Lipcowa ofensywa Armii Czerwonej zakończyła się przerwaniem frontu i pośpiesznym odwrotem oddziałów Wojska Polskiego na zachód. Miejscami odwrót przemieniał się w paniczną ucieczkę. Szlaki wycofania wojsk usłane były porzuconym sprzętem, bronią, różnego rodzaju ekwipunkiem wojskowym. W zaciętych walkach opóźniających natarcia bolszewików polskie wojska ponosiły duże straty. Ginęli najlepsi żołnierze, najbardziej odważni i doświadczeni. Po paśmie wiosennych sukcesów, z zajęciem Kijowa na czele, pozostało już tylko wspomnienie. Odwrót na zachód ze wszech miar wyniszczał wojsko. Żołnierze nie spali, prawie nie jedli, zasypiali gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Szeregi obrońców Rzeczypospolitej topniały w wyniku strat i dezercji – pisze dr Damian Karol Markowski.
Bolszewicy szybko parli na zachód, Marszałek Tuchaczewski, dowódca Frontu Zachodniego, tak opisał tamten czas, gdy zwycięstwo było przy czerwonym sztandarze:
„Ciągłe niepowodzenie, ciągłe cofanie się ostatecznie złamały zdolność do boju armii polskiej. Było to już nie to wojsko, z którem wypadło nam ,się mierzyć w lipcu tegoż roku. Całkowite zdemoralizowanie, całkowita niewiara w możliwość powodzenia podkopały siły zarówno dowódców, jak i rzeszy żołnierskiej. Cofano się nieraz bez żadnego powodu. Tyły były wprost zawalone przez dezerterów. Żadne represje nie mogły odtworzyć porządku i zaprowadzić dyscypliny. Na dobitkę, łączyły się z tym jeszcze obostrzone antagonizmy klasowe”.
Po stronie polskiej panowały wówczas minorowe nastroje.
„Mieliśmy wszystkiego dość. Nie dlatego, że nie chcieliśmy się bić. Chcieliśmy walczyć, i to bardzo. Kochaliśmy tę Polskę, cośmy o niej tyle śnili i marzyli. Ale już po prostu brakowało sił”
– wspominał Wojciech Torba (na zdjęciu po wyżej po lewej), jeden z uczestników pamiętnej kampanii. Jednakże długotrwały odwrót, pasmo klęsk i ogólne wyczerpanie fatalnie wpłynęło na morale wielu żołnierzy. Jan Ziółek z 30. Pułku Strzelców Kaniowskich pisał w dniu 1 sierpnia, już pod Warszawą:
„W batalionie, zdziesiątkowanym i wyniszczonym, nastąpiło kompletne rozprzężenie i zanik ducha bojowego. O ile wcześniej przytłaczał nas napór nieprzyjaciela i wydawało się, że już nie ma wyjścia, o tyle wprost przeciwnie – wróg był dość daleko, a większość marzyła o jednym: byle do Wisły, karabin w rzekę i do domu”.
Nie tylko szeregowym żołnierzom zaczynało brakować sił. Po miesiącach walk na Wschodzie, w pierwszej dekadzie sierpnia front dotarł na przedpola polskiej stolicy. Przypadki zwątpienia musiały istnieć również w kręgach wyższych oficerów. Sytuacja była krytyczna. Drogi i trakty za Wisłę i Bug zapchane były przez cofające się wojska i kolumny cywilnych uciekinierów, w panice szukających ratunku przed kolejną wojenną pożogą. Mieszkanka Płocka, który wkrótce stał się areną zaciekłych bojów, Maria Macieszyna, napisała w swoim pamiętniku:
„Ulica Tumska i Dominikańska, zapchane wozami, brykami, karetami. Krowy, woły, owce szarpią się pomiędzy tym, wyczerpane zwierzęta padają w strasznym ścisku i upale. Po chodnikach pędzą krowy. Rynek Kanoniczny i boczne ulice zalewane są wypchniętymi z tego ścisku zwierzętami. Dominikańską płynie druga rzeka. W bocznych ulicach stoją naładowane wozy. Ludzie milczący, obłąkani, nic nie chcą mówić, tylko szarpią się w tym ścisku lub rzucają się jak w omdleniu na wozy. Konie rżą, krowy ryczą, świnki i owce też swoje głosy łączą. Od wczesnego ranka do późnej nocy szła ta zwarta rzeka. Płocczanie osłupieli. […] Proponowałam mieszkanie. – Za Wisłę! – to tylko umieli powiedzieć”.
