Tragiczna śmierć prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego zmusiła cały świat, by jeszcze raz wspomnieć złowieszczy Katyń – wieś pod rosyjskim Smoleńskiem, która stała się symbolem zbrodni stalinowskich przeciw polskim elitom. Tragedia rozegrała się w 1940 roku, gdy w różnych miejscach ZSRS zginęło ponad 25 tys. polskich jeńców. Historia istnienia obozu polskich jeńców w Krzywym Rogu do tej pory jest tematem słabo zbadanym. Jakie były powody, że jeden z obozów jenieckich dla Polaków zorganizowano właśnie w mieście Krzywy Róg? I co się z nimi stało?
Wskutek agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku, na terenach obwodów przyłączonych do ZSRR znalazło się około 300 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów. Około 170 tys.żołnierzy polskich, chcących kontynuować walkę z Niemcami, przekroczyło granice Litwy, Węgier i Rumunii. Części z nich udało się dotrzeć na Zachód, do Francji. Około 130 tysięcy żołnierzy polskich wykonało rozkaz swoich dowódców – poddali się Armii Czerwonej i oddziałom specjalnym NKWD. Planując zawczasu tę „wyzwoleńczą” kampanię, departament Ławrentija Berii stworzył Zarząd ds. Jeńców Wojennych, na czele którego stanął starszy major KGB Paweł Soprunienko. Ci, którzy według NKWD byli największym zagrożeniem dla władzy sowieckiej, niebawem znaleźli się na Sołówkach, na Syberii, na Łubiance lub w innych sowieckich łagrach i obozach. Jesienią 1939 roku zostały zorganizowane trzy główne obozy oficerskie: w Ostaszkowie, Starobielsku i Kozielsku. W całym ZSRS powstało około 130 obozów jenieckich, w których przetrzymywani byli nie tylko Polacy, ale także Ukraińcy, Białorusini, Czesi, Słowacy, Niemcy i nawet Finowie.
Na początku października 1939 roku według dyrektywy komisarza NKWD Berii „…żołnierzy-jeńców Ukraińców, Białorusinów i innych narodowości, dawnych mieszkańców województw: stanisławowskiego, lwowskiego, tarnopolskiego i łuckiego, a także nowogrodzkiego, wileńskiego, białostockiego wypuszczono do domu. Ale po 10 dniach w Moskwie rozmyślono się i wydano inny rozkaz: „Z liczby wypuszczonych z Zachodniej Ukrainy i Białorusi wybrać dobrze ubranych i fizycznie zdrowych 1700 ludzi i przygotować ich do wysłania do pracy do Krzywego Rogu transportem kolejowym 16 października. Ochronę wzmocnić”. W tym samym czasie, jesienią 1939 roku zostały zorganizowane obozy, które przyłączono do pewnych przedsiębiorstw. Ogółem w tych obozach przebywało dobrze ponad 20 tysięcy żołnierzy i podoficerów WP. 14 tys. z nich pracowało przy budowie strategicznej autostrady Włodzimierz Wołyński (w innych dokumentach to Nowogród Wołyński – W. D) – Równe – Dubno – Lwów. A 10300 osób – w kopalniach Donbasu, w Krzywym Rogu i w przedsiębiorstwach Zaporoża.
Historia istnienia obozu polskich jeńców w Krzywym Rogu do tej pory jest tematem słabo zbadanym. Dowiedzieć się czegokolwiek o historii istnienia tego obozu pozwalają badania Natalii Lebiediewej, znanego historyka rosyjskiego.
Jakie były powody, by jeden z obozów jenieckich dla Polaków zorganizowano właśnie w mieście Krzywy Róg?
