Dziś w ukazujących się u nas publikacjach Polska Organizacja Wojskowa (POW) najczęściej jest kojarzona z sowieckim terrorem lat 30. ubiegłego wieku. Nie bezpodstawnie zresztą, gdyż zarzutem udziału w jej działalności posługiwano się jako pretekstem do wyniszczania ludności polskiej w ZSRS. Na tym tle zanika jednak wątek podstawowy, a mianowicie faktyczna działalność POW na ziemiach białoruskich, o której starano się szerzej nie informować, bo dla Sowietów była to organizacja wroga.
Nie szczędzono więc wysiłków by zatrzeć po jej istnieniu wszelkie ślady. Z uwagi na krótkotrwałość istnienia oraz brak zachowanych dokumentów nie ma możliwości dokładnego odtworzenia jej powstania i funkcjonowania. Jedynym bodajże źródłem w tym zakresie służyć mogą wspomnienia bezpośrednich uczestników tamtych wydarzeń, wcale nieliczne.
W okresie międzywojennym ukazało się w Polsce kilka publikacji temu tematowi poświęconych. Żyli wówczas jeszcze w wolnej już Polsce członkowie POW na Kresach, którym udało się przeżyć bolszewicką masakrę. Ukazało się też kilka, dość skromnych zresztą objętościowo, publikacji, do których chciałbym nawiązać by przypomnieć te mało znane strony naszej historii. Jedna z pozycji nosi tytuł Polska Organizacja Wojskowa. Szkice i wspomnienia, pod redakcją Juliana Stachiewicza i Wacława Lipińskiego, wydana w Warszawie w 1930 roku. Druga ukazała się w Wilnie w roku 1934 pt. P.O.W. na ziemiach W. X. Litewskiego 1919 – 1934. Szkice i wspomnienia, pod redakcją dr Stefana Burhardta.
POW NA MIŃSZCZYŹNIE
O działalności POW w Mińsku opowiadał autor ukryty pod inicjałami «S. D.», co było naówczas zrozumiałe, jako że pod rządami sowieckimi często pozostawali krewni peowiaków zamieszkałych w Polsce. Pierwsza organizacja POW praktycznie przestała istnieć po tym, jak pod koniec 1918 roku większość jej czynnych członków wyjechała do Kraju i wstąpiła do wojska polskiego. Jednakże wzrost ekspansji odradzającego się państwa polskiego spowodował konieczność ponownego rozbudowania POW na Białorusi. Pracę tę rozpoczęto w bardzo trudnych warunkach, praktycznie od zera. Komendę objął Mateusz Stefanowski, pseudonim «Żywy», z osobą którego od początku 1919 roku związana jest historia działalności tej organizacji. Człowiek ten wyróżniał się wyjątkową energią działania. Codziennie kończył pracę w późnych godzinach wieczornych i zaczynał już o piątej rano. W efekcie kierowana przez niego organizacja w krótkim czasie rozrosła się liczebnie, stając się silną i sprawną. Jej celem była działalność bojowo-dywersyjna, wywiad i kontrwywiad, uwalnianie aresztowanych przez bolszewików oraz zdobywanie, gromadzenie broni i amunicji. Dzięki wysiłkom «Żywego» mińska POW stała się swoistą reprezentacją polskości, w której tamtejsza polonia znajdowała moralne wsparcie.
Miało to tym większe znaczenie, że w tamtym czasie, czyli do sierpnia 1919 roku, kiedy to miasto zostało wyzwolone przez Wojsko Polskie, Mińsk znajdował się w pasie przyfrontowym. Z tego powodu warunki życia tu były o wiele trudniejsze, niż sytuacja w pozostałej Bolszewii. Za każde niepowodzenie swoich wojsk na froncie polskim bolszewicy odgrywali się na miejscowych Polakach-zakładnikach, których traktowali jako «swoich poddanych».
