Odzwierciedleniem zamożności domu była liczba przygotowanych potraw: u chłopów – 7, u średniozamożnej szlachty – 9, u bogatej szlachty – 11, u magnatów – 13. Dbano o to, by liczba potraw była nieparzysta, natomiast liczba biesiadników przy stole powinna być parzysta, gdyż wierzono, że nieparzysta liczba osób wróży śmierć jednej z nich. Wszystkie potrawy były postne – jest to typowo polski zwyczaj, zachowywany jeszcze w wielu domach. W domach szlacheckich i magnackich często dla dzieci ustawiano osobny stół w tym samym pokoju, w którym wieczerzali dorośli; czasem dzieci siadały z tzw. niższego końca stołu.
Kresowe dwory… Za naszą obecną wschodnią granicą, na obszarze współczesnej Białorusi, Litwy, Łotwy i Ukrainy istniały setki mniejszych i większych dworów. Roman Aftanazy informacje o nich zebrał aż w jedenastu pokaźnych tomach. A przecież nie opisał wszystkich, bo nie sposób tego uczynić. Nie znalazły się w jego opisach choćby takie siedziby, jak dwór Kotowiczów w Beresponiu nad Berezyną, dworek Kłossowskich w Osinówce koło Brzozdowiec czy dwór Michała Kamieńskiego w Dubnie. Na Kresach do naszych czasów przetrwały nieliczne siedziby ziemiańskie i magnackie; niektóre nie są autentykami, a jedynie rekonstrukcjami, jak rezydencja Radziwiłłów w Nieświeżu czy dworek Mickiewiczów w Zaosiu (obecnie muzeum poety).
Dwór był ostoją rodziny, wiary, patriotyzmu. Kultywowano w nim stare tradycje i tworzono obyczaje, które teraz dla nas są tradycją, odziedziczoną po dziadkach, a coraz częściej – pradziadkach. Wielu z nas ma kresowe korzenie, choć nie wszyscy o tym wiedzą lub pamiętają. Kresowe tradycje świąteczne splotły się z tradycjami innych regionów Polski i teraz już bardzo trudno jest znaleźć je w niezmienionej postaci. Mimo to pełnią nadal swoją rolę spajającą pokolenia.
Święta Bożego Narodzenia, nazywane Godami, są świętami bardzo rodzinnymi. Od czasu zaborów nabrały one w Polsce charakteru nostalgicznego, pełnego zadumy, refleksji, pojednania z obecnymi i wspominania nieobecnych – zmarłych lub też przebywających na wygnaniu czy w więzieniu.
Do tego ważnego czasu trzeba było odpowiednio się przygotować, zarówno w wymiarze duchowym, jak i materialnym. Wiele osób uczestniczyło w roratach; tradycją było i jest, by po Mszy św. donieść do domu zapaloną świecę roratnią. Dawniej w okresie adwentu przestrzegano też postu, który był tak surowy, jak przed świętami Wielkiej Nocy.
Wigilia, poprzedzająca Gody, była dniem, z którym wiązało się niegdyś chyba najwięcej przesądów i wróżb. Dotyczyły one spotykanych osób, wykonywanych czynności, zachowania zwierząt i pogody. Nie sposób ich wszystkich wymienić w krótkim wspomnieniu, ale wart odnotowania jest zwyczaj kultywowany nadal w wielu domach – pierwszą osobą, która tego dnia wchodzi jako gość do domu, musi być mężczyzna: wejście kobiety jako pierwszej wróży kłótnie i choroby.
Wieczerza wigilijna jest posiłkiem bardzo uroczystym. Spożywa się ją w największym i najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniu domu, odpowiednio przystrojonym. Zanim ugruntował się zwyczaj stawiania choinki, sporządzano stroiki z iglastych gałązek lub zwieszano z sufitu ścięte wierzchołki choinek, tzw. podłaźniczki. Zielone gałązki, a potem choinki dekorowano szyszkami, orzechami, rajskimi jabłuszkami, piernikami z dziurką, ozdobami wykonanymi ze słomy. Szklane malowane bombki były wielką rzadkością i pojawiały się tylko w najbogatszych domach. W II połowie XIX w., w okresie popowstaniowym, rozpowszechnił się zwyczaj dekorowania choinek łańcuchami ze słomy i bibułek lub kolorowych papierów – symbolizowały one zniewolenie narodu. Z kolorowych opłatków (żółtych, różowych, niebieskich) robiono delikatne ozdoby, tzw. światy, które wieszano na choince lub umieszczano na cienkich sznureczkach umocowanych do sufitu.