W ostatnim kwartale 1939 roku i pierwszej połowie 1940 roku w Krzywym Rogu zanotowano bardzo niskie wydobycie rudy. Metalurdzy otrzymywali takie mizerne partie surowca do pieców hutniczych, że musieli trzymać te piece na „małym ogniu” i wytapiać stal z byle czego. Dlatego Rada Gospodarcza ZSRS próbowała poprawić sytuację w tym zagłębiu rudy żelaza kosztem „wlania” znacznej części świeżej siły roboczej (na początku 1940 roku w obozie krzyworoskim było już 6742 więźniów – W.D.). Według Tatiany Woronowej, historyka i krajoznawcy, zabiegi te były skazane od początku na niepowodzenie. Przy pomocy niewolniczej pracy niedoświadczonych ludzi nie można było ruszyć z miejsca takiego przemysłowego giganta jak Krywbas. Jednak NKWD oficjalnie oddało więźniów do Komisariatu Ludowego Metalurgii Żelaza (NKCHM). Za każdego więźnia Komisariat otrzymał od NKWD znaczną sumę.
Według wspomnień spisanych w połowie lat 90. XX w. przez honorowego obywatela Krzywego Rogu Iwana Furtę, który za młodych lat pracował w warsztatach mechanicznych byłej kopalni im. Kaganowicza, w Krzywym Rogu był nie tylko jeden obóz. Więźniowie mieszkali tam, gdzie pracowali. Nawet teraz w pobliżu budynku administracji teraźniejszej kopalni „Sucha Bałka” – spadkobierczyni kopalni im. Kaganowicza, a później kopalni im. XX Zjazdu Partii – można zobaczyć pozostałości baraków polskich żołnierzy.
Pod koniec listopada 1939 roku wspomniany już kierownik Zarządu ds. Jeńców Wojennych NKWD Soprunienko, sam już rozumiejąc, że utrzymywanie tych ludzi w niewoli jest bezprawne, zaproponował przeniesienie więźniów na stanowiska robotników cywilnych, przypisanych do określonych miejsc pracy, a żołnierzy usunąć z budowy, zastępując ich milicją. Jednak komisarz Beria tych rekomendacji Soprunienki nie przyjął. Wydano rozkaz, żeby zaprowadzić „porządek” w obozach, wykluczyć możliwość ucieczki z obozów i zapewnić regularną obecność w pracy.
Jednak w styczniu 1940 roku w Krzywym Rogu pracowała bodajże tylko połowa polskich jeńców. Do tego warto także dodać, że rozumiano nieefektywność pracy przymusowej. Stopniowo przeprowadzano więźniów na stanowiska pracowników najemnych, którzy pracowali na podstawie umowy. Polaków i Ukraińców starano się zachęcić pożyczkami do budowy własnych domów, wydawano im sowieckie paszporty, przyłączano do nich rodziny.
W stosunku do Polaków z województw centralnych, których wśród więźniów było około 1700 osób, w Moskwie zapadła specjalna decyzja. Wskazywano, że wyjazd do Polski jest obecnie skomplikowany, więc Polacy będą przebywać w obozie jeszcze przez dłuższy czas, dlatego „można ich werbować do stałych miejsc pracy tak samo, jako Ukraińców i Białorusinów”.
W taki sposób, po przyjeździe do Krzywego Rogu, jeńcy pracowali kto jak mógł, ale nie tracili nadziei na szybki powrót do domu. Zawodowe umiejętności nowych „górników” były zerowe. Nieprzeszkoleni ludzie nie mogli osiągnąć nawet połowy wydajności pracy, tym bardziej nie mogli sprostać wymaganiom nieopłacalnych przedsiębiorstw. Wprawdzie, jak pisze w swoim opracowaniu dr Walentyna Porsadanowa, 10-15% jeńców już wykonywało normy. Być może, informacja ta dotyczy wykwalifikowanych metalurgów, którzy pracowali w różnych przedsiębiorstwach miasta, w tym w warsztatach mechanicznych kopalni im. Kaganowicza. Jednak w sprawozdaniach tych ludzi określano jako „Białorusini i Ukraińcy, którzy chcą pozostać w swoich przedsiębiorstwach”. Tatiana Woronowa uważa, że jeńcy wojenni zarabiali w kopalniach od 20–30 kopiejek do 40–50 rubli dziennie (po odliczeniu opłaty za utrzymanie). Korzystali z prawa do wysyłania przekazów pieniężnych dla rodzin (20-30 rubli za dzień pracy, które pozostawały po wszystkich odliczeniach, były to w tym czasie duże pieniądze – W.D.).
