Wacław Kopisto był przede wszystkim człowiekiem honoru. Proponowano mu pracę agenturalną przeciw Ukraińcom, którzy dopuszczali się mordów i zabójstw na polskiej ludności cywilnej. Nie podjął współpracy. Twierdził, że w sowieckich łagrach Ukraińcy są jego współbraćmi.
Po interwencji Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, w Starokonstantynowie w lutym br. wstrzymano odsłonięcie tablic poświęconych pamięci dwóch cichociemnych: Wacława Kopisty i Leonarda Zub-Zdanowicza. Pisaliśmy o tym m.im, w artykułach, do których odsyłamy pod tekstem. „Kurier Galicyjski” opublikował w ostatnim numerze w związku z tą sprawą rozmowę z autorem Słownika biograficznego cichociemnych, doktorem Krzysztofem A. Tochmanem z Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie:
Wojciech Jankowski: Jest Pan największym w Polsce znawcą życiorysu Wacława Kopisty. Co Pan sądzi o tej sprawie?
Krzysztof A. Tochman: Sprawa jest bulwersująca. Ci bohaterowie Polskiego Państwa Podziemnego, których poznałem, nawet z jednym z nich się przyjaźniłem przez dziesięć lat przed jego śmiercią, był postacią kryształową. Jako skoczek, cichociemny, szef Kedywu na teren Inspektoratu Rejonowego Łuck Armii Krajowej, po prostu bronił polskiej racji stanu. Należy przypomnieć, że przed agresją niemiecką w 1939 roku, tereny te znajdowały się w granicach Państwa Polskiego. Polacy byli po prostu gospodarzami na tym terenie. Nigdy w czasie okupacji, ani po tzw. wyzwoleniu major Wacław Kopisto nie splamił się czynem haniebnym. Była to postać kryształowa. Wszyscy, którzy się z nim stykali uważają, że był to człowiek bogobojny, prawy. Oczywiście były tam jakieś akcje likwidacyjne wrogów polskiego państwa podziemnego. Dwa, czy trzy wyroki zostały wykonane. Te osoby z ramienia władz okupacyjnych niemieckich wyrażały się okrucieństwem w stosunków do Polaków, ale i do Żydów. Nie wiem skąd pojawiła się ta nagonka jeszcze na drugiego cichociemnego, pułkownika Leonarda Zub-Zdanowicza, który wsławił się tym, że walczył przeciwko rodzącej się władzy komunistycznej, przeciwko agenturze komunistycznej także później. Wycofał się z Brygadą Świętokrzyską na Zachód, unikając w ten sposób śmierci. W ogóle nie miał nic do czynienia z Ukraińcami, poza faktem urodzenia tylko.
Ołeksandr Zinczenko (doradca prezesa UIPN – red.), z którym rozmawiałem, powiedział, że sprawę trzeba wyjaśnić, że jest tu potrzebny czas i cierpliwość. Czy Pana zdaniem, gdzieś jeszcze jakieś dokumenty na ten temat mogą się znajdować? Przynajmniej dotyczące Wacława Kopisty?
Znane są dokumenty dotyczące jego procesu w Kijowie, gdzie został skazany na karę śmierci. Są obszerne – kilkaset, czy może nawet więcej jest tych dokumentów, z których widać, jak godnie się zachowywał. Na procesie wyjaśniał, skąd się tutaj wziął. Przede wszystkim w łagrach Sowieci proponowali mu kilkakrotnie pracę agenturalną przeciw Ukraińcom z UPA, którzy dopuszczali się mordów i zabójstw na ludności cywilnej. On nie podjął się współpracy, bo twierdził, że w sowieckich łagrach Ukraińcy są jego współbraćmi, tak samo prześladowanymi jak on. Za odmowę grożono mu śmiercią. Takie samo było jego zachowanie w Polsce Ludowej, gdy wrócił w 1955 roku. Na taką zawoalowaną sugestię, że może podjął by współpracę, powiedział, że w żadnym wypadku i że ubecy tracą po prostu czas. Dokumenty z rozpracowania majora Kopisty znajdują się w rzeszowskim IPN.
Z tego, co Pan powiedział, była to postać wyróżniająca się również na tle innych Polaków, których sylwetki Pan prześledził?
