Zaczęło być o nim głośno już podczas pierwszej wojny światowej, ale dopiero od czasu zmagań z bolszewikami jego nazwisko zaczęło budzić podziw i grozę. W imię idei odrodzenia świata zamierzał stworzyć Zakon Rycerzy Buddystów i – jak niegdyś Czyngis-chan – na czele Orientu podążyć na Zachód. Finał był jednak tragiczny: zdradzili go ci, z którymi chciał urzeczywistnić swój cel.
Roman Ungern von Sternberg urodził się 29 grudnia 1885 roku w Grazu; wśród jego przodków byli rycerze, piraci, a nawet jeden alchemik. W XIII stuleciu jeden z nich wstąpił do inflanckiego Zakonu Rycerzy Mieczowych i od tego momentu zadzierzgnęła się więź rodu ze wschodnim wybrzeżem Bałtyku. W połowie XVII wieku szwedzka królowa Krystyna nadała Ungern-Sternbergom tytuł baronowski.
W 1896 roku matka umieściła syna w Korpusie Morskim w Sankt Petersburgu; w 1905 roku – na semestr przed ukończeniem szkoły – opuścił ją i zaciągnął się do piechoty, aby wziąć udział w wojnie przeciw Japonii. Po przybyciu na miejsce okazało się jednak, że operacje militarne dobiegały końca i nie dane mu było powąchać prochu. Po roku powrócił do Rewla i rozpoczął naukę w Pawłowskiej Akademii Piechoty w Sankt Petersburgu, którą ukończył w 1908 roku, w dość dziwny sposób: co prawda zaliczono go w poczet korpusu oficerskiego, jednak nie w stopniu podporucznika (jak to było przyjęte), ale chorążego. Kuzyn Romana Arwid twierdził, że wynikało to z jego zamiłowań kawaleryjskich, których uczelnia nie była w stanie zaspokoić, oferując tylko przydział do formacji piechotnych. Ungern-Sternberg zaciągnął się więc do 1. Arguńskiego Pułku Zabajkalskiego Wojska Kozackiego, a więc do formacji kawaleryjskiej.
Od końca XIX wieku Syberia i Daleki Wschód stały się niezwykle atrakcyjnym rejonem świata, który nęcił ogromną przestrzenią i bogactwami naturalnymi wszystkich żądnych przygód i pieniądza. W krótkim czasie rozwinęły się osady, stanice i miasta, gdzie – w niezliczonych knajpach, teatrzykach i rewiach – bujnie kwitło życie towarzyskie i kulturalne. Wobec wciąż napiętych stosunków między Rosją i Japonią oficerskie zabawy często spędzały sen z powiek dowództwom tamtejszych okręgów wojskowych. Przykład pierwszy z brzegu: w roku 1913 generał-kwatermistrz sztabu Nadamurskiego Okręgu Wojskowego Aleksiej Budberg wysłał do wszystkich dowódców pułków taki oto okólnik: „Sztab Nadamurskiego Okręgu Wojskowego otrzymał niezwykle poufne informacje, wskazujące, że w wielu instytucjach rozrywkowych, znajdujących się w miejscach dyslokacji wojsk Okręgu, bardzo często można spotkać pp. oficerów w towarzystwie dam, zwracających na siebie uwagę krzykliwym ubiorem, który aż nadto świadczy o ich lekkich obyczajach. Podczas kontroli przedstawiały się jako żony cywilne (konkubiny – aut.) tego lub innego oficera, a w momencie szczegółowego dochodzenia co do ich personaliów okazywało się, że oglądano je na scenach kabaretów w rolach szansonistek lub grające w żeńskich orkiestrach w restauracjach o różnej proweniencji, na różnego rodzaju instrumentach. Dodam, że większą część z owych szansonistek i muzykantek stanowią cudzoziemki. Intymna bliskość tych szansonistek z pp. oficerami powoduje, że mogą one dość łatwo przeniknąć do rejonów wojskowych, zwykle niedostępnych dla cywili, np. bywając w mieszkaniach pp. oficerów, dysponują swobodnym dostępem do wszystkiego, co tam się znajduje – zarówno tajnego jak i jawnego, jeśli dodać do tego upojenie alkoholowe i związaną z tym gadatliwość, to okaże się jasno, że doskonałym środkiem dla działań wywiadowczych mogą jawić się opisane wyżej okoliczności, natomiast najlepszym kontyngentem dla celów wywiadowczych wydają się: szansonistki, dziewczęta lekkich obyczajów, damy z półświatka oraz orkiestrowe. Warto dodać jednak, że każda z nich posiada jeszcze i ten plus, iż dzięki swoim wielu walorom (np. uroda) może zapanować nad mężczyzną, a ten, dostawszy się pod wpływ kobiety, robi się posłusznym narzędziem w jej rękach i zostaje przez nią wykorzystany w celu realizacji przestępczych celów, szczególnie zaś w szpiegostwie”. Podziwiając osobliwy język tego tekstu, należy wszakże wspomnieć, że Roman Ungern-Sternberg kłopotów z kobietami nie miewał – jedyną jego miłością była wojna.
