Zamykanie oczu na łamanie praw człowieka przed wyborami prezydenckimi na Białorusi i większe ufanie słowom niż czynom władz w Mińsku byłoby niewybaczalną pomyłką Europy. Stratedzy europejscy nie wyciągają wniosków z historii – ostrzega Vytis Jurkonis z czołowej organizacji praw człowieka Freedom House.
Nikt chyba nie spodziewał się jakichś rozstrzygających decyzji po szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze. Wielu obawiało się, że bliższe więzi między Unią Europejską a trzema krajami do niej pretendującymi – Gruzją, Mołdawią i Ukrainą – mogą spowodować odwetowe działania Kremla. Dlatego pojawiały się więc głosy, że szczyt powinien skoncentrować się przede wszystkim na Białorusi – bastionie rosyjskich wpływów wśród krajów Partnerstwa Wschodniego.
Białoruś nigdy nie była faworytem w ramach Partnerstwa, zapoczątkowanego w 2009 roku, ponieważ jej autorytarny rząd nie wykazał zainteresowania reformami politycznymi i gospodarczymi, które mogły zbliżyć go do Europy. Co więcej, to Rosja była w stanie zapewnić Białorusi większą pomoc finansową niż UE, która była u szczytu kryzysu finansowego w ciągu pierwszych lat funkcjonowania Partnerstwa.
Ale wojna na Ukrainie radykalnie zmieniła sytuację geopolityczną i rola Mińska jako kraju przyjmującego uczestników negocjacji pokojowych sprawiła, że Białoruś znalazła się w centrum uwagi, a wielu wysokich rangą polityków i strategów UE, zapominając wyciągnąć wnioski z przeszłości, szybko zaczęło marzyć o ewentualnej współpracy z Łukaszenką.
Te niespełnione nadzieje w dużej mierze opierają się na trzech mitach na temat Białorusi, które powinny zostać raz na zawsze rozwiane, jeśli chcemy stworzyć rozsądną politykę wobec tego kraju.
Mit nr 1: Izolując Białoruś od UE wpychamy ją w ręce Rosji
Wielu ekspertów twierdzi, że ograniczone sankcje UE wobec Białorusi – zakazy wjazdu dla niektórych urzędników i zamrożenie aktywów osób odpowiedzialnych za łamanie praw człowieka, pchnęły kraj w stronę Rosji.
Po pierwsze należy więc przypomnieć, że zgodnie z oficjalnymi statystykami handel Białorusi z UE w ciągu ostatnich pięciu lat zwiększył się mimo tych ograniczeń. W latach 2010-2015 import ze wszystkich krajów UE na Białoruś wzrósł, białoruski eksport do Niemiec i Wielkiej Brytanii wzrósł ponad trzykrotnie, na Litwę – dwukrotnie, do Włoch – pięciokrotnie.
Jedyne kraje, gdzie nastąpił znaczny spadek obrotów z Białorusią to Holandia i Łotwa. Białoruski eksport do tych państw spadł po 2012 roku, głównie ze względu na fakt, że Mińsk miał trudności z reeksportem rosyjskiej ropy. Dlatego też tak zwane sankcje powinny być postrzegane raczej jako zaakcentowanie obowiązujących na Zachodzie zasad moralnych, a nie jako polityka realnej izolacji.
Po drugie – na Białorusi istnieją już ogromne inwestycje europejskie i jeśli Mińsk zechce się dalej otwierać, może ich przybywać. Na liście firm, które działają w tym kraju są m.in. austriacki Raiffeisen Bank, Telekom Austria, Kronospan i Kapsch Traffic Com, litewski VMG, Maxima, Arvi, szwajcarski producent Stadler oraz inwestorzy z Polski, USA i innych krajów zainteresowanych białoruskim rynkiem energii.
Po trzecie – pomimo, że zakaz wjazdu do UE nie pozwala odwiedzać Zachodu Aleksandrowi Łukaszence, inni wysokiej rangi politycy białoruscy nadal tam bywają. Wiceminister spraw zagranicznych Elena Kupczyna i minister spraw zagranicznych Władimir Makiej często goszczą w Brukseli czy innych stolicach europejskich.
Ponadto w maju 2014 roku odbyły się w Mińsku Mistrzostwa Świata w Hokeju na Lodzie, a rola Białorusi w negocjacjach ws. zawieszenia broni na Ukrainie niemal zrobiła z Mińska centrum dyplomacji regionalnej. O czym to świadczy? Chyba raczej nie o izolacji?
Mit nr 2: Białoruś stara się ze wszystkich sił przeciwdziałać wpływom Rosji
Istnieje ogólne przekonanie, że władzom Białorusi potrzebna jest pomoc w odparciu zewnętrznych zagrożeń ze strony Rosji i że UE jest w stanie przeciwdziałać głęboko zakorzenionym wpływom Kremla w tym kraju. Tymczasem gdyby rząd Białorusi był naprawdę zaniepokojony działaniami Rosji, to nie proponowałby swojej ziemi jako lokalizacji dla rosyjskich baz lotniczych.