Tak. Na tle innych oficerów, cichociemnych, gdzie niestety część z nich podjęła taką współpracę. Był to człowiek i wykształcony, na poziomie, bohater, patriota. Rzeszów uczcił jego imieniem aleję obok uniwersytetu.
Znał Pan osobiście majora Kopistę. Jakim był człowiekiem?
Cichym, spokojnym, nie wyróżniającym się. Nie było w ogóle widać, że była to sylwetka niezłomna. Większa część naszej znajomości to były czasy, gdy od 1983 roku niestety razem byliśmy prześladowani. Ja występuję w jego dokumentach, on w moich, bo spotykaliśmy się przynajmniej raz w miesiącu. Miał założone podsłuchy. Był podsłuchiwany. Uniemożliwiono mu między innymi wyjazd do Tarnowa, gdy przyjechał ojciec święty, Jan Paweł II. Nie mógł major Kapisto chodzić na różne uroczystości kościelne. Wzywano go na przesłuchania. Wszystkie jego publiczne spotkania, np. z młodzieżą w szkołach, gdzie był zapraszany jako świadek historii, były nagrywane przez SB. Właściwie cały czas od 1944 roku do początku 1989 miał kłopoty z bezpieką sowiecką, a potem polską.
Czy w dokumentach, które Pan studiował, znalazł Pan jakiś moment, który byłby wątpliwy w jego biografii?
Z takiej szerokiej perspektywy widać było, że zachowywał się godnie. Bronił polskiej racji stanu. On nikogo nie oskarżał, mówił tak jak było: po co skoczył, co Polacy robili na Wołyniu, na Kresach II Rzeczpospolitej. To była zwyczajnie samoobrona.
Czy opowiadał Panu o sprawach polsko-ukraińskich?
Tak, ogólnie. Jak na przykład, szedł ze swoim oddziałem, aby przyjąć zrzut. Do zrzutu nie doszło, a zostali zaatakowani przez oddziały UPA. Szkolił również powstały w okolicach wsi Aleksandrówka oddział „Drzazgi” porucznika Jana Rerutki, który został później zamordowany przez NKWD. Został wezwany na rozmowy i zamordowany. Uczestniczył w organizowaniu samoobrony w Przebrażu. To był taki poważny bastion, który nie został zdobyty. Mówił, że partyzantka sowiecka chciała podjąć współpracę, że niby będzie uczestniczyć w tej samoobronie, ale już po zatwierdzeniu wspólnych działań, zawsze się wycofywali i nigdy nie przystąpili z Polakami do samoobrony.
Ołeksandr Zinczenko w rozmowie ze mną zadał pytanie, czemu Polacy nie chcą uczcić osób, które nie są kontrowersyjne. Czy uważa Pan, że to są postacie kontrowersyjne?
W żadnym wypadku. To nie była postać kontrowersyjna. On był żołnierzem, wykonywał zadania, które były mu zlecone. Nie uczestniczył w żadnych akcjach poza samoobroną. Z perspektywy polskiej racji stanu ppłk. Zub-Zdanowicz „Ząb” również nie był postacią kontrowersyjną. Likwidował komunistów, bo byli agentami Moskwy i bardzo często mordowali i rabowali zwykłych mieszkańców wsi.
Dlaczego w takim razie nie doszło do odsłonięcia tych tablic?
Nie mam pojęcia. Nie chcę gdybać, za kogoś odpowiadać. Uważam, że pewnie chodzi o jakieś inne sprawy, ale jakie, nie wiem. Życiorysy zawsze można zbadać. Okazało się, że był jakiś Zdanowicz ale nie ten… Nie służy to niczemu.
W dużym stopniu dzięki Panu wiadomo, że Kopisto odmówił współpracy w łagrze, że w obliczu sowieckiej okupacji Ukraińcy w łagrze są dla niego braćmi, skąd taka postawa po tym, co wydarzyło się na Wołyniu?
Był to przede wszystkim człowiek honoru, człowiek głęboko wierzący, który nawet w tak ekstremalnej sytuacji nie mógł sobie pozwolić we własnym sumieniu na odstępstwa od raz przyjętej postawy. Całe jego życie to była droga ku świętości.
