Naddniestrze formalnie jest częścią Mołdawii. De facto jest rządzone przez władze w Tyraspolu. W jednym z najmniej znanych zakątków Europy mieszkają również Polacy. Wiedza o nich jest wciąż zbyt mała.
Wjazd do Naddniestrza wygląda prawie tak samo, jak przekroczenie granicy państwowej. Z tą jedynie różnicą, że nie pozostaje pamiątka w paszporcie w postaci pieczątki. Urzędnicy wypełniają kartę emigracyjną, którą oddaje się później przy wyjeździe. Po drugiej stronie rzucają się w oczy inne tablice rejestracyjne. Naddniestrze wydaje swoim mieszkańcom tablice z charakterystycznym barwami czerwono-zielonymi. Znikają napisy w języku rumuńskim (nazywanym tu niekiedy mołdawskim) na rzecz rosyjskiego. Rozpoczynamy podróż przez śnieżny krajobraz do dwóch miejscowości, gdzie mieszkają Polacy. Naszym przewodnikiem jest Natalia Siniawska, prezes Towarzystwa Polskiej Kultury Jasna Góra, która od lat współpracuje z dobrym duchem pomocy Polakom w Naddniestrzu Markiem Pantułą z Przemyśla.
Tu wbito na pal Azję, tutaj do dziś jest… Wołodyjowski
Jedziemy krętymi drogami po zaśnieżonym asfalcie Naddniestrza i po niedługim czasie docieramy do Raszkowa. Jesteśmy na ziemiach, które należały kiedyś do Rzeczypospolitej, do województwa bracławskiego. Tu, na zgliszczach Raszkowa, miał w mękach odejść z tego świata zdradziecki syn Tuhaj-beja. W tych okolicach miała też przebywać Horpyna. Tyle sienkiewiczowskiej fikcji – pierwowzór Azji, Aleksander Kryczyński, zginął zamordowany przez Lipków, którzy chcieli wrócić na służbę Rzeczypospolitej poza Raszkowem. Powróćmy zatem do tego, co prawdziwe, a prawie nieznane.
Pierwsze kroki kierujemy na cmentarz, który o tej porze roku, przysypany śniegiem, wygląda majestatycznie i symbolicznie jednocześnie. Po tych wszystkich latach znad śniegu wystają krzyże i polskie nagrobki. Ani czas, ani sowiecka polityka nie wymazała ich z powierzchni ziemi.
Odremontowano bramę na cmentarz, postawiono nowe ogrodzenie i wyłożono kostką miejsce, w którym odprawiane są msze święte na Wielkanoc i zaduszki. Było to możliwe dzięki pomocy ambasady RP w Kiszyniowie i fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie. Prace remontowe rozpoczęto cztery lata temu. Natalia Siniawska wymienia jeszcze Jana Malickiego, dyrektora Studium Europy Wschodniej z Warszawy, który przysłał tu do prac porządkowych dziesięciu swoich studentów. W związku z pracami konserwatorskimi przybył tu również profesor Janusz Smaza. Wyremontowano trzy pomniki i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego będzie opiekowało się pracami na cmentarzu.
– To jest ważny cmentarz dla nas, bo jest głównym dowodem obecności Polaków na naszej ziemi. Nasze towarzystwo wzięło pod opiekę to miejsce. Tu są rzadkie grobowce, rzadkie pochówki, które chcemy zachować dla przyszłych pokoleń jako pomnik kultury polskiej – Natalia Siniawska wskazuje na nowe groby – Jest czynny do dziś, teraz też chowają tu Polaków.
W zimie, przy mrozie msze święte nie są odprawiane w kościele pw. św. Kajetana – ogrzewanie jest zbyt drogie. Ale ksiądz otworzył świątynię. Idąc do kościoła wchodzimy na wzniesienie, z którego rozpościera się zapierający dech widok na Dniestr. Skoro tak pięknie jest tu zimą, jak cudownie musi tu być wiosną?