W 1911 roku nasz bohater awansował do stopnia sotnika. Zbiegło się to z przewrotem w Chinach, gdzie obalono dynastię Cin i wprowadzono republikę. Równocześnie odzyskała niepodległość Mongolia. Nowy rząd w Pekinie nie zamierzał jednak zrezygnować ze swej północnej prowincji i rozpoczął działania wojenne. Rosja zaś – zainteresowana osłabieniem Chin – udzieliła wsparcia w zorganizowaniu mongolskiej szkoły wojskowej w Ugrze (dzisiejsze Ułan Bator), dostarczając instruktorów i doradców. Ungern-Sternberg zapałał chęcią, aby zostać jednym z nich.
W sierpniu 1913 roku Aleksiej Burdukow, przedstawiciel sybirskiej firmy handlującej czym się da, zetknął się z osobliwie wyglądającym człowiekiem. „Był szczupły – wspominał Burdukow – obszarpany, niechlujny, obrośnięty żółtawym zarostem, z wypłowiałymi i nieruchomymi oczami maniaka. Z wyglądu mógł mieć około trzydziestu lat […] jego mundur był niezwykle brudny, spodnie przetarte, dziurawe cholewy. Z boku wisiała szabla, u pasa rewolwer, karabin zaś kazał wieść swojemu ułaczi [przewodnik – aut.], juki miał puste, z siodła zwisał tylko podróżny brezentowy worek, w którym było tylko jakieś zawiniątko. Z pisma, które przedstawił, wynikało, że nazywa się Roman Ungern-Sternberg i podąża na zachód w poszukiwaniu śmiałych czynów”. Zwierzył się Burdukowowi, że zamierza przyłączyć się do oddziału Dambi-Dżamcan-Lamy, owianego legendą eksmnicha i partyzanta mongolskiego, i razem z nim gromić Chińczyków. Wkrótce jednak zmienił plany i na powrót zaciągnął się w szeregi Kozaków zabajkalskich. W końcu 1913 roku Rosja porozumiała się z Chinami, w wyniku czego Mongolia Wewnętrzna – pozostając pod protektoratem Państwa Środka – otrzymała autonomię. Krótko potem Rosjanie schwytali Dżamcan-Lamę i wywieźli do największego więzienia – na Syberię. W związku z tym działania wojenne w Mongolii wygasły, a nasz bohater (formalnie w rezerwie) powrócił do Rewla.
W 1914 roku Ungern-Sternberga powołano do służby w jednym z pułków 2. armii gen. Aleksandra Samsonowa, tego samego, który wkrótce zawini straszliwą klęską z Niemcami pod Tannenbergiem. W sierpniu podczas operacji w Prusach Wschodnich Ungern-Sternberg został ranny i odesłany na tyły. W następnym roku objął dowództwo nad sotnią w 1. Nerczyńskim Pułku 10. Dywizji Ussuryjskiej i – jak niegdyś w Daurii – jego mundur przyozdobiły żółte pagony i lampasy charakteryzujące Kozaków zabajkalskich. W latach 1915–1917 dowodzona przez gen. Krymowa dywizja stoczyła wiele ciężkich walk na froncie południowo-zachodnim, sam zaś Ungern-Sternberg dokonał wprost niezwykłych czynów. To wtedy właśnie jego nazwisko stało się głośne, a przeszłym i teraźniejszym dokonaniom zaczęło towarzyszyć mnóstwo legend. W gawędach przedstawiany był niczym fantom, który po zapuszczeniu się na tyły Austriaków potrafił tam operować całymi tygodniami, naprowadzając ogień rosyjskiej artylerii.