Ludność pozostająca na terenach kontrolowanych przez polskie władze z niepokojem wyczekiwała trwożnych wieści znad Wisły. Ksiądz Michał Woźniak, proboszcz parafii Chojnata w Łódzkiem pisał w dniu 7 sierpnia:
„Moskwa stoi pod murami Warszawy. Biorą pobór do wojska, ale jakże powoli. Zarejestrowani szliby już chętnie, bo niepewność taka męcząca. Zapewne nie ma uzbrojenia, skoro w tak gwałtownej potrzebie rozkłada się pobór na miesiące. Jutro po sumie będzie zbiórka w parafii na wojsko – co kto ma: bieliznę, żywność, pieniądze, broń”.
Obronić dom
Wśród części wojska i urzędników niepokój ustępował jednak stopniowo zamiarowi wytrwania mimo dotychczasowych niepowodzeń. Coraz wyraźniej rysująca się groźba upadku z trudem odbudowywanego państwa wstrząsnęła społeczeństwem. Przed komisje poborowe ściągali chłopi i mieszczanie, inteligenci i robotnicy, dzieci parobków i ziemian. W jednym tylko powiecie krośnieńskim do szeregów zgłosiło się 426 ochotników. A kraj był wówczas zniszczony do cna działaniami wojennymi niedawno wygasłej Wielkiej Wojny i w dużej mierze ogołocony z ludności męskiej. A jednak trafiła się nierzadko i przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu. W swoich pamiętnikach Wincenty Witos przyznał, iż na początku Interweniował nawet w tej sprawie u ministra spraw wewnętrznych Leopolda Skulskiego. Ten jednak nie zdecydował się na interwencję, zapewne obawiając się załamania społeczności miasta.
Niebagatelną rolę w zahamowaniu sowieckiego natarcia było oparcie polskiej obrony o przedpola, a nawet mury wybranych miast. Warszawa, Lwów, Zamość, Płock i inne miasta – stały się bastionami, których bronić należało do końca. Bolszewicy zostali zatrzymani u ich bram. Świadomość wielu polskich żołnierzy, że za ich plecami znajduje się rodzinny dom i miasta pełne cywilów, którzy mogli paść ofiarą , działała mobilizująco zarówno na ochotników i starych wiarusów. Niejeden warszawianin i lwowianin ze zdwojoną energią walczył na dalekich przedmieściach swego miasta, by nie dopuścić znienawidzonego wroga do rodzinnego gniazda.
Szlak Armii Czerwonej znaczyły mordy, rabunki i gwałty. Nietrudno domyślić się, co spotkałoby mieszkańców wielkich miast, gdyby wydani zostali na pastwę czerwonoarmistów i funkcjonariuszy czeki. Po początkowych wahaniach odnośnie zachowania czerwonoarmistów nawet sympatycy komunistów zmuszeni byli do weryfikacji swojego stosunku do armii okupanta. W społeczeństwie rosła chęć oporu i obrony. Zauważono to nawet w dokumentach sojuszniczych misji wojskowych. W jednym z nich odnotowano, że ochotniczo do wojska bardziej zaczęła się zgłaszać również ludność żydowska, której część stereotypowo była dotąd utożsamiana z komunizmem. Żydzi odegrali dużą rolę w budowie umocnień polowych stolicy.
