Eksperci twierdzą, że rosyjski system nawigacji satelitarnej uległ poważnym zakłóceniom i skutki tego mogą być nieprzewidywalne.
Białoruś ponownie poderwała 16 lipca myśliwce po tym jak nad jej terytorium dwukrotnie w ciągu dnia wleciały rosyjskie drony-kamikaze Shahed. Łącznie w ciągu 5-ciu dni były już cztery takie przypadki. Ostatni z tych dronów przeleciał nad Białorusią aż 300 kilometrów, mijając po drodze kilka większych miast, w tym Mohylew, zanim opuścił białoruską przestrzeń powietrzną.
Cztery „błądzące Shahedy” w tak krótkim czasie to nie przypadek, to już prawidłowość i zdarza się to w coraz krótszych odstępach – ocenia wojskowy ekspert Aleksy Melnik. Według niego, prawie na pewno przyczyną tych zdarzeń są poważne zakłócenia w rosyjskiej nawigacji satelitarnej. Bardziej złożona jest odpowiedź na pytanie, co je powoduje.
Niewykluczone, że Rosjanie intensywnie używają w tym regionie systemów walki radio-elektronicznej (WRE) i przez pomyłkę zagłuszają własne sygnały GPS sterujące Shahedami lub wysyłają im błędne dane dotyczące położenia. Równie dobrze może to być także skutek równoległego działania białoruskich systemów WRE. W każdym razie świadczy to o całkowitym braku koordynacji.
Kolejną przyczyną może być zagłuszanie sygnału rosyjskiego GPS przez służby ukraińskie. Teoretycznie istnieje nawet możliwość, że Ukraińcy są już w stanie przechwycić sygnały Shahedów i zawracać drony tam, skąd przyleciały, czyli do Rosji.
Po zagłuszeniu GPS-a Shahedy mogą też lecieć do celu inercyjnie, same wyliczając sobie położenie na podstawie dotychczasowego kursu i prędkości. Problem polega na tym, że takie wyliczenia są tym mniej precyzyjne, im bardziej cel jest oddalony, co w efekcie może spowodować całkowite zejście z kursu – twierdzi ekspert.
Według niego, w takiej sytuacji zaczyna decydować czysty przypadek, a gdy Shahedowi skończy się paliwo, to spadnie tam, gdzie się akurat znajduje, na przykład na jakieś białoruskie miasto lub wieś. Można go, oczywiście, próbować wcześniej strącić, ale i wtedy trudno wykluczyć, że szczątki spadną na jakieś zabudowania.
Jeśli służby rosyjskie i białoruskie wspólnie nie przeanalizują tych sytuacji i nie naprawią błędów w nawigacji, takich przypadków będzie coraz więcej i jest tylko kwestią czasu, kiedy pierwszy Shahed nieuchronnie uderzy w Białoruś.
Warto przypomnieć, że wcześniej z powodu błędów w nawigacji również kilkadziesiąt rosyjskich bomb kierowanych nie doleciało na Ukrainę i spadło na terytorium Rosji, powodując tam zniszczenia. Najwięcej takich przypadków było w rosyjskim Obwodzie Biełgorodzkim, gdzie jedna z bomb zniszczyła klatkę schodową domu mieszkalnego.
Jeśli władze w Mińsku pozwalają Rosji wykorzystywać białoruską przestrzeń powietrzną do prowadzenia wojny, to powinny mieć świadomość, jakie ryzyko stwarzają w ten sposób dla własnych obywateli – podsumowuje ekspert.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!