Zazwyczaj z legendami jest jak z obfitym listowiem, które nadmiernie bujnie obrastając pień rośliny, nie pozwala orzec o jej rzeczywistych rozmiarach. W czasie walk na froncie południowo-zachodnim Ungern-Sternberg został czterokrotnie ranny i odznaczony Krzyżem Georgijewskim oraz Orderem Św. Anny III Stopnia. Jeden z krewnych barona zapamiętał, że „jego listy z frontu przypominały pieśni trubadura Bertrana de Born, dysząc bezgraniczną brawurą i upojeniem niebezpieczeństwem. On kochał wojnę, jak drudzy kochają karty, wino i kobiety”. Towarzysze broni, obserwujący go w czasie walki, wspominali, że zachowywał się jak pijany lub lunatyk, z zastygłymi oczyma, skakał i wiercił się w siodle. Efektem odwagi, prócz ran i odznaczeń, był również awans: w 1917 roku został esaułem.
Nowo kreowanemu esaułowi dowództwo udzieliło urlopu i wysłało do Piotrogrodu. Niestety, jego podróż zakończyła się w Tarnopolu, gdzie pijany Ungern-Sternberg pobił adiutanta komendanta miasta, który odmówił mu zakwaterowania. Roman dość prozaicznie zapamiętał ów incydent – zwierzając się swojemu kuzynowi Ernestowi stwierdził: „wybiłem parę zębów pewnemu bezczelnemu chorążemu”. Za ten czyn groziły mu nawet trzy lata więzienia. Jednak dzięki wydatnemu wstawiennictwu jego niedawnego dowódcy gen. Piotra Wrangla cała sprawa uszła mu niemal płazem: został zwolniony do rezerwy i powrócił do Rewla.
W sierpniu 1917 roku głównodowodzący Armii Rosyjskiej gen. Ławr Korniłow postanowił przejąć władzę w Rosji. Według planu kluczem do osiągnięcia sukcesu miało być zajęcie Piotrogrodu, a niepoślednią rolę miała w nim odegrać Dywizja Ussuryjska. Eszelony dywizyjne, zmierzając do stolicy, zatrzymały się w Rewlu i tam do towarzyszy dołączył Roman. Niestety, operacja Korniłowa poniosła fiasko, a wkrótce miary nieszczęść dopełniła bolszewicka rewolta w Piotrogrodzie. Wydarzenia te spowodowały, że znaczna część oficerów-ussuryjców, obawiając się represji, zaczęła przyłączać się do oddziałów, których dowódcy zamierzali podjąć walkę z czerwonym kataklizmem. Na czele jednego z nich – w nim znalazł się Roman – stanął Kozak zabajkalski Grigorij Siemienow.
Na przełomie 1917/18 roku obaj znaleźli się na Syberii, gdzie wkrótce miała się rozstrzygnąć kwestia przywództwa nad tamtejszymi siłami antybolszewickimi. Kandydatów było dwóch: admirał Aleksander Kołczak oraz „ataman” Siemienow. I choć obu popierali Japończycy, których korpus ekspedycyjny operował na Dalekim Wschodzie, zwyciężył ten pierwszy, któremu zdał swoją władzę wojskową sprawujący pieczę nad Wschodniochińską Linią Kolejową gen. Dmitrij Horwat. Najwyraźniej Horwatowi bardziej przypadły do gustu talenty dyplomatyczne Kołczaka niż oddziały, którymi dysponował Siemienow, i o których zwykł się wyrażać nie inaczej jak „chamy” i „banda”. Z czasem jednak drogi „atamana” i Kołczaka rozejdą się.