Stosowanie tej odpowiedzialności zbiorowej było ordynarną zemstą, nie wyrządzającą zresztą żadnej szkody wojskom, z którymi walczyli. POW utrzymywała łączność z Krajem, informując miejscowe polskie społeczeństwo i wpływając na jego nastroje. Rozpraszano złudne nadzieje i informowano o istotnym stanie rzeczy, gdyż tutejsi Polacy w każdej bitwie i potyczce chcieli widzieć początek polskiej ofensywy uwalniającej Mińsk i przywracającej im ludzkie prawa.
Mówiąc o działalności mińskiego POW warto oczywiście wspomnieć o funkcjonującym w jego strukturze oddziale żeńskim pod komendą Jadwigi Tejszerskiej, pseudonim «Dziunia». Składał się z osób młodego wieku, przeważnie skautek. Wykonywały one jednak bardzo trudne zadania, zapewniając łączność z Krajem i poszczególnymi placówkami POW, przechowując broń i ułatwiając ucieczki aresztowanym. Cała niemal służba pomocnicza wewnątrz organizacji należała do nich. Po zajęciu Mińska przez wojska polskie «Dziunię» wysłano dalej na wschód. Była jednak już bolszewikom znana i została wkrótce aresztowana. By ratować życie musiała udawać komunistkę. Przez jakiś czas jej się to udawało. Po powrocie w 1920 roku do zajętego ponownie przez bolszewików Mińska zaczęła na nowo organizować POW. Została niestety zdekonspirowana przez zdrajcę i rozstrzelana pod Mołodecznem. Cofnijmy się jednak o rok. Latem 1919 roku spodziewano się ostatecznej ofensywy polskiej na Mińsk.
Miejscowa POW zamierzała się więc wysadzić kilka mostów na tyłach wroga, by utrudnić bolszewikom dowóz wojsk i ewentualną ewakuację. Dokonać tego miały organizację bojowe, które ponosiły największe straty w ludziach. Ich bojownicy ginęli często w niewiadomy sposób i w nieznanych miejscach. Uszkodzono most pod Bobrujskiem, wysadzono most pod Budsławiem. W rejonie Kajdanowa zorganizował M. Stefanowski oddział partyzancki, który mocno dawał się we znaki bolszewikom.
Ważnym kierunkiem działalności było organizowanie ucieczek więźniów. Dzięki znajomości wśród lekarzy więzionych przeprowadzano do szpitali, skąd ucieczka była łatwiejsza. Przez okres działalności pod komendą «Żywego» organizacja poniosła dość duże straty, ale nie doszło do jej rozbicia, dzięki wytrwałości aresztowanych jej członków, którzy mimo stosowanych wobec nich tortur, nigdy tajemnic organizacji nie zdradzili. «Żywy» zginął jako jeden z ostatnich, tuż przed wyzwoleniem Mińska. Przez cały czas ignorował niebezpieczeństwa, co mu szczęśliwie uchodziło.
Od pewnego momentu bolszewicy zaczęli jego tropić za pomocą swoich wprowadzonych do POW agentów. Fatalny dzień nastąpił na dwa tygodnie przed zajęciem Mińska przez wojska polskie, gdy w mieście słychać już było odgłosy walki. «Żywy» nigdy prawie nie nocował w domu. Tym razem chciał ostatnie chwile spędzić przy matce. Nie mając żadnej możliwości ucieczki został aresztowany i rozstrzelany.
POW W HOMLU
Obwód POW w Homlu organizacyjnie należał do POW Wschód. Jego największa aktywność przypadła na lata 1918–1919.
Wówczas wojska polskie zajęły Białystok i przekroczyły Bug. Rozkazy i pisma przychodziły do Homla poprzez POW bobrujskie i mińskie, kierowane dalej do Kijowa i Charkowa. Prowadzono w tamtym czasie usilną pracę wywiadowczą. Posiadano ewidencję wszystkich nieprzyjacielskich oddziałów stacjonujących w Homlu, a peowiacka komenda dworców kontrolowała każdy bolszewicki eszelon, co do ilości przewożonej broni i wojsk. Wiosną 1919 roku miały w Homlu miejsce wydarzenia niecodzienne.
