Postanowienia testamentu politycznego księcia kijowskiego Jarosława Mądrego o podziale Rusi i zasadzie senioratu nie wytrzymały próby czasu. Grabarzami jedności politycznej Rusi byli wnukowie Jarosława: Świętopełk Izasławicz, Oleg i Dawid Światosławiczowie, Włodzimierz Wsiewołodowicz zwany Monomachem oraz Dawid Igoriewicz i Wasylko Rościsławicz. Na zjeździe w Lubeczu w 1097 roku ustalili, że każda linia książęca będzie sprawować władzę dziedziczną w swojej dzielnicy. W teorii miało to ograniczyć walki wewnętrzne, ale rywalizacja o władzę w Kijowie nie ustała. Podważenie fundamentalnego prawa osłabiło autorytet Kijowa, centrum politycznego Rusi. Efektem były konflikty między poszczególnymi liniami Rurykowiczów.
Miarą niestabilności politycznej na Rusi były zmiany, które jak w kalejdoskopie zachodziły na tronie kijowskim. W stuleciu poprzedzającym najazd mongolski Batu-chana z 1238 roku zasiadało na nim aż 42 książąt. Niektórzy nawet kilkakrotnie rządzili w grodzie nad Dnieprem – niekwestionowanym rekordzistą był Ruryk Rościsławowicz, który w latach 1173-1210 aż dziewięciokrotnie przejmował tron. Większość książąt władało w stolicy krócej niż 12 miesięcy, a byli i tacy jak Igor Olegowicz, prawnuk Jarosława Mądrego, rządzący przez 13 dni sierpnia 1146 roku – których panowanie należy liczyć w tygodniach.
W połowie XII wieku na Rusi istniało 15 księstw, a na początku XIII wieku już około 50. Tego procesu nie powstrzymał nawet najazd mongolski: w XIV wieku Ruś będzie zlepkiem 285 księstw!
Na brak jedności w dużym stopniu wpłynęły walki o władzę między synami Wsiewołoda Duże Gniazdo, księcia suzdalsko-włodzimierskiego. Zgodnie ze starszeństwem tron wielkoksiążęcy należał się najstarszemu Konstantynowi. Wsiewołod postawił jednak następcy warunek: Konstantyn, przenosząc się do siedziby wielkoksiążęcej we Włodzimierzu nad Klaźmą, miał przekazać swe dobra ze stolicą w Rostowie Wielkim bratu Jurijowi. Ponieważ ociągał się z decyzją, Wsiewołod oddał władzę młodszemu synowi. Po śmierci ojca bracia skoczyli sobie do gardeł, a konflikt wkrótce urósł do rangi ogólnoruskiego, bowiem przy okazji wojny o Nowogród Wielki prawa Konstantyna do władzy wielkoksiążęcej poparli książęta halicki, pskowski, smoleńskie i kijowski.
Do decydującej bitwy doszło 20-22 kwietnia 1216 roku nad rzeką Lipicą. Wojska sojusznicze doszczętnie rozbiły armię księcia Jurija i jego młodszych braci. Pokonani ukorzyli się przed Konstantynem, który objął władzę zwierzchnią. Tyle że w 1218 roku zmarł, a na tronie włodzimierskim – zgodnie z prawem starszeństwa – zasiadł Jurij.
⁕
W drugiej połowie XII wieku Tatarzy, Keraici, Najmanowie, Merkici, Tajdżiuci i kilka mniejszych plemion mongolskich toczyli ze sobą wojny o dominację w rejonie dzisiejszej Mongolii i Mandżurii. W takich okolicznościach na arenę historii wypłynął Temudżyn. Pochodził z rodu Bordżyginów z plemienia Tajdżiutów: jego pradziadem był Chabuł-chan, który w pierwszej połowie XII wieku na krótko zjednoczył plemiona mongolskie. W 1206 roku na kurułtaju (radzie przywódców klanów i plemion) wybrano go na wodza Mongołów z tytułem Czyngis-chana. Dwa lata później pokonał rywali i podporządkował sobie sąsiednie plemiona. Rozpoczął też ekspansję na południe. Na pierwszy ogień poszło tanguckie państwo Xi Xia, obejmujące północno-wschodnią część Tybetu, Ałaszan i Ordos, którego władca Li-ngan-tsiuan podporządkował się Czyngis-chanowi i oddał mu za żonę córkę. Prócz tradycyjnego opodatkowania się na rzecz najeźdźców zobowiązał się do udzielania im pomocy militarnej. Następnym celem ekspansji mongolskiej stało się państwo Dżurdżenów, w północnych Chinach, odwieczny wróg Mongołów. W latach 1211-1214 Mongołowie opanowali większość kraju. Brakowało im doświadczenia i umiejętności inżynieryjnych, aby zdobywać chińskie twierdze, wskutek czego nawale oparł się m.in. Pekin. Mongołowie byli pojętnymi uczniami i dzięki najemnikom dokonali postępu w tej dziedzinie. W końcu Pekin oraz inne niezdobyte dotąd twierdze padły łupem najeźdźców z północy. Walki w północnych Chinach trwały do 1234 roku.
