Przed wypowiedzeniem wojny celnej całemu cywilizowanemu światu, w tym pingwinom z wysp Heard i McDonald na Pacyfiku, Trumpowi udało się złożyć jeszcze jedno ważne oświadczenie, które niestety zostało szybko zapomniane na tle innych kroków prezydenta USA. 30 marca Trump – być może po raz pierwszy od objęcia władzy – przyznał, że Putin może wodzić go za nos i że Moskwa faktycznie utrudnia przywrócenie pokoju w Ukrainie.
Trump dodał, że jest „bardzo zły”, a nawet „wściekły” na zachowanie Putina. Zagroził też nałożeniem ceł wtórnych „na całą ropę pochodzącą z Rosji”.
Moskwa zareagowała natychmiast. Na kolejną rundę negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi wysłany został Kirył Dmitrijew, typowy biały kołnierzyk, finansista i inwestor, absolwent Uniwersytetu Stanforda i Harwardzkiej Szkoły Biznesu.
Rundę wcześniej Rosję reprezentował Grigorij Karasin, przewodniczący Komisji Spraw Międzynarodowych Rady Federacji, i Siergiej Biesieda, doradca dyrektora FSB. W czasach sowieckich obaj byli oficerami KGB. Słowem, Putinowscy „jastrzębie” z odpowiednią retoryką i antyukraińskim nastawieniem.
Nietrudno odgadnąć, dlaczego doszło do takiej wymiany. Putin gra z Trumpem w ulubioną grę – dobrego i złego glinę. Pod tym kątem sytuację analizuje Igor Ejdman, mieszkający w Niemczech rosyjski socjolog (Notabene, kuzyn Borysa Niemcowa, polityka zabitego przez putinowską bezpiekę).
Według Ejdmana, gdy tylko negocjacje wchodzą w impas, Putin „wyciąga z rękawa dobrego glinę Kiryła Dmitrijewa i wysyła go na negocjacje do Stanów Zjednoczonych. Jego zadaniem jest uspokojenie Amerykanów i ponowne uwiedzenie ich opowieściami o miliardach, które mogą wyciągnąć z Rosji, jeśli zaprzyjaźnią się z Putinem”.
Kiedy amerykańska ryba połyka haczyk, biały kołnierzyk Dmitrijew ponownie ustępuje miejsca dwóm rytunowanym kagiebistom, którzy nie idą na żadne ustępstwa i stawiają kolejne ultimata. Przypomnę, że poprzednia runda negocjacji z ich udziałem w Rijadzie trwała 12 godzin. A strony po zakończeniu tego maratonu negocjacyjnego nie były w stanie wydać nawet wspólnego oświadczenia.
„Putin najwyraźniej planuje prowadzić rozmowy na przemian dobrymi i złymi śledczymi, dopóki Amerykanie nie złamią się pod wpływem obietnic tych pierwszych i nie zgodzą się poprzeć antyukraińskiego ultimatum tych drugich” – podsumował Igor Ejdman, wyrażając nadzieję, że ten »nieskomplikowany plan nie zadziała«.
Niezależnie od tego, czy plan zadziała, czy nie, warto ocenić wszystkie ruchy i oświadczenia Putina pod kątem wspinania się po kagiebowskiej drabinie.
Jedno z najpoważniejszych opracowań na temat kariery Putina ukazało się zaledwie kilka lat przed inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Chodzi o biografię kremlowskiego dyktatora pióra Catherine Belton, brytyjskiej dziennikarki, byłej moskiewskiej korespondentki „Financial Times” – „Putin’s Men. Putin’s People: How the KGB Took Back Russia and Then Turned on the West„.
Drezno w Niemieckiej Republice Demokratycznej, gdzie Putin pracował jako oficer KGB przez 16 lat, autorka oceniła jako najważniejszą placówkę sowieckiego wywiadu na granicy z wolnym światem.
„Drezno było jednym z punktów kradzieży tajnych technologii Zachodu, których ZSRR nie mógł importować z powodu embarga. W Dreźnie znajdowała się fabryka Robotron, w której klonowano komputer IBM. Z tą fabryką wiąże się wiele przedsięwzięć, które są udokumentowane przez niemieckie władze” – czytamy w książce Belton.
Zwraca ona też uwagę na to, że Drezno było centrum koordynacji działań wywrotowych w RFN. Tam funkcjonariusze KGB, w tym Putin, i Stasi spotykali się członkami „Frakcji Czerwonej Armii” (RAF), radykalnej lewicowej grupy terrorystycznej, odpowiedzialnej za dziesiątki zamachów i porwań w RFN. Belton wspomina nawet o byłym członku RAF, który opowiedział jej o swoich spotkaniach z Putinem w Dreźnie.
Belton konstatuje, że działalność Putina w Dreźnie odcisnęła piętno na późniejszej jego karierze.
Wyróżniłbym trzy główne punkty, które ukształtowały osobowość Putina jako polityka, dodajmy, w specyficznej formule rosyjskiego polityka.
Pierwsze dwa dotyczą taktyki – metod osiągania celów.
Po pierwsze, okres drezdeński oficera KGB, przyszłego prezydenta Rosji, uformował go jako profesjonalnego złodzieja cudzej własności, zwłaszcza intelektualnej. U podstaw Związku Sowieckiego leżała kradzież tajemnic intelektualnych Zachodu. Każdy sukces w tej materii traktowano jako dobrze wykonaną pracę.
Po drugie, Putin, biorąc pod uwagę jego kontakty z organizacjami terrorystycznymi, stał się nieczuły na terror i morderstwa, które obecnie są w jego kanonie dopuszczalnych środków osiągania pożądanych celów.
Na koniec wspomnę o trzecim punkcie – strategii Putina, a właściwie jego idée fixe.
Głównym zadaniem sowieckich służb bezpieczeństwa, które nie stroniły od sabotażu i zabójstw, była destabilizacja Zachodu. Zasadniczo Putin kontynuuje tę strategię, tyle że na nowym, wyższym poziomie. Belton przypisuje fiksację Putina na walce z Zachodem psychologicznej traumie, jakiej przyszły prezydent doznał w NRD, kiedy „obserwował upadek imperium sowieckiego z rezydencji KGB nad Łabą w Dreźnie”. Tłum protestujących Niemców oblegał wówczas rezydencję, zaszczepiając Putinowi na całe życie strach przed „pomarańczowymi rewolucjami”.
Ukraiński Euromajdan wywołał w Putinie kolejny – po gruzińskiej “rewolucji róż” – ostry atak deja vu. Postanowił więc przechytrzyć historię, używając metod, do których jest przyzwyczajony.
Z tego powodu Putin nie chce żadnego pokoju dla Ukrainy. Po prostu postrzega Trumpa jako kolejne słabe ogniwo Zachodu, w które wygodnie jest uderzyć w nadziei, że prędzej czy później cały łańcuch się rozsypie. Słabością Trumpa jest jego próżność i pragnienie znalezienia wszędzie przychylności. A Putin i jego negocjatorzy wykorzystują te słabości.
Andrei Grigorev, współpracownik Radia „Swoboda”
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!