W przeciwieństwie do prezydenta Rosji, znanego ze zwyczaju spóźniania się na oficjalne spotkania, jego ukraiński odpowiednik Petro Poroszenko pojawił się w poniedziałek, 24 sierpnia w Berlinie z niemiecką punktualnością. Prezydencki konwój zajechał przed urząd kanclerski, jak planowano, dokładnie o szóstej wieczorem.
Gdyby ukraiński prezydent przyjechał kilka minut wcześniej i otworzył okno swojego opancerzonego „Mercedesa”, mógłby się zdziwić, słysząc słowa, za jakie w jego kraju trafia się do więzienia. „Rosja od Kamczatki do Odessy, jedna i niepodzielna” – głosiły hasła pikiety w pobliżu Urzędu Kanclerza Federalnego. Pikiecie towarzyszyły flagi Związku Sowieckiego, Rosji i Donieckiej Republiki Ludowej. Ale Niemcy – nie Ukraina i za publiczne artykułowanie roszczeń terytorialnych wobec innych krajów nikt tam nie karze…
To była już druga wizyta Petro Poroszenki w Berlinie, która wymownie zbiegła się z symboliczną datą. Pierwsza miała miejsce 16 marca, w rocznicę tzw. „referendum” na Krymie. Teraz Poroszenko przybył do stolicy Niemiec na spotkanie z kanclerz Merkel i prezydentem Francji Hollandem prosto z parady w Kijowie z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy.
Po trwającej około godziny rozmowie trójka przywódców wyszła do dziennikarzy z minimalnym opóźnieniem, ale wydaje się, że gorących dyskusji nie było i wszystko poszło zgodnie z planem. Kanclerz Niemiec pozdrowiła „cały naród ukraiński” z okazji Dnia Niepodległości.
Istotę wszystkich trzech wystąpień można scharakteryzować krótko: „Mińsk, Mińsk i jeszcze raz Mińsk”. „Zebraliśmy się tu, żeby wdrażać Mińsk, a nie by go kwestionować” – powiedziała Angela Merkel (odnosząc się w ten sposób do propozycji szerszej niż Niemcy i Francja formuły negocjacji, które mogłyby powstrzymać Rosję).
Przywódcy Niemiec i Francji chwalili Petra Poroszenkę za jego „wysiłek polityczny”, zmierzający do zmiany konstytucji Ukrainy w zakresie ustalonym w Mińsku – bo, co warto odnotować, ukraiński prezydent przybył do Berlina nie tylko w Dniu Niepodległości swojego kraju, ale również, co nie bez znaczenia, na tydzień przed głosowaniem w Radzie Najwyższej zmian w ustawie zasadniczej, które oznaczają de facto specjalny status dla terytoriów w Donbasie kontrolowanych przez rosyjskich separatystów.
Jak zauważyła kanclerz Merkel, ostatnie dyskusje ekspertów „w formacie normandzkim”, czyli z udziałem Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy, „nie doprowadziły jeszcze w tej materii do wspólnego stanowiska”, a Petro Poroszenko wyjaśnił, co miała na myśli: że z wyjątkiem Rosji wszyscy uczestnicy negocjacji uważają, że zmiany w konstytucji Ukrainy są zgodne ze zobowiązaniami Kijowa zapisanymi w porozumieniach z Mińska.
Przemawiając w Berlinie, Poroszenko unikał ostrych słów o rosyjskim zagrożeniu, jakimi kilka godzin wcześniej epatował w Kijowie i tylko raz wskazał palcem Moskwę, mówiąc, że „Federacja Rosyjska i wspierani przez nią bojownicy są jedynym zagrożeniem dla przywrócenia pokoju i stabilności w regionie”. Przypomniał też o znaczeniu odzyskania kontroli nad granicą ukraińsko-rosyjską, przez którą przenikają na Ukrainę rosyjskie jednostki wojskowe i broń, jednak Merkel i Hollande nic na ten temat do powiedzenia nie mieli.
Jeśli ktoś spodziewał się nowych inicjatyw z Berlina, zmierzających do rozwiązania sytuacji w Donbasie, oczekiwania te nie zostały spełnione. Nawet jeśli była o nich mowa, nie zostały wyartykułowane – być może były dyskutowane podczas roboczej kolacji, na którą Merkel, Hollande i Poroszenko udali się po rozmowie z dziennikarzami.
Końcówka konferencji prasowej na temat kraju, w którym w toczy się wojna, była rutynowa. Przedstawiciel „Agence France Presse”, mając możliwość postawienia jedynego pytania w imieniu swojego kraju zapytał o… reakcję przywódców europejskich na załamanie kursu akcji w Chinach, nie interesując się w ogóle kwestią Ukrainy.
