Umilkły głosy dyskusji wywołane premierą filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. Chciałbym nawiązać jeszcze do tamtej atmosfery przedstawiając zarazem przykład uratowania całej populacji przez sprawiedliwego księdza (jak się kiedyś o nim mówiło) ruskiego z małej wsi w dawnym województwie lwowskim.
Rzecz działa się we wsi Wołczuchy, przed wojną w gminie Rodatycze, powiecie gródeckim tuż obok głównej drogi Przemyśl-Lwów. W tej wsi znajdował się dość nowy kościół rzymskokatolicki pw. Michała Archanioła i cerkiew greckokatolicka pw. św. Jura. Około roku 1930 r. katolików wyznania rzymskiego było powyżej 800, a wyznania greckiego ponad 250. Parafią greckokatolicką w Wołczuchach władał ks. Bazyli Zahajewicz (Wasyl Zagajewicz) ponad 70-letni wdowiec i dziekan Sądowowiszeński. Znał wieś bardzo dobrze, posługę pełnił od 1898 r. Budował stojącą po dziś dzień murowaną cerkiew, finansował stypendia naukowe dla uboższych parafian, tworzył i prezesował organizacji „Proświta” oraz gościł u siebie na parafii poetę ukraińskiego Iwana Franko. Z kolei ekspozyturą rzymskokatolicką administrował ks. Kazimierz Orkusz, ponad 30-letni kapłan, który do Wołczuch przybył w marcu 1939 r. Był to jego debiut, gdyż po raz pierwszy kierował samodzielnie parafią.
Pomimo widocznych różnic, dotyczących doświadczenia życiowego, wieku oraz oczywiście wyznania, obaj od początku i również wobec wzrastających napięć na tle wyznaniowym i narodowościowym (tj. nieudanej walki społeczności ukraińskiej o nauczanie w języku własnym) pozostawali w przyjaznych stosunkach. Ksiądz Orkusz był częstym gościem w parafii ks. Zahajewicza. Uczyli w miejscowej szkole. Gdy zaczynała się lekcja religii, dzieci obu wyznań siedziały w jednej klasie pod okiem księdza, drugi ksiądz wchodził do klasy podawał rękę opiekunowi i zabierał dzieci do sąsiedniej klasy. Nawet po wrześniu 1939 r. wzajemne stosunki nie uległy zmianie. Nie zepsuły tego również incydenty pod plebanią ks. Zahajewicza, gdy w trakcie wesela młodzi AK-owcy przesiąknięci atmosferą biesiady, demonstracyjnie strzelali w powietrze. Ksiądz Zahajewicz był słusznie zniesmaczony i skarżył się młodszemu księdzu, któremu, jak później wspominał, było potwornie głupio, że nie mógł wyeliminować takiego zachowania, pomimo że obaj wiedzieli o współpracy tego drugiego z AK. Jednocześnie trzeba przyznać, że obaj księża cieszyli się dobrą opinią u społeczności zarówno polskiej jak ukraińskiej.
W grudniu 1943 r. do ks. Zahajewicza dotarła informacja o planowanym zorganizowanym mordzie na ludności polskiej. Wobec trudności w oddzieleniu gospodarstw ukraińskich od polskich, zamiejscowa komórka UPA przewidziana do dokonania tego czynu potrzebowała miejscowego przewodnika do wskazania domów ofiar. Naturalny wybór padł na łącznika UPA Michała Rekę, który pełnił również funkcję sołtysa. Znając te zamiary, ksiądz wieczorem, tuż przed planowanym nocnym mordem wezwał do siebie na plebanię Michała Rekę. Poczęstował go sporą ilością alkoholu, aż w końcu ten, nie mogąc utrzymać się na nogach, zasnął. Do wsi przyjechały zgodnie z planem trzy sanie wypełnione siekierami i inną bronią. Obok szła duża grupa ludzi w kożuchach, niektórzy w mundurach ukraińskiej policji. Podjęto nocne poszukiwania wyznaczonego przewodnika, zakończone fiaskiem. Podobno podjęto decyzję o znalezienia przewodnika zastępczego, ale żaden z Ukraińców nie chciał zastąpić Rekę. Nad ranem sanie odjechały w kierunku ukraińskiej wsi Dobrzany (tam wymordowano nielicznych Polaków). Zamiary te dopiero po pewnym czasie wyszły na jaw – dowiedział się o nich ks. Orkusz, który napisał o tym we wspomnieniach. Michał Reka podobno musiał gęsto się tłumaczyć, ksiądz twierdził że ukrywał się przed UPA, zanim sowieci wywieźli go do Kazachstanu. Ksiądz Zahajewicz w marcu 1946 r. został wyznaczony do uczestnictwa w wydarzeniu znanym później w historii jako pseudosobór lwowski, inspirowany przez komunistów, którzy mieli na celu połączenie cerkwi greckokatolickiej z rosyjską cerkwią prawosławną. Odmówił uczestnictwa, był już wtedy chory. Zmarł w 1948 r.