Naprędce zorganizowane i niezdyscyplinowane oddziały bolszewickie, stacjonujące w okolicach Łunińca, poniosły duże straty w walkach z wojskami polskimi. Na skutek ponoszonych porażek zbuntowały się, wymordowały komisarzy i przybyły do Homla, jako oddziały powstańcze. Po zażartych nocnych walkach ulicznych złamały opór czerwonych i zdobyli miasto. Tu znowuż wybito kilkudziesięciu komisarzy. Po kilku jednak dniach dezerterzy-»powstańcy» wyparci zostali z miasta przez Sowietów.
W czasie tych awantur peowiacy pozostawali dalszym ciągu w konspiracji, wzmagając jednak działalność wywiadowczą. W maju 1919 roku wojska polskie były coraz bliżej Homla, który stał się miastem przyfrontowym. Wzbudziło to pilność bolszewików. Po aresztowaniu peowiaków w Mińsku i Bobrujsku zaistniało niebezpieczeństwo, że adresy konspiracji homelskiej wpadną w ręce Czeki. Tak się też stało 30 maja, kiedy to w ręce bolszewików wpadł komendant Wincenty Zaremba. Udało się mu jednak wymknąć eskorcie w drodze do CzK.
Ukrył się w okolicznych lasach, gdzie dostarczono mu pieniądze i dokumenty podróży. Jego zastępca Teodor Nagurski wydał rozkaz wszystkim zagrożonym do wycofania się na linię frontu polskiego. W kierunku Mińska razem z kolegami wyjechał też sam Nagurski. Przy wyjeździe z dworca mińskiego na Stołpce zostali przytrzymani przez funkcjonariuszy Czeki za brak biletów. Przed zatrzymaniem i niepożądaną indagacją uratował ich polski kolejarz, który potwierdził, że oni jadą do sąsiedniego Kajdanowa, którego mieszkańcami rzekomo są. Ostatecznie przeszli front w Koreliczach, na odcinku Białostockiego pułku piechoty. Po ucieczce osób zagrożonych aresztowaniem praca POW w Homlu trwała nadal.
Niestety, wobec obudzonej czujności bolszewików pozostający w mieście peowiacy zostali w parę miesięcy później zdekonspirowani. We wrześniu, przebywając w niedawno zdobytym Mińsku, uratowani znaleźli informację w gazecie bolszewickiej o rozstrzelaniu w Homlu ponad dwudziestu peowiaków.
Oto ich imiona: Janina Norejko, Jan Ryszkiewicz, Feliks Tarbowski, Maria Wieniawska, Aleksander Fiedorowicz, Maria Popławska, Henryk Popławski, Ignacy Łopatto, Kazimierz Bielawski, Mikołaj Rudzin, Joachim Niewdach, Wincenty Bolczeswki, Stefan Szyszło, Jakub Dosow, Gabryel Dziewoczko, Ksiądz Birnik, Bronisław Kątkowski, Piotr Mocarski, Wincenty Bielawski, Józef Markowski, Zdzisław Boski.
POW W WITEBSKU
Witebski POW opierał się przede wszystkim na tamtejszym harcerstwie polskim. Obok Moskwy i Kijowa był Witebsk jednym z najruchliwszych jego i najbardziej zwartym ideowo, kulturalnie i towarzysko środowiskiem na Wschodzie. Polacy w tym mieście rekrutowali się początkowo niemal wyłącznie z osób napływowych, przybywających tam z Kongresówki i Wileńszczyzny. Rdzennie witebska polonia, jak na tamte warunki dość liczna, społecznie i intelektualnie silna, z powodu ucisku carskiego i słabej organizacji pozbawiona była możliwości szerszego działania.