Trójka liderów z normandzkiego kwartetu na wszystkie możliwe sposoby demonstrowała, że nie było jej celem wykluczenie z rozmów Rosji (na ten temat pojawiło się wcześniej sporo medialnyech spekulacji), a jedynie „wzmocnienie i utrwalenie formatu normandzkiego” – co podkreślała Angela Merkel. Wtórujący jej Petro Poroszenko też zapewnił, że „nie potrzebuje żadnych nowych formatów”.
Przy okazji Angela Merkel przypomniała, że w przededniu lutowych porozumień w Mińsku udała się najpierw z Francois Hollandem do Kijowa, a później na spotkanie z Władimirem Putinem do Moskwy. Wydaje się, że obecne berlińskie spotkanie też mogło być przygotowaniem do konsultacji z Kremlem. „Jeśli uznamy, że jest taka potrzeba, możemy spotkać się w czwórkę” – powiedziała niemiecka kanclerz. Gdzie i kiedy może się to zdarzyć, na razie nie wiadomo. Prezydent Ukrainy uznał, że mogłoby to mieć miejsce na jakimś międzynarodowym forum, ale szczegółów nie sprecyzował. Jednym z najbliższych takich wydarzeń jest zapowiedziana na koniec września 70 sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Kresy24.pl/Korerespondent.net
10 komentarzy
tagore
25 sierpnia 2015 o 14:26Będzie zabawnie gdy Putin się z nimi po prostu nie spotka.
Lwowiak mały
25 sierpnia 2015 o 16:28Poroszenko pokazał Dudzie gdzie jego miejsce, tym samym Polsce.
Powinno się zamknąć granicę z Ukrainą i niech prusaki i żabojady się nimi martwią.
My, Polska, powinna zbudować mocną armię, zakupić od arabów sprzęt A-Z na razie im nie potrzebny i niech się sąsiedzi martwią jak nas ruszyć.
Demon
25 sierpnia 2015 o 19:09Zgadzam się z Tobą. Z silnym każdy się liczy. Ze słabym, nikt,
a 8 lat rządów PO-PSL rozbroiły i zdegradowały naszą Ojczyznę
do roli małego, nic nieznaczącego państewka europejskiego.
Jeśli wygra ponownie PO lub inna banda, a nie PIS, prezydentowi Dudzie nie uda się stawianie Polski na nogi, bo mu na to
sprzedawczyki nie pozwolą.
„Nasze” media już zaczęły kampanię oszczerstw, choć obecny prezydent godnie reprezentuje nasz kraj i naród, nie skacze po krzesłach,
nie daje obrzucać się jajami ,nie sadzi byków i nie przysypia
na przemówieniach.
Cóż, widać wielkie są siły wpływów, które widzą nasz kraj na kolanach ,a nie silny, dumny. Zależy na tym nie tylko Mordorowi, ale i Niemcom, Francji i Anglii.
Dlatego budujmy silną armię i dobrze uzbrojoną, wszystko jedno przez kogo, ale z najwyższej jakości technologią. Z tego, co wyraźnie widać, polegać możemy tylko na Stanach.
ltp
25 sierpnia 2015 o 21:23Zmień lekarza, albo leko
hmm
25 sierpnia 2015 o 18:04dlamnie nie zrozumiałe jest to że Polska, jako bezpośredni śasiad Ukrainy, mający najwieksze powody do obaw nie bierze udziału w negocjacjach…
Polski grzech łownych to brak broni jądrowej. Po prostu nie liczy sie z nami nikt. A mógłby i kosztujeto naprawde niwiele wybudowanie łowic jądrowych co kosztowąło by nas góra pare milardów…
Rosja jak cokolwiek sie dizeje w panstwach ościennych graniczacych z nią wymachuje szabelką i krzycyz że czuje sie zagrożona.. A polska może tlyko nadstawiać (…) gdy ktoś mąci w państwach graniczacych z Polską. Gdybusmy mieli broń jadrową do kryzysu na Ukrainie by nigdy nie dosżło , bo Polska w takiej sytuacji skoczyła by do oczu Rosji , skocyzła oczywiście gdyby miałabroń jadrową-gwaranta nie tlyko nietyklaności ale i stabilności całego regionu!!! Może obecny prezydent będzie miał (…) oi uruchomi w koncu tajny program budowy broni jądorwej , kosztem tych bezwartosciowej tarczy antyrakietowej np. i po wyprodukowaniu jej w koncu wypowiemy układ atomowy i naprawde nic się nie stanie, wszyscy łacznie z niemcami i USA będa się z nami liczyć. To naprawde niewielki koszt, zostać , mocarstwem regionalnym!, z którym sie bedą liczyć!!
