To zdjęcie mówi samo za siebie. W poniedziałek (27.02.) rano, protestujący przeciwko budowie centrum biznesowo – handlowego na uroczysku Kuropaty działacze „Młodego Frontu” poinformowali, że z placu budowy wycofali się robotnicy. Na dowód tego, że poświęcenie młodych ludzi odniosło skutek, wrzucili do sieci zdjęcie „zdobytego” sprzętu budowlanego.
Mija tydzień, odkąd grupa działaczy Młodego Frontu protestuje przeciwko budowie centrum biznesowo – handlowego w miejscu, które jeszcze do niedawna znajdowało się w granicach strefy chronionej uroczyska Kurapaty. Dodajmy, miejsca pamięci narodowej, jednego z największych w byłym ZSRR cmentarzyska ofiar totalitaryzmu stalinowskiego, które dotąd nie zostało godnie upamiętnione.
Na akcję, która odbiła się szerokim echem na Białorusi dzięki codziennym relacjom mediów niezależnych, odpowiedziały nawet media państwowe. Podczas programu publicystycznego na antenie państwowej telewizji Paweł Jakubowicz, redaktor naczelny gazety „SB. Biełaruś Siegodnia”, czyli propagandowej tuby białoruskiego reżimu stwierdził, że uroczysko na Kuropatach powinno się stać miejscem narodowej żałoby i szlachetnej pamięci. Jednak o tym, czy powinien tam stanąć memoriał, powinna jego zdaniem przesądzić debata społeczna. Z kolei pełnomocnik ds. religii i narodowości Leonid Huliaka powiedział, że jest to „miejsce, które zasługuje na upamiętnienie”. Uczestnicy programu byli dość jednomyślni w ocenie znaczenia Kuropat w historii Białorusi.
W związku z sytuacją na Kuropatach, swoje stanowisko przedstawił zwierzchnik Kościoła katolickiego na Białorusi abp Tadeusz Kondrusiewicz. W komunikacie opublikowanym w sobotę na portalu catholic.by podkreślił, że do protestów nigdy by nie doszło gdyby po odkryciu szczątków pomordowanych w Kuropatach przeprowadzono odpowiednie badania i oznaczono teren, na którym znajdują się groby.
„Kuropaty, to Golgota białoruskiego narodu. Na Golgocie stał krzyż Chrystusa – symbol zbawienia i pojednania. Tysiące ludzi codziennie tam przychodzą, by zastanowić się nad swoim zbawieniem, pojednać się z Bogiem i między sobą. Również Kuropaty, jak nasza Golgota, powinny stać się narodowym Memoriałem, w imię pamięci niewinnych ofiar, powinny być miejscem oczyszczania pamięci, modlitwy i pojednania, a także miejscem formacji młodego pokolenia na zasadach miłości bliźniego, aby nigdy człowiek nie podnosił ręki przeciw drugiemu człowiekowi.
Metropolita wezwał władze Mińska, ministerstwo kultury, inwestora, okolicznych mieszkańców i obrońców Kuropat, by z udziałem przedstawicieli różnych wyznań i prawników „poprzez szczery i otwarty dialog, a nie przez emocje szukali rozwiązania tego problemu, który niepokoi nasze społeczeństwo”. Apeluje także do władz państwowych, świata kultury, organizacji społecznych i różnych konfesji o wspólną rozmowę na temat przyszłości Kuropat.
Desperacki krok obrońcy Kuropat: „Zostanę tu dopóki nie zdechnę
Według oficjalnych danych białoruskich – na Kuropatach spoczywa kilkadziesiąt do stu tysięcy ofiar stalinizmu. Według niezależnych historyków, w tym Zenona Paźniaka – od 100 tys. do 250 tys. Profesor Zdzisław Winnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego podaje liczbę 250 tys., a brytyjski historyk Norman Davies twierdzi, że zamordowano tu nawet więcej niż ćwierć miliona osób, zarówno Polaków jak Białorusinów.
Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny.
Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.
W białoruskich podręcznikach szkolnych temat Kuropat jest całkowicie przemilczany. Władze nie pozwoliły, aby w miejscu zbrodni postawić pomnik. Stoją tu jedynie proste drewniane krzyże postawione przez zwykłych ludzi – najczęściej potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów oraz krzyż Straży Mogił Polskich.
Niejednokrotnie krzyże te – za cichym przyzwoleniem milicji – były usuwane, łamane i bezczeszczone. Białoruskie władze negują też fakt istnienia białoruskiej listy katyńskiej, a niekiedy propagandziści Łukaszenki starają się nawet udowodnić, że zbrodni tej dokonali Niemcy. Trudno się zresztą temu dziwić w sytuacji kiedy dawni NKWD-ziści są nadal przedstawiani młodzieży w szkołach jako wzorce wychowawcze, zaś Feliks Dzierżyński jest czczony jako bohater narodowy.
Kresy24.pl
1 komentarz
Jan
27 lutego 2017 o 12:11Muszę coś napisać wierszykiem: Ciekawe czy Baćka wróci, czy się czasem się na ruskoj zemlji nie wywróci.