Siemienow powierzył Ungern-Sternbergowi funkcję komendanta Hajłary, stanicy położonej na trasie kolejowej. Roman dysponował tam ośmiusetosobową brygadą składającą się Characzynów, najdzikszego i najbitniejszego plemienia w Mongolii Wewnętrznej. Sytuacja uległa zmianie we wrześniu 1918 roku, kiedy czescy legioniści gen. Rudolfa Gajdy i syberyjscy ochotnicy gen. Anatolija Piepieliajewa, chcąc połączyć się z oddziałami admirała, zdali Czytę Siemienowowi. Równocześnie „ataman” polecił Ungern-Sternbergowi zająć Daurię, w której baron rozpoczął formowanie swojej „dywizji”.
Formacja ta, początkowo nazywana Korpusem Tubylczym, ostatecznie przyjęła nazwę Dywizji Azjatyckiej. W tym czasie jej dowódca, dysponując nieograniczoną władzą, zachowywał się jak prawdziwy feudał: miejscowy fort stał się zamkiem, garnizon osobistą drużyną, a mieszkańcy przystanicznej osady poddanymi, których nagradzał i… mordował (bywało, że piekł na rożnie). W podobny sposób sprawował pieczę nad odcinkiem jedynej trasy kolejowej w tym regionie – jego żołnierze niemiłosiernie grabili składy kolejowe. W związku z tym naciskany Siemienow nasłał na swojego druha i powiernika komisję, która miała zweryfikować plotki o jego nadużyciach. Ponoć zaraz po jej przybyciu do Daurii Ungern-Sternberg miał szczerze poinformować rewizorów o grożącym im niebezpieczeństwie, gdyby na serio chcieli realizować cel swojej misji: „Panowie, ryzykujecie nadzianiem się na dzidy Dzikiej Dywizji!” – prawdopodobnie na tym zakończyła się ich misja.
Tymczasem jesień 1918 roku w Czycie przebiegała w rytmie nieustannych bankietów i balów. W czytyjskim życiu towarzyskim prym wiodła kochanka Siemienowa, niejaka Maria, którą zawistni i złośliwi nazywali „atamanką Maszą”. Najprawdopodobniej wywodziła się z kręgu syberyjskiego show-businessu, przed którym zasadnie przestrzegał swoich oficerów w 1913 roku znany nam już gen. Budberg. Miała niezwykły wpływ nie tylko na Siemienowa, ale i na niemal cały jego korpus oficerski, płacąc za oficerów nawet długi karciane.
Warto dodać, że mniej więcej w tym czasie Ungern-Sternberg – również jeśli chodzi o kobiety – stał się abstynentem. Umartwienie było związane ze stopniowym realizowaniem idei założenia Zakonu Rycerzy Buddystów. Sam wiecznie trzeźwy, nie tolerował pijaństwa wśród swoich żołnierzy. Do tego wszystkiego doszedł jego niezwykły image. Aleksandra Greinera, korespondenta jednej z amerykańskich gazet, poraziła w Daurii szczególnie jego poza i kostium: „Przede mną ukazała się osobliwość – wspominał. – Na stole po prostu siedział człowiek z długimi, rudymi wąsami i maleńką szpiczastą bródką, w jedwabnej mongolskiej czapce na głowie i narodowym mongolskim płaszczu. Na ramionach miał złote epolety rosyjskiego generała z literami A. S., co oznaczało „Ataman Siemienow” [Siemienow mianował Ungern-Sternberga generałem-majorem w listopadzie 1918 roku – aut.]”. Faktycznie w tamtym czasie Roman zwrócił się w stronę buddyzmu i idei panazjatyckiej. Wierzył, że ład na świecie może zapanować tylko po upadku zgniłej, burżuazyjnej kultury zachodniej, która przez wieki była zdolna tylko do wojen i zniszczenia, a współcześnie zainfekowała świat wirusem bolszewizmu. I wcale nie zamierzał czekać na jej upadek: z Zakonem Rycerzy Buddystów jako orężem i na czele zastępów Mongołów miał podążyć na Zachód, aby przyspieszyć zgon. Na razie podjął nieubłaganą walkę z bolszewizmem, po którego pokonaniu chciał przywrócić na tron Mikołaja II. Warto dodać, że bolszewicy zamordowali cara w połowie lipca, jednak niebawem po Rosji zaczęły krążyć uporczywe plotki, jakoby udało mu się uniknąć zagłady.