Triumfy Mongołów z niepokojem obserwował władca Chorezmu szach Muhammad. Wprawdzie obie strony nawiązały stosunki dyplomatyczne i podjęły wymianę gospodarczą, ale przygotowywały się do nieuniknionego starcia. Szach, dysponując 400-tysięczną armią, zamierzał zmęczyć Mongołów walkami pozycyjnymi wzdłuż rzeki Syr-darii i wokół twierdz w Azji Środkowej, a później uderzyć na nich. Czyngis-chan miał o połowę mniej wojowników (część jego armii musiała strzec rodzimej Mongolii oraz krain podbitych), ale wiedział, że państwo chorezmijskie to kolos na glinianych nogach. Muhammad, który rezydował w Samarkandzie, nominalnie był władcą, lecz za sznurki pociągała jego matka Terken-chatun, która z Gurgandży kierowała finansami i polityką kadrową państwa.
Wojna wybuchła w 1219 roku, gdy chorezmijski namiestnik pogranicznego miasta Otrar napadł na karawanę kupiecką, a wśród ofiar byli posłowie Czyngis-chana. Tej zniewagi władca mongolski nie puścił płazem. Trzy armie mongolskie ruszyły na główne miasta Chorezmu, paląc i rabując wszystko, co stało na ich drodze. Aby wprowadzić zamieszanie w szeregi przeciwnika, Czyngis-chan rozpowszechnił fałszywe odezwy emirów szacha, którzy wzywali do odstąpienia go i przejścia na stronę Mongołów. Miasta poddawały się najeźdźcom, a te, które stawiły opór, burzono, ludność zaś mordowano lub gnano w niewolę. Taki los spotkał Sygnakę (tu na domiar złego obrońcy ubili parlamentariusza mongolskiego – kupca Hasana-hadżiego), Uzkend, Bardżynlig-kend i Asznas, które stanęły na drodze zagonu syna Czyngiz-chana – Dżuczego. Rozsądnie zachowali się natomiast mieszkańcy Dżendu, którzy po ucieczce swojego garnizonu poddali się jego wojskom. Wprawdzie Mongołowie na dziewięć dni wygnali ich poza mury, ale później pozwolili im wrócić do splądrowanego miasta.
Podobną sprawiedliwością wykazali się pozostali dowódcy Czyngis-chana. Na południu, w Benakecie Mongołowie, po kapitulacji miasta, wymordowali tylko część żołnierzy, którzy początkowo stawili opór, dokonali rabunku, a mieszkańców oszczędzili (rzemieślników pozostawili w mieście, z młodych mężczyzn stworzyli oddziały pomocnicze). Podobny los spotkał mieszkańców Chodżentu, choć najeźdźcy mieli sporo kłopotów ze sprytnym komendantem miasta Damirem-Malikem – chyba najlepszym dowódcą w wojskach szacha Muhammada – któremu udało się wraz z doborowym oddziałem przerwać kordon oblegających i popłynąć w dół Syr-darii.
Podobnie przebiegały wydarzenia na trasie rajdu głównego korpusu, którym dowodził Czyngis-chan: na początku 1220 roku bez walki poddały się Zarnuk i Nur-i-Buchara (miasto ograbiono, mieszkańców oszczędzono, zaś młodzież wcielono do oddziałów pomocniczych). Opór stawiła dopiero Buchara, stolica imperium. Komendant miasta emir Kuszła postanowił nie czekać, aż wróg przypuści szturm na mury, tylko śmiało zaatakował wszystkim czym dysponował. Z początku nawet nieźle mu poszło, bo rozbił część wojsk mongolskich. Strach był jednak silniejszy i zamiast pójść za ciosem i dorżnąć mongolską watahę zaczął się wycofywać. Finał był tragiczny: oddział, którym dowodził, został zniszczony. Mieszkańcy zamierzali się poddać, jednak część z nich stawiała przez 12 dni opór w cytadeli bucharskiej. Po jej zdobyciu wszyscy obrońcy poszli pod nóż. Początkowo też chan mongolski oszczędził mieszkańców, jednak kiedy doszło do grabieży miasta ci zbuntowali się. W końcu wygnano wszystkich (mężczyzn jak zwykle wcielono do jednostek pomocniczych, a kobiety rozdzielono między żołnierzy), dokończono rabunku, a stolicę obrócono w zgliszcza.