Stół przykrywano białym lnianym obrusem, a pod nim kładziono siano. Honor gospodyni wymagał, aby obrus był nieskazitelnie czysty i wyprasowany bez najmniejszego zagniecenia. Aby sprostać tym wymaganiom, uprasowane obrusy nawijano na grube drewniane wałki umieszczone na stojakach – ich konstrukcja była podobna do stojaków na mapy w szkolnych pracowniach geograficznych.
Odzwierciedleniem zamożności domu była liczba przygotowanych potraw: u chłopów – 7, u średniozamożnej szlachty – 9, u bogatej szlachty – 11, u magnatów – 13. Dbano o to, by liczba potraw była nieparzysta, natomiast liczba biesiadników przy stole powinna być parzysta, gdyż wierzono, że nieparzysta liczba osób wróży śmierć jednej z nich. Wszystkie potrawy były postne – jest to typowo polski zwyczaj, zachowywany jeszcze w wielu domach. W domach szlacheckich i magnackich często dla dzieci ustawiano osobny stół w tym samym pokoju, w którym wieczerzali dorośli; czasem dzieci siadały z tzw. niższego końca stołu.
Do wieczerzy zasiadano wraz z pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdy. Przed rozpoczęciem posiłku gospodarz domu czytał Ewangelię o Narodzeniu Pańskim. Potem następowało dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń. Należało podzielić się opłatkiem z każdą osobą obecną przy stole, nie wolno było nikogo pominąć. Zwyczaj dzielenia się opłatkiem jest typowo polski – po tym można nas rozpoznać we wszystkich zakątkach świata. Gospodarz dzielił się opłatkiem również ze zwierzętami: końmi, krowami i całym inwentarzem; zwierzętom zanoszono tylko kolorowe opłatki. Po złożeniu życzeń zasiadano do wieczerzy. W bogatych domach biesiadników obsługiwała służba, natomiast w mniej zamożnych przestrzegano kolejnego przesądu – od stołu może wstawać tylko jedna osoba (gospodyni), gdyż na pozostałych wstawanie miało sprowadzać śmierć.
Największa różnorodność panowała wśród serwowanych dań. Wspominałam już, że według tradycji musiała być ich nieparzysta liczba, jednak gdy gospodarze byli zamożni i chcieli podjąć swoich gości bardzo okazale, stosowali nieraz swoistą arytmetykę, wymyśloną na potrzeby chwili – np. wszystkie rodzaje ryb liczyli jako jedną potrawę. Na stole wigilijnym musiały znaleźć się płody rolne i leśne oraz to, co pływa w wodzie. Przyrządzano więc potrawy z grzybów, orzechów, miodu, kasz, roślin strączkowych i oleistych, zbóż, jarzyn, owoców i oczywiście z ryb. Produkty te pozwalały na przygotowanie bardzo wielu potraw, każdy region miał swoje przepisy, różniły się one również, co oczywiste, w zależności od zamożności domu. Przywołam więc te dania, które gościły na stołach wigilijnych moich przodków.
Najpierw podawana była zupa – grzybowa lub barszcz czerwony z grzybami; czasami pojawiała się zupa piwna, ale nie dawano jej dzieciom. Następną potrawą były różne kluski i pierogi, omaszczone olejem lnianym. Pierogi nadziewano kapustą, grzybami, czasem owocami. Kluski najczęściej podawano z makiem. Kolejna potrawa to kapusta gotowana z olejem lnianym lub bardzo popularny groch z kapustą. Dalej – ryby: śledzie w oleju i ze śmietaną, ryby smażone, pieczone, w galarecie; popularny był szczupak faszerowany, obecnie często wypierany przez karpia. Do ryb podawano ziemniaki lub fasolę. Na deser serwowano pierniki i strucle z makiem lub z owocami: jabłkami, śliwkami, morelami. Typowo kresową potrawą wigilijną była kutia – potrawa z pszenicy, maku, miodu i bakalii. Do picia był kompot z suszonych owoców lub polewka piwna. Należy podkreślić, że wszystkie potrawy były bogato dekorowane. Szczególny kunszt rozwinięto przy dekoracji ryb.
