W budowanej na Grodzieńszczyźnie elektrowni jądrowej pod Ostrowcem doszło do kolejnej awarii. Jak informuje portal ucpb.org, w lutym br. wybuchł tam pożar, w wyniku którego całkowitemu zniszczeniu uległ awaryjny system ochronny reaktora. Informację przekazał działacz ruchu antynuklearnego Nikołaj Ulasewicz. Jeśli informacje się potwierdzą, to będzie to już kolejna poważna awaria w tym obiekcie, która stanowi poważne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa.
Jak donosi portal ucpb.org, pożar na budowie Białoruskiej Elektrowni Atomowej wybuchnął 17 lutego br., podczas próbnego uruchomienia awaryjnego systemu ochrony reaktora. Według Ulasewicza, który nagłaśnia wypadek, dyrekcja elektrowni usiłuje ukryć ten incydent przed opinią publiczną.
Przypomnijmy, że nie było to pierwsze tego typu „zdarzenie” na tej budowie. Doszło tam do już do zawalenia stropu w newralgicznych pomieszczeniach, na który zwaliły się tony betonu, dwa razy uszkodzeniu uległa osłona reaktora, były też inne, równie niebezpieczne awarie. Wszystkie incydenty są przez kierownictwo utrzymywane w tajemnicy. Niektóre ujrzały światło dzienne dopiero po tygodniach. Władze sprawę bagatelizują, głos zabierają dopiero pod presją społeczną, gdy niezależne media podnoszą larum.
Nikołaj Ulasewicz pisze, że według naocznych świadków, w czasie pożaru, który powstał prawdopodobnie z powodu problemów systemowych, spłonęła całkowicie rozdzielnia, duże pomieszczenie, wyposażone w specjalistyczny, drogi sprzęt. Poważnie uszkodzone zostały kable elektryczne, dedykowane dla tego obiektu. Obecnie pomieszczenie to zostało wyremontowane i zainstalowano nowe urządzenia, jednak, wszystkich skutków pożaru wciąż nie wyeliminowano, bo szkody są duże, potrzeba czasu i odpowiednich materiałów i sprzętu, aby zatrzeć wszelkie ślady.
„O tym wypadku, podobnie jak o runięciu z wysokości zbiornika reaktora dowiedziałem się niemal natychmiast, ponieważ przecieki miałem nie tylko od pracowników budowy, ale mówili o tym mieszkańcy. Nie jestem w stanie uwierzyć, że ogień, który wypalił potężne kable elektryczne, mógł powstać od upuszczonego niedopałka papierosa lub nawet w wyniku trwających tam prac spawalniczych. Uważam za swój obywatelski obowiązek poinformowanie społeczeństwa o tym incydencie. Ludzie muszą wiedzieć, co tak naprawdę dzieje się na tej zamkniętej dla świata budowie”.
Ulasewicz przywołuje wczorajsze wyznanie Aleksandra Łukaszenki, które wybrzmiało podczas orędzia do narodu. Prezydent zasugerował, że on osobiście z tą niefortunną inwestycją jaką jest elektrownia jądrowa, nie ma nic wspólnego, bo – jak powiedział, „do tej pory nikt konkretnie nie był w stanie mi wyjaśnić, jaką rolę w białoruskiej gospodarce ma ona pełnić”.
Tym samym przyznał, że projekt jest ekonomiczną porażką Białorusi.
Elektrownia jądrowa budowana jest za środki rosyjskie, a generalnym wykonawcą jest państwowy rosyjski koncern Rasatom. Niezależni eksperci z Białorusi alarmują, że na miejsce budowy wybrano najbardziej niebezpieczne spośród rekomendowanych pod tego rodzaju inwestycję. Od początku zaniepokojenie wyraża Litwa, która uważa, że elektrownia to „rosyjski projekt polityczny”.
I trudno się dziwić, bo to pod jej bezpośrednią granicą ( 50 km od Wilna) budowany jest obiekt, który nie spełnia międzynarodowych standardów bezpieczeństwa, ponadto już na tym etapie doszło tam do kilku dość poważnych awarii, które wykonawca próbuje ukrywać przed opinią publiczną. Przeprowadzenie tzw. stress – testów, czyli badań na wypadek wystąpienia warunków ekstremalnych wykonawca zlecił sam sobie (!), oczywiście wypadły doskonale.
W 2017 roku, w t specjalnej ustawie posłowie litewscy uznali elektrownię za zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. Wcześniej parlament tego kraju przegłosował zapisy blokujące ewentualne zakupy energii elektrycznej z Białorusi. Również Polska solidaryzując się z Litwą zadeklarowała, że nie zamierza kupować energii z białoruskiej siłowni. Prezydent Litwy Dalia Grybauskajte podnosi kwestię bezpieczeństwa na forach międzynarodowych. Podczas ostatniego szczytu Partnerstwa Wschodniego szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział, że „UE w pełni solidaryzuje się” z Litwą w związku z jej obawami wobec białoruskiej elektrowni. Zapewnił, że UE zamierza uważnie przyglądać się sprawie.
25 kwietnia 2018 roku rzecznik ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych Witalij Nowickij zaprzeczył, by 17 lutego miało dojść do pożaru w elektrowni atomowej.
Jak oświadczył, tego dnia naprawiono zwarcie przewodu zasilającego, który prowadzi do dźwigu wieżowego, ale do zapłonu nie doszło.
„’Pracownicy Ministerstwa ds, Sytuacji Nadzwyczajnych wyjeżdżali na miejsce zdarzenia, ale nie prowadzili żadnych prac związanych z likwidacją pożaru, ponieważ nie było ognia”, powiedział Nowickij.
Kresy24.pl/AB
Dlaczego powinniśmy bać się elektrowni atomowej w Ostrowcu na Białorusi? Oto 10 powodów
1 komentarz
tamozny
25 kwietnia 2018 o 20:28Klamstwo!!!