Tradycyjnymi ośrodkami witebskiego życia polskiego były dwa kościoły – siedemnastowieczny pod wezwaniem Św. Antoniego i nowy, neogotycki, Św. Barbary. Na początku XX wieku niewiele już mówiło o polskości w tej dawnej stolicy księstwa, a później województwa. W 1915 roku powstało tu nowe ognisko kultury polskiej, skupiające polską młodzież – Gimnazjum Polskie, kierowane przez Ziemowita Glińskiego, późniejszego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nieporównywalnie jednak silniejszy wpływ na wzajemne zżycie się młodzieży polskiej wywarło harcerstwo, urabiające atmosferę gorącego patriotyzmu i budzące poczucie łączności z krajem wśród miejscowej młodzieży. Szybko rozrastające się po 1916 roku harcerstwo utworzyło Pierwszą męską witebską drużynę harcerską im. Ks. Józefa Poniatowskiego, liczącą sześć zastępów, oraz dwie drużyny żeńskie. Po bolszewickim przewrocie stosunek władz sowieckich do harcerstwa stawał się coraz bardziej nieufny i z biegiem czasu przybierał formy coraz ostrzejsze, powodując w końcu całkowite rozgromienie stowarzyszenia.
Główną bodajże przyczyną niezadowolenia władz bolszewickich był brak zainteresowania wśród młodzieży polskiej hasłami komunistycznymi. Obce jej były różnice klasowe, łączyła zaś narodowość. Kontakty między Witebskiem, a obszarami po polskiej stronie frontu istniały, lecz były dość luźne i jednostronne. Sytuacja uległa zmianie po przybyciu z Mińska do Witebska 30 maja 1919 roku Mateusza Stefanowskiego.
Zwrócił się wprost do młodzieży i dzięki jego energicznym działaniom została założona placówka peowiacka w Witebsku. Zaczęto od akcji wywiadowczej, gdyż front polski był zbyt daleko od miasta, brakowało ludzi i broni. Jednym z rodzajów często przeprowadzanych dywersji było niszczenie środków łączności. Zrywano i przecinano wojskowe przewody telefoniczne i telegraficzne. Jesienią 1919 roku wojska polskie stały niedaleko Bieszankowicz, jednak do zajęcia Witebska nie doszło. W tej sytuacji tęskniące za krajem peowiacy zaczęli powoli wyruszać do Polski, usiłując sforsować Dźwinę, za którą stali już Polacy. Pierwsza grupa udała się tam w listopadzie, pokonując liczne przeszkody i narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwa.
W marcu 1920 roku prasa sowiecka opublikowała list otwarty zdrajcy, byłego komendanta POW na Rosję. Wynikało z niego, że bolszewicy posiadają dość dokładne informacje dotyczące sieci placówek POW na terenie Rosji. Niebawem potwierdziły to fakty. Sowieci dokonali licznych aresztowań w kilku miastach pasa przyfrontowego. Potem nastąpiły dalsze aresztowania. Więźniów przewożono do Smoleńska, gdzie znajdowała się kwatera główna Frontu Zachodniego.
W początkach czerwca 1920 roku, na szosie moskiewskiej dokonano egzekucji nad trzynastu osobami. Niestety, nie były to ostatnie ofiary złożone na ołtarz Ojczyzny przez młodzież witebską. Jaskrawym świadectwem tego jest tragiczny los Anny Bohdanowiczówny, harcerki z I witebskiej drużyny żeńskiej, aresztowanej w 1921 roku za współpracę z przybyłą do Witebska po zawieszeniu broni wojskową misją obserwacyjną polską. Z «wyroku» czeki rozstrzelano ją w Mohylewie na krótko przed zawarciem traktatu ryskiego, umożliwiającego repatriację Polaków znajdujących się na terenie Rosji. Ojczyzna pośmiertnie odznaczyła ją Krzyżem Niepodległości i Zasługi.
DR JERZY WASZKIEWICZ/Echa Polesia
1 komentarz
józef III
7 września 2018 o 20:17Cześć i chwała zapomnianym Bohaterom !