Artykuł ukazał się w czasopiśmie „More Maiorum” nr 2 (49) luty 2017
Łukasz Wylęgała, Kurier Galicyjsski, 2017 r. Nr. 6-7 (274-275)
18 komentarzy
prawy
18 kwietnia 2017 o 07:48Pamięci takich jak on, została w wmurowana tablica w Żarach, ufundowana przez ocaleńców z Genocidum Atrox i ich potomków.
Jak zachowali się rozliczni polscy i ukraińscy aktywiści sekty III strony ?
prawy
18 kwietnia 2017 o 08:04„Umilkły głosy dyskusji”
Chyba tylko w wyobraźni autora.
Czego więc tak bardzo , obawiali się podręczni Waszczykowskiego w Budapeszcie, że skasowali projekcję „Wołynia”?
prawy
18 kwietnia 2017 o 08:20Widocznie to był taki ksiądz grekokatolicki co znał Dekalog i kierował się nim, oraz słuchał i słyszał błogosławionego bp.Chomyszyna.
Inni, stosowali satanistyczny „dekalog” ukronazistów.
W jakim seminarium, TERAZ go klerykom za wzór duchownego stawiają?
prawy
18 kwietnia 2017 o 08:26„Nawet po wrześniu 1939 r. wzajemne stosunki nie uległy zmianie. Nie zepsuły tego również incydenty pod plebanią ks. Zahajewicza, gdy w trakcie wesela młodzi AK-owcy przesiąknięci atmosferą biesiady, demonstracyjnie strzelali w powietrze.”
Po wrześniu 1939 ? AK ?
Ktoś, zdrowo koloryzuje.
prawy
18 kwietnia 2017 o 08:50” podjęto decyzję o znalezienia przewodnika zastępczego,”
Kto to był ten podejmujący decyzję?
Przecież nie była ona anonimowa?
„ale żaden z Ukraińców nie chciał zastąpić Rekę.”
Widocznie słuchali swego pasterza.
” Nad ranem sanie odjechały w kierunku ukraińskiej wsi Dobrzany (tam wymordowano nielicznych Polaków).”
„Zamiary te dopiero po pewnym czasie wyszły na jaw”
To były zamiary czy czyny.?
” – dowiedział się o nich ks. Orkusz, który napisał o tym we wspomnieniach. ”
„Michał Reka podobno musiał gęsto się tłumaczyć, ksiądz twierdził że ukrywał się przed UPA,”
Dlaczego się ukrywał ?
„zanim sowieci wywieźli go do Kazachstanu.”
Tam przeżył?
„Ksiądz Zahajewicz w marcu 1946 r. został wyznaczony do uczestnictwa w wydarzeniu znanym później w historii jako pseudosobór lwowski, inspirowany przez komunistów, którzy mieli na celu połączenie cerkwi greckokatolickiej z rosyjską cerkwią prawosławną. Odmówił uczestnictwa, był już wtedy chory. Zmarł w 1948 r.”
Taki los z rąk totalitarystów, często spotyka etycznych ludzi.
Kim oni byli dla sumienia tego księdza?
Jarema
18 kwietnia 2017 o 10:21Dlatego upamiętnienia Sprawiedliwych Ukraińców niosących Polakom pomoc są niezwykle ważne. W Lublinie np. jest inicjatywa nazwania ulicy taką nazwą. Niestety takie inicjatywny nie są przyjmowane przyjaźnie. Skutek uboczny takich inicjatyw to pokazane, że nie wszyscy Ukraińcy aprobowali ludobójczy charakter metod walki o niezawisłość UPA. Cóż pan Wiatrowycz będzie miał kłopot.
prawy
18 kwietnia 2017 o 19:31„Niestety takie inicjatywny nie są przyjmowane przyjaźnie.”
Przez sekciarzy III strony?
prawy
18 kwietnia 2017 o 19:36” Cóż pan Wiatrowycz będzie miał kłopot.”
On tylko ?
A Prezydent RP,rząd RP, Sejm RP itp. nie będzie miał?
Maur
18 kwietnia 2017 o 14:32Doskonały przykład wspaniałej współpracy sąsiadów różnych narodowości i różnych wyznań.
Ten przykład dawany dzieciom robi niesamowite wrażenie. Oto dzieci widziały swojego nauczyciela i przewodnika duchowego widającego się grzecznie ze swoim odpowiednikiem innej nacji. I na odwrót.
Sądzę, że obaj kapłani przedyskutowali to ze sobą wcześniej i słusznie uznali za najbardziej niewinny a jednocześnie wielce wymowny przykład dobrosąsiedzkiej współpracy.
Chwała księdzu Zahajewiczowi, chwała księdzu Orkiszowi.
(Wymieniam nazwiska kapłanów według starszeństwa).
SyøTroll
18 kwietnia 2017 o 15:00Rusiński ksiądz, który bardziej był chrześcijańskim duchownym niż etnicznym Ukraińcem. A co za tym idzie bliźnimi dla niego bardziej byli bracia chrześcijanie niż „bracia – ukraińscy nacjonaliści”.
