Nie tak dawno z wielkim patosem czciliśmy stulecia niepodległości Litwy oraz Polski. Dzisiaj wiele osób sądzi, że litewsko-polskie relacje są dobre i przyjazne, ale czy rzeczywiście tak jest? Czy potrafimy mówić bez emocji o tragicznych wątkach naszej wspólnej historii? Czy liderzy obu państw znajdą w sobie odwagę, aby wspólnie uczcić ofiary po obu stronach?
Te pytania stają się szczególnie istotne dzisiaj, w październiku 2020 r., ponieważ przypada właśnie rocznica stulecia „buntu” gen. Lucjana Żeligowskiego z 1920 r. Za nami trudne stulecie, a mówimy też o całkiem dramatycznym wydarzeniu, którego jednak nie da się przemilczeć.
Geneza zdarzeń
Konflikt litewsko-polski został sztucznie wykreowany przez Imperium Rosyjskie w drugiej połowie XIX w., jednak pogłębiony został przez litewskich i polskich polityków XX w. Po odzyskaniu niepodległości Litwa i Polska musiały stoczyć wojny o swoje granice. Szczególnie niebezpiecznym wrogiem była Rosja bolszewicka, która niosła na bagnetach rewolucję i zniewolenie pod hasłem wolności i równości.
W obliczu zbliżających się wojsk bolszewickich Rada Litwy opuściła Wilno, zostawiając je bez obrony. Miejscowa ludność polska zebrała się w Samoobronę Wileńską pod dowództwem gen. Władysława Wejtki, jednak nie potrafiła stawić skutecznego oporu liczebniejszym hordom bolszewickim. Bolszewicy zajęli Wilno i gospodarzyli w nim do Wielkanocy 1919 r., kiedy to ułani płk. Władysława Beliny-Prażmowskiego wyparli ich z Wilna. Wówczas też wojska litewskie odniosły kilka spektakularnych zwycięstw nad bolszewikami.
Latem 1919 r. wojska litewskie i polskie stały naprzeciwko siebie, konflikt ideologiczny otrzymał kształt konfliktu militarnego, który potrwał de facto do października 1920 r., kiedy w Suwałkach podpisano rozejm. Trzeba go traktować jako zakończenie działań zbrojnych między Litwą a Polską. Pertraktacjom przewodniczyli wojskowi, ze strony litewskiej to był gen. Maksimas Katche, a ze strony polskiej płk Mieczysław Mackiewicz. Dążono do osiągnięcia rozejmu i wyznaczenia linii demarkacyjnej.
Jednak rzeczywisty prym w pertraktacjach wiedli politycy, ze strony litewskiej Bronius Kazys Balutis, a ze strony polskiej Juliusz Łukasiewicz, który miał bardzo konkretne wytyczne od Naczelnika – świadomie unikać i nie poruszać kwestii państwowej przynależności Wilna. Zresztą delegacja litewska zauważyła tę niechęć do omawiania kwestii Wilna przez polską delegację. To mocno irytowało stronę litewską i nawet doszło do tego, że w czasie kolacji Mykolas Biržiška głośno powiedział: „Kogo, po cholerę, obchodzą jakieś Bastuny, mówmy otwarcie, czyje ma być Wilno!?”.
7 października 1920 r., pod nadzorem komisji Ligi Narodów, Polska i Litwa zawarły umowę suwalską przewidującą zakończenie działań wojennych. Cel został osiągnięty, ponieważ kwestia Wilna nie była poruszona, a w tekście rozejmu pół słowem nie wspomniano o Wilnie. Zauważmy, że Józef Piłsudski w obliczu nawały bolszewickiej 10 lipca 1920 r., na konferencji w Spa, zgodził się przekazać Wilno Litwie. Takie posunięcie było wywołane potrzebą zapewnienia Polsce pomocy państw zachodnich w walce z bolszewikami. Jednak w rzeczywistości Piłsudski nie miał zamiaru realizować takowego zobowiązania. Marszałek miał inną wizję, która została zrealizowana jesienią 1920 r.