Wojciech Jankowski, Kurier Galicyjski, 2016, nr 13 (257) 15 lipca – 15 sierpnia 2016
Czytaj również nasze wcześniejsze artykuły na ten temat:
- „Prospekt Bandery poprowadzi Ukraińców do wolności”. A Wiatrowycza – na śmietnik historii (WIDEO)
- Cichociemnych na Ukrainie upamiętnić nie wolno. Zakazał ten człowiek – Wołodymyr Wiatrowycz!
- „Zakazany” Cichociemny Zub-Zdanowicz
- Wacław Kopisto – długi szlak cichociemnego
Kresy24.pl
7 komentarzy
Stanisław
8 sierpnia 2016 o 08:58Przekręcacie rzeczywistość w wywiadzie cyt:
„partyzantka sowiecka chciała podjąć współpracę, że niby będzie uczestniczyć w tej samoobronie, ale już po zatwierdzeniu wspólnych działań, zawsze się wycofywali i nigdy nie przystąpili z Polakami do samoobrony”.
Henryk Cybulski – jeden z dowódców Przebraża – w swoich wspomnieniach pt „Czerwone noce” wielokrotnie przytacza wspólną walkę z jednostkami partyzantów radzieckich przeciw OUN i UPA.
Przebraże współpracowało np. z takimi dowódcami jak Kowalenko ( w ataku na Omelno), Miedwiediew. „Maks” Prokopiuk. Kuzniecow (as wywiadu).
Znane też są fakty przyjęcia jeńców radzieckich zbiegłych z transportów do obozu w Przebrażu.
Barnaba
8 sierpnia 2016 o 15:20Autor musi mieć na myśli jakiś jeden oddział, który się nie dał wciągnąć do współpracy. Inaczej być nie może.
Stanisław
8 sierpnia 2016 o 21:59Fakty mówią za siebie. Nie można pytać co autor miał na myśli pisząc np. „Pana Tadeusza” . Taki punkt widzenia jest błędny z założenia.
Podejrzewam , że Ukraińcy podnoszą ten wątek szczególnie dzisiaj dla nich drażliwy. Wrogiem nr 1 jest Rosja i basta. Bo na tym opierają swoją wykładnię historii i nie tylko oni.
Schetyna – pożal się Boże- historyk też mówił , że Auschwitz wyzwolili Ukraińcy bo walczyli w ramach Frontu Ukraińskiego. To jest niedopuszczalna narracja.
Ukraińcy byli ale na wieżyczkach obozu i komandach mordujących ludność Warszawy a przedtem Wołynia.
el putlero
8 sierpnia 2016 o 09:01Prosta sprawa wg Ukraińców nie jest godzien, ponieważ nie mordował dzieci, kobiety i starców siekierą. Oni nigdy nie dorosną do standardów europejskich, niesyty to są stepowi chłopi bez historii, czy z przyszłością ? To się okaże. Major Kopisto to wielka postać i prawy człowiek. Nic tego nie zmieni nawet skowyt faszystowskich banderowców.
Barnaba
8 sierpnia 2016 o 15:17Na Ukrainie się upamiętnia tych, którzy mieli choć mały epizod wojenny związany z mordowaniem Polaków. Jeżeli nie mordowali Polaków to na upamiętnienie nie zasługują. Jeżeli już jakimś cudem kogoś upamiętniają bez przeszłości związanej z mordowaniem Polaków to zazwyczaj są to Polacy, którym się zmienia metrykę. Bez Polaków oni by nie mieli 90% swoich bohaterów.
Syltom
14 sierpnia 2016 o 21:30Ukrainę trzeba popierać i wzmacniać, ale tylko pod warunkiem, że swoją historię będzie opierać na prawdzie a nie na gloryfikowaniu bandytów
i rezunów.
Andy
11 kwietnia 2017 o 18:37Niech w koncu dotrze do naszych wladz ze ukraina to wrog Polski na potrzebe chwili udajacy przyjazn . W innych okolicznosciach gdyby nie wojna z Rosja krecili by biznesy z niemcami ponad naszymi glowami i upominali by sie o ziemie zakierzonia .