Ośmielam się napisać na tematy, które nie dają mi spokoju. O stanie naszej świadomości narodowej. Jeżeli zadać pytanie, czym jest patriotyzm przeciętnemu Polakowi na Kresach, to nastąpi chwila ciszy i człowiek długo będzie zastanawiać się – co to jest i w ogóle czego ja od niego chcę.
Niedobrze jest ze stanem świadomości naszych kresowych Polaków. Tragedia z naszym ojczystym językiem polskim. Jest bardzo źle. Jedyne koło ratunkowe, to nasz Kościół katolicki, gdzie jeszcze czujemy się u siebie. Ale i to koło ratunkowe ma coraz mniej powietrza. Chociaż 90% katolików na Białorusi to Polacy, ale przeważająca część naszych Polaków na Białorusi już musi uczestniczyć w mszach św. w języku białoruskim. Niestety, co mnie bardzo boli, idzie białorutenizacja naszych Polaków.
Na wschodzie Białorusi są już parafie, gdzie nie ma już możliwości udziału w Mszy św. po polsku. Czasami dziecko przychodzi do kościoła z wyuczonymi podstawowymi modlitwami po polsku, w domu, a okazuje się, że musi znów uczyć się tego samego, tylko już w języku białoruskim. Dochodzi do tego, że zwracasz się do księdza po polsku, a on uparcie odpowiada ci po białorusku. Sam tego doświadczyłem.
Jest taki paradoks, że Białorusini modlą się w cerkwiach po rosyjsku, a Polacy w kościołach po białorusku. Byłoby wolą rządzących na Białorusi, by w ogóle wyrzucić język polski z kościołów, oni zawsze robią zarzuty dla polskojęzycznych księży, że muszą prowadzić msze po białorusku, albo po rosyjsku. Tylko takich zarzutów nie robią prawosławnemu klerowi.
Ostatnim bastionem polskości pozostaje nasza grodzieńska diecezja. Chociaż i tutaj są już msze po białorusku, ale większość jest dzięki Bogu jeszcze po polsku (jak długo?). Dobrze powiedział jeden znajomy ksiądz Jan z naszej grodzieńskiej diecezji, że – „Tamte (sowieckie) czasy wiele złego dla polskości zrobiły, natomiast dzisiejsze nie okazały się szczęśliwszymi…W historii naszego narodu nie można było przecież nigdy oddzielić wyznania wiary od miłości Ojczyzny.
Aby duszpasterstwo Polaków na Wschodzie miało przyszłość, nie może ono ograniczać się tylko do języka polskiego na Mszy św.… Oprócz prowadzenia duszpasterstwa w języku polskim należałoby przy kościołach organizować kulturalne życie Polaków – tak, jak to czyni Polonia zachodnia. To pozwoliłoby bardziej integrować Polaków w poszczególnych parafiach, integrować i starszych i młodych… Czas pracuje na naszą niekorzyść.
Należałoby jak najszybciej coś zrobić w tym kierunku, inaczej stracimy tych, którzy jeszcze w jakiś sposób starają się zachować swoją polską tożsamość na Wschodzie. Bo jak kiedyś, tak i dzisiaj „nie jest łatwo być Polakiem na Wschodzie”.
Tracimy nasze fundamenty polskości. Taka okrutna prawda. Ale łatwo powiedzieć, że coś trzeba zrobić. Ale co konkretnego może zrobić zwykły Polak w naszych warunkach? Wbrew pozorom może zrobić dużo. Myślałem o tym od dawna. Dwa razy zwracałem się z apelem do Polaków w Macierzy o przysyłanie mi polskiej prasy katolickiej. Odzew był fantastyczny. Przez ostatnie 6 lat otrzymałem około… 3 ton prasy katolickiej i nie tylko katolickiej. Nie żartuję, około trzech ton gazet, czasopism i książek i wszystko poszło do 5 naszych lidzkich parafii. Prasa nadchodzi do dnia dzisiejszego.
