Jakby tam nie było, ale trasa P26 doczekała się w tym roku kapitalnego remontu i obecnie ze Lwowa przez Radziwiłów do Poczajowa można już dojechać komfortowo. Dalej na południe jest wiele miejscowości, gdzie pozostało bardzo dużo zabytków z różnych epok i różnych kultur.
Wprawdzie już za Poczajowem droga nie jest tak dobra, ale to zresztą niewielki odcinek. W Poczajowie skręcamy na południe i po 21 kilometrach dojeżdżamy do Nowego Oleksińca, gdzie skręcamy w lewo. Jeszcze 5 km starych „kocich łbów” i jesteśmy w Starym Oleksińcu. Perełką miejscowości, która kiedyś posiadała prawa miejskie, jest świątynia na wzniesieniu. W zaroślach po lewej od świątyni, wybudowanej w 1756 roku jako kościół, zachowały się kilkumetrowej wysokości murowane bastiony zamku, zbudowanego pod koniec XVI wieku przez Jerzego Czartoryskiego.
Nie wiemy jakie oblężenia i kiedy wytrzymała ta forteca, ale przed I wojną światową stała tu jeszcze półokrągła wieża z wyłomem w ścianie, który powstał podczas jednego z najazdów tatarskich. Pod koniec XVIII wieku zamek spłonął i jako ruina zachował się do roku 1850, kiedy to kolejny właściciel Starego i Nowego Oleksińców, Aleksander Żyszczewski, przebudował ruiny na neogotycki pałac. Mieściło się tu wiele cennych rzeczy, m.in. część wielkiej biblioteki Czartoryskich z Korca.
Żyszczewscy przekazali miasteczko żonie gen. Swinina, ale ta nie zdołała go nawet przebudować, bowiem wybuchła I wojna światowa. Pałac został uszkodzony i spłonął, a w okresie międzywojennym jego ruiny rozebrano. Kiedyś był tu wspaniały placyk widokowy, z którego roztaczał się widok na klasztor w Podkamieniu i świątynie Poczajowa, ale obecnie wspaniałą panoramę przesłaniają wybujałe drzewa. Późną jesienią i zimą stare mury zamkowe są lepiej widoczne.
Kolejne 15 km i jesteśmy już w Załoźcach. Tu też są ruiny zamku, ale znacznie większe. Twierdza, jak i cała stara część miasta znajdują się w bagnistej dolince rzeki Seret. Takie miejsce wybrano, by nawet dojść do murów obronnych było trudno. Fortecę na planie kwadratu w 1516 roku wybudował Marcin Kamieniecki, a jego synowie umacniali mury po najazdach Tatarów.
Gruntownej przebudowy i umocnienia zamku poczynił wojewoda ruski książę Konstanty Wiśniowiecki w 1603 roku. Wtedy Załoźce należały do jego rodu, więc przekształcił on je w drugą po Wiśniowcu rezydencje rodową. Konstanty dość długo gościł na swym nowym zamku przyszłego Dymitra Samozwańca I, wynosząc wspólnie plany zajęcia Moskwy. Zmarł książę tragicznie i nagle, po otrzymaniu wieści o śmierci swego drugiego syna Jerzego Konstantego.
Obu złożono w sąsiadującym z zamkiem renesansowym kościele św. Antoniego w 1641 roku. Podczas oblężenia Zbaraża Kozacy idący pod Zborów zdobyli Załoźce. Ale o najeździe Tatarów w 1675 roku wiadomości nie ma. Są dwie wersje wydarzeń. Według jednej – Tatarzy zdobyli i spalili zamek, a według drugiej – Dymitr Wiśniowiecki szczęśliwie obronił zamek przed wojskami Ibrahima Szyszmana. Jednak najbardziej interesująca jest wersja trzecia: według niej Turcy podchodząc pod miasto postanowili powróżyć.
W tym celu wypuścili czarna kurę, aby zobaczyć, w którą stronę pobiegnie. Ale gdy ptak z gdakaniem pobiegł z powrotem do obozu tureckiego, odebrano to jako zły znak. Turcy spalili jedynie miasto, a zamku nawet nie oblegali. W tym okresie na zamku był wspaniały renesansowy pałac, w którym Wiśniowieccy zebrali wiele cennych rzeczy. Kolejny dziedzic Załoziec, hetman wielki koronny Józef Potocki, również lubił tu przebywać, ale przebudował pałac według własnego gustu.
Zmarł również tu w załoskim zamku w 1751 roku, ale jego prochy przewieziono do Stanisławowa, gdzie urządzono mu wspaniały kilkudniowy pogrzeb, nie mniej wspaniały niż był kilka lat wstecz pogrzeb Michała Serwacego Wiśniowieckiego. Pod koniec XVIII wieku, jak i większość średniowiecznych zamków, ten też podupada, a nowy dziedzic Ignacy Miączyński przebudowuje go na fabrykę sukna. W kilkadziesiąt lat później nowy właściciel Załóziec, Włodzimierz Dzieduszycki, rozebrał część murów zamkowych i przerobił stary pałac Wiśniowieckich i Potockich na browar.