Ale czas płynął, a o uwolnieniu nikt nie wspominał. Choć w krzyworoskim obozie nie było takich doświadczonych prawników, jak powiedzmy, w obozie starobielskim, którzy od razu wskazali podstawę prawną pod „niezrozumiałe działania władz”, ale z czasem niezgodność tego przetrzymywania z prawem międzynarodowym zauważono i tu. Jak mówi kazachski historyk Baurzhan Zhanhuttin: „Pisali ze wszystkich stron. Bowiem kiedy jeńcy wojenni trafili do niewoli, nie utracili swojej osobliwej mentalności. Jeśli, powiedzmy, takie pojęcie jak prawa człowieka w Związku Sowieckim było „pustym dźwiękiem”, to jeńcy wojenni rozumieli to inaczej”. Czy można sobie wyobrazić, żeby w Związku Sowieckim jeńcy wojennistrajkowali? W archiwum zanotowany jest fakt że „w krzyworoskim obozie trwa masowe uchylanie się od pracy. Z 6927 jeńców wojennych odmawia stawienia się do pracy do 2000 osób. W kopalni im. Karola Libknechta (teraz to jest kopalnia „Batkiwszczyna” („Ojczyzna”) – W.D.) było takich 372 osoby. Absolutna większość jeńców wojennych nie stawiała się do pracy. Domagali się przestrzegania ich praw i normalnych warunków pracy.
Ludzie otwarcie odmówili stawiania się do pracy, były nawet wypadki ucieczki z obozów. Zachowało się świadectwo zastępcy kierownika trustu „Leninruda” Medwiedewa, który oświadczał: „Jeńcy wojenni są dla nas ciężarem, który mi, jako inżynierowi, przeszkadza pracować…”. Warunki utrzymania jeńców pozostawały dość trudne. Nie mogli oni opuszczać obozu i pracy. Wielu z nich nie było zaopatrzonych w odzież i obuwie robocze. Ponadto, z powodu braku pensji na przedsiębiorstwach NKCHM jadalnie odmówiły karmienia Polaków. Zdarzało się coraz więcej wypadków przy pracy wśród jeńców wojennych i ich odmów stawiania się do pracy. Tymczasem, każdy wypadek protestu był dokładnie ustalany. W liście do Stalina z 5 marca 1940 roku Ławrentij Beria zaproponował rozstrzelać 14700 osób w trzech obozach jenieckich (Ostaszkowskim, Kozielskim i Starobielskim), a wraz z nimi – 11000 więźniów z więzień Zachodniej Ukrainy i Białorusi. Ta propozycja Berii została przyjęta jeszcze tego samego dnia – 5 marca 1940 roku.
Wśród jeńców obozów pracy rozpoczęto wyszukiwać oficerów, urzędników policji, żandarmerii, wywiadu, żołnierzy straży granicznej, osadników, którzy podpadali pod uchwałę Biura politycznego Komitetu Centralnego WKP(b) z 5 marca 1940 roku o rozstrzelaniu. Wysłano ich do obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Historyk rosyjski prof. Natalia Lebiediewa podaje, że 5 kwietnia 1940 roku kierownik Zarządu do spraw Jeńców Wojennych P. Soprunienko wydał rozporządzenie naczelnikowi obozu „Dzierżyńskruda” by natychmiast wysłać do ostaszkowskiego obozu 17 jeńców wojennych – policjantów, urzędników więziennictwa, aktywnych działaczy „antysowieckich”, członków partii politycznych i osadników.