Upadek Buchary znacznie pogorszył pozycję szacha. Wielu z jego dowódców widząc bezcelowość oporu przeszło na stronę Mongołów. Jedyna nadzieja pozostawała w drugiej stolicy państwa – Samarkandzie. Jej garnizon liczył około 110 tysięcy żołnierzy i 20 słoni bojowych. Z tymi siłami można było jeszcze odwrócić losy wojny. Jednak i tym razem skończyło się tradycyjnie. Czyngis-chan, nie chcąc tracić sił na długotrwałe oblężenie miasta, chwycił się podstępu: pod mury wysłał tylko część oddziałów, które miały przekonać przeciwnika, że to wszystko czym dysponuje. To wystarczyło, aby dowodzący obroną Samarkandy Tagaj-chan, brat matki szacha, dał się nabrać. Bez rozpoznania uderzył na przeciwnika, który skutecznie odciągnął go od miasta. Wojska chorezmijskie wpadły w pułapkę i poległy. Miasto broniło się jeszcze przez kilka dni, jednak wobec braku nadziei na odsiecz dostojnicy nastawieni opozycyjnie wobec szacha poddali miasto. Po zburzeniu murów nastąpiła krwawa rozprawa z częścią ludności: zamordowano 20 emirów i około 30 tysięcy ludności tureckiej (wojska, którymi zaatakował Tagaj-chan rekrutowały się w większości z ich rodaków). Resztę ludności podzielono na dwie grupy: 50 tysiącom pozwolono powrócić do splądrowanego miasta (ich dalszy los był uzależniony od zapłacenia astronomicznego okupu – 200 tys. dinarów), 30 tys. rzemieślników zagoniono do pracy na rzecz armii mongolskiej, resztę – kilkanaście tysięcy – przeważnie młodych mężczyzn tradycyjnie wcielono do oddziałów pomocniczych. Tym sposobem, po stu dniach przestało istnieć jedno z największych państw ówczesnej Azji.
Czyngis-chanowi pozostał do wyrównania jeszcze osobisty rachunek z szachem Muhammadem. W marcu w pogoń za uchodzącym władcą chorezmijskim Czyngis-chan wysłał 20-tysięczny korpus pod dowództwem Dżebe i Subedeja. Rozkaz był wyraźny: schwytać go i dostarczyć. Przy okazji wymownie ostrzegł komendantów i emirów miast leżących na zachodzie, jaki czeka ich los jeśli udzielą pomocy szachowi. To wystarczyło. Muhammad, gdzie się nie pojawił, spotykał się z niechęcią i wrogością. Próbowano go nawet zabić, ale zdołał dotrzeć aż do wschodnich wybrzeży Morza Kaspijskiego. W końcu przedostał się na jedną z wysp kaspijskich, gdzie zmarł w grudniu 1220 roku.
Jednak po śmierci również nie zaznał spokoju. Po zajęciu twierdzy w Arnachi, Mongołowie spalili jego szczątki. Tragiczny los spotkał także jego matkę Terken-chatun. Po ucieczce ze swojej rezydencji w Gurgandży i obronie zamku w Iłała dostała się do niewoli i została przetransportowana do kwatery głównej Czyngis-chana w Karakorum. Tam żywiąc się odpadkami ze stołu chańskiego przeżyła jeszcze kilka lat. Zmarła w 1233 roku.
Czyngis-chan nie zwalniał tempa. Nakazał korpusowi Dżebego i Subedeja najechać Gruzję i Azerbejdżan. Następnym etapem ich „tournée” miały być ziemie kalifatu abbasydzkiego, ale po wstępnym rozpoznaniu okazało się, ze przeciwnik jest zbyt mocny. Wobec tego Mongołowie na początku 1222 roku przeszli wzdłuż zachodniego wybrzeża Morza Kaspijskiego na północną stronę Kaukazu i znaleźli się w rejonie dzisiejszego Kraju Stawropolskiego. Teraz stanęli naprzeciw Alanów, Lezginów, Czerkiesów i Połowców.
⁕
Zanim doszło do walnego starcia korpusu mongolskiego z armią plemion północnego Kaukazu i Połowców, walki musiały toczyć się przez większą część 1222 roku. Nie mamy o nich informacji. Zapewne Mongołowie próbowali rozeznać się w sytuacji, która, paradoksalnie, przypominała ich własne doświadczenia z czasów walk plemiennych. Górskie plemiona północnego Kauzkazu nieustannie brały się za łby.
Jednak wobec zewnętrznego zagrożenia kaukascy górale zjednoczyli się i dali odpór. Do bitwy doszło gdzieś w rejonie środkowego biegu Kubania, być może w okolicach dzisiejszego Stawropola. Przeciw korpusowi Dżebego i Subedeja stanęła koalicja, w której pierwsze skrzypce grali Alanowie i Połowcy. Tych drugich do boju prowadziło dwóch chanów: Jurij Konczakowicz, wódz Połowców dońskich, i Kotjan, wódz Połowców naddnieprzańskich. Starcie było zażarte. Mongołowie, widząc, że to nie przelewki, przeciągnęli Połowców na swoją stronę. Był to podstęp. Mongolskie zastępy, rozprawiwszy się z osamotnionymi Alanami, ruszyły na ziemie Połowców.