„Bunt” gen. Lucjana Żeligowskiego
W obliczu międzynarodowych postanowień oraz niechęci Litwy, aby przystąpić do federacji z Polską, Józef Piłsudski wezwał do siebie gen. Lucjana Żeligowskiego, do którego przemówił: „Ani państwa koalicji, ani Ligi Narodów, ani rząd, ani społeczeństwo polskie nie rozumieją sprawy Litwy, wszyscy chcą pokoju i nikogo ani Litwa, ani Wilno nic nie obchodzą. Jeżeli tego Wilna nie uratujemy, to historycy nam nigdy tego nie darują. Trzeba zorganizować powstanie, wszystkich mamy przeciwko sobie. Może przyjść chwila, że pan będzie miał przeciwko sobie nie tylko opinię świata, ale i Polski. Może nadejść chwila, że nawet ja będę zmuszony pójść przeciwko panu. Trzeba będzie wszystko wziąć na siebie”.
8 października 1920 r. oddziały dowodzone przez gen. Lucjana Żeligowskiego, udając nieposłuszeństwo Polsce oraz Naczelnikowi, przekroczyły linię demarkacyjną wytyczoną w Suwałkach i skierowały się w stronę Wilna. Wojska Żeligowskiego liczyły ok. 15 tys. żołnierzy i nie była to zbyt poważna siła, która mogłaby np. zagrozić niepodległości Litwy. Jednak warto zaznaczyć, że 15 tys. żołnierzy miało zabezpieczenie 50 tys. żołnierzy Wojska Polskiego, które musiałoby podjąć działania, gdyby akcja Żeligowskiego się nie powiodła.
9 października żołnierze Mińskiego Pułku Strzelców oraz 3. Pułku Strzelców Konnych wkroczyli do Wilna. Miasto zajęto bez walki, ponieważ wojska litewskie oraz litewskie władze miasta wycofały się przed Polakami. 12 października 1920 r. gen. Żeligowski ogłosił powstanie tzw. Litwy Środkowej. Tym aktem politycznym została uwieńczona – rozpoczęta 8 października – operacja zajęcia Wilna i okolic.
11 października 1920 r. w gazecie „Rzeczpospolita” ukazał się taki oto komunikat: „Krok litewsko-białoruskiej dywizji, który z punktu widzenia wojskowego każdy trzeźwy i rozsądny Polak uważać musi za objaw smutny i niepożądany, jest odruchem zdrowego instynktu narodowego, który w rozpaczliwym wysiłku buntu postanowił rozciąć ten węzeł gordyjski, jaki około sprawy Wilna i ziem wileńsko-grodzieńskich naplątały dwa lata bałamutnej i szkodliwej polityki wschodniej”.
Podsumowanie
Wybory do Sejmu Wileńskiego przeprowadzono w styczniu 1922 r. Sejm w lutym 1922 r. podjął uchwałę o przyłączeniu Litwy Środkowej do Polski. Władze Litwy nie uznały tego aktu i Wilno było uważane za stolicę Litwy tymczasowo okupowaną przez Polskę.
Te wydarzenia po latach bardzo trafnie ujął sam ich autor, Józef Piłsudski, stwierdzając: „Na Wschodzie wybrana przez mnie polityka faktów dokonanych okazała się bardzo skuteczną, ponieważ dzisiaj twardo stoimy w Wilnie oraz Lwowie; tego nie byłoby, gdybyśmy czekali na pozwolenie z Paryża, Londynu czy Waszyngtonu. Nasze działania nie tylko nie wywołały sankcji względem Polski, wręcz odwrotnie, dzisiaj państwa Zachodu coraz bardziej przychylnie patrzą na nas”.
Owszem, międzynarodowych sankcji wobec Polski nie było, ale zajęcie Wilna pogorszyło litewsko-polskie stosunki i to jest odczuwalne do dziś. Litwini chętnie nazywają Polaków – Želigovskininkai. Czy dzisiejsi politycy znajdą więc w sobie odwagę, by podjąć kroki prowadzące do rzeczywistego pojednania?
Tomasz Bożerocki
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 41 (118) 09-15/10/2020
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!