O polskim cmentarzu w Winnicy i o tym, co się na nim działo po 1935 roku, kiedy komunistyczne władze zaczęły go wykorzystywać do ukrycia własnych zbrodni, opowiada Switłana Moczulska, wnuczka byłego strażnika winnickiego Parku Kultury i Rozrywki im.
Gorkiego. Park Kultury i Rozrywki im. Gorkiego powstał w miejscu dawnego polskiego cmentarza. Czy zachowały się w nim jakieś groby? Switłana Moczulska: – Tak. Od długiego czasu razem z ciocią, 91-letnią staruszką, chciałyśmy pokazać komuś te mogiły. Dawno temu mieszkałyśmy na terytorium parku, w pobliżu dzisiejszego stadionu. Jeszcze pamiętam wąską drogę, która po wojnie tędy biegła. Oraz wielką jamę w miejscu ekshumacji tysięcy więźniów politycznych.
W zeszłym roku, 9 maja, byłam na tym cmentarzu i siedziałam przy starej płycie nagrobnej. Było na niej coś napisane, chyba po polsku, ale nie zrozumiałam. Tam, gdzie teraz się znajduje jezioro, przed wojną stacjonowały samochody ciężarowe, które rozwoziły chleb po Winnicy. Właśnie tam zaczynał się cmentarz. W miejscu dzisiejszego uniwermagu znajdował się duży rynek, który nazywaliśmy „kalicza”. Przywożono tutaj na sprzedaż bydło, konie, kury, zboże, a za „kaliczą” był cmentarz prawosławny.
Kiedyś przyjechała delegacja z Niemiec, która szukała pochowanych tutaj Niemców, zabitych w 1944 roku, ale nie znaleźli mogił swoich rodaków. Chyba nie było komu pokazać im prawdziwego miejsca pochówku. Jak wyglądał ten cmentarz? – Przed wojną teren cmentarza był ogrodzony. Jak opowiadali starsi ludzie, była tu nekropolia polska i prawosławna. W miejscu, gdzie teraz znajduje się arka, było wejście z kutą bramą, pozostałości drogi widać do dziś. Zawsze z mężem zbieraliśmy tutaj liście, dlatego znamy to miejsce.
Na to wzgórze za arką nie prowadziły schody, tylko dość stroma droga. Cmentarz kończył się tam, gdzie teraz jest radiowęzeł, granicą była aleja Pisarzy, dalej zaczynał się park. W 1932 roku rada miejska wydzieliła mojemu dziadkowi kawałek ziemi w tym parku, na którym wybudował niewielki dom. Co pani sądzi o założeniu w miejscu cmentarza parku rozrywki? – Jeżeli ktoś uważa, że tutaj jest dobra atmosfera do odpoczynku, to bardzo się myli. W południowo- -wschodniej części parku nadal znajduje się cmentarz, tyle że bez nagrobków. Świętowanie na mogiłach jest złym pomysłem. Po wojnie, kiedy park zaczęto rozszerzać, jego terytorium powiększyło się właśnie o tę część cmentarną. Do dziś to mogiła na mogile.
Park zaczęto poszerzać w 1936 roku. Zlikwidowano ogrodzenie polskiego cmentarza, kawałek ziemi obok też zabrano. Stare ogrodzenie było drewniane, a w 1958 roku zbudowano 2,5-metrowy ceglany płot. Ludzie zaczęli się skarżyć, po śmierci Stalina już było można, bo nie zawsze mogli się dostać do parku. W latach 70. ogrodzenie zlikwidowano, a teren parku jeszcze bardziej poszerzono. Niedaleko arki, którą wybudowano w latach 1970-71, wykopano szczątki księdza rzymskokatolickiego, był tam duży krzyż ze złota.
Ciotka mi opowiadała, że pewien polski ambasador w 1936 roku przeniósł z winnickiego cmentarza do Polski trumnę swojej zmarłej narzeczonej. Wtedy władze zaczęły już niszczyć nekropolię. W miejscu grobowca, w którym była pochowana, jest teraz restauracja Europa. Ten grobowiec był przepiękny, duży jak dom. Narzeczona ambasadora zmarła w bardzo młodym wieku. Kiedy ten grobowiec rozbierano, obecni przy tym opowiadali, że w środku znajdowało się dużo trumien, a nawet, że chowano w nim zwierzęta domowe, choć nie wiem – czy to prawda. Część grobów z polskiego cmentarza przeniesiono na cmentarz znajdujący się kilometr dalej, przy ulicy gen. Arabeja. Jak ludzie reagowali na to, co władze zrobiły z cmentarzem? – Wielu z tych, którzy sprzeciwiali się likwidacji cmentarza, zamordowano. Do Winnicy przyjechało bardzo dużo wojskowych z różnych krańców ZSRS. Było im wszystko jedno, co się tutaj działo wcześniej. Po wojnie jeszcze bardzo dużo mogił było w dobrym stanie. Moja ciotka opowiadała mi, że na cmentarzu pomieszkiwali złodzieje, którzy kradli stąd różne rzeczy, ponieważ w mogiłach czasem i złoto było. W młodości bardzo się dziwiłam, moi rówieśnicy również, dlaczego jesienią do tej „cmentarnej” części parku przychodzili ludzie, siadali na trawie i płakali. Dopiero później dowiedziałam się, że to były Dni Zaduszne.