– Pierwotnie świątynia należała do wspólnoty ormiańskokatolickiej. Ormian tu było dużo. Dopiero po 1850 roku można znaleźć wzmianki w archiwach, że była to parafia rzymskokatolicka – opowiada ksiądz Rusłan Pogrebnoj. – W latach osiemdziesiątych, może siedemdziesiątych, zapadła decyzja, żeby ten kościół zburzyć. Przyjechała ekipa z TVP i zrobiła wywiad o tym, że mają zburzyć polski zabytek, i to poszło w telewizji. Władze w Kiszyniowie wystraszyły się i postanowiły odbudować ten kościół na wzór rzymskokatolicki. Jeżdżono do Winnicy, tam jest podobny kościół, odbudowany w latach osiemdziesiątych, ale z przeznaczeniem na muzeum ateizmu.
Historię o reportażu księdzu Rusłanowi opowiedzieli wierni. Czy w tych czasach można było swobodnie mówić w mediach o niszczeniu kościoła w Związku Sowieckim? Jest to raczej wątpliwe, ale może z pomocą Bożą to się udało?
Po czasach sowieckich, już w latach dziewięćdziesiątych, wróciła tu praca duszpasterska. Obecnie msze święte są odprawiane codziennie. Pod namalowanym w Przemyślu i otaczanym czcią wiernych obrazem Miłosierdzia Bożego widnieje napis „Jezu, ufam Tobie” – w czterech językach: po polsku, ukraińsku, rosyjsku i rumuńsku (jak tu się mówi, po mołdawsku). W Raszkowie prężnie działa Caritas. Codziennie w trakcie roku szkolnego przychodzi setka dzieci na obiad. Panie związane z Caritasem pomagają po obiedzie dzieciom twórczo spędzać wolny czas. Działa tu również punkt medyczny z trzema pielęgniarkami, które codziennie odwiedzają samotne, chore osoby w Raszkowie. Pomagają również z praniem, ponieważ na terenie Raszkowa są problemy z wodą.
Ostatnim punktem naszego zwiedzania jest Dom Polski „Wołodyjowski”. Jest w fazie remontowej. Składa się z dwóch budynków. Zachwyca zapieckami i starym wystrojem. W tej chwili trwają prace nad podłączeniem gazu. Będzie to najatrakcyjniejszy Dom Polski w Europie Wschodniej. Jak zwykle w takich sytuacjach, brakuje środków finansowych na szybkie sfinalizowanie remontu.
– Chcieliśmy, żeby powstał taki dom, który by nas wszystkich łączył, żeby każdy podróżujący Polak, albo ktoś, kto chce poznać Polaków miejscowych, historię Raszkowa, miał gdzie się zatrzymać – opowiada z dumą w głosie Natalia Siniawska. – Dlatego kupiliśmy ten dom ze środków Polaków, którzy tu przyjeżdżają i interesują się Raszkowem. Dlaczego został wybrany? Bo ma etniczny charakter. Ten dom wymaga jeszcze remontu. Częściowo pomaga nam ambasada, dofinansowała nam bramę, meble i ganek.
Tu nie używa się „skoworodki”, tylko patelnię
Słoboda Raszkowska znajduje się w odległości 13 kilometrów od Raszkowa. Właściwą nazwą w języku polskim byłaby Księdzówka (bądź Księdzowo), bo tak nazywała się ta wieś do 1927 roku, kiedy ostatecznie pozbyto się skojarzeń z duchownymi. Od tej pory jest to Słoboda Raszkowo (Słoboda Raszkiw po ukraińsku, mapa internetowa pokaże nam rumuńską nazwę Slobozia Raşcov). Założycielem wsi był proboszcz z Raszkowa. Pomimo walki z Kościołem w okresie sowieckim, mieszkańcy Księdzówki starali się trwać przy religii, wspólnie kolędowali. Ludzie sami wybudowali kościół, który władze zburzyły w 1977. Przebieg zdarzenia był wstrząsający. Komuniści zamknęli w areszcie najgorliwszych wiernych, zburzyli ciągnikami świątynię, a Przenajświętszy Sakrament rzucili świniom. Po wypuszczeniu z aresztu, ludzie na wieść o tym padli w błocie na kolana, modląc się o wybaczenie za profanację.