Tężejąca wola oporu i otrząśnięcie się z pasma przygnębiających klęsk nie uszły uwadze także Sowietom. Dowódca Frontu Zachodniego ubolewał, że nie udało mu się zmusić Polaków znajdujących się w odwrocie do walnej bitwy jeszcze zanim ściągną oni na naprędce przygotowaną linię oporu przed Warszawą. Był pewien sukcesu, gdyby przyszło mu zmierzyć się z rozbitymi, wycieńczonymi odwrotem jednostkami Wojska Polskiego. Teraz, wskutek udanego przegrupowania zyskały one niezbędny wypoczynek, po tygodniach wyczerpujących walk. Co więcej – zostały zasilone nowym, świeżym zaciągiem ochotniczym, który wniósł nowy duch. W oczach Tuchaczewskiego oddziały ochotnicze były szczególnie groźnym przeciwnikiem. Bolszewicki dowódca, choć ubierał wydarzenia i rzeczy w specyficzne, charakterystyczne komuniście słowa, doskonale zdawał sobie sprawę z zapalczywości ochotników, napływających na front w nowo sformowanych oddziałach w newralgicznym i kluczowym momencie:
„Wreszcie pojawiły się formacje trzeciej linii, tak zwane ochotnicze. Te formacje, bez względu na swą młodość i brak wyszkolenia, miały dostateczne zalety bojowe, ponieważ przeważnie kompletowały się z elementów inteligentnych i burżuazyjnych, które, pojmując, że los ich stawia się na kartę, zdradzały wielkie zdecydowanie i upór”.
Przemiana ducha była jednym z tych warunków, który musiał zostać spełniony aby strona polska mogła myśleć o zwycięstwie w szykującej się najważniejszej bitwie tej wojny. Trzeba przyznać, że dokonała się ona w najbardziej odpowiednim i ostatnim momencie, gdy wróg był o krok od zadania decydującego ciosu. Można przypuszczać, że hasło „obronić dom” Zostało ono zresztą wyeksponowane na niejednym plakacie propagandowym, gdzie bolszewików przedstawiano jako morderczą, łupieżczą hordę.
„Jak gdyby przypięli skrzydła”
Sam Piłsudski kilka lat po pamiętnych, opisywanych wydarzeniach przyznawał, że wielką rolę w odmianie nastrojów sztabu miał jego szef, generał Tadeusz Rozwadowski. Rozwadowski objął ponownie funkcję szefa sztabu, gdy na przerwanym froncie panowała katastrofa. Historia pokazała, że okazał się człowiekiem najlepszym na to stanowisko. Doświadczony w wielu bitwach Wielkiej Wojny, organizator rodzącego się po latach zaborów Wojska Polskiego, jeden z autorów sukcesów odniesionych w wojnie z Zachodnioukraińską Republiką Ludową, I choć obaj ojcowie późniejszego zwycięstwa byli sobie nieprzychylni, Rozwadowski zachował pełną lojalność wobec Naczelnego Wodza w krytycznych chwilach na plan dalszy odsuwając osobistą urazę i nieprzyjemności, jakich doznał od Marszałka.
Nastrój optymizmu i wiary w zwycięstwo, jakim promieniował na współpracowników szef sztabu, udzielił się szybko także Piłsudskiemu, podłamanemu lipcowymi porażkami i wdarciem się Sowietów pod samo serce Rzeczypospolitej. Ziemianin Karol Wędziagolski wspominał, że oznaki owej przemiany ducha, która pozwoliła ponownie uwierzyć w zwycięstwo, dostrzegł u Naczelnego Wodza podczas spotkania w Belwederze w dniu 11 sierpnia:
„Twarz Piłsudskiego była strasznie wymizerowana i zmęczona, a oczy płonęły złowrogo. Widziałem przed sobą i czułem całym jestestwem tal wytężone skupienie ducha człowieka przed nieznanym jutrem, jakby to był duch Polski przed wyrocznym progiem, za którym albo zwycięstwo – życie, albo porażka – śmierć. Już nie pamiętałem, że stoję przed Naczelnikiem Państwa, Naczelnym Wodzem, Piłsudskim; widziałem przed sobą tylko człowieka w chwili zaświatowego, nietutejszego natężenia woli wielkiego ducha, który był duchem narodu. Zbliżyłem się i najbardziej, i najzwyklej po synowsku mocno uściskałem ramiona mojego wysokiego zwierzchnika, a ten mój odruch, najzupełniej wykraczający poza wszelką etykietę i do niczego przepisowego niepodobny, widocznie rozładował w nim napięcie i koncentrację złej aury. Piłsudski, odpowiadając mocnym uściskiem, ostro zapytał:
-No…i co myślicie? Zatrzymamy?
