Czerwcowe badanie opinii publicznej przeprowadzone przez niezależną pracownię NISEPI wstrząsnęło białoruską sceną polityczną. Opozycja jest zdruzgotana, ale i Aleksander Łukaszenka pewnie długo bił się z myślami przed zaśnięciem, w dniu ich publikacji.
W czerwcowym sondażu NISEPI, na pytanie o stosunek do idei „ruskiego świata” 39 proc. badanych oceniło ją pozytywnie, dla 40 procent nie ma różnicy czy „ruski czy białoruski” – wszystko im jedno, tylko 15 oceniło ją negatywnie.
W liczbach tych nie ma nic nadzwyczajnego – dowodzi Jurij Drakohrust na portalu tut.by.
W badaniu z 2011 roku, kiedy respondenci zostali poproszeni o ocenę oświadczenia ówczesnego premiera Władimira Putina, który powiedział, że prawdziwe zjednoczenie Rosji z Białorusią jest „możliwe i bardzo pożądane”, pozytywnie oceniło je ok. 40 proc. respondentów. Osławioną teorię o „trzech gałęziach narodu rosyjskiego – Wielkorusów, Białorusinów i Ukraińców” podzielało przynajmniej na przestrzeni ostatnich 9 lat ponad 60 proc. Białorusinów (przeciw było 25 proc.).
„Wszystko po staremu? I tak i nie. Należy wziąć jednak pod uwagę, że zmienił się, i to znacznie kontekst międzynarodowy. Świat i Białorusini zobaczyli przecież jak działa teoria „ruskiego świata” w praktyce; na Donbasie, na Krymie. I o ile Zachód wyciągnął z tego doświadczenia wnioski, uznając Rosję – jeśli nie za wroga, to za zagrożenie dla pokoju, na oceny Białorusinów poczynania wschodniego sąsiada w żaden sposób nie wpłynęły.
Co gorsza, absolutna większość Białorusinów – 60 proc. w ciągu całego ubiegłego roku – pozytywnie oceniała, aprobowała aneksję Krymu przez Rosję (krytycznie odnosiło się od 22 do 32 procent).
Imponującą większością opowiedzieli się Białorusini ( 42 do 50 proc) – za uznaniem prawa „narodu Noworosji” do samostanowienia.
Jak już pisaliśmy na portalu Kresy24.pl, w czerwcowym badaniu zaufania do przywódców państwowych, to nikt inny jak Władimir Putin znalazł się na pierwszym miejscu rankingu Białorusinów z 60 procentami głosów „za”. Przeciwko jego polityce opowiedziało się 20 procent Białorusinów. Angela Merkel może liczyć na 34,6 proc. vs 32 proc. Przywódca Ukrainy jest zaskakująco nisko oceniany przez białoruskich sąsiadów – cieszy się 10,10 procentowym poparciem, przeciwko polityce przez niego prowadzonej jest 59,10 procent Białorusinów.
No cóż, jest to wynikiem rosyjskiej propagandy – powie krytycznie nastawiony czytelnik. Być może. Wpływ propagandy jest nie do przecenienia. Jednak to rosyjskie wpływanie na opinię publiczną – jest częścią białoruskiego informacyjnych i politycznego krajobrazu.
Jak w tym dowcipie o dwóch blondynkach (tu autor prosi o wybaczenie feministki).
– O czym marzysz?
– Żeby przyleciała rusałka i dała mi 100 tysięcy dolarów
– Dlaczego nie 100 milionów?
– Nie, milion … to jest nierealne.
Pozbycie się rosyjskiej propagandy jest mniej realne niż inne mało prawdopodobne nagłe zmiany w białoruskiej rzeczywistości.
Oddziaływaniu rosyjskiej telewizji naprawdę trudno jest zaprzeczyć. Według tego samego badania – 30 proc. respondentów NISEPI ogląda rosyjskie programy informacyjne regularnie, 60 proc. – od czasu do czasu. Jednocześnie około 60 proc. wszystkich respondentów uważa, że programy te przedstawiają wydarzenia w miarę obiektywnie ( w mniejszym bądź większym stopniu jako nieobiektywne postrzega je ok 26 proc. respondentów).
Ale czy problemem jest na pewno tylko wpływ rosyjskiej propagandy? Na przykład badania ukraińskich socjologów pokazują, że istniejąca tam rosyjska propaganda, jak można się było spodziewać, jest najbardziej efektywna na wschodzie i na południu kraju.
Dostęp do rosyjskich kanałów telewizyjnych jest taki sam zarówno w zachodniej, wschodniej i południowej Ukrainie, kontrolowanej przez władzę centralną. Jednak różnice są uderzające.
Tak więc problem nie jest w propagandzie rosyjskiej samej w sobie, ale i w gotowości do jej przyjmowania, postrzegania. Na zachodzie Ukrainy, ta chęć jest znacznie niższa niż na wschodzie i na południu.
