Do historii tego tak naprawdę fenomenu polskiej kresowej rzeczywistości zwracaliśmy na stronach Dziennika niejednokrotnie. Przypomnijmy tylko, że ta narodowa polska autonomiczna jednostka administracyjna tzw. Polski Rejon Narodowy im. Juliana Marchlewskiego istniała na terytorium okręgów Żytomierskiego-Winnickiego i później obwodu kijowskiego w latach 1925-1935.
Inicjatorami jego powstania byli komuniści polscy w tym Julian Marchlewski, imię którego nosił ten rejon. Ludność rejonu stanowiła 52 tys. (1930 r.) w tym 80% stanowili Polacy. Stolica 6 tys., głównie Polacy. W rejonie było 55 szkół polskich, 15 parafii rzymsko- katolickich. Wychodziła gazeta „Marchlewszczyzna Radziecka”. Obszary oddane pod ten rejon były w zasadzie rolnicze, z czasem zostały w miarę uprzemysłowione i ucywilizowane.
Jednocześnie mieszkańcy poddawani byli przymusowej kolektywizacji, wielkiego głodu, terroru stalinowskiego i jednocześnie -jako Polacy cierpieli z powodu masowych represji, stosowanych wobec nich jako grupy etnicznej, z państwem ojczystym której relacje ZSRS były nie najlepsze. W końcu w roku 1935 Marchlewszczyzna została zlikwidowana i w ciągu kilku lat po likwidacji rejonu z pierwotnego miejsca zamieszkania wysiedlono do azjatyckiej części Związku Sowieckiego ponad 10 000 Polaków.
Wojna, terror ze strony okupantów niemieckich i kolaboracjonistów, jak i trudne lata powojenne przyniosły cierpienia ludności polskiej na tych terenach. Po wojnie Dowbysz administracyjnie został w ogóle zdegradowany, przestał być centrum rejonowym. Temu wszystkiemu poświęcona jest spora cześć publikacji opatrzona rozmową autora z dzisiejszymi mieszkańcami Dowbysza i jego okolic. Ciekawą i merytorycznie bardzo ważną jest część książki poświęcona odrodzeniu polskiemu w Dowbyszu szczególnie w okresie niepodległej już Ukrainy.
Najważniejszym przesłaniem całej drugiej części publikacji jest uświadomienie tego, że głównie religia, wiara podtrzymywała polskość na Marchlewszczyźnie. „Pomimo, tego – jak pisze autor – iż po II wojnie światowej polskość i wszystkie związane z nią atrybuty takie, jak wiara rzymsko- katolicka były na dawnej Marchlewszcyźnie zwalczane z całą bezwzględnością, to jednak nie zostały całkowicie unicestwione. Przymusowa ukrainizacja realizowana przez władze sowieckie na tym terenie wyzuła tutejszych Polaków z umiejętności posługiwania się językiem polskim, ale nie zabiła w nich świadomości bycia Polakami”.
„Na pięć tysięcy mieszkańców Dowbysza, co najmniej, siedemdziesiąt procent jest Polakami – ocenia Czesław Karpiński, były dyrektor szkoły w Dowbyszu, ojca którego zamordowano w łagrze – owszem, nie wszyscy z nich chcą być dzisiaj Polakami wstydząc się, że w poprzedniej epoce w ten czy inny sposób związali się z byłym systemem, to jednak większość wróciła do korzeni. Do parafii rzymsko-katolickiej należy formalnie dwa tysiące osób. Bez wątpienia jest ona jedną z największych i najbardziej perspektywicznych na Żytomierszczyźnie.
Gdy w 1992 r. utworzyliśmy w Dowbyszu Towarzystwo Polaków im. Jana Pawła II to od razu zapisało się do niego 450 osób” (!).W 1990 r. do Dowbysza przyjechali Pallotyni i wtedy rozpoczęła się tu regularna praca duszpasterska. Na początku została zbudowana kaplica (wcześniej ludzie zbierali się prywatnie) a potem i kościół pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej. W budowę kościoła byli zaangażowani fizycznie mieszkańcy Dowbysza.