-Wierzę, jak w Boga, że tu się skończą!”
Były to słowa prorocze. Uwierzył Naczelnik Państwa. I jeden po drugim znów wierzyli żołnierze na bojowych liniach pod Warszawą, Lwowem i wzdłuż całej linii frontu.. Owe „wielkie zdecydowanie i upór” oddziałów ochotniczych, które wniosły nową dawkę zapału, dostrzeżone nawet przez Tuchaczewskiego, zmaterializować się miały w kolejnych dniach pod Radzyminem, Ossowem, Zadwórzem, Płockiem i w wielu innych miejscach. Nastał czas, by wewnętrzny zapał zamienić w czyn.
Przykład przemiany ducha szedł z góry. Oficerowie, którzy wiele Generał Władysław Sikorski, dowódca 5. Armii, której przyszło się zmierzyć z trzema armiami bolszewickimi pisał zdecydowanie w rozkazie z 13 sierpnia:
„Na zajmowanych obecnie pozycjach każdy dowódca wytrwać musi do ostatniego człowieka, choćby chwilowo był otoczony ze wszystkich stron […]. Zaznaczam, że rozstrzeliwując szeregowych za ucieczkę z pola bitwy – tym bardziej nie cofnę się przed stosowaniem kary śmierci w stosunku do oficerów, którzy ponoszą pełną odpowiedzialność za stosunki w podległych im oddziałach. Na odcinku 5. Armii rozgrywają się losy Warszawy i losy Polski. Nie dopuszczę, by lekkomyślność czy bezmyślność niektórych oficerów zgubiła Ojczyznę. Złych żołnierzy usunę bezwzględnie, z dobrymi wytrwam na stanowisku i zwyciężę”.
Raz okrzepła obrona Wojska Polskiego chwiała się pod ciosami uderzeń czerwonoarmistów, ale nie dała się złamać. Uderzające, jak bardzo wspomniane odwrócenie się losów wojny odczuli wewnętrznie uczestnicy tych dramatycznych wydarzeń. Żołnierze uwierzyli, że ostateczne zwycięstwo to właśnie im przypadnie w udziale. Charakterystyczne, iż wielu z nich odczuło to jako akt sprawiedliwości dziejowej. Nie wierzyli w głębi serca, iż wskrzeszona ich staraniem Polska upadnie pod ciosami nowego najeźdźcy. Wiara pomogła im przezwyciężyć Co jednak oczywiste – zwycięstwo nie byłoby możliwe gdyby nie ofiarna praca tyłów i zapewnienie żołnierskim masom tak bezcennych chwil odpoczynku przed decydującymi bitwami.
Jeszcze podczas zaciętych walk 15 sierpnia, kiedy przecież nie było jeszcze pewne, na którą stronę przechyli się szala zwycięstwa, generał Rozwadowski w liście do Piłsudskiego pisał z rosnącym optymizmem o znacznym wzroście morale żołnierzy i ich zapałowi:
„Duch w Warszawie dobry, a na froncie pełen otuchy […]”.
