linię frontu/granice DRL i ŁRL, co było odpowiedzią Kijowa na politykę Zacharczenki. Inna rzecz że przynosi to podobny efekt jak w przypadku Gruzji. Ukraińcy, i Rosjanie z ukraińskim obywatelstwem, żyjący w Donbasie mają coraz mniej związków ze swoją ojczyzną.
Kolejna sprawa to ostatnie walki na wschodzie Ukrainy – wedle OBWE w maju i czerwcu br. miało miejsce do kilku tysięcy potyczek, także z użyciem broni ciężkiej. Ostatnie tygodnie były najgorsze w porównaniu z początkiem roku, intensywność walk wyłącznie wzrasta. Dalej idzie kwestia odcinania armii ukraińskiej oraz jednostkom cywilnym dostępu do Morza Azowskiego. Rosja uznała je za morze wewnętrzne. Wielu ukraińskich wojskowych i specjalistów ds. bezpieczeństwa przekonanych jest, że jest to przygotowanie do desantu na ukraińskie wybrzeże.
Walki na linii demarkacyjnej, ustalonej na mocy porozumień mińskich oraz odcięcie siłom ukraińskim dostępu do Morza Azowskiego mogą mieć ten sam cel: odepchnięcie wojsk ukraińskich oraz umocnienie kontroli rosyjskiej na obszarze między Krymem a Donbasem, z możliwością swobodnego przemieszczania się sił rosyjskich.
W początkach 2017 r. zakończyło się formowanie rosyjskiej 8. armii, która ma siedzibę w Nowoczerkasku (wedle Euroasian Daily Monitor). Armia ta posiada na składzie dywizje zmechanizowane, artylerię, czołgi T-72 B3. Jednak wedle Wiktora Mużenkowa, szefa ukraińskiego sztabu generalnego, Rosja do ewentualnego uderzenia na Ukrainę potrzebuje jeszcze około 3 lat.
Na obecnym etapie zgromadzone przez Rosję siły służą do umocnieniu zajmowanych pozycji. „Niepowodzenia” na odcinku dyplomatycznym (nieudane spotkanie grupy normandzkiej) mogą skłonić Rosję do kroków politycznych. Prowizoryczna sytuacja na wschodzie Ukrainy nie może trwać dalej, albo więc Rosja uzna prawo Kijowa do tych terytoriów i sama się z nich wycofa, albo oficjalnie rozpozna obie republiki, albo też po raz drugi postara się, tym razem drogą otwartej interwencji militarnej, zmienić porządek polityczny na Ukrainie.
Przemysław Łazarz Grajczyński
5 komentarzy
Sarmata
15 czerwca 2018 o 19:54rosja to taka hiena Narodów – nigdy nie atakuje jak wie, że przeciwnik się obroni. Czy zaatakuje wprost ukrainę – tego nie da się przewidzieć, ale raczej nie – bo po prostu jest na to za słaba. Główny wróg kacapii obecnie to czas! Oni nie mają już w zasadzie czasu na pozostanie w obecnej formie. Struktura narodowościowa ulega u nich zmianom, przy kurczeniu się społeczeństwa, przy jego stanie zdrowotnym, potencjale ekonomicznym….Świat zbyt mocno się zmienił również, a przede wszystkim Chiny. Wydaje mi się, że najbliższe 30 lat [być może 50] będą ostatnimi ich latami w obecnej formie, wątpię, żeby było to dłużej….
KazimierzS
15 czerwca 2018 o 20:16Szkoda czytać.
KazimierzS
15 czerwca 2018 o 20:31Pisał jakiś gedroyciowiec, ale raczej młodego wieku, bo ci starsi przynajmniej bardziej rozumieją metody Kremla. Panie Przemysławie: „sytuacja na wschodzie Ukrainy nie może trwać dalej” – otóż może jeszcze kilkanaście lat, Kreml sądzi, że ma czas. Czas nie gra wcale na korzyść Ukrainy – jak Pan piszesz – ale już teraz (odwrotnie do ostatniego pół tysiąclecia) nie gra też na korzyść Moskwy. O czym jednak zdają się nie wiedzieć jeszcze w Kijowie, w Warszawie, w Moskwie i Waszyngtonie. Wiedzą w Pekinie.
observer48
16 czerwca 2018 o 12:38@KazimierzS
Kongres USA debatuje o udzieleniu Ukrainie pomocy USA w wysokości $691 milionów w roku budżetowym 2019, o $70 miliardów więcej, niż w roku budżetowym 2018, w tym $250 milionów na przekazanie Ukrainie nowoczesnych, śmiercionośnych amerykańskich broni (pięć razy tyle co w roku 2018). Z tego, co wiem z wieloletnich obserwacji tego gremium, ustawa przejdzie, a suma pomocy może nawet ulec podwyższeniu, jeśli prezydent o to się zwróci.
Ukraina ma poparcie Zachodu, pomimo skorumpowania rządu w Kijowie i będzie nadal miała, bo dla USA walka z kacapią w Donbasie do ostatniego Ukraińca to naprawdę niewielki wydatek, a w razie zwiększenia militarnej aktywności kacapii, prezydent zawsze może wysłać na Ukrainę bez zgody Kongresu śmiercionośną broń wartą do miliarda dolarów rocznie tak, jak prezydent Carter po cichu wysłał amerykańskie Stingery do Afganistanu w roku 1977., paraliżując sowieckie helikoptery szturmowe zestrzeliwane przez Taliban co miesiąc dziesiątkami, a to doprowadziło do wycofania stamtąd Sowietów w roku 1989 i ostatecznego upadku sowieckiej kacapii w roku 1991.
tagore
13 sierpnia 2018 o 14:13NATO powoli powiększa swoją siłę w regionie ,a armia ukraińska powoli poprawia stan techniczny swojego sprzętu. Aktualnie Moskwa jest wstanie osiągnąć linię Dniepru i skutecznie jej bronić nawet jeśli NATO wesprze Ukrainę lotnictwem.Jeśli będą czekać tylko pogorszą swoją pozycję.
Przerzut wojsk np z polskiej granicy do Kijowa to co najmniej trzy doby drogą lądową ze względu na stan i gęstość sieci dróg.I mam tu na myśli oddziały rzędu 6 tyś ludzi bo na więcej Ukraina nie może liczyć w trybie „nagłym”. Nawet przy decyzji o użyciu przez NATO wojsk lądowych Moskwa ma sporo czasu na rozstrzygnięcie sprawy na swoją korzyść.
To czego Moskwa potrzebuje teraz najbardziej to casus belli dający im i Niemcom wygodną sytuację.