Tak samo jak na Białorusi – w rzeczywistości, rosyjska propaganda ma bardzo istotny wpływ na postawy i przekonania mieszkańców. Ale jest ona skuteczna, ponieważ opiera się na podstawowych wartościach wielu Białorusinów.
Warto jednak zauważyć, że w tym samym czasie znaczna większość Białorusinów pochwala politykę prezydenta Łukaszenki wobec Ukrainy (20 proc. akceptuje ją w całości, 42 proc. – aprobuje podstawowe jej założenia). Wydaje się, że jest to zdolność białoruskiego przywódcy, do przejścia przez ukraiński kryzys „sucha stopą”, która była przyczyną niewielkiego, acz znaczącego wzrostu jego popularności na tle dość opłakanej sytuacji gospodarczej w kraju.
– Sympatie wobec Putina, pochwała dla aneksji Krymu do Rosji, sympatia dla Noworosji – wszystko to przywodzi na myśl Puszkina, który powiedział, że rząd to jedyny Europejczyk w kraju. Według rosyjskiego klasyka, mogłoby być nawet znacznie gorzej – a i tak nikt by tego nie zauważył.
Oczywiście, teraz zauważyłby i nastąpiłaby nawet eksplozja gniewu i potępienia. Na Facebooku – oczywiście. A poza nim… to już nie jest takie oczywiste, że Białorusini popierający „Krymnasz”, Noworosję i sympatyzujący z Putinem, gwałtownie protestowaliby, gdyby polityka oficjalnego Mińska była podobna do kremlowskiej, bardziej niż jest teraz…
Oczywiście stanowisko oficjalnego Mińska jest dalekie od stanowiska oficjalnego Kijowa. Ale również nie pokrywa się ono z oficjalnym stanowiskiem Moskwy: DNR i LNR nie otrzymują od Mińska choćby pomocy humanitarnej, Ukrainie nie grozi (przynajmniej na razie) uderzenie ochotników w cudzysłowie i bez z północy kraju.
Liczebność tych, którzy jadą z Białorusi walczyć do Donbasu (z obydwu stron), szacuje się na kilkadziesiąt – pomimo oświadczeń białoruskiego KGB, że wszyscy, niezależnie od strony, po której walczą, po powrocie do kraju zostaną potraktowani jak zbrodniarze.
Rosyjska propaganda opiera się na wielowiekowej tradycji imperialnej – od mnicha Filoteusza, ihumena monasteru pskowskiego, który wymyślił teorię „Trezciego Rzymu”, do Aleksandra Dugina.
Na Białorusi też istnieją wzniosłe teksty zarówno ideologów „zachodniorusizmu”, jak i zwolenników białoruskiej idei narodowej. Ale w Rosji, ideą „Trzeciego Rzymu” przeniknięty jest nawet ostatni bomż, świadectwem czego jest niebotycznie wysoki ranking Putina – 89 procent, według nie prokremlowskirgo Levada Center.
Na Białorusi … No cóż, „russkij mir”, „Krymnasz” – (raczej ich – ruskich), Putin z 60 procentowym poparciem (nadal nie jest to 89, jak w Rosji).
Ale przy tym udział Białorusinów w ukraińskiej wojnie po obu stronach – jest żaden, nie chcą walczyć, przyłączenia do rosyjskich kontr-sankcji uderzających w Europę – też nie chcą, rosyjska baza wojskowa na Białorusi – też żeby lepiej jej nie było, dla uderzenia „dzielnych żołnierzy rosyjskich” z północy Białorusi na ukraińskich bandytów i nazistów – nie ma zgody, w żadnym razie.
Tak więc „ruski świat”? Cóż, na poziomie retoryki – tak, a praktycznie – „żeby tylko wojny nie było”.
Ta wywołująca kiedyś ogólne rozbawienie ludowa maksyma, teraz nie wydaje się tak staromodna i głupia. Ponadto należy dodać oceny porównawcze w badaniu NiSEPI z czerwca, na temat dobrostanu na Białorusi i na Zachodzie (60 proc. wyraziło poparcie dla Zachodu), a opinię, że Białoruś powinna zbliżyć się do UE w ramach Partnerstwa Wschodniego wyraziło 40,2 proc.
Istnieje głęboka sympatia do Rosji – ale nie ma w Białorusinach antyzachodniej ksenofobii, postrzegania Zachodu jako obcego cywilizacyjnie świata. Jest na poziomie retoryki poparcie dla „ruskiego świata” i uznanie dla „bohaterskich” czynów Rosjan na Ukrainie, ale nie ma absolutnie żadnej chęci dzielenia z Rosją brzemion jej decyzji.
I nie chodzi tu o wyrafinowanych intelektualistów ze stolicy, ale masy, o naród…
Kresy24.pl za tut.by
2 komentarzy
Walenrod
6 lipca 2015 o 21:22Dziwię się ,że Ukraińcy nie zablokują telewizji i radia ruskiego na swoim terytorium. 🙁
gegroza
6 lipca 2015 o 21:51czyli typowe dla Białorusinów – Bogu świeczkę i diabłu ogarek. naród (?) bez kręgosłupa. Typowe popychadła.