Przyznał również, że nastroje wśród żołnierzy poprawiły się do tego stopnia, że ci, którym przyszło obsadzić mniej zagrożone odcinki i tkwić w obronie zapalczywie rwali się sami do ataku. Wszyscy chcieli ponownie być na pierwszej linii i mieć udział w zwycięstwie. Jakże wielka zatem przemiana zaszła wśród żołnierzy w ciągu zaledwie tygodnia, gdy całe bataliony pierzchały po pojawieniu się kozackich patroli. Pod datą 17 sierpnia kpt. Charles de Gaulle, późniejszy przywódca Francji, wówczas oficer – instruktor francuskiej misji wojskowej, zapisał:
„Ofensywa rozpoczęła się świetnie. Grupa Manewrowa, którą dowodzi szef państwa, Piłsudski, […] szybko przesuwa się na północ. Nieprzyjaciel, całkowicie zaskoczony widokiem Polaków na swoim lewym skrzydle, o których myślał, że są w stanie rozkładu, nigdzie nie stawia poważnego oporu, ucieka w rozsypce na wszystkie strony albo poddaje się całymi oddziałami. Zresztą, w tym samym czasie uderzenie Rosjan na Warszawę załamało się […] Ach! Cóż to było za piękne posunięcie! Nasi Polacy jak gdyby przypięli skrzydła, aby je wykonać; ci sami żołnierze, przed tygodniem wyczerpani fizycznie i moralnie, biegną naprzód pokonują pokonują dziennie czterdziestokilometrowe etapy. Drogi zawalone są grupami jeńców w opłakanym stanie i rzędami podwód zabranych bolszewikom”.
Pod Warszawą i Lwowem rozstrzygnęły się losy Rzeczypospolitej. 17 sierpnia pod Zadwórzem, zaledwie 30 kilometrów oddalonym od Lwowa, batalion kpt. Czesława Zajączkowskiego z oddziału wydzielonego WP rtm. Romana Abrahama, liczący 350 ludzi stanął na drodze Armii Konnej.
Lwów, rok 1920
Jeden z niespełna czterdziestu polskich ocalałych uczestników boju wspominał zaciętość i nieustępliwość, z jaką ochotnicy podjęli walkę z wielokrotnie przeważającym wrogiem (zachowano oryginalną pisownię tej dramatycznej relacji):
„[…] po chwili wyjechali Kozacy, była ich wielka ilość, jak chmura oni pędzą na nas, my lecimy na nich i ostrzeliwujemy już nawet bez celowania, gdyż i tak każda kula trafia któregoś, ich konie się wywracają, ich własne kolegi tratują ich, widać wszystko, w szybkim tempie zbliżamy się do siebie, Kozacy (Budiennego prawdopodobnie) mają powyciągane szable ku przodowi i wjeżdżają między nas, zaczyna się istna rzeź, Kozacy tną szablami, my strzelamy do nich, na każdego wypada może po dwudziestu, mnie obskoczyło może ośmiu, karabinu nie rzuciłem, aż jeden podjechał bardzo blisko i złapał mnie za lufę, ale upadając z konia wydarł mi karabin, broniłem się do ostatniego, bo i tak wiedziałem, że mnie porąbią”.
Pod Zadwórzem Polacy walczyli do końca. Przemiana morale wojska stała się faktem. Sztandary Wojska Polskiego znów okryły się chwałą. Zmiana sytuacji na froncie nie była jednak bynajmniej, jak chcieliby tego polityczny oponenci Piłsudskiego, „cudem”. Na odwrócenie się złej dla Polaków karty wpłynęło kilka niezwykle istotnych spraw. Wszystkie te czynniki wpłynęły na zaistnienie możliwości. To, że ją wykorzystano, zawdzięczano jednak nie nadprzyrodzonej ingerencji siły wyższej, a hartowi ducha i ofiarności wojska. Wojska, w którego szeregach, choć przygnębionych dotychczasowymi klęskami, nie było zwątpienia. Pamiętny sierpień 1920 roku na zawsze już pozostanie przykładem Ale triumfu, za którym ostatecznie stanęły wytrwałość i wiara w zwycięstwo, które zrodziły się na przekór poniesionym wcześniej klęskom.
dr Damian Karol Markowski – absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, zajmuje się historią Polski i Ukrainy w XX wieku oraz zagadnieniem polityki pamięci nowoczesnych państw europejskich.