Po skończonej wieczerzy, podczas której należało spróbować każdej potrawy, aby zapewnić sobie dostatek w nadchodzącym roku, następował czas śpiewania kolęd. Warto przypomnieć, że Franciszek Karpiński, twórca przepięknej kolędy „Bóg się rodzi…”, pochodził z Kresów – urodził się w Hołoskowie (obecnie na Ukrainie), a spoczywa na cmentarzu w Łyskowie (obecnie Białoruś). Kolędy mają wiele zwrotek, niegdyś znano i śpiewano ich znacznie więcej niż obecnie. W wielu domach przestrzegano zasady, że prezenty można wyciągać spod choinki dopiero po odśpiewaniu co najmniej kilku kolęd. Z prezentami też wiązały się różne tradycje: w niektórych domach dostawały je tylko dzieci, a w innych również dorośli; często do dobrego tonu należało, aby upominki wykonać samodzielnie; czasem prezenty leżały pod choinką i przez całą wieczerzę przyciągały wzrok biesiadników, a czasem przynosił je Święty Mikołaj.
Po skończonej wieczerzy wigilijnej, która dla wielu dorosłych była jedynym posiłkiem tego dnia, wszyscy udawali się na Pasterkę. Zaprzęgano konie do sań wymoszczonych futrami i kożuchami. Przy dźwięku dzwonków przypiętych do końskiej uprzęży (aby odstraszyć wilki) jechano do kościoła.
Gody świętowano do Trzech Króli. W tym okresie domy odwiedzali kolędnicy-przebierańcy, zwani także herodami – nosili ze sobą szopkę i przedstawiali jasełka. W podziękowaniu za kolędy i życzenia dawało się im tzw. szczodraki czyli nadziewane bułeczki lub rogaliki.
Nie ma już dworu w Beresponiu ani w Osinówce, nie mam żadnych informacji o tym, czy zachował się dom w Dubnie, zagładzie uległy też Pieniaki i należąca niegdyś do tego olbrzymiego majątku Huta Pieniacka. Ale wojnę przetrwali przynajmniej niektórzy członkowie rodów Kamieńskich, Kłossowskich, Kotowiczów i Miączyńskich. Tak się złożyło, że po I i II wojnie światowej większość z nich osiedliła się w Warszawie. Pamiętam z lat 70-tych i 80-tych spotkania świąteczne w domu przy ul. Niegolewskiego, w pobliżu kościoła św. Stanisława Kostki – gromadziła się tam cała ocalała z pożogi wojennej rodzina: nie tylko dzieci gospodarzy, ale również dalsi, a nawet bardzo dalecy krewni. Z tej okazji otwierało się szeroko drzwi łączące oba pokoje na parterze, a stół ciągnął się przez całą długość obu pomieszczeń…
W moim domu kresowe tradycje kulinarne wymieszały się z tymi z Mazowsza, zmodyfikowałam trochę przepis na kutię, ale corocznie w okresie świątecznym spotykamy się na wielopokoleniowym kolędowaniu. A jaką tradycję kultywujecie Wy, drodzy Czytelnicy?
Teresa Zachara
Autorka jest absolwentką Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od ponad 20 lat jest odpowiedzialna m.in. z bazę miejsc pamięci narodowej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, a później Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego; koordynująca sprawy remontów polskich cmentarzy wojennych znajdujących się za wschodnią granicą Polski, prowadząca szkolenia z zakresu pracy Wydziału Miejsc Pamięci Narodowej za Granicą. Główny specjalista w Wydziale Miejsc Pamięci Narodowej za Granicą w Departamencie Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Strat Wojennych w MKDiN
Ilustracja: Mieczysław Korwin Piotrowski, Przed dworkiem zimą, 1915
2 komentarzy
Piotr -Stanislaw
26 grudnia 2020 o 00:19SZCZĘŚĆ BOŻE WSZYSTKIM ŻYJĄCYM NA ŚWIECIE KRESOWIANOM I ICH POTO7MNYM
-ZYCZĘ RADOSNEGO ŚWIETOWANIA BOŻEGO NARODZENIA OBREDU KATOLICKIEGO I NIEBAWEM PRAWOSŁAWNYCH BRACI. -NIECH W TYM DZIELE KULTYWOWANIA OBYCZAJÓW I TRADYCJI WPOMAGA -NOWONARODZONY SYN BOŻY -JEZUS CHRYSTUŚ. -MILOŚNIK d.KRESÓW NAJJAŚNIEJSZEJ RZECZYPOSPOLITEJ TROJGA NARODÓW … Pozdrawiam Bardzo SERDECZNIE – Wszystkich Czytelników Krsy24.pl i nie tylko …)* Z Panem Bogiem
; -Staś …)*
Janusz
28 grudnia 2021 o 00:27Bardzo Ładnie Pan Stas