Adam Wolanin urodził się 13 listopada 1919 roku we Lwowie i był wychowankiem Lwowskiego Klubu Sportowego Pogoń, w drużynie którego grał w latach 1935-1939. W późniejszych latach – 1939-1940 – grał w Spartaku Lwów, a w okresie 1940-1941 – w Spartaku Moskwa. Po wojnie znalazł się w Chicago, gdzie również zakładał barwy polskich klubów sportowych. W 1950 roku grał w reprezentacji USA na Mistrzostwach Świata w Brazylii. Był trenerem w polskim klubie Orły w Chicago.
Dziecko Łyczakowa – tak określali tego niskiego (168 cm wzrostu), ale nadzwyczaj ruchliwego i zwinnego napastnika lwowskiej Pogoni, który zadebiutował w rozgrywkach mistrzostw Polski 2 maja 1937 roku, nie mając jeszcze ukończonych 18 lat. Był jednym z najzdolniejszych juniorów klubu, którego drużyna młodzieżowa była wicemistrzem Polski. Zadziwiał zwinnością i intuicją w sytuacjach podbramkowych – cechami napastników, dla których najważniejszym celem jest zdobycie bramki.
W 39 spotkaniach ligowych strzelił 14 goli. Początek II wojny światowej przerwał jego błyskotliwą karierę członka reprezentacji Polski. Wtedy, jesienią 1939 roku rozpadły się wszystkie towarzystwa sportowe we Lwowie, a na ich miejscu powstały nowe – Spartak, Dynamo, Lokomotyw i inne. Wolanin trafił do Spartaka i nadal zabijał gole, czym zwrócił na siebie uwagę kierownictwa klubu. W 1940 roku został zaproszony do jednego z najlepszych klubów ZSRR – Spartaka Moskwa.
Zaproszono go razem z napastnikiem drohobyckiego Junaka Bolesławem Habowskim. Interesujące jest to, że nazwisko Habowskiego na liście zawodników moskiewskiego Spartaka można spotkać (w 1940 roku zagrał w 6 meczach), ale nazwiska Wolanina tam nie znajdziecie. Być może dlatego, że w 1942 roku wstąpił do Armii Polskiej gen. Andersa i razem z wojskiem przez Iran, Palestynę i Afrykę przedostał się do Anglii. Walczył w lotnictwie jako mechanik i miał nalatane 709 godzin.
Trzykrotnie nagradzano go medalami wojskowymi. Jednak w wolnych od lotów chwilach nadal kopał piłkę i brał udział w spotkaniach drużyn wojskowych. Po wojnie nadal grał w piłkę i został powołany do klubu Blackpool – do składu rezerwowego. Być może z czasem zagrał by w składzie podstawowym i grał by z triumfatorem Złotej Piłki i najlepszym piłkarzem AD 1956 Stenleyem Matthewsem, jednak ciągle wołano go na drugi brzeg oceanu.
Wolanin przeniósł się do Chicago, gdzie było najwięcej Lwowiaków (Polaków i Ukraińców) i zaczął grać w polskich klubach. W 1950 roku, jako napastnik AAC Eagles, został zaproszony do reprezentacji USA, która akurat przygotowywała się na Mistrzostwa Świata do Brazylii. Amerykańska reprezentacja złożona była z półzawodowców – dobrali się tu ludzie z różną i dość różnobarwną przeszłością piłkarską. Frank Wallace w składzie armii USA walczył w Europie, trafił do niewoli niemieckiej i przesiedział w obozie 15 miesięcy.
John Macca był Belgiem, walczącym w ruchu oporu i po wojnie osiadł w USA. Kolejnym „cudzoziemcem” był Joe Gaetjens – urodzony na Haiti, syn Belga i Haitanki. Adam Wolanin miał również nie mniej interesującą przeszłość i dlatego z łatwością wpisał się w ekipę Billa Geoffreya. Ta drużyna na Mistrzostwach urządziła prawdziwą sensację ogrywając Anglię 1:0. Gola strzelił Gaetjens, stając się od razu bohaterem narodowym.
Wolanin nie grał z Anglikami, wystąpił dopiero w meczu z Hiszpanią, która stała się zwycięzcą ich grupy, a w ogólnym wyniku zajęła 4 miejsce. Tę drużynę z 1950 roku nie zapomniano i w 1976 roku w pełnym składzie włączono do Sali sławy amerykańskiej piłki nożnej. Wolanin pograł jeszcze trochę za reprezentację i polskie kluby w Chicago. Interesujące jest to, ze w reprezentacji USA grał obok innego Lwowiaka Zenona Snyłyka.
W reprezentacji Kanady grał wówczas jeszcze jeden Lwowiak Ostap Steckiw. Był to okres prawdziwej odysei lwowskich piłkarzy. Podczas pobytu w Chicago bardzo chciałem odnaleźć jego ślady, ale niestety mi się nie udało. Wolanin przez krótki czas był trenerem w tych klubach, za które kiedyś grał. Jednak wkrótce porzucił tę nerwową pracę i założył niewielkie przedsiębiorstwo masarskie, wyroby z którego sprzedawał w polskiej dzielnicy miasta. Później prowadził też restaurację.
Chyba stała obecność w restauracji doprowadziła do tego, że zaczął zaglądać do kieliszka, utracił kontakt ze swymi kolegami i partnerami. O jego ostatnich latach nikt nic nie wie. Wiadomo jedynie, że zmarł jesienią 1987 roku w wieku 67 lat. A był kiedyś wielka nadzieją lwowskiej piłki nożnej. Ilu takich chłopców jak on przepadło?
Jan Jaremko, Kurier Galicyjski, 2016 r, nr. 13 (257)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!