W Nalibokach powiat Stołpce, województwo Nowogródzkie, w latach 1935 – 43, funkcjonował szpital, który świadczył pomoc medyczną ludności całej gminy.
Relacja Marii Domian[1] – przekazana przez mamę Jadwigę Adamcewicz ur. 25 VII 1924, c. Konstantego i Marii „Soroczki” zd. Suprunowicz z Jankowicz:
„Jak nastali Sowieci, w Nalibokach otworzyli szpital. Pracowała tam przez 3 lata jako salowa moja mama. Była taka sytuacja: mama miała dyżur z pielęgniarką, kiedy na Niemców napadli partyzanci – Niemcy ten atak odparli, ale nie wiem dlaczego tam byli mężczyźni z „Samoobrony”, i wszyscy się wycofali. Do szpitala wbiegło trzech mężczyzn z „Samoobrony”, których Niemcy widzieli. Mama ich znała, i położyła w ubraniach bo nie było czasu na rozbieranie się w sali – w izolatce. Chyba zrządzeniem losu były tam trzy wolne łóżka. Mama pozakładała im na głowy spryskane śmierdzącą cieczą kompresy, i przykryła po same nosy. Zapytała ich gdzie zostawili broń. Odpowiedzieli, że w kominie, a naboje w kotle. Mama wylała całą butelkę środka dezynfekcyjnego na podłogę, i pobiegła po broń i naboje, które wyniosła pod psią budę gdzie zasypała piachem.
Kiedy zobaczyła Niemców, udała, że załatwia potrzebę fizjologiczną. Niemcy ostrzegli mamę, że w przypadku odnalezienia zbiegów spalą szpital. Kiedy rozpoczęli rewizję, mama zastąpiła im drogę, i powiedziała, że „eto tyfoznaja sala”.Niemcy nie uwierzyli, i otworzyli drzwi, ale kiedy powąchali nieprzyjemny zapach, to szybko zamknęli z powrotem.
Mama opowiadała, że Niemcy bardzo bali się tyfusu. Partyzantów nie znaleźli, i szpitala nie spalili. Uciekinierami – partyzantami, byli sołtys, kowal i kuzyn. Jednego z nich mama spotkała później w niemieckim obozie pracy przymusowej – powiedział: „to jest moje szczęście”. Trzeba przyznać, że mama wiele ryzykowała.”[2]
Praca przymusowa w III Rzeszy Niemieckiej: ” Moja mama z rodziną oraz mieszkańcami Nalibok została wywieziona na roboty do Niemiec – Lauenburg, gdzieś między Hamburgiem a Schwerinem. Pracowała na polu w jakimś majątku, oraz w fabryce amunicji na produkcji i na stołówce wydawała obiady. Tam byli robotnicy z różnych narodowości oraz warszawiacy z Powstania Warszawskiego. Po wojnie w 1945 r., była w obozie w Fallingbostell. Tam poznała męża, 12 sierpnia 1945 r., zawarli związek małżeński. Ślubu udzielał im ksiądz kapelan. W marcu 1946 r., wrócili do Polski na ziemie odzyskane. ”
Relacja Marii Chilickiej b. mieszkanki Naliboków zam. przy ul.Nowogródzkiej 78[3]:
„Około 1935/36 r., po splajtowaniu firmy „Świerk”, w jej budynku założono szpital, który znajdował się przy ulicy Nowogródzkiej nr 82 – jeden dom od nas, za Stasiukiewiczami.
Budynek szpitala był drewniany, kryty gontem i, oddalony od ulicy. Z przodu i z tyłu były na nim werandy, a na podwórzu klomby. Konnym zaprzęgiem można było podjechać do szpitala przez bramę z boku. Wyglądem przypominał hotel, ponieważ był nim podczas funkcjonowania firmy „Świerk”. Kiedy do Naliboków przyjeżdżali Żydzi z Anglii to tam mieszkali, i opalali się na werandach.
Założycielem szpitala był prawdopodobnie dr Piotr Chwal[4], który był kawalerem, i wynajmował mieszkanie w Nalibokach przy ul. Piłsudskiego. W szpitalu pracowało dwóch felczerów, dentysta i kilka pielęgniarek, z których jedna wynajmowała u nas mieszkanie, i kolegowała się z kuzynką Żurawiela. W szpitalu nie było oddziału położnego. Położną była pielęgniarka z Wilna Katlerowa (po wojnie mieszkała w Słońsku na Ziemi Lubuskiej), która była z zakonu, i pracowała w miasteczku jeszcze przed założeniem szpitala.
W piwnicy znajdowało się prosektorium – przez okienko widziałam kiedyś wystające spod prześcieradła nogi nieżyjącego człowieka. W szpitalu zmarła córka mojej cioci, która zachorowała na zapalenie opon mózgowych[5].
Kiedy 17 września 1939 r. przyszli do Naliboków Ruskie, szpital nadal funkcjonował, a dr Piotr Chwal pełnił obowiązki lekarza. Sprawami zaopatrzeniowymi zajmowała się Żydówka Bella, a moja najstarsza siostra prowadziła magazyn. W jednym z murowanych budynków plebanii Sowieci założyli przychodnię lekarską.
Podczas pożaru Naliboków wiosną 1943 r., ludzi wynoszono z łóżkami na dwór.
Leki kupowano w Nalibokach w aptece Kazimierza Sosnowskiego[6], która znajdowała się w Rynku koło Wolana. Apteka prowadziła działalność do sierpnia 1943 r., kiedy miasteczko zostało spacyfikowane przez Niemców, a p. Sosnowskiego wywieziono na przymusowe roboty do Niemiec.
Opracował: Stanisław Karlik
[1] Majl z dnia 18 sierpnia 2014 r.
[2] Opisane zdarzenie mogło mieć miejsce w czasie niemieckiej operacji przeciwpartyzanckiej „Hermann” 13 lipca – 11 sierpnia 1943 r. Zob. Bogdan Musiał, „Sowieccy partyzanci 1941/44”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2014, s. 295 – 307.
[3] Rozmowa telefoniczna w dniu 31 VIII 2014 r.
[4] Józef Jan Kuźmiński, „Z Iwieńca i Stołpców do Białegostoku”, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie.s. 44
[5] Urzędowy spis lekarzy…Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa – Księgi Adresowe, Wydawnictwo Samorządowe – Instytut Wydawniczy Warszawa 1939 r. W Nalibokach był Ośrodek Zdrowia o specjalności przeciwgruźliczej i przeciwjagliczej. Felczerem był m.in. Konstanty Koziołkowski, pielęgniarką – położną Eugenia Niznerówna, i pielęgniarką Eugenia Myszczunówna.
[6] Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa – Księgi Adresowe, Apteki VIII, s.26
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!