Grzegorz Suchocki z Mniszan k. Iwieńca, rocznik 1902, opowiadał wnukowi, że w jego okolicy chodzili po gospodarstwach młodzi chłopcy – wołoczebniki, którzy śpiewali:
„Otwórz, otwórz pani gospodynia,
Winszuja winem zielonym.
Twoja krówka ocieliła się,
Winszuja winem zielonym.
Twoja owieczka okociła się,
Winszuja winem zielonym.
Raba kurka zniosła jajka,
Winszuja winem zielonym…”
Albo też żaki:
” Ja mały żaczek, Boży robaczek, w szkole n ie bywał, rózgi nie widział, skaczę jak żaba, daj jajko baba…”
Podczas rodzinnych odwiedzin pozdrawiano się słowami: Chrystus Zmartwychwstał ! Domownicy odpowiadali: Prawdziwie Zmartwychwstał ! Prawdziwie Zmartwychwstał !
Relacja Zenona Kłaczkiewicza – mail z dnia 28.03.2016 r.:
„w Dalidowiczach i okolicznych wioskach w Kamieniu, Ciesnowoj, Mazulewszczynie, Karolewszczynie,Tołkany, Sudziewiczy, Zabołoć i wielu innych w pobliżu Dalidowicz w noc pomiędzy pierwszym a drugim dniem Świąt Zmartwychwstania Pańskiego chodzili wałaczenniki od domu do domu i pod każdym domem śpiewali, pierwsza zawsze była „Wesoły nam dziś dzień nastał”, całą pieśń do samego końca wszystkie zwrotki pod oknem każdego domu. Potem, jeżeli gospodarz zaprosił do domu to była pieśń dla gospodarza – potem dla gospodyni, jeżeli była w domu jakaś córka to się śpiewało piosenkę dla panny. Na końcu gospodarz zapraszał na poczęstunek abo dawał jakiś prezent w postaci butelki wódki abo pieniądze albo ileś jaj, czasami nawet dziesięć albo i więcej. Przez całą noc bywało, że uzbierało się tych jaj paręset i i kilka butelek wódki, a po poczęstunkach to na koniec nocy właściwie nie miał kto śpiewać, najczęściej gardła były zachrypnięte, że trudo było mówić. Ale też kiedy napotkały się dwie takie drużyny to była bitwa, najczęściej właśnie tymi jajami, bo przeważnie jeden z uczęstników tej ekipy nosił te jaja w takiej koponie, jak były do ręcznego siania zboża przez gospodarzy, takie bójki zdarzały się kiedy spotkały się ekipy z różnych wiosek, wtedy właśnie starali się żeby jedni drugim koniecznie potłuc uzbierane jaja. Panie Stanisławie ja osobiście brałem udział w tych wałaczennikach było wesoło przez całą noc we wsi słyszało się śpiewy bo takich ekip we wsi było kilka. Ja uczestniczyłem w takiej można powiedzieć młodzieżowej ekipie poniżej dwudziestu lat. Przez cały czas postu to myśmy trenowali te wszystkie pieśni żeby być przygotowanym jakiej piosenki mogą zażądać w poszczególnym domu, żeby im zaśpiewać. Potem była ekipa starszej młodzieży powyżej dwudziestu lat. Następnie tworzyło się kilka ekip starszych mężczyzn, u nich zazwyczaj pochód kończył się po kilku domach, bo poczęstunkach dalej nie byli w stanie iść i szybko rozchodzili się do swoich domów.Ogólnie to milie wspominam i dziękuję Panu, że przypomniał o takim zwyczaju”.
Stanisław Karlik
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!