W drugiej połowie 1222 roku korpus Dżebego i Subedeja dotarł do środkowego Donu. Trudno powiedzieć, dlaczego już wtedy Mongołowie nie wkroczyli w granice południowych księstw ruskich. Być może chcieli zregenerować siły po dotychczasowych walkach. Bo nie ma wątpliwości, że następnym celem Mongołów miała być Ruś. Na chwilowe zaniechanie pochodu na północ mógł wpłynąć klimat: lato 1222 roku na Rusi było upalne, wiele regionów na południu ogarnęła susza. Ruskie kroniki wspominają, że „płonęły bory i torfowiska, a dym przez długi czas był nad ziemią, tak że przez wiele dni słońca i gwiazd nie było widać”.
W tej sytuacji nie było sensu brnąć w głąb wyschniętej na wiór Rusi: człowiek zapewne jakoś by sobie poradził, ale co począć z koniem, najlepszym przyjacielem Mongoła. Bez niego ani rusz. Wodzowie mongolscy odłożyli więc na rok następny rozprawę z Rusią i zawrócili wojska na południe: przezimowali w rejonie źródeł Manycza i środkowego biegu Kubania, gdzieś na południe od dzisiejszego Rostowa nad Donem.
W 1222 roku doszło do jeszcze jednego niezwykłego zjawiska: oto we wrześniu na niebie pojawiła się kometa Halleya: „I pozostawała tak przez 7 dni, a po 7 dniach pokazał się od niej promień na wschód, pozostawała tak jeszcze przez 4 dni i odleciała”. Nie zwiastowało to nic dobrego. Komety zabobonni Rusini (i nie tylko) odczytywali jako zapowiedź nadchodzących plag: wojen, nieurodzaju i głodu.
Tymczasem na początku 1223 roku wódz Połowców Kotjan z Ordą naddnieprzańską uszedł na zachód i poprosił o pomoc teścia Mścisława Udałego, podówczas księcia halickiego. Zdaje się, że Mścisław niewiele wiedział o zbliżających się Mongołach, ale pojął grozę sytuacji. Oto na południowych rubieżach pojawił się przeciwnik, który w mig zmiótł Połowców, jedynego sprzymierzeńca Rusi w regionie.
Książę halicki zmontował przeciwko Mongołom szeroką koalicję książąt ruskich. Wymówił się jedynie jego zacięty wróg Jurij Wsiewołodowicz, książę włodzimiersko-suzdalski, ale obiecał wysłanie kontyngentu 800 zbrojnych pod wodzą swojego bratanka, księcia rostowskiego Wasyla Konstantynowicza (nie dotarł w miejsce koncentracji wojsk). Radę starszych obok pana na Haliczu tworzyli Mścisław Romanowicz, książę kijowski, i Mścisław Światosławowicz, książę czernichowski i kozielski.
W końcu kwietnia 1223 roku książęta zjechali do Kijowa. Niektórzy przywiedli kontyngenty wojskowe. Miasto nad Dnieprem dawno nie widziało takiego zgromadzenia – kilkunastu kniaziów i kilkanaście tysięcy wojska z zapleczem logistycznym. Podczas narady Kotjan wymownie przedstawił groźbę, która zawisła nad Rusią: „Dziś Tatarzy zajęli naszą ziemię, jutro wezmą waszą. Wspomóżcie i obrońcie nas. Jeśli nie pomożecie, to nas wyrżną teraz, a was jutro”. Książę halicki poparł zięcia: „Bracia, jeśli teraz nie wspomożemy Połowców, to oni poddadzą się Tatarom i wtedy ich siły wzrosną niepomiernie”. Jego obawy były uzasadnione: wszak Połowcy zdradzili Alanów, dlaczego więc nie mieliby tego zrobić z Rusinami.
Decyzja o stawieniu czoła Mongołom zapadła, ale wybuchł spór o plan dalszych działań. Część książąt opowiadała się za czekaniem na ruch przeciwnika i zaatakowaniem go na Rusi. Koncepcja była sensowna: wciągnąć przeciwnika, zając go przy oblężeniu któregoś z grodów na południowym pograniczu i rozbić. Sprzeciwili się temu „jastrzębie” z książętami halickim i czernichowskim na czele. Domagali się, aby nie wydawać Mongołom na łup ani piędzi ziemi ruskiej i uderzyć wszystkimi siłami już na ziemiach Połowców. Trudno się dziwić księciu czernichowskiemu, że nie chciał dopuścić do spustoszenia swoich włości.
