Pan Bóg jak zwykle czuwał nade mną. Będąc na spacerze spotkałem swojego przyjaciela , który przed wojną pracował w Banku Polskim jako kasjer. Po przyjściu władzy sowieckiej w tym samym budynku znalazł siedzibę Państwowy Bank Związku Sowieckiego .Właśnie w nim pracował mój kolega – również na stanowisku kasjera. Zasugerował mi, żebym złożył w banku aplikację na stanowisko kasjera. Ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę. Przyjęto mnie między innymi dlatego, że kolektyw stanowili sami Polacy. Rosyjski dyrektor doceniał fachowość i uczciwość polskich kadr.
Musiałem jednak uzyskać legalne zwolnienie z pracy w kinie. Samowolne porzucenie pracy wiązało się z surowymi konsekwencjami. Mój znajomy załatwił mi legalne zwolnienie motywując, że potrzeby państwa sowieckiego stoją znacznie wyżej niż potrzeby kadrowe kina. Ten argument nikt nie zamierzał podważać.
Warunki pracy były bardzo dobre. Była duża odpowiedzialność finansowa i dlatego konieczna była ciągła koncentracja. Ciekawa była również obsługa klientów , którymi najczęściej byli Polacy, Ukraińcy, Rosjanie i Czesi.
Pewnego razu na sali banku zobaczyłem dwóch oficerów sowieckich. Jeden z nich mówi do drugiego:
– Zobacz ! W kasach pracują sami Polacy!
A ten drugi odpowiada:
– Ty durniu ! Nie rozumiesz , że gdyby posadzili naszych to na pewno by wszystko ukradli !
Niewątpliwie w tym dialogu była prawda o cechach „wyzwolicieli” jak i Polakach. Mnie bardzo często zdarzały się nadpłaty, które co do kopiejki oddawałem w formie dodatkowego pokwitowania. Dyrektor bardzo cenił sobie moją profesjonalną pracę i uczciwość.
Oprócz pieniędzy do banku trafiały różne kosztowności . Najczęściej precjoza były zabierane przez służbę bezpieczeństwa osobom aresztowanym lub wywożonym na wschód. Przynosił je młody enkawudzista, który w sposób ostentacyjny okazywał mi swoją „przyjaźń”.
Nauczony doświadczeniem nigdy nie wierzyłem, że funkcjonariusz organu represji państwa, które napadło na Polskę, zdolny jest do przyjaźni ze swoją ofiarą. Ta zasada uratowała mi życie.
Pewnego razu wpadł wystraszony do banku i prosił mnie o ratunek. Poinformował mnie , że zgubił jedno z pokwitowań na złożony depozyt złotej biżuterii i błagał mnie o wystawienie ponownego dokumentu. Znając procedury stanowczo mu odmówiłem. Jednocześnie poinformowałem go, że mogę jedynie wystawić duplikat. Na to bolszewik nie chciał się zgodzić .
Motywował to tym, że nie nikt oprócz nas nie może o tym wiedzieć. Nie miałem zamiaru brać udział w jego malwersacji. Pożegnałem go ozięble. Odchodząc od kasy, rzucił w moją stronę wiązankę przekleństw. Na drugi dzień przyszedł inny oficer składać depozyt. Na moje pytanie co się stało z jego poprzednikiem odpowiedział, że został przeniesiony do innej jednostki.
Żadnego manka przy zdawaniu obowiązków nie miał. Nie miał również sukcesu w skorumpowaniu polskiego pracownika banku.
Do obowiązków kasjera , który przyjmował wpłaty było paczkowanie odpowiednich nominałów po 100 sztuk. Każdą taką paczkę kontrolowały najczęściej dwie Żydówki – Róża i Dora. Ta pierwsza – córka byłego właściciela sklepu z obuwiem – była osobą bardzo kulturalną i urokliwą. Trudno było się w niej nie podkochiwać. Natomiast Dora była jej przeciwieństwem. Brzydka i gruba. Bez przerwy objadała się tłustą gęsiną. Była żoną zastępcy dyrektora banku narodowości żydowskiej , sprowadzonego do Łucka ze Związku Sowieckiego.
Pewnego dnia gdy wszyscy mieli ręce pełne roboty, Dora spokojnie robiła sobie manicure. Grzecznie prosiłem ją, żeby wzięła się za robotę. Gdy powtórnie zwróciłem się by przerwała pielęgnację dłoni, ona zapytała się mnie: – Czy pan wie kim ja jestem ? Zdenerwowany prowokacyjnym pytaniem wypaliłem: – Tak, „parszywą Żydówką”!
Wszyscy koledzy i koleżanki łącznie ze mną wiedzieli, że za obrazę narodowości grozi w Związku Sowieckim kara do 3 lat więzienia. Dlatego, nie byłem zdziwiony, że wszyscy pobledli.
Zapanowała cisza, przerwana spazmatycznym płaczem Dory, która natychmiast pobiegła na skargę do swojego męża.
Pozostało mi przeżyć najdłuższe w życiu 15 minut do przerwy śniadaniowej. Właśnie na niej miałem nadzieję spotkać męża Dory, który zawsze spożywał śniadanie w naszej kantynie. Była ona ulokowana w podziemiach banku i dlatego na zejściu oczekiwałem na zastępce tak, by móc bez świadków poznać jego reakcję
Plan się udał. Na mój widok, dyrektor się zatrzymał i zapytał co było istotą konfliktu między mną a Dorą? Zaskakujące było dla mnie to, że użył jej imienia ,zamiast określenia „ moją żoną”.
Wyjaśniłem mu powód dla którego rugnąłem Dorę. On na to poklepując mnie po ramieniu powiedział: – Dobrze zrobiłeś, bo ja również nie mogę z nią wytrzymać – to wariatka!
Radość niebywała ! Gdy wróciłem do kasy zobaczyłem Dorę pracującą z jednoczesnym pochlipywaniem.
O wszystkim powiadomiłem kierownika kas – podcieniowego Ukraińca. Powiedział, że w tej sytuacji przeniesie ją na nocną zmianę. W kolektywie kasjerów zapanowała idylla.
CDN
Poprzednia część wspomnień Józefa Nowiny-Konopki tutaj.
fot. Wikimedia Commons, CC
1 komentarz
Antoni Kosiba
8 lipca 2020 o 09:51Aplikację? Jakieś 60 lat temu czytałem książkę o aplikacjach, która miała moja mama. Tam jednak nie było NIC A NIC o ew. pracy w banku – sowieckim ani jakimkolwiek