Wczoraj odbyło się w Turcji referendum ustrojowe, w którym zapytano naród, czy życzy sobie wzmocnienia roli prezydenta. Według szefa komisji wyborczej wynik głosowania jest wiążący, według zagranicznych obserwatorów, został on wypaczony przez „cuda nad urną”.
Prezydent Recep Tayyip Erdogan ma szansę przejść do historii. Nie tej lokalnej i przyczynkarskiej, ale najzupełniej powszechnej, jako grabarz kemalizmu, od lat 20. XX wieku – tureckiej ideologii metapolitycznej.
Dlaczego piszę o ideologii metapolitycznej, a nie po prostu politycznej? Ano dlatego, że przez ostatnie 80 z górą lat można było mieć nad Bosforem różne poglądy, pod warunkiem, że mieściły się w ramach kemalistowskiego ładu.
Cóż to takiego kemalizm? Słowo pochodzi od słowa „kemal” – przydomka Mustafy Paszy (późniejszego Atatürka), jakim został obdarzony jeszcze w szkole, a który po turecku oznacza „doskonałość”.
Kemalizm jest zatem ideologią udoskonalenia – poprzez modernizację, a jednocześnie stanowi intelektualną spuściznę Ojca Wszystkich Turków – bo to właśnie znaczy „Atatürk”. Zachowajmy w pamięci oba te aspekty.
Sześć filarów, przestawianych jako strzały, tworzy kemalizm. Wśród nich znajduje się republikanizm – rozumiany jednak nie na sposób polski, ale raczej francuski, bo to stamtąd kemalizm czerpał wzorce, i świeckie państwo.
Słowo komentarza: nad Wisłą rozdział państwa od kościoła postulowany jest przed ateistów i antyklerykałów (rzadziej agnostyków), słowem przez tych, którzy nie dopuszczają łączenia porządku metafizycznego i publicznego.
W Turcji jednak sekularyzacja miała charakter inny. To była odpowiedź na koncentrację władzy politycznej i duchowej w jednym ręku – w ręku sułtana, który mógł pozbawić życia np. za apostazję.
Recep Erdogan, o którym już mówiłem i o którym nie jestem w stanie – mimo wszystkie zastrzeżenia – mówić bez podziwu dla jego zręczności, rządzi krajem od 2002 roku, skutecznie podmywając fundamenty kemalizmu.
Kilkanaście miesięcy wcześniej założył AK Parti, której nazwę tłumaczy się jako „Partię Sprawiedliwości i Rozwoju”, co jednak nie oddaje w pełni kolejnej gry słów, jako że zbitka „AK” jako adiectivum oznacza „śródziemnomorski”.
Dlaczego to takie ważne? – zapyta ktoś. Czy to nie wszystko jedno, z jakim akwenem – Turcję opływają aż trzy – połączy się asocjacyjnie nazwę ugrupowania?
Otóż nie! Jeśli Morze Egejskie kojarzy się z kierunkiem modernistycznym i europejskim, Morze Czarne z konserwatystami, pięć razy dziennie modlącymi się w stronę Mekki, to Morze Śródziemne łączy te dwa elementy.
Proszę sobie zestawić widok bezwstydnie imprezowej Antalyi – lub którejś z okolicznych miejscowości – z Adaną, gdzie za picie alkoholu może w pysk nie dadzą, ale spode łba popatrzą.
A jednak! Obie ta regiony głosują twardo na AK Parti, czyli na Erdogana. Jak to się robi? Jak, nie tracąc wyborcy konserwatywnego, pozyskać przysłowiowego leminga?
Każdemu trzeba dać to, co jego. Na wiecu w północno-wschodniej Anatolii trzeba rzucić kilka słów o zdradzonej tradycji, w Antalyii – rozprawiać o zaletach gospodarki wolnorynkowej. Wszystko zaprawiamy szczyptą charyzmy.
A teraz Erdogan zapragnął sięgnąć po całą pulę. Prezydent od 2014 roku, chce zlikwidować urząd premiera i przejąć jego prerogatywy oraz umożliwić sobie wprowadzenie stanu wyjątkowego bez zgody parlamentu.
Przy okazji marzy mu się kara śmierci – przede wszystkim dla zbrodniarzy stanu, czyli, tłumacząc na nasze: dla takich, którzy chcieliby powtórzyć wyczyn opozycji z lata ubiegłego roku.
Referendum się odbyło, zwolennicy prezydenta (można było ich poznać po tym, że demonstrowali z hasłem „Evet”, tur. „tak”) zdobyli 50% z groszami. 52% bodajże.