Zachowała się odezwa do władz sowieckich, ułożona w oddziale Marganieckim obozu krzyworoskiego w kwietniu 1940 roku: „My, Polacy z zajętych przez was obwodów, zwracamy się do was z prośbą. Wiemy, że Związek Sowiecki deklarujący neutralność i nie biorący udziału w wojnie, jako państwo neutralne obiecał, że w ciągu trzech miesięcy zwolni nas. Pracowaliśmy i czekaliśmy uwolnienia, ale nas nadal trzymają i my nie możemy wrócić do swoich rodzin, które pozostały bez środków do życia. Nie prosimy, aby polepszyć nasze warunki, ale prosimy by szybko wysłać nas do ojczyzny”. O tym, co odpowiedział na ten list Stalin, historia milczy…
Razem z 15000 więźniów z trzech już wspomnianych obozów, jeszcze kilkadziesiąt wykrytych w obozach NKCHM oficerów i policjantów w kwietniu i maju 1940 roku zostało rozstrzelanych w Katyniu, Twerze, w pobliżu Charkowa, w Putywlu oraz w innych miejscach. Zgodnie z ostatnimi danymi, zgładzono około 22000 przedstawicieli polskiej elity. I nie jest to cyfra ostateczna, bo nie wszystkie miejsca pochówków zostały odnalezione.
Na tym historia krzyworoskiego obozu jednak się nie kończy. Po zniszczeniu polskich oficerów i więźniów w więzieniach, stalinowskie kierownictwo zajęło się likwidacją obozów NKCHM i przeprowadzeniem jeńców wojennych do Gułagu. Intensywne przygotowania do tego trwały przez cały marzec do pierwszej połowy maja 1940 roku.
Z rozkazu NKWD była nawet stworzona grupa dla przejmowania obozów z zagłębia krzyworoskiego od NKCHM. Na czele grupy stał kierownik pierwszego (operacyjnego) wydziału Zarządu ds. Jeńców Wojennych NKWD ZSRS A. Tiszkow. Opracowano plan przemieszczenia więźniów z krzyworoskiego i innych obozów NKCHM. Ogółem planowało się sformować 6 transportów kolejowych (227 wagonów), które byłyby odsyłane codziennie. Przede wszystkim planowano wywozić jeńców wojennych, pochodzących z terytoriów, które odeszły pod Niemcy i Litwę, a następnie mieszkańców zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi. Choć istnienie „dodatkowych więźniów”, zgodnie z doniesieniem tegoż Tiszkowa, jak też kierowników trustów i fabryk, „mocno hamowało produkcję”, NKWD nie poszło na ich zwalnianie. Nie byli zwolnieni nawet niedołężni i inwalidzi, których zdecydowano dostarczyć do jednego z oddziałów obozu w Równem, gdzie zorganizowano dla nich pracę. W tymże czasie niemal wszyscy, którzy zadeklarowali się jako Niemcy, oraz osoby, o które wstawiła się Ambasada Niemiec, zostali zwolnieni i przekazani stronie niemieckiej.
Po uchwale Biura Politycznego Komitetu Centralnego WKP(b) z dnia 10 maja 1940 roku, która dotyczyła żołnierzy polskich i podoficerów z byłych obozów NKCHM, zaznaczono: „Oprócz 2000 osób, wysłanych na budowę Nr 1 dla potrzeb NKWD, wszystkich innych jeńców, którzy są w oddziałach „Dzierżyńskruda”, „Oktiabrruda”, „Leninruda” i „Nikopol-Marganiec”, wysłać do stacji Kotłas i podporządkować „SiewŻelDorŁag”. Historyk Natalia Lebiediewa zaznacza, że do tego dopisano: „…zaopatrzyć każdego więźnia w pościel, parę bielizny i obuwie. Cały inwentarz gospodarczy, a również żywność, wysłać wraz z transportem. Ciężko chorych do transportu nie włączać”. Więźniowe jednak nie otrzymali ani bielizny, ani obuwia. Ponadto kierownictwo kopalni dało wskazówkę swoim urzędnikom, żeby przeszkadzać wywozowi bielizny przez więźniów. Wagonów do przewozu Polaków i ich konwojentów dostarczono znacznie mniej niż wymagano, co stworzyło dodatkowe trudności w wielodniowym transporcie na nowe miejsce.
Według danych archiwalnych, przed likwidacją w oddziałach krzyworoskiego obozu była następująca ilość jeńców: „Dzierżyńskruda” – 2965 osób, „Oktyabrruda” – 1134, „Leninruda” – 1402, w „Nikopol-Marganiec” – 1128 osób. Część jeńców lojalnych wobec władz sowieckich, którzy pochodzili z zachodnich obwodów, wysłano do obozu w Równem, gdzie budowali oni lotnisko, drogi i inne obiekty wojskowe. Późniejszy los tych jeńców jest nieznany. Jest bardzo prawdopodobne, że zostali oni wyniszczeni na początku wojny niemiecko-sowieckiej, gdy enkawudziści masowo rozstrzeliwali osoby przetrzymywane w więzieniach na Zachodniej Ukrainie.
