Od Bałtyku po Tatry, cała Polska czytała w minioną sobotę „Pana Tadeusza”. Tymczasem Białoruś obchodziła setną rocznicę urodzin Piotra Bitela, autora przekładu naszej epopei na język białoruski.
Bitel nie musiał korzystać z polskiego oryginału. Znał cały polski tekst „Pana Tadeusza” na pamięć. Przekład na język białoruski wykonał, gdy odsiadywał wyrok w stalinowskich łagrach. Pisał ołowianym drutem na kawałkach papieru pozyskanego z worków od cementu.
Pierwsze tłumaczenie „Pana Tadeusza” na język białoruski, autorstwa Wincenta Dunin-Marcinkiewicza z 1859 roku, zostało częściowo skonfiskowane przez carską żandarmerię. Przekład Bronisława Taraszkiewicza zniknął w czeluściach NKWD.
Oprócz Pana Tadeusza, Piotr Bitel przełożył Konrada Wallenroda i Grażynę. Życiorys samegoBitela, mógłby posłużyć jako kanwa powieści. Pracował jako nauczyciel w okolicach Wołożyna. W 1939 roku powołany do służby wojskowej w stopniu podporucznika wojska polskiego, walczył w kampanii wrześniowej. Po wkroczeniu sowietów aresztowany i wywieziony na wschód. Tylko cudem ocalał od śmierci w sowieckim łagrze. Uratował się, bo nie miał na sobie szynela oficerskiego. Jako oficer rezerwy nie dostał go w przydziale, a ponieważ noce na wschodzie były zimne, zaczął nosić znaleziony w obozie poszarpany, żołnierski płaszcz. Gdy sowieci zaczęli „sortowanie” polskich jeńców na oficerów i zwykłych żołnierzy, Piotr Bitel został zwolniony do domu.
Po powrocie okazało się, że władza sowiecka rozpanoszyła się na dobre, ale Bitel dostał posadę dyrektora szkoły nr 2 w Wołożynie. Utworzono ją z dwóch siedmiolatek, polskiej i żydowskiej. W 1940 roku rozpoczęły się aresztowania nauczycieli, co tydzień ktoś z wykładowców znikał. Pewnego dnia zdarzył się wypadek. W jednej z klas, ktoś strącił ze ściany portret Stalina a piórem wydrążył dziury w miejscu oczu. Wszyscy uczniowie zostali aresztowani. Bitel jako dyrektor również był na to przygotowany.
Parę dni po tym zdarzeniu, 25 czerwca 1941, do Wołożyna wkroczyli Niemcy. Piotr Bitel, ojciec dwójki dzieci ukrywa się przez pół roku w okolicznych wsiach, ale w końcu zostaje nauczycielem, co jest później potraktowane jako przestępstwo.
W 1944 roku razem z rodziną trafia do transportu, który ma ich zawieźć na roboty przymusowe do Niemiec. I tu kolejny cud. W okolicach Warszawy pociąg wykoleił się, a jemu i rodzinie udało się z niego uciec. W Warszawie doczekał do końca wojny, ale po jej zakończeniu wrócił do Wołożyna.
Powojenna sowiecka rzeczywistość przerosła Bitla. Głód, nędza, rozwijająca się u córki gruźlica kości, brak środków do życia. Wszystko to sprawia, że Piotr Bitel podejmuje kolejne w swoim życiu wyzwanie. Za namową miejscowego batiuszki, kieruje się do klasztoru w Żyrowicach. Tam bezrobotny nauczyciel przyjmuje święcenia, by stać się ojcem Piotrem dla parafian w Miżewiczach koło Słonimia. Wkrótce potem zostaje przeniesiony do większej parafii w Dokszycach.
W nocy, 24 listopada 1950 do jego domu przyszło KGB. Ksiądz Piotr został aresztowany. Usłyszał, że jest szpiegiem, sabotażystą, nacjonalistą … Śledztwo trwało ponad rok. Wyrok – 10 lat łagru o zaostrzonym rygorze…
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!