Trzy trupy Uzbeków oraz farmer i jego kochanka w szpitalu z kłutymi ranami nożem – to „urobek” jednego dnia gospodarstwa rolnego we wsi Aleksandrowka koło Saratowa.
Najpierw na terenie farmy „Dibirghadzhiiev” znaleziono ciała dwóch mężczyzn – gastarbeiterów z Uzbekistanu w wieku 27 i 37 lat. Pracowali w Rosji „na czarno”. Tego samego dnia na oddział chirurgiczny miejscowego szpitala trafił 50-letni Mahomed Dibirgadzhiiev i jego 28-letnia konkubina Julia Jerszowa – oboje z kłutymi ranami nożem. Nazajutrz rankiem okazało się, że są jeszcze jedne zwłoki.
Zabici i ranni znali się. Ci pierwsi świadczyli pracę na rzecz Dibirghadhziieva. Z relacji miejscowych wynika, że przyszli do szefa po zapłatę za pracę, ale ten zatrzasnął im drzwi przed nosem, więc siłą wdarli się do środka i rzucili na niego z nożem. 50-letni gospodarz farmy miał wyrwać im nóż i zadać rany, od których wszyscy zmarli na miejscu.
W taką wersję wydarzeń nie wierzy uzbecka diaspora i oskarża Dibirghadzhiieva o zabójstwo. Przewodniczący powstałego w 2010 roku narodowego centrum kultury „Uzbekistan” podaje w wątpliwość, że gastarbeiterzy rzucili się na swojego pracodawcę z nożem.
„Uzbecy nożami nie wymachują. Jeśli już nóż wyciągają, to nie po to, żeby go pokazywać. Gdyby mieli zamiar go użyć, zrobiliby to” – mówi Aleksander Madgydov i dodaje, że Uzbecy to ludzie pracowici. Gotowi są harować nawet za nędzne pieniądze, ale nie dość, że ich nie dostają, to nawet nie jedzą normalnie. Hańbą jest, że są tak bezwzględnie wykorzystywani. Wersję o konflikcie na tle narodowościowym odrzucił jako niewiarygodną.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!