Po raz pierwszy w życiu muszę pochwalić białoruskie władze, bo praktycznie nie stawiały i nie stawiają one do dnia dzisiejszego większych przeszkód na drodze polskiej prasy katolickiej na Białoruś. Praktycznie wszystko dochodzi – każda prasa katolicka i nie tylko katolicka, każda książka, płyta CD i DVD. Nawet w miarę możliwości dzieliłem się tym bogactwem z innymi parafiami, poza moim miastem.
Dzięki temu nasi Polacy z Ziemi Lidzkiej mają szansę (przy dobrej chęci) być informowani o życiu Kościoła katolickiego w Polsce i na świecie, ale i o tym co dzieje się w Polsce. Bo przeciętny Polak Kresowy naprawdę wie o życiu dzisiejszej Polski bardzo mało. Nie pomagają w tym białoruskie środki masowej informacji, które podają tylko negatywną informację o Polsce. Ale tak samo polskie organizacje na Wschodzie też mało robią, żeby donieść do zwykłych naszych Polaków informację o dzisiejszej Polsce.
Tak nasza polska elita (niestety nieliczna) dobrze orientuje się dzięki internetowi, co dzieje się w Polsce, ale nie wszyscy nasi Polacy mają internet czy antenę satelitarną.
Zawsze mnie drażni nasza lidzka regionalna TV i jej popularny koncert życzeń, gdzie na przykład „Kazimierz Józefowicz pozdrawia z jubileuszem swoją kochana żonę – Stanisławę Bronisławównę” i prosi dla niej wykonać piosenkę na przykład Pugaczowej, czy Kirkorowa. Krew mnie zalewa jak to słyszę.
Postawiłem takie pytanie i ja – sam sobie. Bo też z żoną kilkakrotnie chcieliśmy pozdrowić się nawzajem z okazji jubileuszy, czy naszych przyjaciół. Zawsze z tym były problemy, bo ani lidzkie radio, ani lidzka TV nie miały u siebie polskich piosenek. Bo po co one im były potrzebne, przecież na Ziemi Lidzkiej mieszka „tylko” około… 50.000 Polaków, według danych oficjalnych, niech słuchają i zamawiają „wspaniałe” ruskie piosenki, wszyscy ich słuchają i Polacy też muszą ich słuchać. No i co? Znów wypłakać się jeden drugiemu w rękaw – co my możemy zrobić?
Nie, nie płakaliśmy, a szliśmy do lidzkiego radio, a potem i do lidzkiej TV ze swymi nagraniami i bezczelnie nalegaliśmy o wyemitowanie przyniesionej polskiej piosenki dla kochanego męża, czy kochanej żony, czy drogich przyjaciół Lucyny, czy Tadeusza. I ciekawe, że te nasze polskie piosenki były grane. Potem telefony od naszych znajomych lidzkich Polaków, w sensie tego, że … jesteście zuchami, tak i trzeba itd.
A dwa lata temu moja Teresa przyniosła na CD piosenkę (oczywiście polską) z życzeniami dla naszej koleżanki i przypadkowo była świadkiem jak starszy Polak chciał zamówić swojej żonie na jubileusz jakąś polską piosenkę, a jemu odpowiadają w redakcji, że … nie mamy polskich piosenek. Tereska mocno tym przejęła się, przyszła do domu i mówi mi, że trzeba nareszcie z tym coś zrobić… zapisaliśmy z żoną płytę CD z najlepszymi (na nasz gust) polskimi piosenkami.
Zanieśliśmy tę płytę razem ze spisem tych piosenek do redakcji miejscowej TV. I teraz każdy kto chce zamówić piosenkę dla najbliższych, ma przed sobą w redakcji spis tysięcy ruskich i zachodnich piosenek, wśród których może wybierać i… 25 polskich piosenek (są umieszczone na oddzielnej kartce). Jakoby jest to tylko malutki procent, ale w naszym totalnie zrusyfikowanym społeczeństwie jest to dużo.