W oczach barona każdy mógł być zdrajcą, niewielu zaś zasługiwało na zaufanie. Tymi w jego otoczeniu byli oficerowie służby kontrwywiadowczej, zarazem siepacze. Najważniejszy z nich Leonid Sipajło vel Sipajłow (polski pisarz Antoni Ferdynand Ossendowski zapamiętał go jako człowieka „z głową podobną do siodła”), komendant Urgi (obecnie Ułan Bator, stolica Mongolii) – po jej opanowaniu przez wojska Ungern-Sternberga 4 lutego 1921 roku – i szef ungernowskiego kontrwywiadu, odznaczał się katowsko-demoniczną powierzchownością. Ossendowski wspominał, że „była to najbardziej ponura osobistość na krwawym tle epopei mongolskiej z r. 1921. […] Stale zdenerwowany, podniecony, ustawicznie zżymający się od wewnętrznych bólów nerwowych, mówił szalenie szybko, krztusząc się i prychając śliną. […] Był to typ psychicznie chory […]”. Nawet baron czuł do niego odrazę i najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wcale nie był skłonny do usunięcia go ze swojego otoczenia, co więcej – uczynił go zausznikiem. Ossendowski rozszyfrował, że cały ten układ był wynikiem wykorzystywanej przez „siodłogłowego” potwora zabobonności barona: Sipajło najął ponoć jakiegoś szamana, który przepowiedział Ungernowi śmierć, gdyby pozbył się swojego komendanta Urgi. Na „białej” Syberii było 11 znanych katowni, w których odbieranie ludzkiego życia przybrało formę niemal inżynierii śmierci. Jednak ta w Daurii, za sprawą takich hien jak Sipajło, mroczną sławą wielekroć przerosła pozostałe.
16 sierpnia 1919 roku nastąpiło arcyważne dla Ungern-Sternberga wydarzenie: w wieku 34 lat wstąpił w swój pierwszy i ostatni związek małżeński; wybranką była księżniczka mandżurska, która po przejściu na prawosławie przyjęła imię Jelena Pawłowna. Oczywiście małżeństwo było wynikiem chłodnej kalkulacji (kilka miesięcy później, gdy stanie się niepotrzebna, Roman odeśle ją do ojca). Wobec nieustannego słabnięcia pozycji Siemienowa i postępów bolszewików Ungern-Sternberg zamierzał przenieść się do Mongolii i zostać tamtejszym feudałem. Żona, w której żyłach płynęła książęca krew, była doskonałym narzędziem do urzeczywistnienia tego celu. Na początku 1920 roku, w wyniku zdrady, Kołczak został odsunięty od władzy i zmuszony do zrzeknięcia się tytułu wielkorządcy Rosji. Eskortujący admirała żołnierze czescy, podlegający francuskiemu generałowi Maurice`owi Janinowi, mieli odstawić go do Władywostoku, gdzie stacjonowały wojska alianckie. Tymczasem na stacji kolejowej pod Irkuckiem, dogadując się z miejscowymi bolszewikami oraz eserowcami, zdradzili i wydali Kołczaka w ręce CzeKi. Miesiąc później, na rozkaz Lenina, został rozstrzelany. W październiku „czerwoni” rozbili siły Siemienowa, który wycofał się do Mandżurii.
