Szedłem na ten film z dużymi obawami. Myślałem o dwóch ewentualnościach, w pewnym sensie wykluczających się: z jednej strony podejrzewałem, że temat należący do kategorii absolutnie koturnowych – takich jak powstanie warszawskie czy rozbiory – przygniecie twórców swym ciężarem. Powali bezmiarem. Po wtóre – co tu dużo ukrywać – bałem się, że film kompletnie rozmontuje mnie emocjonalnie.
Obie obawy nie sprawdziły się.
Posłużę się pewną niespecjalnie mądrą, ale jak myślę – obrazową metaforą. Otóż zmagania ekipy z filmem przypominały podnoszenie ciężarów: szczególnie ten moment, kiedy wydaje się, że napięte do granic możliwości mięśnie nie wytrzymają chwili dłużej, że sztanga runie zaraz z hukiem na podłogę.
Były momenty – i od nich zacznijmy rozbiór „artystyczny” filmu – kiedy obraz zdawał się zmierzać w niedobrym kierunku, jak gdyby miał się za chwilę wyłożyć… Niesprawnie skonstruowana postać generałowej Błasikowej – zarówno pod względem scenariusza – myślę tutaj o dialogach, jak i aktorskim, a także pączkowanie tej postaci w fabule wróżyły stoczenie się całości w kicz.
Jednakowoż tymi „głębokimi” strukturami filmu, które podtrzymały konstrukcję była jasność chronologiczna i związana z nią jasność przekazu. Bardzo przekonywająco grała dziennikarska dwójka: Fido-Klijnstra. Do tego dochodzi szereg ważkich argumentów dotychczas niepodnoszonych – tak przynajmniej mi się wydawało – przez „sektę smoleńską”, np. poprzez empiryczne ukazanie możliwości cięcia drzewostanu podczas katastrofy lotniczej w Lesie Kabackim – jako przeciwwagi dla narracji o „pancernej brzozie”.
„Smoleńsk” Krauzego zdaje się pełnić trzy funkcje jednocześnie – i to jest jego wielką siłą. Po pierwsze mamy tu do czynienia zarówno ze sprawną rekapitulacją wiedzy na temat katastrofy rozumianej szeroko, to znaczy jako katastrofa: przedsmoleńska, smoleńska i posmoleńska, które razem dają obraz kompletnej atrofii dużego państwa w centrum Europy…
Po drugie wrażenie, które odniosłem dzisiaj – rzecz piszę zupełnie na świeżo – było takie, że tam, gdzie brak materiału dowodowego – przypomnijmy: czarne skrzynki i wrak znajdują się dotychczas w Rosji – twórcy próbują zrekonstruować sekwencję wydarzeń w sposób najprostszy z możliwych. I…co najważniejsze – mimo iż film dokumentem nie jest – nie gwałcą prawideł postępowania naukowego, stawiając wyraźną granicę między faktami a domysłami. Jak ją odnaleźć? To bardzo proste: nad tymi częściami, w których bezpośrednio oglądamy bohaterów dramatu – postawiony jest znak zapytania. Być może nawet w inny sposób robione są zdjęcia – nie wiem, nie znam się na kinematograficznej kuchni.
Po trzecie film jest dobrym, współczesnym wcieleniem jednej z dwu najważniejszych koncepcji pisania (mówienia?) o historii, jaką na naszym rodzimym podwórku jest żeromszczyzna. Rozumiana jako pragnienie „rozdrapywania ran, by nie zabliźniały się błoną podłości”.
Ale jest coś jeszcze. Niestety, muszę się przyznać, że odnajduję w tym filmie strzępy myśli, które i w mojej krążyły mózgownicy, a które miały temat Smoleńska jeśli nie zakopać, to na pewno pomniejszyć. Być może – nie chcę nikogo obrażać – były udziałem większości z nas. Byłby w tym ujęciu film Krauzego również narodową ekspiacją za to, że pewne podłości znalazły przystęp do naszego ucha.
Ryzykownym, ale udanym elementem było spotkanie duchów katyńskich z duchami smoleńskimi. Nawet jeśli w związku z tym liczba zakończeń obrazu zwiększyła się z dwóch do trzech – jak w Quo Vadis Kawalerowicza.
Ale mimo wszystkich potknięć i niedociągnięć jest to film-zwycięstwo. Film, który – nawiązując do ostatnich wydarzeń – pokazuje, że niekiedy, nawet jeśli żyjemy w czasach, które są „opowieścią idioty”, potrafimy zachować się, jak trzeba.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
14 komentarzy
Mirosław
13 września 2016 o 21:29Tak ten film to zwycięstwo. Zwycięstwo głupoty .
Litwin
14 września 2016 o 12:31Zwycięstwo ale nad polskojęzycznymi marionetkami które nigdy już nie odzyskają Rzeczypospolitej
putlerek
13 września 2016 o 21:52Ten film to zwycięstwo nad głupotą lewaków i koderastów.
Raven
13 września 2016 o 23:25No i stało sie.
Kazik L., znany w okolicach kierowca i posiadacz samochodu ciężarowego zabił się w wypadku.
W gęstej jak mleko mgle przywalił w przydrożne drzewo i wyzionął ducha.
Policja badając ślady stwierdziła, ze nawet nie hamował. Odczyt tachografu wykazał, ze jechał
z prędkością 140 km/godz, czyli ponad 2 razy szybciej, niż dozwolone na tym odcinku. Był
ponadto za kierownica 16 godzin.
Ludziska najpierw uwierzyli, ale serdeczny przyjaciel Kazika od wybitki i wypitki miał
wątpliwości. Przecież bywało, ze wypił litra i jechał bez problemu, mówił Marcel A. Nie
mógł tak sobie zabić się z powodu mgły.