Pierwszą ofiarą tego konfliktu padli posłowie mongolscy, którzy przybyli do stolicy Rusi na krótko przez wyprawą. Wykorzystanie dyplomacji w przeddzień starcia było starą sztuczką Mongołów. Oficjalnie przywieźli propozycję pokoju. „Chan nasz zwady żadnej z wami nie pragnie i, słysząc, że chcecie za Połowcami koniuchami występować, żałuje, że chcecie niepotrzebnie krew przelać. Przecież nie wtargnęliśmy w ziemię waszą i żadnej straty wam nie uczyniliśmy, a wojnę prowadzimy z Połowcami, koniuchami naszymi. I jeśli chcecie pokoju, uczynimy go, a Połowców u siebie nie przyjmujcie” – brzmiało posłanie Dżebego i Subedeja. Łatwo się domyślić, że prawdziwym celem wizyty posłów było rozpoznanie.
Książę czernichowski Mścisław Światosławowicz szybko pokrzyżował ich plany. Na naradzie książęcej najgłośniej domagał się odrzucenia oferty wodzów mongolskich, a potem doprowadził do zamordowania posłów. Takich zbrodni Mongołowie nie wybaczali.
Wojna stała się faktem. W końcu kwietnia wyruszyły wojska księcia kijowskiego i czernichowskiego oraz kontyngenty książąt ze wschodnich i północno-zachodnich połaci Rusi.
Jazda szła wzdłuż Dniepru, piechotę zaś, wykorzystując wiosenny przybór rzeki, załadowano na tratwy. Po drodze dołączały kolejne oddziały: księcia perejasławskiego, Połowców oraz pozostałych plemion koczowniczych. Kontyngenty księcia halickiego i włodzimiersko-wołyńskiego dotarły na miejsce zbiórki dwiema drogami: rycerstwo podążyło lądem, piechota zaś spłynęła Dniestrem do Morza Czarnego i dalej w górę Dniepru. Koncentracja nastąpiła w połowie maja około 500 km na południowy-wschód od Kijowa, na wysokości porohów dnieprowych, w pobliżu wyspy Chortyca. Kroniki szacowały armię rusko-połowiecką na ok. 70 tys. ludzi, jednak w rzeczywistości liczyła ona ok. 15 tys. wojów i piechoty.
Tymczasem na lewym brzegu Dniepru pojawił się silny zwiad Mongołów, a do obozu ruskiego znowu przybyło trzech posłów mongolskich. Tym razem nie było już mowy o żadnych pertraktacjach: „nie zaczepialiśmy was, a wy posłuchaliście Połowców, posłów naszych zabiliście i idziecie przeciw nam. Tak więc chodźcie i niech wszystko Bóg rozsądzi”.
Książę halicki z 1000-osobowym oddziałem samowolnie przekroczył rzekę i puścił się w pogoń. Już wtedy dało się słyszeć w obozie ruskim, że wróg nie taki straszny, jak go malują, i pokonanie go nie nastręczy dużych problemów. Niektórzy w związku z tym kalkulowali: tyle razy bijaliśmy niegdyś Połowców, to tym łatwiej pójdzie z Mongołami. Mało kto zważał na ostrzeżenia Jurija Domamirycza, jednego z bojarów halickich, który dowodził częścią wojsk księcia Mścisława Udałego, że to „wojownicy i dobrzy żołnierze”. W wyniku presji, jaką wywarli na książętach kijowskim i czernichowskim młodsi wodzowie, reszta wojsk rusko-połowieckich również przeprawiła się przez Dniepr i podążyła śladem księcia halickiego.
Pościg za uchodzącym wrogiem szybko przyniósł efekty: Rusini i Połowcy dopadli w stepie i rozbili oddział mongolski. Ich łupem padły duże stada bydła i koni. W potyczce ciężko ranny został znaczniejszy dowódca mongolski Gemjabek. Aby nie opóźniać ucieczki, towarzysze ukryli go w kurhanie, od których roiło się w tamtej okolicy. Mongoła szybko odnaleziono, a książę halicki wydał go w łapy Połowców, którzy zamordowali go z iście stepowym okrucieństwem.
Dalszy marsz trwał około dwóch tygodni. 31 maja 1223 roku wojska rusko-połowieckie stanęły nad Kałką, niedaleko od jej ujścia do Kalmiusa (ok. 70 km na północ od Morza Azowskiego). Jeszcze na lewym brzegu doszło do potyczki z niewielkim oddziałem mongolskim, który został wyparty za rzeczkę. Po drugiej stronie znajdowały się główne siły przeciwnika, o których jednak wodzowie ruscy mieli niewielkie pojęcie. Na domiar złego każdy zaczął działać na własną rękę: kiedy wojska książąt kijowskiego i czernichowskiego zakładały obozy na wzgórzu wznoszącym się na lewym brzegu, Mścisław Udały, nie informując ich o swoich planach, postanowił rozpocząć bitwę po drugiej stronie rzeki – bez rozpoznania sił przeciwnika i terenu. Było to samobójstwo. Jego brawura wynikała zapewne z faktu, że zdołał pociągnąć za sobą większość książąt uczestniczących w wyprawie.