W tym czasie baron znajdował się już w okolicach Urgi i ostrzeliwał z góry Bogdo-uł stacjonujący tam trzynastotysięczny chiński garnizon gen. Go Sunlina. Baron zamierzał nie tylko wyzwolić spod „żółtego jarzma” stolicę Gałgi, ale również uwolnić internowanego żywego Buddę, czyli Bogdo-Gegena, głowę Kościoła lamaickiego w Mongolii i – do czasu chińskiej okupacji – jej świeckiego władcę. Jednak dwie próby zajęcia miasta szturmem nie powiodły się i przed Dywizją Azjatycką stanęło widmo rozpadu. Trzeci szturm Urgi został więc starannie przygotowany: baron ściągnął do pomocy mongolską jazdę, z księciem Dżambalonem na czele, oraz rozpuszczał fałszywe pogłoski co do liczebności swoich oddziałów. Wieść niosła, że do ataku miały przystąpić trzynastotysięczne zastępy, gdy w rzeczywistości wszystko, czym dysponował, to 3,5 tys. żołnierzy. Jednak majstersztykiem było wykradzenie żywego Buddy z jego zimowej rezydencji w Urdze. Kampania przekonywania Chińczyków o wszechobecności wroga – ponoć stoki Bogdo-ułu nieustannie rozświetlane były ogniskami koczujących tam żołnierzy barona, którzy o zmroku wyli niczym wilki – odniosła skutek: w garnizonie doszło do sporu pomiędzy jego komendantem gen. Go Sunlinem – optującym za ewakuacją żołnierzy – a namiestnikiem z ramienia Pekinu Cze I, który stawiał na dalszy opór. 1 lutego 1921 roku, po wielkiej awanturze, Go Sunlin wsiadł do automobilu i w towarzystwie eskorty opuścił miasto. Wkrótce podążyła za nim większa część garnizonu. Następnego dnia Dywizja Azjatycka podjęła szturm Urgi, którą – w jego trakcie – opuścili pozostali żołnierze chińscy z Cze I na czele. Dwa dni później Ungern-Sternberg zajął stolicę Gałgi i według przyrzeczenia danego przed szturmem pozwolił podkomendnym przez trzy dni grabić miasto.
Po tym zwycięstwie Ungern-Sternberg otrzymał tytuł cin-wana oraz najwyższy chański jako ten, „co odrodził państwo”, przysługujący tylko potomkom Czyngis-Chana. Mniej więcej w tym czasie w mongolskim mechanizmie zaczęli majstrować bolszewicy, dla których – w myśl doktryny o eksporcie komunizmu – opanowanie Mongolii było etapem do przeniesienia rewolucji do Tybetu i Indii.
W czasie gdy Urga znajdowała się rękach Dywizji Azjatyckiej, pojawiły się plotki o skarbach, które rzekomo zgromadził Ungern. Do dziś wszyscy żądni sensacji przyjmują tę – w rzeczy samej nie sprawdzoną – informację i zastanawiają się, gdzie baron mógł go ukryć.
W styczniu 1921 roku w Gałdze pojawił się wyszkolony przez Rosjan mongolski komunista Suche-Bator wraz z czterystuosobowym oddziałem. l marca w Troickosawsku (rosyjska część przedzielonego granicą miasta Kjachta) odbył się „zjazd” utworzonej tu „partii narodowej”. Następnej nocy oddziały Suche-Batora wdarły się do mongolskiej części miasta, gdzie następnego dnia, po wypędzeniu chińskiego garnizonu, „rząd” czerwonej Mongolii zwrócił się o pomoc do władz Rosji sowieckiej. W takiej sytuacji Ungern-Sternberg postanowił zaatakować Suche-Batora, zanim nadejdzie pomoc z Rosji. Plan przewidywał uderzenie z Urgi na północ dwiema głównymi grupami. Pierwsza pod dowództwem generała-majora Borysa Rezuchina, podążając wzdłuż zachodniego brzegu rzeki Selengi, miała przekroczyć granicę i skierować się w okolice jeziora Bajkał; druga, Ungern-Sternberga, podążając wzdłuż rzeki Orchon, miała opanować Troickosawsk i Kjachtę i dalej rozwijać uderzenie na Wierchnieudińsk. Ich siły liczyły ok. 3,5 tys. żołnierzy. Pozostałe oddziały „białych” (Kajgorodowa, Kazagrandiego, Kazancewa i Szubina – w sumie 700 żołnierzy) miały wzniecić antybolszewickie powstania na zachodzie: w okolicach Irkucka, u źródeł Jenisieju i u podnóży Ałtaju w okolicach Bijska. Ich przeciwnikiem, prócz nielicznych oddziałów partyzanckich bolszewików, były części 5. Armii, z których najsilniejszą stanowiła 35. dywizja (8 tys. żołnierzy), oraz Srieteńska Brygada Piechoty Wojsk Republiki Dalekowschodniej.