Wtedy, na początku lat 50. XX wieku, byliśmy uczniami 3-4 klas i nie rozumieliśmy, o co chodzi. Pamiętam, że jeszcze wtedy na cmentarzu stały krzyże i nagrobki. Potem je w bardzo szybkim tempie wywożono czy niszczono. Ale nawet gdy już były porobione aleje, ludzie wciąż nie chcieli tędy chodzić. Dopiero później, gdy pojawiły się asfaltowe chodniki, trochę się zrobił tutaj ruch. Sala koncertowa Raduga zbudowana w 1958 roku stoi dokładnie pośrodku granicy polskiego cmentarza. Przed wojną było tutaj niewielkie drewniane kino. Czy to prawda, że mogiły były także w miejscu, gdzie dzisiaj jest parkowy stadion? – To nieprawda. Cmentarz do 1936 roku był ogrodzony dużym metalowym płotem.
Potem komunistyczne władze dały ogłoszenie, że kto chce, może sobie wziąć część tego ogrodzenia na materiały. Zwróciły się też do krewnych osób pochowanych na polskim cmentarzu, by przenieśli groby swych bliskich w inne miejsce. Zrobili to tylko nieliczni. Większość szczątków pochowanych tu Polaków nadal leży w południowo- -wschodniej części parku rozrywki. Na tym cmentarzu grzebano wyłącznie Polaków. Cmentarz Żydowski znajdował się niedaleko fabryki cukierków (dziś należącej do koncernu „Roszen” – red). Kiedy zaczęły się niemieckie bombardowania w 1941 roku, jedna z bomb trafi ła w oddział czerwonoarmistów, wskutek czego trzech z nich zginęło. Dziadek pochował ich po lewej stronie stadionu. Potem internowani Niemcy do 1948 – -1949 roku musieli odbudowywać miasto. Pracowali przy odnowieniu teatru miejskiego, toalet, domów mieszkalnych, zbudowali te, które znajdują się wzdłuż sądu przy ul. Hruszewskiego.
Niedaleko cmentarza, naprzeciwko Radugi stał pomnik Stalina. Zdemontowano go dopiero na początku lat 60. zeszłego wieku. W jego miejscu chciano postawić pomnik Tarasa Szewczenki. Na szczęście do tego nie doszło. Ostatni pochówek na polskim cmentarzu, jak opowiadał mi dziadek, odbył się w 1939-1940 roku. Pochowano wtedy jakiegoś „wybitnego” sowieckiego dostojnika, gdzieś między dębami przed Radugą. Po tym, jak Stalin ogłosił go „wrogiem narodu”, mogiłę zrównano z ziemią. A co pani wie o pochowanych tu więźniach politycznych? – Po lewej stronie od cmentarza i Radugi w 1943 roku Niemcy rozkopali masowe groby więźniów politycznych.
Dziadek pokazał mi miejsce, obok którego przechodził w nocy 1937 roku i widział, jak do dużej jamy wykopanej w ziemi wrzucano ciała rozstrzelanych ludzi. Mordowano ich na terenie zajmowanym przez NKWD (dziś należącym do SBU – red.), potem wywożono na ciężarówkach i wrzucano do przygotowanych grobów. W dzień ci nieszczęśnicy sami kopali sobie zbiorową mogiłę, a w nocy już w niej leżeli z dziurą w głowie. Mego dziadka uprzedzono, że jeżeli komuś powie, co widział, to następnego dnia też będzie kopał sobie grób. Część zabitych chowano także po drugiej stronie drogi. Mówią, że „wrogów narodu” zabijano tylko do 1938 roku.
Uważam, że to nieprawda, bo znajoma wspominała, że wśród rzeczy znalezionych w rozkopanej mogile rozpoznała koszulę znajomej nauczycielki z pobliskiej wsi, która zniknęła w 1940 roku. Gdzie chowano Niemców? – Po lewej stronie ulicy biegnącej wzdłuż parku, kiedyś nazywała się Pierwomajska, stały domy mieszkalne należące do NKWD, dalej fabryka cegły. Niemieckich żołnierzy chowano po prawej stronie, przy ogrodzeniu. Pamiętam brzozowe krzyże stojące w trzech szeregach długich na ponad 150 metrów. Niemców chowano też niedaleko cerkwi naprzeciwko polskiego cmentarza, tam gdzie znajdował się cmentarz prawosławny. Na tym cmentarzu ciała zmarłych grzebano aż do 1952 roku (jednym z ostatnich był naczelnik kolei). Gdzie były niemieckie mogiły, można się zorientować po garażach Obwodowego Komitetu Partii Komunistycznej.
W 1968 roku ten prawosławny cmentarz zrównano z ziemią. Mama opowiadała, że w Winnicy mieszkało bardzo dużo wysokich rangą niemieckich ofi cerów. Mogli zabić każdego za najmniejsze przewinienie. Mój ojciec chrzestny, który uczestniczył w sowieckim ruchu partyzanckim na Chutorach Miziakowskich, kiedyś powiedział mi: „Twego ojca zabili Niemcy i mnie stracisz”. Tak się wkrótce stało. Na szczęście wiem, gdzie jest pochowany.
Słowo Polskie Maj 2014 nr 5 (22)
Rozmawiał Jerzy Wójcicki
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!