Za Gorbaczowa wybudowano kolejny kościół, który służy wspólnocie katolickiej do dziś. Stanowi tu ona około 90% mieszkańców. Wierni wiele razy prosili o rejestrację swojej „grupy wyznaniowej”. Parafia za patronkę obrała św. Martę, ponieważ uzyskali zgodę w Moskwie w czasie kolejnej wizyty w dniu św. Marty. Od roku 1991 nieprzerwanie posługę kapłańską sprawują tu księża sercanie. Msze święte są odprawiane w trzech językach: po polsku, rosyjsku i ukraińsku (w czasie jednej mszy!). Wierni znają polskie modlitwy. Przed mszą świętą odmawiają różaniec po polsku.
Bolszewicy na początku w kwestiach narodowych byli liberalni. Podobnie, jak w innych częściach Związku Sowieckiego, działała tu krótko polska szkoła. Później wprowadzono ukraińską, by w końcu zakrólował język rosyjski. W tej chwili język komunikacji jest trudny do precyzyjnego określenia. Króluje ukraiński, zwłaszcza w starszym pokoleniu, młodsi ludzie i dzieci rozmawiają częściej po rosyjsku. Mieszkańcy Słobody w kontaktach z obcymi niekiedy przechodzą na rosyjski, jako język międzynarodowy. Czy coś zachowało się z polszczyzny? Patelnia – ten przykład podają wszyscy i na swój sposób chwalą się tym faktem.
***
Z żalem opuszczaliśmy Słobodę Raszkowską. Nasz przyjazd był związany z akcją zbierania środków dla Polaków z Naddniestrza, której efektem były między innymi Mikołajki w Tyraspolu, stolicy Naddniestrza. Na wydarzenie przybyli Polacy z Raszkowa, Słobody Raszkowskiej, Tyraspola i Benderów. Dzieci śpiewały i recytowały wiersze po polsku. Podarki dzieciom wręczali św. Mikołaj i… Dziadek Mróz. Zebrani podzielili się opłatkiem i złożyli życzenia, nieco spóźnione świąteczne i bardziej aktualne, noworoczne. Spędziliśmy niezapomniany wieczór w towarzystwie miejscowych Polaków. Niestety w nocy musieliśmy ruszyć w drogę powrotną, ale obiecaliśmy sobie solennie, że wrócimy jeszcze do Naddniestrza nie jeden raz!
Osobą, bez której ta wyprawa nie odbyłaby się, jest Marek Pantuła z Przemyśla, honorowy członek Towarzystwa Polskiej Kultury Jasna Góra, który od wielu lat pomaga Polakom w Naddniestrzu. Akcję zbierania środków na pomoc Polakom z Naddniestrza prowadzili Marta Rybnicka, Tomasz Grzywaczewski i Tomasz Lachowski z Horizon Agency. Pomógł w zbiórce również Kurier Galicyjski. Zainteresowani mogą w dalszym ciągu dokonywać wpłat na rzecz Polaków z Naddniestrza.
Środki można wpłacać na konto:
BANK PKO BP SA O/1 w Przemyślu
Nr rachunku:
07 1020 4274 0000 1102 0056 3643
Towarzystwo Polskiej Kultury „Jasna Góra”
Wojciech Jankowski, Kurier Galicyjski, 2017 r. Nr 3 (271)
Kresy24.pl/Kurier Galicyjski
4 komentarzy
gegroza
16 lutego 2017 o 22:20Chętnie bym sie tam wybrał. Może się uda….
józef III
16 lutego 2017 o 23:09Szczęść Boże rodacy !
mcdale
17 lutego 2017 o 20:33SPROWADZIC TYCH POLAKOW Z TYCH 2 WSI DO POLSKI TERAZ
Jerzy
4 września 2020 o 21:48Też chętnie bym tam się wybrał w lecie może Bóg zezwoli.