I wojna światowa dokonała dzieła zniszczenia. Na zamku stacjonowały wojska austriackie, więc zabytek ostrzeliwali Rosjanie. Wtedy utracił on resztki wież i murów. Do naszych czasów zachowała się jedynie północno-zachodnia pierzeja z ruiną narożnej wieży z bramą i fosą. Nad wejściem jeszcze w roku 1992 widniała tablica z herbami kolejnych właścicieli: Pilawa, Odrowąż, Poraj i Róża. Po jakimś czasie miejscowi mieszkańcy znaleźli ją w rowie i obecnie jest w szkole w Załoźcach.
Od czasu do czasu do zamku przyjeżdżają wolontariusze, którzy oczyszczają teren od zarośli i krzaków, ale tego nie wystarcza, aby zachować zabytek. Opodal resztek zamku stoją ruiny renesansowego kościoła św. Antoniego, zniszczonego nie podczas działań wojennych, a przez władze komunistyczne. Trumny Wiśniowieckich wywleczono z krypt i splądrowano. Zabytek stoi bez dachu, z zawalonymi sklepieniami. Przejdźmy na „suchą” część miasteczka, która leży na wzniesieniu nad Seretem.
Jest tu cerkiew, która pierwotnie była kościołem augustianów, a obok niej – kaplica klasztorna Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia (Szarytek). Gdy wiosną 1801 roku ich klasztor w Brodach zniszczył pożar, siostry przeniosły się do Załoziec, gdzie Ignacy Miączyński przekazał im pod klasztor i szpital część skasowanego konwiktu augustianów. Stosunki z greckokatolickim proboszczem, który odprawiał w poaugustiańskim kościele, siostry miały napięte, więc, aby nie prowokować konfliktu, oddały mu część swoich pomieszczeń.
W 1899 roku w pobliżu swojej części budynku wybudowały niewielką neogotycką kapliczkę pw. św. Wincentego a Paulo, o czym świadczy zachowana tablica pamiątkowa w jej wnętrzu. Podczas I wojny światowej klasztor i szpital zostały prawie doszczętnie zniszczone, wobec tego na kilka lat siostry przeniosły się do klasztoru dominikanów w Podkamieniu. Natomiast kaplica prawie nie poniosła uszczerbku. W 1938 roku odbyło się uroczyste ponowne otwarcie odbudowanego klasztoru, szpitala i sierocińca, ale po dwóch latach komuniści zakończyli misję sióstr.
Niemcy podczas odwrotu całkiem zniszczyli część zabudowań, więc szarytki po prostu nie miały po co wracać do Załoziec. Kaplicę po wojnie podzielono na dwa piętra i umieszczono tam magazyn żywności. Zniszczono przy tym skromny ołtarz i kazalnicę. Po tym, jak w 1997 roku świątynie zwrócono katolikom przyniesiono tu kilka przedwojennych rzeźb, przy odbudowie nadano wnętrzu pierwotny wygląd, ale część neogotyckich okien pozostała zamurowana.
Niewielki budynek obok, w którym mieścił się klasztor, obecnie przekazano w prywatne ręce i niestety jest rozbierany Wspomniana już wcześniej greckokatolicka cerkiew pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy – to pierwotny kościół św. Łazarza z 1645 roku. Po roku od konsekracji staraniem Dymitra i Konstantego Wiśniowieckich i ich wujka, hetmana Jeremiego, osiedlili się tu augustianie, którzy musieli naprawiać klasztor po kozackich zniszczeniach.
W pierwszej połowie XVIII wieku dachy świątyni były w tak złym stanie, że groziły zawaleniem. Z fundacji Józefa Potockiego przeprowadzono prace remontowe i wykonano dla świątyni nowe ołtarze. Prawdopodobnie również wtedy obok powstał kompleks pomieszczeń klasztornych. W 1787 roku konwent został skasowany przez władze austriackie, a kościół i klasztor przekazano grekokatolikom, którzy dokonali własnej konsekracji kościoła.
Na początku XIX wieku klasztor podzielono pomiędzy grekokatolików i siostry szarytki, co doprowadziło do konfliktu. W XIX wieku świątynia została przebudowana, ale znacznych zmian doznała ona dopiero w okresie niepodległości Ukrainy, kiedy to opuszczoną świątynię przekazano znów grekokatolikom. Zmienili oni starą kopułę na większą, dodali współczesne malowidła wnętrz. Podczas tych prac całkowicie rozebrano dawny klasztor augustianów – pozostał jedynie fragment ściany.
Jednak na dziedzińcu świątyni zachowała się dawna XVIII-wieczna dzwonnica i kolumna z postacią Matki Bożej Niepokalanej. W cerkwi zachował się ołtarz główny i dwa ołtarze boczne z rzeźbami z okresu augustianów. Stąd, już znacznie lepszą trasą P39, można jechać do Tarnopola, który znajduje się w odległości 37 km.
tekst i zdjęcia Dmytro Antoniuk, Kurier Galicyjski, 2016 r, nr. 20 (264)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!