Codziennie przychodziło tu po kilkadziesiąt osób. „Ważną rolę – czytamy – w działalności parafii odgrywa nauka języka polskiego. Korzysta z niej około 100 osób. Zarówno dorosłych jak o dzieci”. Dzięki dobrym stosunkom z władzami parafia dysponuje domem parafialnym dla prowadzenia różnorakiej działalności. Nawiasem mówiąc na Majdanie Niepodległości w czasie ostatnich akcji protestacyjnych stanęła także figura Matki Boskiej Fatimskiej, którą przywiózł z pallotyńskiej parafii w Dowbyszu ks. Waldemar Pawelec. Stała w namiocie modlitwy, aż do najgorętszej fazy konfliktu, kiedy została przeniesiona na główną scenę. Tylko dzięki temu figura ocalała. Należy podkreślić, że w zasadzie obok kościoła szczególną rolą w odrodzeniu polskości zajmuje szkoła. Szkoła z pełnym programem nauczania polskiego. A takich na Żytomierszczyźnie teraz, po prostu, nie ma.
Natomiast w Dowbyszu ukraińska szkoła średnia od 1996 roku dzięki inicjatywie własnej mieszkańców służy odradzaniu tożsamości tutejszym Polakom. Dzięki inicjatywie Senatu RP w roku 1998 dokończono budowę jej nowego gmachu. 70 procent uczniów korzysta z możliwości uczenia się języka polskiego. Taką wolę wyrazili ich rodzice. W szkole pielęgnują tradycje polskie, obchodzą wszystkie polskie święta, organizują różne imprezy kulturalne. Dzięki wsparciu „Wspólnoty Polskiej” otrzymują podręczniki i inne pomoce do nauki języka polskiego. Około dwustu dzieci z 550 uczących się w szkole objętych jest katechezą. Krócej odrodzenie i kultywowanie tożsamości narodowej polskiej trzyma się na tych dwóch wielorybach – kościele i szkole.
Chociaż stwierdzenie to jest oczywiste i proste, jednak sądząc z obserwowanej niekiedy krzątaniny wokół starań o dotacje od Ukrainy i Polski, czyli od polskich i ukraińskich podatników,na różne mało istotne rzeczy stwarza się wrażenie o rozproszeniu zarówno wysiłków jak i naszego strategicznego celu. A jest nim w miarę możliwości raźniejsza odbudowa i wzrost liczebny wspólnoty polskiej na byłych kresach. Europejski wektor dzisiejszego rozwoju państwa ukraińskiego stwarza ku temu odpowiednie warunki. I jeszcze jedno, co przychodzi mi do głowy po tej lekturze. Mało mamy (czy w ogóle mamy?) takich zwartych skupisk ludności polskiej na Ukrainie jak tereny byłej Marchlewszczyzny.
Może warto pomyśleć o tworzeniu z niego takiego swoistego skansenu kresowego z ekspozycją zabytków budowlanych, etnograficznych jak też miejsca przeprowadzania festiwali i różnego charakteru przedsięwzięć kulturalnych polskich jak i polonijnych. Myśl ta przyszła mi m.in. po lekturze następującego akapitu z książki: „Głównym problemem parafii jest utrzymująca się bieda bieda wśród jej mieszkańców a także degradacja Dowbysza jako osady. Ekonomiczny upadek miejscowości widać gołym okiem. Szereg obiektów zbudowanych w czasach sowieckich zamieniło się w minę. Nawet te firmy które jeszcze kilka lat temu jak np. „chlebozawod” (piekarnia) nieźle dawały sobie radę zaprzestały swej działalności. Wraz z odejściem ze stanowiska jego dyrektora Stefana Kuriaty (jeden z czołowych działaczy społecznych polskich Dowbycza – B.D.) w 2007 r. został zamknięty.
Przed bankructwem broni się jeszcze Zakład Porcelany, który w czasach swojej świetności zatrudniał cztery tysiące osób i stanowił główny czynnik rozwoju osady”… A zatem, czy nie mógłby zaistnieć, na przykład, taki projekt kulturalno-inwestycyjny? Przecież pallotyni przyjechali tu w celu odrodzenia gospodarczego tego depresyjnego terenu. Ożywiłby i zagospodarował byłą Marchlewszczyznę. Wiem, że to nie Krym i konkurentów znajdzie się niewiele. Skądinąd brakuje nam swoich oligarchów, może któryś się odezwie?
Borys DRAGIN
Dziennik Kijowski nr 15/sierpień 2014 (478)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!