Piosenka pierwsza – „raduje się serce …”
Rzeczypospolita odzyskała niepodległość dzięki meandrom wielkiej geopolitycznej rozgrywki, w której dziwnym zrządzeniem losu kompletną klęskę ponieśli wszyscy zaborcy.
Polacy zapłacili co prawda wielką daninę krwi, walcząc w mundurach obu stron konfliktu, ale sam ich niepodległościowy wysiłek podczas pierwszej wojny nie przedstawia się wcale imponująco. Nie było tu zwycięskich przepraw przez graniczne rzeki, wściekłych szarż kosynierów, taktycznych szachów Olszynki Grochowskiej czy nawet administracyjnego cudu Rządu Narodowego. One przyszły dopiero później w trakcie wojny o granice i nad Wisłą w roku 1920. Trzy lata wcześniej Polska stała się nagle i jakby z niczego a jej wodza-symbol byli zaborcy sami wyprawili pociągiem do Warszawy. Odzyskanie niepodległości potrzebowało jednak swojego mitu. Dostarczyły go bardzo fortunnie nazwane Legiony i ich zalążek w postaci I Kompanii Kadrowej.
Po wybuchu I wojny światowej w Krakowie panował podniosły nastrój. “Miasto – jak pisze Daszyński – trzęsło się w radosnej febrze. Przypominały się słowa Mickiewicza cudownego zachwytu o wiośnie roku 1812… Chodziłem przez tych kilka dni w jakimś zaczarowanym
szczęściu duszy, z wiarą w sercu, że to, o czym marzyliśmy życie cale, teraz spełnić się gotowe.”. Rzeczywiście wybuch wojny między zaborcami dawał szansę o jakiej marzyły zaczytane w romantykach pokolenia (a pewnie i sami romantycy) jednak co do tego jak tę szansę wykorzystać zgody nie było. Endecy chcieli iść z Rosją, krakowscy konserwatyści, bardzo silni w cesarskiej administracji – polakiem był na przykład mister skarbu Leon Biliński – oczywiście opowiadali się po stronie trójprzymierza a Piłsudski prowadził własną grę i szans wypatrywał w wybuchu polskiej rewolucji w Królestwie. Jakąkolwiek siłą zbrojną dysponował w tym czasie jedynie przyszły marszałek, jako komendant sił zbrojnych Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Składało się na nie kilkanaście tysięcy młodych ludzi skupionych w związkach i drużynach strzeleckich, które były niczym innym jak niepodległościowymi organizacjami paramilitarnymi.
Nie powstały one w jeden sposób, w wyniku odgórnego dekretu czy zorganizowanej akcji. Ich historia jest opowieścią (sięgającą często głęboko w XIX stulecie) o spontanicznym organizowaniu się patriotycznie nastawionej młodzieży w grupki, koła i stowarzyszenia by wspólnie przygotowywać się do zbrojnej walki o niepodległość. Jedne przyłączały się do drugich, inne dzieliły i rozpadały. Przez całą historię nie brakowało im tylko jednego – świeżego rekruta. Dopiero po rewolucji 1905 roku ruch zaczął przybierać kształty większej organizacji. W roku 1911 powstała największa z nich Polskie Drużyny Strzeleckie, nieco wcześniej powołano do życia niewiele mniejszy Związek Strzelecki ale trzeba przyznać, że miał on pewne poparcie władz austriackich. Najlepsi z rekrutów byli zapraszani na szkolenia podoficerskie i oficerskie a nawet na jeden obóz. To właśnie z tych młodych ludzi komendant Piłsudski wybrał swoją kompanię kadrową.
Rozkaz wymarszu w stronę Kielc i dalej do Warszawy przyszedł w nocy z 5 na 6 sierpnia. Piłsudski zdołał wcześniej zabezpieczyć przychylną neutralność krakowskich konserwatystów – „ nie będą Strzelcom przeciwdziałali, kto zechce dać na skarb strzelecki, niech daje, kto z młodych pójdzie do Strzelców, niech idzie, ale oni nie będą wzywali do składek ani zachęcali młodzieży do pójścia do szeregów” i zgodę Austriaków na przeprowadzenie mobilizacji, która niejako legalizowała tą małą armię. „Ci młodzi chłopcy, którzy o świcie 6 sierpnia wyruszali z Oleandrów (…) Byli, poza kompanią kadrową, uzbrojeni w przestarzałe, jednostrzalowe karabiny systemu Werndla, byli właściwie nie umundurowani, a przyszli ułani nieśli siodła na plecach, bo konie zdobyć mieli dopiero w Królestwie.”. Szli jednak sfornie, w zwartych szeregach, ze słowami marszałka w uszach: „Odtąd nie ma ani Strzelców, ani Drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami polskimi. Znoszę wszelkie odznaki specjalnych grup. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały.(…) Żołnierze!… Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru, jako czołowa kolumna wojska polskiego idącego walczyć za oswobodzenie ojczyzny. Wszyscy jesteście równi wobec ofiar, jakie ponieść macie. Wszyscy jesteście żołnierzami. Nie naznaczam szarż, każę tylko doświadczeńszym wśród was pełnić funkcje dowódców. Szarże uzyskacie w bitwach. Każdy z was może zostać oficerem, jak również każdy oficer może znów zejść do szeregowców, czego oby nie było… Patrzę na was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska, i pozdrawiam was, jako pierwszą kadrową kompanię” i wesołą „Pierwszą Kadrową” na ustach. Piosenka ta stanie niedługo w opozycji do nieco ponurego i zaciętego marsza Pierwszej Brygady.
Niestety trzeba przyznać, że wiara w polityczny i wojskowy geniusz Komendanta zawiodła tych „młodych chłopców” z Mannlicherami. Jego plan był prosty – wejść do Królestwa, poderwać szerokie masy, szczególne włościańskie, wydębić od Austriaków zaopatrzenie dla nich ale także postawić ich przed dokonanym faktem formowania się polskiej administracji i co najważniejsze jak najszybciej przebić się do Warszawy. Ludność jednak bynajmniej nie chciała na widok orłów na czapkach tych nowych wojsk popadać w „radosną febrę”. Sam Piłsudski pisał: “Mobilizacja rosyjska się powiodła; jeszcze teraz, z terenów, przez które przechodziliśmy, uciekali ludzie do swoich, do rosyjskiego wojska. Wielkie dwory są bezwzględnie wrogie; po wsiach panuje strach zabobonny i ślepe przywiązanie do istniejącego dotąd panowania i bata. Przed kilku dniami wchodziliśmy do jednej z podkieleckich wsi. Pustka na ulicy; okna i drzwi domów zabite deskami; ani jednego człowieka, ani bydlęcia czy kury; po prostu wieś cała na pierwszą pogłoskę o naszym
przyjściu zamknęła się i padła przed nami jak martwa. Dowódca kompanii, wstrząśnięty tym widowiskiem, kazał odbijać pierwsze wrota; wszyscy byli zdrowi, cali i z dobytkiem, tylko się ukrywali przed Polakami; zrobiono wtedy wyjątek i podczas, gdy wszędzie płacono za wszystkie dostawy, tu rozkazano zabrać wsi wszystko”. Kielce udało się opanować, szczególnie, że nie broniono go niemal wcale ale marsz na Warszawę okazał się niemożliwy. Siły strzelców były zbyt skromne by stawić czoła jakimkolwiek większym oddziałom regularnego wojska. Rajd kadrówki zakończył się kompletnym fiaskiem zanim się na dobre rozpoczął.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!