Operacja rozpoczęła się 21 maja i dość szybko oddziały dywersyjne zostały wyparte z powrotem do Mongolii. Wkrótce po przekroczeniu granicy również Rezuchin napotkał zdecydowany opór. Oto trzy pułki piechoty z silną baterią artylerii oraz pułk kawalerii 35. dywizji (dowodził nim Konstanty Rokossowski) zmusiły go do odwrotu.
Tymczasem dowodzący awangardą dywizji barona książę Bajar-gun, nie czekając na przybycie głównych sił, podjął próbę zdobycia kjachtyńskiego przedmieścia Majmaczenu. Zaniechanie działań wywiadowczych i beztroska szarża kawalerii doprowadziły do klęski: jeźdźcy księcia zostali rozproszeni, a on sam, ranny, dostał się do niewoli. W wyniku tej nieostrożności baron zrezygnował ze szturmu Kjachty i na trzy dni zaszył się w lasach na wschód od miasta. W tym czasie w okolicę ściągnęła 35. dywizja i Srieteńska Brygada Piechoty. Sytuacja stała się krytyczna: wokół Dywizji Azjatyckiej powoli zaciskała się pętla okrążenia, a sytuację pogarszał fakt, że w terenie górzystym konnica Ungern-Sternberga nie była w stanie zneutralizować artylerii przeciwnika. Podczas uporczywych prób wyjścia z matni formacja barona uległa rozpadowi i demoralizacji. Jednak nastąpił nieoczekiwany zwrot: oto dowódcy sowieccy, dysponując jedynie przestarzałymi mapami, popełnili błąd i pozwolili resztkom przeciwnika wydostać się z okrążenia. Wkrótce też doszło do połączenia grupy Rezuchina z siłami Ungern-Sternberga i okazało się, że oddział – rozłożony na zachodnim brzegu rzeki Selengi, nieopodal klasztoru Achaj-Gun – liczył 2,5 tys. żołnierzy. W obliczu narastającej dezercji Ungern-Sternberg zaostrzył dyscyplinę: księcia Pancuk-guna, który odmówił objęcia komendy po Bajar-gunie, kazał zakopać żywcem; student Engelgardt-Jezierski, oskarżony przez Sipajłę o konszachty z bolszewikami, został spalony żywcem w stogu siana. Sparaliżowani strachem oficerowie zawiązali spisek z zamiarem pozbycia się barona. W końcu miarę przebrała jego decyzja o marszu z powrotem na południe, ku… Tybetowi. Pomysł był tak fantastyczny, że aż absurdalny. Oto przed jego żołnierzami stanęła wizja morderczego marszu najpierw przez Mongolię, później przez piaski pustyni Gobi i w końcu przez niedostępne Himalaje.
20 sierpnia, gdzieś w okolicy źródeł Selengi, został zastrzelony przez jednego z oficerów prowadzący awangardę Rezuchin. Wieczorem następnego dnia bunt w objął już całą dywizję. Jednak początkowo nie wszystko szło po myśli spiskowców: oficer strzelający do Ungern-Sternberga chybił, a w panującym chaosie szybko okazało się, że większa część dywizji po prostu się rozpierzchła. Baron, otrząsnąwszy się z szoku, z pozostałym mu jeszcze szwadronem mongolskim podążył za uciekinierami. Nie ujechał jednak daleko: książę Sujdun-gun, dowodzący Mongołami, kazał go spętać i pozostawić w jurcie na pastwę bolszewików. Osobliwe jednak było odnalezienie Ungern-Sternberga przez podjazd 35. dywizji. Ponoć żołnierze bolszewiccy usłyszawszy, że mają do czynienia z samym dowódcą Dywizji Azjatyckiej, rzucili się do ucieczki. Żarty żartami, ale baron cieszył się tak złowrogą sławą w tej części Azji, że istotnie jego nazwisko, wypowiedziane do tego przez niego samego charakterystycznym basem à la gen. Aleksandr Lebiedź, mogło spowodować tak nerwową reakcję.