Wspólny system obrony Białorusi i Rosji, regularne ćwiczenia wojskowe w pobliżu granicy z Polską i Litwą oraz ważne obiekty wojskowe Federacji Rosyjskiej w Wilejce i Baranowiczach – to wszystko pokazuje, że Białoruś nie jest krajem neutralnym.
Hasło powtarzane przez Łukaszenkę, że oto Mińsk popiera integralność terytorialną Ukrainy – jest iluzją. 27 marca 2014 roku podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ Białoruś była jednym spośród zaledwie 11 krajów, które głosowały przeciwko uchwale popierającej integralność terytorialną Ukrainy. Rok później, 29 kwietnia 2015 roku, Łukaszenka zapowiedział w swoim orędziu do narodu i parlamentu, że „jeśli nie daj Boże coś się wydarzy, będziemy ramię w ramię z Rosją”.
I wreszcie dość wątpliwy argument: Łukaszenka sprzyja popularyzacji języka białoruskiego i świadomości narodowej, żeby przeciwdziałać rosyjskim wpływom. W rzeczywistości w ciągu ostatnich dwóch dekad władza białoruska dusi język białoruski do tego stopnia, że UNESCO uznało go za język zagrożony zniknięciem. Ostatnie ożywienie białoruskiej kultury można przypisać wyłącznie inicjatywom obywatelskim, takim jak „Budźma”, która jest finansowana głównie przez międzynarodowych darczyńców.
Mit nr 3: Skoncentrowanie się na prawach człowieka – to dyplomatyczny impas
Poprzedni „karnawał dialogu” między UE a Białorusią zakończył się masowymi aresztowaniami dysydentów i represjami wobec społeczeństwa obywatelskiego, które nastąpiły po wyborach prezydenckich w grudniu 2010 roku. Wcześniej reżim w Mińsku założył maskę otwartości dla reform po to tylko, żeby zapewnić sobie potrzebne kredyty z MFW i poprawić swój wizerunek przed wyborami.
UE odpowiedziała na nową falę represji domagając się natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Jednak po pewnym czasie geopolityczna logika odzyskała swoją pozycję, a niektórzy w Europie są już nawet skłonni odżegnać się od kwestii łamania praw człowieka na Białorusi.
Ci, którzy wybrali drogę współpracy z Mińskiem, dopatrują się postępu w spadku (od niedawna) liczby więźniów politycznych, ale przecież większość z nich zostało zwolnionych ponieważ po prostu odsiedzieli już swoje kary. Co więcej, żaden z więźniów nie został zrehabilitowany. Zzostali skrzywdzeni, przede wszystkich tracąc swoje prawa polityczne i obywatelskie.
Obecnie na Białorusi pozostaje za kratkami co najmniej siedmiu więźniów politycznych. Władze nadal poważnie ograniczają wolność słowa, zgromadzeń i zrzeszania się, działacze społeczeństwa obywatelskiego poddawani są nielegalnym zatrzymaniom prewencyjnym. Wielu działaczy zostało aresztowanych za pokojowe wyrażanie solidarności z Ukrainą.
Brak postępu doprowadził do pewnego zmęczenia problemami praw człowieka wśród wielu europejskich polityków decydujących o wyborze kursu wobec Białorusi. Niektórzy proponują, aby skoncentrować się na rozwoju gospodarczym i polityce społecznej. Ale nadzieje, że doprowadzi to do zmian politycznych są raczej mizerne.
Przeciwnie – konsekwencją tego będą korzyści ekonomiczne, których do tej pory reżim nie był w stanie zapewnić obywatelom, a które w konsekwencji wzmocnią obecny system, zaś jakiekolwiek reformy przeniosą w odległą przyszłość.
Odejście od kwestii praw człowieka przed nowymi wyborami prezydenckimi na Białorusi, które odbędą się na jesieni 2015 roku oraz większe ufanie słowom niż czynom władz białoruskich byłoby po prostu niewybaczalną pomyłką Europy. Skompromituje to UE i jej rzekome zaangażowanie w obronę praw człowieka, demokracji i rządów prawa. Będzie to też sygnał dla innych krajów Partnerstwa Wschodniego o słabości i hipokryzji Europy.
Trzeźwe skoncentrowanie uwagi na sytuacji wokół praw człowieka na Białorusi to nie jest „ślepy zaułek”. To jedyny sposób przebicia się przez mgłę retoryki pochlebstw i myślenia życzeniowego, to jedyna możliwość zaangażowania białoruskiego rządu w europejski system zasad, jedyna możliwość by ocenić szczerość jego intencji w zakresie zerwania z autorytaryzmem promowanym przez Moskwę.
Vytis Jurkonis, Freedom House, tłumaczenie Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!