Rosyjski „Forbes” opublikował, ale wkrótce usunął, obszerny artykuł analizujący działania i sytuację Aleksandra Łukaszenki oraz plany Kremla wobec Białorusi. Ale jako, że w Internecie nic nie ginie, i ten artykuł się zachował.
Autor artykułu, specjalista ds. przestrzeni poradzieckiej, ekspert Carnegie Endowment for International Peace Kirył Kriwoszejew, analizując ostatnie cztery lata rządów Łukaszenki, dochodzi do wniosku, że dyktator zamienił suwerenność kraju na utrzymanie się u steru wladzy.
Kriwoszejew zauważa, że „to, co Łukaszenka zbudował podczas swojej obecnej kadencji, to właśnie Białoruś”. Nie jest jasne oczywiste, czy jest to republika radziecka, ale nie socjalistyczna, czy państwo stowarzyszone z Rosją.
Autor przypomina, że do lutego 2022 roku w kraju toczyły się rozmowy o zastąpieniu dotychczasowego układu władzy na „kolektywnego Łukaszenkę” – Ogólnobiałoruskie Zgromadzenie Ludowe.
Łukaszenka oświadczył wówczas także, że „w nowej konstytucji nie będę z Państwem współpracował jako prezydent. Więc uspokójcie się, spokojnie to przyjmijcie”.
Jak pisze autor, społeczeństwo białoruskie nie wierzyło w szczerość dyktatora. „Ale z drugiej strony nie chciało też spłoszyć jakiejkolwiek oznaki zmian” – uważa ekspert.
Nieprędko dowiemy się, w jakim stopniu Łukaszenka faktycznie dopuszczał rezygnację z prezydentury w latach 2020–2022. Zdaniem autora, najmłodszy syn Łukaszenki, Mikołaj, może o tym pisać w swoich pamiętnikach.
Jednak z pośrednich sygnałów wynika, że początkowo legitymizacja władz białoruskich zawstydziła nawet Moskwę. Autor przypomina, że Siergiej Ławrow stwierdził wówczas, że wybory w 2020 r. były „niedoskonałe” i namawiał Mińsk do ustępstw wobec opozycji.
Kriwoszejew zauważa, że początkowo białoruska opozycja również liczyła na współpracę z Kremlem. Co więcej, przeciwników Łukaszenki było w Moskwie mnóstwo, zwłaszcza w bloku gospodarczym. Ale gdy Polska i Litwa stały się głównymi zagranicznymi partnerami opozycji, „w końcu ustalono przyjaciół i wrogów”.
Zachodni dyplomaci wspierali także kontakty z Moskwą, aby wpłynąć na Łukaszenkę w trwającym kryzysie migracyjnym.
„Łukaszenka 2021 roku był postrzegany na Zachodzie jako nastolatek-chuligan, a Władimir Putin jako niedoskonały, ale wciąż podlegający negocjacjom dorosły, który mógłby na niego wpłynąć” – pisze autor.
Jednak od lutego 2022 roku Putin w oczach zachodnich polityków przestał wyglądać korzystnie na tle szokującego kolegi, a Łukaszenka de facto utracił podmiotowość w polityce zagranicznej… Nie wiadomo, kto ukuł słowo „Mińskwa”, ale bardzo trafnie odzwierciedla ono rzeczywistość obu krajów.
Autor pisze, że w ciągu dwóch lat „operacji specjalnej” Łukaszence udało się odnaleźć równowagę i obecnie twierdzi, że ma poparcie 87% społeczeństwa, czyli nawet o 7% więcej niż przypisał sobie w 2020 roku. Ale o wiele ważniejsze jest to, że mocno utrzymuje monopol na władzę w kraju. Minęły wybory parlamentarne i „wydaje się, że minęło najstraszniejsze zagrożenie w całej karierze białoruskiego przywódcy”.
Kriwoszejew zauważa, to odczucie jest jednak fałszywe.
„Wiążąc się z ciałem politycznym Władimira Putina, Łukaszenka ściśle związał swój los z wynikiem kryzysu ukraińskiego”. W takiej sytuacji maksimum, jakie może wynieść z nowej kadencji prezydenckiej, to kolejne pięć lat na stanowisku generalnego gubernatora „zachodniej forpoczty Rosji”.
A teraz już nie ma możliwości wyjścia z obecnej sytuacji, pisze Kriwoszejew. Łukaszenka mógłby sobie jeszcze wyobrazić siebie jako zakładnika Kremla. Ale może się to jednak zdarzyć tylko wtedy, gdy „operacja specjalna” dla Moskwy zakończy się niepowodzeniem. Teraz Łukaszenka jest „wyraźnym beneficjentem obecnego stanu rzeczy, odrodzonym w nowej odsłonie”.
ba za anshaniva.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!