W pierwszym rzucie rzekę przeszli Połowcy dowodzeni przez niejakiego Jaruna, za nimi przeprawiły się wojska księcia wołyńskiego Daniela Romanowicza, smoleńskiego Włodzimierza Rurykowicza, łuckiego Jarosława Ingwarowicza i jego braci (Władimira, ks. kamienieckiego, oraz Izjasława, ks. dorohobuskiego), nieświeskiego Jurija oraz szumskiego Światosława Jarosławowicza. W ostatniej chwili rzeczkę zdążył pokonać jeszcze oddział Mścisława Udałego.
W kolejce czekali książę turowski Aleksander Glebowicz i wiaziemski Andriej Władimirowicz Długa Ręka, ale ci już nie zdążyli przedostać się brodem na drugi brzeg. Tym sposobem po „mongolskiej” stronie Kałki znalazło się około ok. 7-8 tys. ruskiej jazdy i piechoty z taborami. Wojska mongolskie liczyły około 20-30 tys. żołnierzy.
Książę halicki zatoczył tabor i nakazał dowódcom poszczególnych pułków przygotowania do bitwy: Połowcy Jaruna byli storożą (strażą przednią), za nimi w szyku klinowym zbierały się pułki ruskie (czołowy i dwa skrzydłowe). Tyle że Mongołowie nie zamierzali biernie się temu przyglądać i rozpoczęli natarcie. Wykorzystując niekorzystne ustawienie Rusinów, którzy musieli się przegrupować, Dżebe i Subedej skupili większość swoich oddziałów w centrum i na prawym skrzydle (ok. 10-15 tys. żołnierzy). Jednym uderzeniem rozbili Połowców i ruszyli na Rusinów.
Tutaj nie poszło już tak łatwo: pułki ruskie, mimo nieprzygotowania i częściowej dezorganizacji przez uchodzących Połowców, stawiły zacięty opór. Początkowo nieźle szło pułkowi księcia Daniela: zdołał nie tylko powstrzymać wroga, ale zmusił do odwrotu część jego sił w centrum. Walka była zażarta: książę włodzimiersko-wołyński był w takim amoku, że nie poczuł poważnego ranienia w pierś. W sukurs pospieszył mu pułk księcia halickiego.
Tymczasem zaskoczony nagłym atakiem wroga książę czernichowski nie stracił głowy – nakazał pospieszną przeprawę i uderzenie na lewym skrzydle. Pierwszy ruszył pułk księcia kurskiego Olega Światosławowicza, który wspomógł książąt włodzimiersko-wołyńskiego i halickiego.
Niestety, na prawym skrzydle wojsk ruskich sprawy miały się bardzo źle: Mongołowie, wykorzystując fakt, że oddziały książąt smoleńskiego i szumskiego zostały w tyle i nie zdołały rozwinąć szyków, gwałtownie uderzyli i rozproszyli Rusinów. Nie pospieszył im z pomocą książę kijowski, który ze wzgórza za rzeką bezczynnie przyglądał się krwawej jatce.
Rozpoczęła się agonia wojsk ruskich. Dziesiątkowani Rusini rzucili się do ucieczki w stronę rzeki i w kierunku wojsk walczących w centrum. Prawdopodobnie w tym boju padli książęta dorohobuski Izjasław Ingwarowicz, nieświeski Jurij i szumski Światosław Jarosławowicz.
Rozpad prawego skrzydła doprowadził do oskrzydlenia wojsk ruskich. Rozpoczął się bezładny odwrót. Książę Daniel dopiero na brzegu Kałki zdał sobie sprawę, że jest ciężko ranny. Mimo to jemu i większości oddziałów udało się przedostać na drugą stronę. Rusini uciekali w stronę Dniepru, czując na plecach oddechy mongolskich wojowników. Paradoksalnie, w najlepszej sytuacji byli ci książęta, którzy utracili tabor: Mścisław Udały i Daniel Romanowicz, Włodzimierz Rurykowicz smoleński, Jarosław łucki i Władimir kamieniecki. Oni pierwsi dotarli do przeprawy przez Dniepr. Mongołowie deptali im po piętach, dlatego też książę halicki nakazał zniszczyć tratwy, które mogły ocalić resztę niedobitków. Tym sposobem liczba poległych powiększyła się o Mścisława Światosławowicza czernichowskiego, jego syna Wsiewołoda oraz Izjasława kaniewskiego. Z pogromu cało wyszli jeszcze książęta Michaił nowogrodzko-siewierski, Oleg kurski i Iwan putywlski. Niewykluczone, że uciekali inną drogą.
Ostatni akt tragedii rozegrał się nad brzegami Kałki. Po bitwie umocniony obóz księcia kijowskiego otoczyli Mongołowie. Wraz z Mścisławem Romanowiczem bronili się w nim książęta Aleksander turowski i Andriej Długa Ręka wiaziemski. Wobec nieobecności Dżebego i Subedeja, którzy dorzynali uciekających Rusinów, oblężeniem dowodzili Czegirchan i Teszuchan.