Główna grupa więźniów z obozu krzyworoskiego znalazła się w tak zwanym „Północnym obozie kolejowym” („SiewŻelDorŁag”). Konwojenci transportu od samego początku zaczęli traktować Polaków jak złoczyńców, odebrano im wszystkie rzeczy osobiste. Ten stosunek nie zmienił się po przyjeździe. Dlaczego właśnie „SiewŻelDorŁag”? Budowa Północno-Peczorskiej magistrali kolejowej Kotłas-Workuta, o długości 1191 km, łączyła ten region podbiegunowy z europejską częścią kraju. Dałaby ona jeszcze większy impuls do rozwoju zagłębia węglowego Workuta-Peczora. Dla zabezpieczenia budowy takiej kolei potrzebny był napływ świeżej siły roboczej. Po przyjeździe jeńców, rozproszono ich po oddziałach „SiewŻelDorŁag”, które były rozmieszczone wzdłuż przyszłej magistrali Peczora Północna. Tutaj stosunek do nich był nawet gorszy niż do złoczyńców kryminalnych. W listopadzie 1940 roku, kiedy rozpoczęły się srogie północne mrozy, niemal połowa tych jeńców nadal mieszkała w ziemiankach. Oto jak meldował o tym młodszy lejtnant KGB Romanow do swojego przełożonego: „Wszystkie pomieszczenia są nieprzygotowane do zimy. Prycze z nieobrobionych kłód drewnianych. Materacy, poduszek, nawet słomy nie ma. Chorzy leżą w namiotach na pryczach z tych samych nieobrobionych kłód drewnianych”. Sąsiedztwo złoczyńców kryminalnych doprowadzało do kradzieży i bójek. Pracowali 10-12 godzin, zapadając się w śniegu na półtora metra, często nie w butach, a w łapciach plecionych z kory (tzw. chunie). Ludziom przez kilka dni nie wydawano chleba, nie było mięsa, tłuszczu i warzyw. Do końca roku 1940 zmarło 109 osób, w pierwszej połowie 1941 roku – jeszcze 70. Podejmowane były próby ucieczek, ale większość zbiegów została złapana. Skazywano ich na wysłanie do najbardziej odległych oddziałów „SiewŻelDorŁagu”. Stamtąd już nikt nie wrócił. Za najmniejsze nieposłuszeństwo skazywano jak za „działalność antysowiecką” i wtedy stosunek do nich był jako do więźniów, z którymi można zrobić wszystko, co chcesz.
Pewnej grupie Polaków, zesłanych z Krzywego Rogu na Północ, udało się wydostać z Gułagu. Gdy na początku wojny niemiecko-sowieckiej między emigracyjnym rządem polskim i Moskwą wznowiono stosunki dyplomatyczne, podpisano umowę o utworzeniu Wojska Polskiego na terenie ZSRS. Dopiero pod koniec czerwca – na początku lipca 1941 roku żołnierzy polskich przeniesiono do obozu Jużańskiego, a stamtąd – już jako podlegających amnestii – we wrześniu 1941 roku wysłano do Buzułuku, gdzie formowano armię pod dowództwem Władysława Andersa. Armia polska po sformowaniu opuściła ZSRR i wyruszyła na Bliski Wschód.
Taka jest jeszcze jedna karta w historii nieludzkich represji stalinowskich przeciw obywatelom polskim na terenie ZSRS. Wśród nich byli nie tylko Polacy, ale także Białorusini i Ukraińcy. Tragedia Katyńska jest wspólną tragedią wszystkich tych trzech narodów.
Włodzimierz Dumański – dziennikarz, krajoznawca, członek Związku Polaków Krzywego Rogu „Ojczyzna”
Tekst ukazał się w nr 19 (239) Kuriera Galicyjskiego 16-29 października 2015
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!