Aleksandr Milinkiewicz, to były kandydat na prezydenta Białorusi, w wyborach z 2006 roku był jedynym kontrkandydatem Aleksandra Łukaszenki. Jest naukowcem i działaczem społeczno – politycznym. 30 lat temu, jeszcze jako docent uniwersytetu w Grodnie odwiedził Wołczyn, miejsce urodzenia oraz spoczynku Stanisława Augusta Poniatowskiego. I dokonał niezwykłego odkrycia.
W 2017 roku Aleksander Milinkiewicz opowiedział Radiu Svaboda, jak w krypcie kościoła pw. św. Trójcy w Wołczynie, wraz z przyjaciółmi odnalazł fragmenty królewskich szat i obuwia. Za to odkrycie on i jego towarzysze zostali wyróżnieni odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej.
„Dla Polaków to ostatni król, dla nas Białorusinów – ostatni wielki książę białorusko-litewskiego państwa. Syn ziemi brzeskiej, Stanisław Poniatowski pochodził ze znanego litewskiego rodu Czartoryskich i Sapiehów. Jednym słowem – z naszych, miejscowych, – cytuje słowa Aleksandra Milinkiewicza Svaboda.
-Był przekonany, że tylko dzięki europeizacji, modernizacji, rozwojowi edukacji, nauki i kultury, można kraj uratować. I tymi właśnie reformami najbardziej zaniepokojone było sąsiednie imperium. Pod naciskiem drapieżnych sąsiadów został zmuszony do abdykacji, przez rok jego była kochanka Katarzyna II więziła go w areszcie domowym na Nowym Zamku w Grodnie. Paweł I po jej śmierci zaprosił byłego króla do siebie, gdzie chętnie przyjmował go na salonach, ale raczej w charakterze „ptaszka w złotej klatce”, by tym sposobem zademonstrować wielkość i potęgę imperium.
A po swojej śmierci w Petersburgu, nasz ostatni monarcha nie mógł znaleźć wiecznego spokoju. Przeciwnie, jego szczątki zostały skazane na smutną i jakże symboliczną tułaczkę. Pochowany pierwotnie w Petersburgu. Potem, we czasie stalinowskiej pierestrojki północna stolica Rosji sowieckiej zaproponowała Polsce, by ta „zabrała sobie swojego króla”.
Dla byłego monarchy nie było miejsca ani w Krakowie ani w Warszawie. Jego sarkofag w 1938 roku w wagonie towarowym został wysłany do Brześcia, stamtąd potajemnie do Wołczyna, miasteczka w którym się urodził i został ochrzczony. (Na przejściu granicznym Polski z ZSRR – stacja kolejowa Stołpce, trumnę załadowano do wagonu towarowego z napisem „bagaż zwykły”. Bagaż czekał na bocznicy 3 dni).
30 lat temu w październiku 1987 roku, wraz z przyjaciółmi z Grodna – archeologiem Michasiem Tkaczowem, konserwatorem Uładzimirem Kisłym i moim starszym synem Aleksandrem przeprowadziliśmy wykopki w królewskiej kaplicy wołczyńskiego kościoła. Rozmawialiśmy też z miejscowymi, którzy mogli jeszcze coś pamiętać, pytaliśmy jak wyglądał pochówek. Udało nam się znaleźć fragmenty dębowej trumny, odzieży, butów, płaszcza koronacyjnego z królewskim herbem: z orłem haftowanym złotem i srebrem. Z jednej strony to dość dużo, z drugiej, nie byliśmy w stanie znaleźć ani jednej kosteczki zmarłego. To dziwne, bo nawet w egipskich piramidach złodziei nie interesowały szkielety.
Ustaliliśmy dwie wersje. Po pierwsze – piwnice kościoła pw. św. Katarzyny w w Sankt Petersburgu, gdzie pierwotnie został pochowany Stanisław August, były wielokrotnie zalewane przez wody Newy. Zachowały się dokumenty badaczy królewskiego sarkofagu z początku XX wieku, w tym prowadzone przez proboszcza tamtejszej parafii. Stwierdzili oni, co może dziwić, że kości w trumnie już wtedy nie było, całkowicie obróciły się w proch, z wyjątkiem niewielkiego fragmentu odcinka szyjnego. Świadczyłoby to o tym, że woda swoje zrobiła. W związku z tym, już do Wołczyna przybyły w trumnie prawdopodobnie tylko szczątki ubrań, płaszcza i prochy monarchy.
Druga wersja jest taka, że ktoś z lokalnej społeczności, najwyraźniej człowiek wierzący zebrał szczątki króla i pochował je. Oparta jest ona na przekazach mieszkańców, że jakoby w 1950 roku, na adres ówczesnego białoruskiego kardynała Kazimierza Świątka nadszedł list z Kazachstanu od byłego mieszkańca Wołczyna, w którym autor miał stwierdzić że wie, gdzie szukać szczątków króla i jest gotów opisać to miejsce. Świątek nie zareagował rzekomo na list obawiając się, że może to być prowokacja służb (…).
Wkrótce potem Białoruś odwiedziła oficjalna polska delegacja pod przewodnictwem ówczesnego dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie prof. Aleksandra Gieysztora, a Ministerstwo Kultury BSSR przekazało nasze znalezisko Polsce. W 1995 roku szczątki z królewskiego grobu zostały uroczyście – z udziałem prezydenta Lecha Wałęsy i prymasa Józefa Glempa przeniesione do krypty katedry św. Jana Chrzciciela w Warszawie.
Stanisław August Poniatowski, to nieodłączny symbol naszej niezależności
Dziś kościół w Wołczynie jest restaurowany. W rzeczywistości, nadal pozostaje on miejscem pochówku naszego ostatniego monarchy, bo prochy króla i wielkiego księcia po zbezczeszczaniu sarkofagu zostały przeniesione na jego ziemię ojczystą, czyli do krypty kaplicy królewskiej kościoła św. Trójcy. Zostało to potwierdzone podczas badań mikrobiologicznych krypty przez naukowców z Gdańska.
Stanisław August Poniatowski to symbol naszej niepodległości. To na ziemi białoruskiej przyszedł na świat, tu się wychowywał, tu stracił koronę i tu z woli losu został pochowany. Królewska krypta w Wołczynie, to święte miejsce na mapie Białorusi” – powiedział Aleksander Milinkiewicz.
Kresy24.pl za svaboda.org/ab
2 komentarzy
amtrak1971
10 października 2017 o 15:18,,czemu RP nie graniczy z Chinami i przez morze z Japonia , ? tego nie moge zrozumiec , a byly wielkie szanse na to imperium ,wtf ,
tak jest
10 października 2017 o 19:14Ta informacja jest wyssana z palca i tyle. Tania sensacja. Żadnych prochów tam nie było i żaden Milinkiewicz ich nie znalazł. Hochsztapler!
Kardynał Świątek był odważnym człowiekiem i z pewnością jak nie sam, to poprzez kogoś by zareagował na info o : „Świątek nie zareagował rzekomo na list obawiając się, że może to być prowokacja służb „. O jakiej prowokacji może tu być mowa?
Władze ZSRR same byłyby zainteresowane dobrymi stosunkami z Polską i zaproponowałyby pochówek Króla.
Bzdury gada Milinkiewicz!