22 stycznia rozpoczął się w Mińsku proces w głośnej sprawie brutalnego morderstwa 18-letniej Julii Sołomatinej. Pochodząca z okolic Smolewicz dziewczyna, 18 lipca 2014 r. pojechała do Mińska na spotkanie z mężczyzną, którego poznała w sieciach spełecznościowych. Od tej chwili wszelki ślad po niej zaginął. Jej szczątki znaleziono w lesie.
Oskarżony o zabójstwo, to 26-letni Paweł Tsiniawski i jego 48-letnia matka, Galina. Oboje przyznali się do winy. Przed sądem odmówili składania zeznań, prokurator odczytał treść aktu oskarżenia.
„Oskarżony znajdując się w stanie upojenia alkoholowego, w trakcie kłótni udusił paskiem dziewczynę. Powiadomił o tym matkę. Razem z nią, chcąc zatrzeć ślady zbrodni, przy pomocy siekiery i innych ostrych przedmiotw poćwiartował zwłoki. Matka oskarżonego zmieliła części ciała w maszynce do mięsa, a organy wewnętrzne ugotowała. Następnie przestępcy próbowali spalić ubrania i rzeczy osobiste zabitej. Spalone resztki zakopali w lesie za miastem. Następnie zniszczyli paszport dziewczyny i wyjechali z miasta” – brzmi treść oskarżenia odczytanego przez prokuratora.
Paweł i Julia poznali się na tydzień lub dwa przed tragedią, w sieci społecznościowej. W wirtualnych rozmowch nie unikali intymnych sfer życia. Wkrótce, mężczyzna zaprosił Julię do siebie do Mińska. Przed jej przyjazdem sporo wypił i mocno pijany, w towarzystwie kolegi wyszedł na stację metra Sportiwnaja, po swojego gościa. Ale Julia nie przyjechała. Wówczas przyjaciel Pawła odprowadził go do domu. Pijany Tsiniawski, jak mówił podczas śledztwa, położył się już spać, kiedy zadzwoniła Julia. Przyjechała do niego.
Podczas śledztwa Tsiniauski przedstawiał różne wersje śmierci dziewczyny.
Na pierwszym przesłuchaniu mówił:
„Rozmawialiśmy w kuchni. Poszliśmy później do pokoju. Byłej bardzo pijany. Nagle ona przypadkowo nadepnęła mojego kota. Zdenerwowałem się i uderzyłem ją ręką po ramieniu. Upadła, uderzając skronią w biurko. Krzyknęła. Potem upadła i zaczęła wić się w konwulsjach. Przestraszyłem się. Gdy Julia umarła, zadzwoniłem i powiedziałem matce, żeby przyjechała. Nie powiedziałem co się stało, po prostu prosiłem żeby przyjechała”.
Później opowiedział inną wersję zdarzenia:
Gdy Julia przyjechała, Tsiniauski „żądał od niej czynności seksualnych”. Ona odmówiła. Chwycił wtedy nóż i okaleczył dziewczynę w rękę. Na tym rzekomo konflikt miał się zakończyć. Zabandażował rękę dziewczyny. Mężczyzna, jak zapewniał w trakcie śledztwa, z racji dużej ilości wypitego alkoholu, tracił kontakt z rzeczywistością, i nie wszystko pamięta. W pewnym momencie odzyskał świadomość, było to w momencie, gdy dusił dziewczynę paskiem. Przyczyny kłótni nie pamięta. Położył się spać. Rano zadzwonił do matki, która była wówczas na urlopie w Biehomli. Poprosił, żeby przyjechała. Nie powiedział jej nic o morderstwie.
Po przyjeździe, matka „była w szoku”. Powiedziała, że trzeba wezwać milicję, ale syn wymógł na niej, żeby pomogła mu rozczłonkować ciało i ukryć ślady morderstwa. Matce opowiedział wersję o uderzeniu skronią w biurko.
Paweł przy pomocy piły „bułgarki” poćwiartował ciało. Galina ugotowała organy wewnętrzne, zmieliła je w maszynce i spuściła w ubikacji. Pozostałe szczątki wynieśli do lasu, spalili je i zakopali.
Paweł zeznał, że chciał się schować zaraz po tym, jak zadzwoniła na jego telefon matka Julii. Jego numer był ostatnim, na jaki dzwoniła dziewczyna. Matce dziewczyny powiedział, że nie przyjechała do niego.
Po tym, Paweł i jego matka, wspólniczka zbrodni próbowali ukrywać się w lesie. Wzięli namiot, udali się w kierunku Mołodeczna. W lesie spędzili kilka dni, po których postanowili odać się w ręce milicji. Wspónie przyjechali do Biehomli, do babci, gdzie za pośrednictwem ciotki zwrócili się do dzielnicowego.
Kresy24.pl za Nasza Niwa
1 komentarz
sgfx
23 stycznia 2015 o 10:37Na szczęście na Białorusi jest kara śmierci i dostaną na co zasłużyli