Bolszewicy zamierzali osądzić Ungern-Sternberga, organizując mu proces pokazowy. Przewieziono go najpierw do Irkucka, gdzie w obroty wzięła go tamtejsza CzeKa. Nie zastosowano żadnych tortur, być może dlatego, że wykazał się niebywałą wprost chęcią do rozmów ze śledczymi. Sądzono go nie w Irkucku, lecz w Nowonikołajewsku, ówcześnie oficjalnej stolicy Syberii. Rozprawa rozpoczęła się w samo południe 15 września 1921 roku, w budynku miejscowego teatru Sosnowka. Oskarżono go o działalność na rzecz Japonii, co miało się wyrażać w chęci stworzenia przez barona „państwa środkowoazjatyckiego”; o działalność zbrojną przeciw władzy sowieckiej w celu restauracji dynastii Romanowów; o terror i zbrodnie. Jak napisał w swoim reportażu Iwan Majski (niedawny mienszewik i członek rządu samarskiego, a w przyszłości poseł radziecki w Londynie), zamieszczonym w „Sowietskoj Sybiri”, baron był „wysoki i szczupły, jasnowłosy, z czubkiem na głowie. Miał rudą bródkę i duże wąsy. Odziany był w żółty, mocno przetarty i poszarpany chałat z generalskimi pagonami, który na nim prawie wisiał. Na piersi Krzyż Georgijewski [odznaczenie to nosił nieustannie i później mówiono, że w noc przed śmiercią złamał je zębami, aby nikomu się nie dostało jako trofeum – aut.], na nogach – przewiązane rzemieniami mongołskie iczigi”. Sam proces, mimo licznej gawiedzi i żurnalistów, przebiegł raczej w sennej atmosferze. Ungern-Sternberg, z wyjątkiem zarzutu o współpracę z Japończykami, przyznał się do wszystkiego, a na pytania prokuratora odpowiadał oszczędnie i zdawkowo, tak jednak, aby brzmiało to zrozumiale i godnie. Kończąc pierwsze posiedzenie, prowadzący zwrócił się do oskarżonego: „Obywatelu Ungern, przysługuje wam ostatnie słowo”. Na co ten odparł: „Nie mam nic do powiedzenia”. Po krótkiej przerwie, o godzinie 17, sąd zebrał się ponownie. Piętnaście minut później ogłoszono wyrok: baron został uznany za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów i skazany na śmierć. Tego samego dnia został rozstrzelany. W tych okolicznościach była to śmierć honorowa. Inny los spotkał natomiast Siemienowa (tego Sowieci pochwycili w 1945 roku w pobliżu granicy radziecko-mandżurskiej, gdy przez podejrzaną niefrasobliwość swojego pilota wylądował po niewłaściwej stronie) i wielu innych „białych” dowódców, niegodnie zgładzonych w katowniach NKWD – powieszonych na strunie fortepianowej lub uśmierconych strzałem w potylicę.
Najpewniej rację miał gen. Wrangel, który tak scharakteryzował Ungern-Sternberga: „Był człowiekiem pełnym sprzeczności: niewątpliwa inteligencja, oryginalny, wnikliwy umysł, a jednocześnie zdumiewający brak kultury i niezwykłe ciasne horyzonty, zaskakująca nieśmiałość i wręcz dzikość, a jednocześnie szaleńcze porywy i nieokiełznana zapalczywość, niepohamowana rozrzutność i zadziwiający brak wymagań, jeśli chodzi o podstawowe wygody. Taki typ musiał się znaleźć w swoim żywiole w warunkach prawdziwej rosyjskiej „smuty”. W czasie trwania owego zamętu nie mógł, przynajmniej na jakiś czas, nie wypłynąć na grzbiecie fali, by wraz z ustaniem zamętu równie nieuchronnie zniknąć”.
Opr. TB
fot. Baron Roman Ungern von Sternberg, zdjęcie wykonane w niewoli bolszewickiej w 1921 roku
1 komentarz
tagore
17 czerwca 2019 o 08:08Z tym Kaganem coś wspólnego ma „Cagan Tołogoj” z Polski.