Aleksander Łukaszenka może spać spokojnie. Socjologowie z niezależnego ośrodka badawczego NISEPI, opublikowali wyniki sondażu przeprowadzonego we wrześniu i październiku br., które jednoznacznie obalają triumfalnie ogłoszoną przez liderów opozycji tezę zwycięstwa bojkotu wyborów parlamentarnych.
Zgodnie z ich wynikami, frekwencja w ostatnich wyborach na Białorusi 23 września wynosiła 66,4%. Jest to liczba oczywiście mniejsza od deklarowanej przez Lidię Jermoszyną i Centralną Komisję Wyborczą (74,6%), ale znacznie wyższa od tej ogłoszonej przez obserwatorów zewnętrznych.
No chyba, że weźmie się pod uwagę frekwencję w samej stolicy, która według danych NISEPI rzeczywiście wynosiła 44%. W całym kraju, według badaczy przekroczyła 50 procent próg „dzięki wyborcom mieszkającym w małych miastach i wsiach, jak również w ośrodkach regionalnych, gdzie żyje 80% białoruskiego elektoratu.” – cytuje wyniki badań portal belaruspartizan.org
Według wersji opozycji, wymaganej przez prawo wyborcze frekwencji nie było zarówno w Mińsku, jak też w innych większych miastach kraju. Niektórzy nawet twierdzili, że na bojkot odpowiedział cały kraj.
Jak pisze Biełarusskij Partizan, wnioski płynące z badań rozbijają jeszcze jeden mit głoszony przez opozycję, dotyczący zmuszania do udziału w głosowaniu przedterminowym. Tylko 2,2% respondentów przyznaje, że wywierano na nich presję aby zagłosowali. Tymczasem, jak wynika z badań, 15,2 % białoruskich obywateli na przedterminowe wybory poszło dobrowolnie.
I najważniejsza informacja. Na wezwania opozycji do bojkotu odpowiedziało zaledwie 9,6 %, a 24% respondentów odpowiedziała, że nie uczestniczyła w nich z innych powodów.
Gazeta przypomina, że z sondażu przeprowadzonego przez tę samą pracownię badań w marcu br, do idei bojkotu wyborów pozytywnie odniosło się 10,6% ankietowanych.
Politolog Jurij Drakochrust komentując wyniki badań, mówi o medialno – psychologicznej aberracji. Szczególnie w przededniu wyborów, kiedy wiele cieszących się autorytetem mediów niezależnych informowało, że ludzie na wybory nie pójdą, tak samo informowali po wyborach.
– Polityczna polaryzacja osłabiła komunikację między przeciwstawnymi obozami, które „gotowały się we własnym sosie”, komunikując się jedynie z ludźmi podobnie myślącymi. Stąd ten efekt, stąd przekonanie, że wszyscy wokół nie poszli na wybory, czyli nikt nie poszedł – tłumaczył politolog w wywiadzie dla gazety internetowej Naviny.by.
Drakochrust przewiduje, że opozycja, przynajmniej ta jej część, która wzywała do bojkotu, będzie miała silną pokusę, by kwestionować uczciwość socjologów, kładąc na drugą szalę dane z niezależnego wewnętrznego monitoringu wyborów.
Ale te ich dane również nie są jednoznaczne, podkreśla rozmówca Naviny.by.
– Różne zespoły obserwatorów bardzo się od siebie różniły. Nie byli reprezentatywni w sensie terytorialnym, nie było obserwacji na wsiach, gdzie mieszka ¼ ludności, a gdzie frekwencja była najwyższa.
Zwraca też uwagę, że niektóre zespoły obserwatorów składały się całkowicie lub częściowo z działaczy politycznych, którzy występowali za bojkotem wyborów, a więc żywo byli zainteresowani tym, aby ogłoszone wyniki obserwacji były takie jak by tego chcieli.
A socjologowie z NISEPI, no cóż, teraz mogą być „kopani”, ale już nie przez władzę, ale przez niezależną opozycję.
Kresy24.pl/belaruspartisan.org/Naviny.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!