Asia
19 kwietnia 2017 o 08:48Ten; „Rusiński ksiądz, który bardziej był chrześcijańskim duchownym niż etnicznym Ukraińcem.” nie chciał brać udziału w tym, co robili „bracia – ukraińscy nacjonaliści”. Bycie Ukraińcem, nie zwalniało go z odpowiedzialności przed Bogiem. Biorąc pod uwagę to, co uczyniliby jemu „bracia – ukraińscy nacjonaliści”, też chrześcijanie, gdyby dowiedzieli się o jego uczynku, jestem zdania że ks. Bazyli Zahajewicz wykazał się ogromną odwagą i zasługuje na uznanie.
prawy
19 kwietnia 2017 o 06:59” A co za tym idzie bliźnimi dla niego bardziej byli bracia chrześcijanie niż „bracia – ukraińscy nacjonaliści”
O…. to całkiem podobnie jak dla kolejnych rządów RP i PRL.
Dla nich też bliżsi byli rzeczywiści i wyimaginowani sojusznicy, niż bestialsko mordowani rodacy.
Genocidum Atrox nie byłoby przecież możliwe bez tej (solidnie udokumentowanej)obojętności na ich (rodaków)los.
Identycznie też obecnie i do narodowej pamięci o ofiarach Genocidum Atrox, rządy w RP się odnoszą.
Ponad narodową pamięć o rodakach,”geopolityczne” (ha ha) geszefty, przedkładają.
zetzet
19 kwietnia 2017 o 08:46’…wobec wzrastających napięć na tle wyznaniowym i narodowościowym (tj. nieudanej walki społeczności ukraińskiej o nauczanie w języku własnym)…’
To absurd. Napięcia polsko-ukraińskie w II RP wcale nie wynikały z 'nieudanej walki o nauczanie w języku własnym’. Autor artykułu dokonał nieuprawnionego (skandalicznego) 'skrótu myślowego’.
Przywódcy OUN organizowali zamachy na polityków polskich II RP (Pieracki, Hołówko, Józewski), czyli akurat tych działaczy narodowościowych, którzy najbardziej pragnęli zbliżenia (i co najistotniejsze mieli na tym polu znaczące osiągnięcia) – a nie na tych wrogich takim celom.
Ten artykuł aż się prosił o to, żeby poświęcić temu problemowi chociaż dwa-trzy zdania – szansa zaprzepaszczona.
Kolejna sprawa – Ukraińcy raczej bali się pomagać prześladowanym Polakom, bo UPA krwawo się mściła (programowo!) – o tym w artykule też nie ma ani słowa.
Jakiekolwiek udzielenie pomocy było czynem heroicznym – dlatego wyjątkowym.
prawy
19 kwietnia 2017 o 11:44„To absurd. Napięcia polsko-ukraińskie w II RP wcale nie wynikały z ‚nieudanej walki o nauczanie w języku własnym’. Autor artykułu dokonał nieuprawnionego (skandalicznego) ‚skrótu myślowego’.”
Jak w OBECNEJ UA wygląda nauczanie w języku własnym narodowści nieukrainskich ?
prawy
19 kwietnia 2017 o 11:52„bo UPA krwawo się mściła (programowo!)”
Zdrajca. Na śmierć.
Łącznikiem UPA przecież był.
Wskazywać ofiary do Genocidum Atrox rzetelnie w/g kryterium etnicznego powinien, a nie nieprzytomności się uchlewać.
prawy
19 kwietnia 2017 o 11:21„Jakiekolwiek udzielenie pomocy było czynem heroicznym – dlatego wyjątkowym.”
Tak.
Tak samo jak udzielnie jakiejkolwiek pomocy Żydom przeznaczonym do etnicznej likwidacji, traktowała III Rzesza.
Dla ukronazistów po Shoah, takimi Żydami zostali Polacy.
Dlatego nawet upicie się Michała Rekasa taką pomocą Polakom, kwalifikującą się na męczeńską nawet śmierć ze strony ukronzistów, było.
prawy
19 kwietnia 2017 o 11:33„Naturalny wybór padł na łącznika UPA Michała Rekę, który pełnił również funkcję sołtysa.”
Zapewne sołtysem został WYBRANY przez polską wiekszość tej wsi.
KIEDY i po kim sołtysem został.
Kto go wybrał?
Kto sołtysem tej wsi po nim, był?
Tego nie wiadomo?
W bratniej UA nie wiadomo?
zetzet
23 kwietnia 2017 o 12:36’…napięć na tle wyznaniowym i narodowościowym (tj. nieudanej walki społeczności ukraińskiej o nauczanie w języku własnym)…’
– '…W 1935 roku w samym tylko kuratorium lwowskim było 457 szkół z ukraińskim językiem wykładowym. W 1924 roku pojawiły się na Kresach państwowe szkoły utrawistyczne (dwujęzyczne). W gminach, w których mniejszości narodowe stanowiły co najmniej 25% ludności na wniosek rodziców minimum 40 dzieci, mogły powstać publiczne szkoły powszechne z językiem ukraińskim…’
– Jakie napięcia i na jakim tle ma na myśli Autor artykułu?