Trzy dni później, zapewne już po powrocie wodzów, Mongołowie zaproponowali książętom kapitulację, której warunków nie zamierzali dotrzymać. Warto dodać, że sytuacja dla obu stron była niekorzystna: zwycięscy Mongołowie niewątpliwie ponieśli straty, natomiast kilku tysiącom otoczonych Rusinów, mimo że rzeka była na wyciągnięcie ręki, zaczynało brakować wody. Dżebe i Subedej wysłali z mediacją Płoskinię, wodza pogranicznych koczowników. Ten od siebie obiecał oblężonym (i nawet przysiągł na krucyfiks), że nie tylko ocalą życie, ale zostaną wypuszczeni za wykupem, a od mocodawców przekazał, że nawet kropla ich krwi nie zostanie przelana.
Książęta uwierzyli i poddali się. Mongołowie postąpili z nimi wedle tej obietnicy. Płoskinia czterech spętanych dostarczył do obozu mongolskiego, gdzie na przykrytych deskami nieszczęśnikach Mongołowie odprawili ucztę zwycięstwa. Książęta umierali długo i boleśnie. W następnych dniach dokonała się rzeź tysięcy jeńców.
Straty wojsk ruskich były porażające. Szacuje się, że poległo i zostało zamordowanych ok. 10-12 tys. ludzi. Większość z nich stanowili kmiecie z piechoty – wyrżnięto do nogi kontyngenty z Kijowa, Turowa i Wiaźmy. Spośród 18 książąt, którzy wzięli udział w wyprawie, poległo dziesięciu.
W czerwcu wojska Dżebego i Subedeja rozlały się zagonami po Czernichowszczyźnie i Siewierszczyźnie. Korzystając z chaosu na zapleczu przeciwnika, Mongołowie zaatakowali Nowogród Siewierski, ale wobec suszy i osłabienia swoich szeregów zaniechali oblężenia i ruszyli na wschód. Po drodze próbowali dobrać się do skóry Bułgarom Kamskim, ale podczas przeprawy przez Wołgę ich oddziały zostały zaskoczone i rozbite. Najdotkliwszą stratą była śmierć Dżebego. Co ma wisieć, nie utonie: 15 lat później pierwszą ofiarą mongolskiego pochodu Batu-chana padnie właśnie państwo Bułgarów Kamskich.
⁕
Klęska wywarła na Rusi duże wrażenie. Kijów, Czernichów i Perejasławl, które zapłaciły największą daninę krwi, z największym trudem oswajały się z następstwami tragedii. Wprawdzie tamtejsi książęta, którzy zastąpili poległych krewniaków, szybko wyciągnęli wnioski i doprowadzili do unormowania stosunków politycznych (wraz z Mścisławem Udałym i Połowcami stworzyli luźny sojusz obronny), ale porozumienie nie przetrwało długo. Animozje były zbyt duże i nawet hekatomba ofiar znad Kałki nie mogła tego zmienić. Ideę sojuszu pogrzebała też śmierć Mścisława Udałego w 1228 roku. Jego następca Daniel wobec silnej opozycji miejscowego bojarstwa oraz interwencji Węgier i polskich Piastów sam musiał się martwić o utrzymanie tronu. Dopiero w przeddzień najazdu mongolskiego w 1237 roku rozpoczął walkę o władzę w Kijowie. W innych księstwach było nie lepiej. Książęta smoleński i połocki zmagali się z naporem Litwinów i Zakonu Kawalerów Mieczowych, natomiast władcy suzdalsko-włodziemierscy odpierali Bułgarów Kamskich.
Tymczasem Mongołowie powiększali swoje imperium. W 1225 roku uderzyli na państwo Xi Xia, którego władcy, wykorzystując zaabsorbowanie Czyngis-chana na zachodzie, uniezależnili się i połączyli siły z państwem Jin w północnych Chinach. Śmierć Czyngis-chana przerwała na krótko tę kampanię. W 1228 roku na kurułtaju na wielkiego chana wybrano jego trzeciego syna Ugedeja. Przy okazji podzielono spuściznę między pozostałych synów i wnuków zmarłego. Ugedej otrzymał Mongolię i Dżungarię, Orda (najstarszy syn Dżocziego) Białą Ordę (region między Irtyszem i górami Tarbagataju), Batu (jego młodszy brat) objął we władanie Złotą Ordę nad Wołgą, Szejbanowi dostała się Sina Orda koczująca między Tiumeniem a Aralem. W 1235 roku, po zakończeniu walk z Xi Xia i Jinami, Mongołowie rozpoczęli przygotowania do nowej, wielkiej wyprawy na zachód.
Jesienią 1237 roku ruszyły wojska czterech ułusów. Uderzenie poszło w dwóch kierunkach: na północ, w kierunku państwa Bułgarów Kamskich i dalej na Ruś pogalopował korpus Batu-chana (jego sztabem dowodził Subedej), a na południe, w kierunku koczowisk połowieckich, oddziały Möngkego (syna Tołubeja), które łatwo rozbiły Połowców Kotjana.
