Mają w ten sposób oczyszczać teren dla rosyjskich grup szturmowych.
Z powodu niskiej wartości bojowej żołnierzy z Korei Północnej rosyjskie dowództwo przydzieliło im nową rolę – mają teraz służyć jako „chodzące wykrywacze min” – informuje The Times, przytaczając relacje z pierwszej linii frontu.
Nowe zadanie jest ważne, gdyż Ukraińcy zaminowali teren w obwodzie kurskim bardzo gęsto i trzeba go oczyścić, zanim w ogóle podejmie się pełnowartościowe szturmy piechoty. Najwyraźniej ktoś skalkulował, że życie koreańskich żołnierzy jest mniej warte, niż porządne rozminowanie na ważnych taktycznie odcinkach frontu.
Zadanie jest proste: Koreańczycy idą po prostu przez pola minowe w kilku zwartych szeregach, jedna linia za drugą. Kiedy ktoś z pierwszego szeregu wylatuje w powietrze, jego miejsce zajmuje żołnierz z drugiego szeregu, potem z trzeciego.
Oczywiście w ten sposób można rozminować teren tylko z min przeciwpiechotnych, bo po minie przeciwpancernej Koreańczyk może nawet skakać i nic się nie stanie – potrzebny jest większy nacisk. A może skakać trójkami z dużym obciążeniem?
Jak widać nawet stary dowcip o ruskim saperze, który nogą sprawdza, czy w ziemi nie ma min, przestał już być dowcipem i stał się w putinowskiej armii szokująca rzeczywistością, jak wiele innych absurdów, które jeszcze niedawno wydawały się niemożliwe. Tyle, że w roli „ruskich saperów” mamy teraz żołnierzy Kim Dzong Una.
Natomiast w roli grup szturmowych lub na pozycjach obronnych Koreańczycy sprawdzają się słabo. Jedyne, co odróżnia ich w „mięsnych szturmach” od Rosjan to fakt, że w ogóle nie poddają się do niewoli. Giną, albo uciekają, ale żywcem udało się dotychczas schwytać tylko jednego, który zresztą wkrótce zmarł z odniesionych ran.
Natomiast nadal kompletnie nie radzą sobie z atakującymi ich dronami, które okazały się dla nich zupełnym zaskoczeniem. Tak było również 9 bm., gdy pododdziały ukraińskie zdobyły wieś Nikołajewka w obwodzie kurskim, której mieli bronić Koreańczycy.
„Po tym, jak wyparliśmy ich ze wsi, próbowali ukryć się w pobliskim lesie, ale dobiliśmy ich tam granatami zrzucanymi z dronów. Widziałem jak w ten sposób w ciągu 15 minut zginęło 4-ch Koreańczyków, a przez dwa dni naliczyłem w rejonie wsi aż 120 ich zabitych” – mówi Timesowi ukraiński żołnierz „Leopard” z 33 batalionu szturmowego.
Zobacz także: Alarm! Wielki nalot dronów Rosji na Niemcy! Nie strącili żadnego. Przerażająca bezbronność.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!