Z pomocą bezinteresownie przyszli lokalni specjaliści, w tym kowal i najlepszy w okolicy
producent „paliwa” z żyta, jako ekspert od chemii.
Kowal, Bieniek W. popatrzył na ślady na drzewie, później jeszcze raz popatrzył, myślał
długo i w końcu stwierdził: te ślady są kilka centymetrów wyżej, niż by tego oczekiwał.
Później na poboczu ustawił prymus i do garnka wrzucił parówkę. Kiedy ta pękła, krzyknął z
podniecenia: – a nie mówiłem?! żeby było mało, to jeszcze wyciągnął kalkulator i metrówkę.
Coś pomierzył na drzewie, policzył i krzyknął triumfalnie: samochód tedy wcale
nie przejeżdżał!!! Gdyby przejeżdżał, to tego drzewa by nie było, bo samochód globalnie jest
twardy a drzewo miękkie.
Specjalista od chemii zebrał z pnia kawałeczki lakieru i wrzucił do „roztworu” własnej
produkcji, zamieszał podniósł do góry i obejrzał pod światło. Powiedział tylko „dziwne”,
ale takim tonem, ze wszyscy od razu wiedzieli.
Później to się zaczęło. Goska B. przypomniała sobie, ze noc przed wypadkiem pies sąsiadów
dziwnie się zachowywał. Później Brudon J. przypomniał, ze widział, jak dwóch gości, których
Kazik kiedyś wykiwał na transporcie, gadało w barze przy flaszce wódki i rozchodząc się do
domu przybili sobie żółwika. Mało tego, znany we wsi bloger, który z racji plam na awatarze
nazywany jest „Łaciaty”, dowiedział się, ze dwie wioski dalej zmarła kobieta, z która Kazik L.
zatańczył trzy lata temu po pijaku na dożynkach gminnych. No to wtedy we wsi już zawrzało. To
nie mógł być przypadek. Nic nie pomagały nawoływania innych, ze miała 86 lat i od dożynek nie
wychodziła z łózka, bo Kazik L. tak ja wtedy w tańcu wyszarpał. Nowe fakty wychodziły na jaw
szybciej, niż można było je ogarniać. Roniek J., zwany „bleferem”, oświadczył, ze jego zdaniem, to Kazik w tym dniu był w innym województwie i ze pewnie samochód ktoś podrzucił na miejsce domniemanej katastrofy. Później okazało się, ze kłamał, ale ludzie uznali, ze w dobrej intencji.
We wsi wre. Ludzie domagają się wydania wraku ze składu złomu w sąsiedniej gminie i powołania
międzygminnej komisji dla oczyszczenia Kazika z zarzutu piractwa drogowego i znalezienia
winnego jego męczeńskiej śmierci.
Puki co, to postawiliśmy pomnik i parę tablic, ale nie zamierzamy na tym poprzestać.
To będzie długa i twarda walka, ale prawda musi być po naszej stronie, bo mamy przecież
poparcie proboszcza
pyton
14 września 2016 o 08:59Aleś ty mundry – długo nad tym myślałeś czy oficer prowadzący podrzucił?
JURIJ RUSKI BANDYTA
14 września 2016 o 00:05TO PRAWDA STARA JAK ŚWIAT, ŻE TYLKO PRAWDA JEST CIEKAWA… })
jerzy
14 września 2016 o 10:26Może to być całkiej fajny film S-F !
Czy to prawda ze rola tupolewa przypadła Maciejowi Sturrowi?
jerzy
14 września 2016 o 10:26*Stuhrowi
Mariusz Mizera
14 września 2016 o 18:44Propagandowy gniot, artystyczne zero, faktograficzne mniej niż zero.
Lepiej poczytać Tolkiena.
Luk
14 września 2016 o 23:27Najważniejsze teraz jest rzetelne przeprowadzenie śledztwa i zgromadzenie jak największej ilości dowodów na temat tego co wydarzyło się 10 kwietnia.
Za poprzedniej ekipy tak zwane „polskie śledztwo” było prowadzone na podstawie kserówek przysyłanych przed rosyjską prokuraturę i rosyjski MAK. Poza tym nasza strona nie miała dostępu do wielu dowodów. Polacy nie mieli dostępu do czarnych skrzynek a Rosjanie przekazali jedynie „kopie nagrań”. Na takich kopiach mogli przesłać wszystko co chcieli.
Poprzedniej ekipie śmierć prezydenta też mogła być na rękę, więc spotkanie Tuska z Putinem na molo w Sopocie i późniejsze rozdzielenie wizyt prezydenta i premiera przez ludzi z ówczesnego rządu daje sporo do myślenia…
Robin
15 września 2016 o 11:13Macierewicz nie prowdzi sledztwa, tylko ma udowodnić, że to był zamach. Kolego „Luk” co za brednie wypisujesz ?
Ula
15 września 2016 o 21:47I dziwnym trafem PIS, ktory mial wtedy poparcie jednocyfrowe rosnie w sile.
Mod
16 września 2016 o 11:53Zwycięstwo to by było jak Ci ludzie by żyli elita narodu a tak jest tragedia narodowa Dla mnie przede wszystkim ten film pokazuje tragedię rodzin Smoleńskich. Poznanie przyczyn ich śmierci nie przywróci im życia ale może uratować żyjących.
Uriel
19 września 2016 o 00:58Moim zdaniem jeśli chodzi o treść.
1/4 filmu to chamska narracja PiSowska, ale pozostałe 3/4 filmu to właściwe przedstawienie historii kłamstw i właściwe zadawanie pytań.
Ewentualnie można zarzucić, że nie pokazywał również błędów drugiej strony politycznej. Przykładowo setki wersji wydarzeń rzucanych przez Macierewicza.