W 1238 roku, po rozgromieniu Bułgarów Kamskich, Batu-chan wkroczył na Ruś. Książę riazański Jurij Igoriewicz i reszta tamtejszych książąt odrzucili propozycję poddania się i zwrócili z dramatycznym apelem o pomoc do książąt suzdalsko-włodzimierskiego, kijowskiego i czernichowskiego. Pierwszy postanowił się bronić na własną rękę, pozostali zaś cynicznie odmówili wsparcia: „tak jak riazańscy za nimi nad Kałkę nie poszli, kiedy ich prosili, to i oni teraz im nie pomogą”. Pod koniec grudnia, po sześciodniowym oblężeniu, padł Riazań. Mongołowie wyrżnęli rodzinę książęcą oraz zniszczyli miasto.
Na początku następnego roku Batu-chan rozgromił pod Kołomną wojska księcia włodzimiersko-suzdalskiego. Ten uciekł na północ, rzucając na żer najeźdźcom stolicę swego księstwa Włodzimierz nad Klaźmą. Po drodze Mongołowie zniszczyli Moskwę. W tej najczarniejszej godzinie Jurija Wsiewołodowicza, który niebawem poległ w bitwie nad rzeką Sit, opuścił brat Jarosław. Temu zawdzięczał późniejsze wywyższenie: po śmierci brata został wielkim księciem włodzimierskim, co w 1243 roku zatwierdził Batu-chan.
Mimo że Mongołowie spustoszyli księstwo suzdalsko-włodzimierskie, nie spowodowali tak dużych strat jak w południowych księstwach. Przyczyniła się do tego postawa ludności miast, która bez walki poddała się najeźdźcom. Mongołowie mieli też zadawnione porachunki z władcami Czernichowa.
Po zawarciu porozumienia z księciem nowogrodzkim Aleksandrem (od zwycięstwa odniesionego nad Szwedami nad Newą w 1240 roku uczczony przydomkiem Newski), synem Jarosława Wsiewołodowicza, który zobowiązał się zapłacić daninę, armia Batu-chana skierowała się właśnie w stronę Czernichowszczyzny. Wiosną 1239 roku przez siedem tygodni opór stawiał jej Kozielsk – „Zły gród” – taką nazwę nadali miastu Mongołowie, gdy w 1223 roku książę Mścisław Światosławowicz kazał zamordować ich posłów. Za tę zbrodnię zapłacili jego poddani. Miasto zostało doszczętnie zniszczone, a mieszkańcy wymordowani. Rzecz jasna, ten sam los spotkał Czernichów.
Podobnie potoczyły się wydarzenia w Kijowie w grudniu 1240 roku: Mongołowie wysłali parlamentariuszy, których zamordowano. Gdy wdarli się do miasta, zostawili zgliszcza i tysiące trupów. W 1241 roku ich łupem padł Włodzimierz Wołyński i Halicz. Kolejnym celem były Polska i Węgry.
Z wojennego chaosu wyłonił się niebawem nowy porządek. Ruś na 240 lat znalazła się pod władzą Złotej Ordy. Mongołowie nie utrzymywali w niej swoich namiestników ani garnizonów – tę rolę spełniali ruscy książęta, którzy w obawie przed gniewem władców w Seraju i w dobrze pojętym własnym interesie wypełniali ich zarządzenia podatkowe i polityczne.
Taktyka kija i marchewki sprawdzała się doskonale przy nadawaniu tytułu wielkoksiążęcego. Walki o pierwszeństwo na Rusi wybuchały wówczas na całego, a o przewadze jednego czy drugiego księcia decydowało poparcie Mongołów. Po mongolskim najeździe podupadły Kijów i Włodzimierz, a na czoło wysunęły się Moskwa, Twer i Perejasławl Riazański, który przejął rolę stolicy tamtejszego księstwa po zniszczeniu Riazania. Wraz z rozpadem Złotej Ordy zwycięsko z tej rywalizacji wyszła Moskwa. Rozpoczął się długotrwały proces wyzwalania Rusi spod jarzma tatarskiego. Symbolicznym początkiem był pogrom armii chana Mamaja przez wojska księcia Dymitra Iwanowicza na Kulikowym Polu w 1380 roku. Sto lat później kropkę nad i postawił zaś książę moskiewski Iwan III Srogi.
Opr. TB
fot. Siergiej Iwanow, Baskakowie (tatarscy poborcy podatkowi na Rusi), 1909
2 komentarzy
peter
23 lutego 2020 o 16:59Понасенко \rosyjski historyk\ uwaza bitwe nad Newa za mit
Ron
23 lutego 2020 o 21:16Dzięki za ciekawy artykuł, zbyt rzadko takie się trafiają.