Demokratyczna, proeuropejska opozycja wzywa do oprotestowania wyników „wyborów parlamentarnych” i wyjścia na ulicę w poniedziałek wieczorem. Władze z kolei bardziej niż o wynik zdają się bać niskiej frekwencji. Do udziału w głosowaniu zachęcają zniżkami na towary sprzedawane przed lokalami wyborczymi.
– Tymi wyborami nikt się nie interesuje i nikomu nie są potrzebne – powiedziała mi emerytka z Mińska i zaraz dodała: – Ludzie mogą je zignorować, ale nikt nie będzie o tym chlapał jęzorem na prawo i lewo, bo to może nieść za sobą różne konsekwencje. Spojrzała na mnie wymownie. Najwyraźniej białoruskie władze obawiają się małego zainteresowania, bo na przykład administracja obwodu brzeskiego zachęca do przyjścia na głosowanie nie tylko koncertami i sklepikami ze ciastami, kanapkami i alkoholem, bo te są tradycją w białoruskich lokalach wyborczych. Kuszą, że każdy, kto spełni swój obywatelski obowiązek, nie pożałuje, bo będą na nich czekały wysokiej jakości produkty w świetnych cenach.
„Prawdę powiedzą tylko we własnej kuchni”
– Jeśli chodzi o politykę, Białorusini prawdę powiedzą tylko we własnej kuchni, a i to nie zawsze – tłumaczyła mi dalej emerytka, żaląc się przy tym, że starymi ludźmi nikt się w jej kraju nie interesuje. Od razu przypomniało mi się, jak podczas poprzednich wyborów – prezydenckich, w październiku, pojechaliśmy z operatorem na „Komarowkę”, czyli rynek w centrum Mińska. Ceny na Białorusi poszły wtedy mocno w górę, między innymi dlatego, że białoruski rubel nie jest odporny na wahania kursu rosyjskiej waluty. Na nagrywanie na „Komarowce” trzeba mieć zgodę administracji rynku, więc cały czas mieliśmy przy sobie „gospodarza”, który przyglądał się naszej pracy.
Czytaj dalej reportaż Arlety Bojke na tvp.pl
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u:https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!