Bibliografia selektywna:
Materiały Archiwum Wschodniego Ośrodka „KARTA” (wspomnienia uczestników wojny polsko-bolszewickiej)
Materiały Państwowego Archiwum Obwodu Lwowskiego (DALO) (ankiety uczestników bitwy pod Zadwórzem)
Zbiory autora
Knyt Agnieszka, Zwycięstwo pod Warszawą, „Karta” 2005, nr 45
Maciejewski Jerzy Konrad, Zawadiaka. Dzienniki frontowe 1914–1920, Warszawa 2015
Pietrykowski Tadeusz, Odwrót… Garść wspomnień i obrazków wojennych z czasu walk bolszewickich 1920 r. na podstawie pamiętnika adiutanta 67 pp (9 pułku strzelców wielkopolskich), „Boje Polskie” t. XIII, Poznań 1926
Piłsudski Józef, Rok 1920. Z powodu pracy M. Tuchaczewskiego „Pochód za Wisłę”, Warszawa 1924
Rembek Stanisław, Dzienniki. Rok 1920 i okolice, Warszawa 1997
Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach, wybrał i opracował Jan Borkowski, Warszawa 1990
Romer Jan, Pamiętniki, Warszawa 2011
Rukkas Andrij, Razem z Wojskiem Polskim. Armia Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1920 r., Warszawa 2020
Walecznych tysiąc. Pamiętniki sierżanta Władysława Goliczewskiego z wojny polsko-bolszewickiej, Warszawa 1934
Warszawiacy wobec niepodległości. Działania mieszkańców Warszawy na rzecz odradzania się Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1914–1921, Studia historyczne pod redakcją Michała Zarychty, Warszawa 2020
Witos Wincenty, Moje wspomnienia, Paryż 1975
https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/ (dostęp z dnia 10.08.2020 r.)
4 komentarzy
Batiar
15 sierpnia 2020 o 22:17W 1926 roku generał Rozwadowski został aresztowany i osadzony wraz z generałami Zagórskim i Jazwińskim na Antokolu w Wilnie. Był ponad rok więziony razem z pospolitymi kryminalistami. Zmarł w 1928 roku, po opuszczeniu więzienia. Sanacyjne władze nie zezwoliły na przeprowadzenie sekcji zwłok. Został pochowany na Cmentarzu Obrońców Lwowa.
Jarema
16 sierpnia 2020 o 15:28O ile się orientuję to Dmowski krytykował wyprawę Kijowską, która niemal zakończyła się upadkiem Polski, a nie przyniosła nabytków terytorialnych, lecz spore straty terytorialne w porównaniu do czasu sprzed wyprawy.
Owszem koncepcja Piłsudskiego stworzenia Ukrainy była trafna, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Marszałek nie docenił Sowietów. Czy dziś Ukraińcy wiedzą i są wdzięczni Piłsudskiemu? Nie!
Być może wojna z Sowietem i tak by wybuchła, a ruch Marszałka wyprzedził Sowietów. Dwa polskie zwycięstwa są piękną kartą, ale czy ta wojna była konieczna, to ważne pytanie.
Maksymilian
17 sierpnia 2020 o 14:28Czytam ten tekst po polsku i zdaję sobie sprawę jak niewiele brakowało, że czytałbym go po rosyjsku, tylko z zupełnie innej perspektywy. Po prostu wierzyć się niechce, że wiara potrafi zdziałać takie cuda. Zastanawiam się czy ci co walczyli zostawili jakichkolwiek potomków po sobie, jeśli tak , to dlaczego nie ma z nimi wywiadów. Bardzo jestem ciekawy czy są za obecnymi „komunistami” i czy w dalszym ciągu reprezentują poglądy i zachowania swoich Przodków?
Polak
6 stycznia 2021 o 18:58Wieczna cześć i chwała bohaterom walki o wolną Polskę! Śmierć wrogom Ojczyzny!