silesius
25 sierpnia 2015 o 20:19Komentarze niewyżytych polskich nacjonalistów na tym portalu są żałosne. Prawda jest tak że Polska to 2 liga europejska, a światowa 3, nawet wymachiwanie bombą atomową wyglądałoby równie żałośnie jak Korei Płn. Francja, Rosja czy Niemcy (nawet bez atomu) to całkiem inny pułap i nachalne wpraszanie się w gumiokach na europejskie salony obecnej „kancelarii prezydenckiej” i jej szefa wygląda niczym wyskoki osła w Shreku, który na siłę chce zaistnieć. Naprawdę warto skupić się na swoich mocnych i słabych stronach i nad nimi pracować. Siłę państw mierzy się tym, czy inne kraje w przypadku konfliktów zapraszają je do mediacji, a do tego pułapu Polsce pod każdym względem bardzo daleko, a z obecnymi politykami nie grozi to nam w tym stuleciu… Jedynie co może Polska sensownego zasugerować mądrą dyplomacją (a nie obecnym warcholstwem) to zaproszenie do stołu negocjacji jako stron USA i UE (na co Polska pośrednio miałaby wpływ)
Czas wreszcie zrozumieć, że wizja „międzymorza” to bajka, którą Polska chce zbudować wokół siebie „małą Unię państw” nikogo poza Polską nie interesuje, sąsiedzi ze wschodu traktują sojusz z Polską jako zagrywkę taktyczną, która ma być narzędziem do strategicznych celów – członkostwu w UE i NATO
miki
26 sierpnia 2015 o 11:39Tak , tak, tak ……. słyszałem to już wiele razy……..Najpierw słyszałem ,że nie mamy szans zerwać się z uwięzi ZSRR bo to takie imperium, że mała Polska nie może nic……..następnie słyszałem – gdzie Polska do NATO-nie ma szans, Rosja na to nie zezwoli…….słyszałem też – gdzie my do UE-za wysokie progi, nie uda się a tak w ogóle to gdzie my tam pasujemy………..Obecnie mamy rok 2015 🙂 Jesteśmy wolnym krajem z chwaloną przez cały Świat gospodarką , Polska nie dość, że jest w NATO to jest tam wyjątkowo wyróżniana i bardzo ceniona , wpółtworzy też następne zadania dla całego paktu.Jeszcze 10, 15 lat temu przyjazd do Polski zachodniego polityka to była dla niego kara-ten kraj cały czas o coś prosił, czegoś się domagał. Teraz tu z chęcią przyjeżdżają zabiegać o kontrakty, o rynek zbytu dla swoich towarów i……….dopytać się jak to się robi że się tak szybko rośnie w tych karkołomnych czasach. Dlatego jak słyszę dziś że nie można , że się nie uda, że my się nie nadajemy do tego czy tamtego pusty śmiech mnie ogarnia. Mało tego że się nadajemy jak nikt inny to uda sie na pewno! Międzymorze powstanie czy sie jednemu czy drugiemu to nie podoba bop jestesmy do tego mpredysponowani jak nikt inny aby to stworzyć a pomogą nam w tym nikt inny jak ….Putin-swoją imperialną zachłannością i UE swoją niemocą i tym że zaraz się rozleci
jubus
26 sierpnia 2015 o 19:54Ale trzeba się zdecydować w końcu. Albo UE i/lub NATO albo Międzymorze. Z UE i NATO trzeba się będzie wypisać, bo nie zdają one rezultatu. Fakt jest jednak taki, że faktycznie mało kto nas chce słuchać. Polska musi postawić na neutralność i podobnie jak Ukraina, czasów Janukowycza, Szwajcaria czy w pewnym stopniu, Turcja „balansować” między różnymi wpływami.
jubus
26 sierpnia 2015 o 19:56Poza tym mówienie, że Polska to wolny kraj, zakrawa na kpinę. Tutaj rządzi się z Brukseli i Berlina, a nie z Warszawy. Proszę skończyć tą nahalną prozachodnią propagandę, bo nie jest ona w niczym lepsza od tej z czasów komuny.
UE=Rosja=neoSowiety
NATO=Układ Warszawski
Syøtroll
26 sierpnia 2015 o 19:45Patroszenko nie ma racji zagrożeniem dla pokoju nie są żołnierze tzw. Republik Ludowych, tylko pewna część ukraińskich „anty”terrorystów. Z resztą on jest tego świadomy.