Na taki wynik zawyła Europa, opierając się na opinii międzynarodowych ekspertów, którzy stwierdzili fałszerstwa na na – szukam przymiotnika – znaczącą skalę.
Część kart do głosowania miała bowiem być niepodstemplowana, co teoretycznie odbiera im ważność ex definitione, ale nie w Turcji. Przewodniczący komisji wyborczej zapewniał, że część kart tak właśnie została wydrukowana.
Ale protesty zapowiadają również przegrane siły polityczne, w tym kemaliści skupieni w partii CHP, za godło swe mającej owe sześć strzał, o których pisałem na początku. Z wynikiem nie pogodzili się oczywiście Kurdowie.
Pytanie, czy władze w Ankarze, mnożąc fronty, nie skazują się – a wiele na to wskazuje – już nie tyle na izolację, ale na przewlekły konflikt regionalny i wewnętrzny.
Osobiście uważam, że Erdogan wie, co robi. Z jednej strony czuje, że Europa mimo pohukiwań, nic mu nie zrobi. Z drugiej strony zbiera chyba siły przed dużą (walną?) rozgrywką o hegemonię na Bliskim Wschodzie.
Jednocześnie opozycja, zarówno ta kurdyjska, jak i lewicowo-republikańska jest wyjątkowo słaba. Erdogan może „podkręcać” wyniki referendum, ale nawet bez szwindli to on ma polityczny przywilej „formułowania problemu”.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
7 komentarzy
tagore
17 kwietnia 2017 o 23:48Wyrzucenie Turcji z NATO i tureckich wojsk okupacyjnych z Cypru może zakończyć ten sen o imperium.
SyøTroll
18 kwietnia 2017 o 07:54Tak rozumiem, na Cyprze mogą mogą pozostać jedynie „rdzenne” wojska greckie i brytyjskie.
Z powodu małego Cypru sen o odbudowie imperium się nie skończy. Trwał od pewnego czasu i do tej pory nikomu nie przeszkadzał, tak jak „nikomu nie przeszkadzała” najpierw podważenie suwerenności Syrii – rozszerzenie przestrzeni powietrznej Turcji wgłąb terytorium syryjskiego. Następnie „obronna” „Tarcza Eufratu” w odróżnieniu od próby zdobycia przyczółka w Gazie (bezpośrednio po prowokacji Mavi Marmara) czy zniechęceniu Turcji do udziału w brytyjsko-francusko-belgijskiej rozróbie w Libii.
Paweł Bohdanowicz
18 kwietnia 2017 o 09:13Wydaje mi się, że NATO bardziej potrzebuje Turcji, niż Turcja NATO. Kto jest ewentualnym militarnym zagrożeniem dla Turcji? Rosja? USA? Czy Turcja ma się stać kolejną Ukrainą? Czy może kolejnym Irakiem?
tagore
14 marca 2018 o 15:10Turcja Erdogana nie jest już członkiem NATO i lepiej aby dotarło to jak najszybciej do pozostałych jego członków. Usunięcie wojsk okupacyjnych Tureckich i przywrócenie suwerenności Republiki Cypryjskiej podkopało by władzę Erdogana ,turecki władca może być tylko zwycięski.
Krzyś
18 kwietnia 2017 o 12:02„nad Wisłą rozdział państwa od kościoła postulowany jest przed ateistów i antyklerykałów (rzadziej agnostyków)”
Autor tego tekstu popisał się wiedzą godną wczesnego gimnazjalisty. 🙂
No bez jaj!
Keriusz
18 kwietnia 2017 o 12:22Aż trudno w to uwierzyć, że są ludzie którzy głosują przeciwko swojej wolności, przeciwko swoim prawom obywatelskim, przeciwko prawu do wybierania władzy, przeciwko prawu do niezawisłych sadów, przeciwko prawu do korzystania z wolnych mediów. Wszystkie te prawa chętnie oddają za obietnice wodza, który zapowiada że wprowadzi im karę śmierci, że wyrzuci obcych i zlikwiduje elity i że wszyscy będą zarabiać powyżej średniej krajowej. I ludzie naprawdę w to wierzą. Co oni mają w głowach? Jakże łatwo można ludźmi manipulować, mamić ich pustymi obietnicami!
jubus
19 kwietnia 2017 o 15:13Ludzie co wy bredzicie. Naród turecki wybrał właściwa drogę dla siebie, zgodną z zasadami Kemala Paszy. Ten artykuł, podobnie jak i komentarze to brednie.