Nie chcę powiedzieć, że pracownicy naszych miejscowych środków przekazu są w zachwycie do takiej oddolnej inicjatywy, ale i większego oporu my nie odczuliśmy. Mało tego, napisałem do najpopularniejszej lidzkiej gazety informację, że teraz jest taka możliwość zamówienia dla najbliższych piosenki w języku polskim i gazeta to wydrukowała. Nie będę kłamać, że teraz dziesiątki tysięcy Polaków z Ziemi Lidzkiej zamawiają tylko swoje – polskie piosenki.
Niestety nie. W dalszym ciągu w większości są zamawiane ruskie przeboje. Ale jak czasami słyszę w miejscowej TV polską piosenkę z tej naszej płyty, to jest to nam z żoną miód na serce.
No i ostatnia akcja. Zobaczyłem w miejscowej TV reportaż o powstaniu w naszej nowej miejskiej bibliotece kącika literatury chrześcijańskiej. No to pięknie, marzenie dla ludzi wierzących w ZSRR. Poszedłem zobaczyć jak to wygląda. Wygląda pięknie, cała szafa zastawiona pięknymi religijnymi książkami i albumami. Jak i oczekiwałem, cała literatura prawosławna (oczywiście po rusku). No to co, znów mówić sobie – co my możemy zrobić?
Oczywiście, że szukam odpowiedzialną osobę, która tym kącikiem zajmowała się i pytam ją dlaczego cala literatura tylko prawosławna, przecież pani wie, że u nas 38% katolików (Polaków) w Lidzie. Proponuję zrobić przynajmniej jedną półkę z literaturą katolicką. I tym razem nie widzę i nie słyszę kategorycznej odmowy, a tylko zrozumienie i powołanie na to, że biblioteka nie ma katolickiej literatury. Aha! Chwytam się tego mocno i proponuję, że ja załatwię katolicką literaturę.
Na co ta pani wyjaśnia mnie, że biblioteka nie ma kasy na opłacenie takiej usługi. Mówię jej, że ja to wszystko przyniosę za darmo. Chętnie zgadza się. Za kilka dni ładuję najwspanialsze katolickie książki i piękne albumy (oczywiście po polsku) do plecaka i zanoszę do biblioteki. Przez jakiś czas sprawdzam… jest kącik literatury katolickiej.
Tak nie ukrywam, że jestem dumny z tego co robię, nie ukrywam, że jestem polskim patriotą. Nie boję się, że niektórzy „homo sovieticus” mówią za moimi plecami o mnie jako o polskim nacjonaliście z ruskim nazwiskiem. Myślą oni przy tym, że poniżają mnie. Na odwrót. Jest to w naszych warunkach najlepszą pochwałą, bo władze wszystko zrobiły, żeby patriotyzm na Białorusi i nie ważne jaki polski, czy białoruski kojarzył się z nacjonalizmem. No trzeba przyznać – udało im się to.
Takie trzy przykłady opisałem, nie dlatego, że pragnę pochwalić się, że jestem taki dzielny i jestem takim bohaterem. A opisałem dlatego, żeby nasi zwykli Polacy zrozumieli, że nie jest prawdą stare ruskie przysłowie że… „jeden w polu nie woin” (żołnierz). Nawet jedna osoba może zrobić dla polskości bardzo dużo, bo nigdy nie mówię – „Co my możemy zrobić”???, a mówię – „Co ja mogę zrobić”?
Aleksander Siemionow
Artykuł ukazała się w „Echo Polesia” nr 3/2012
6 komentarzy
obserwator
5 sierpnia 2015 o 14:25Chwila moment, czyli wkrótce wszyscy Białorusini mówić będą po rosyjsku, a Polacy na Białorusi – po białorusku?
Chyba nie o taką Białoruś walczy BiełSAT i podobne.
Swoją drogą, to smutne, że przez 1000 lat istnienia narodu polskiego nie udało nam się wykształcić innych form wyrażania polskiego patriotyzmu jak w formie religijnej lub nacjonalistycznej. Przecież polskiego można uczyć także na utworach innych niż pacierze i hymny religijne oraz przyśpiewki rasistowskie.
AntyFiutin
5 sierpnia 2015 o 15:09Jakieś mądre propozycje ?
Czy tyko tak sobie bredzisz, żeby tylko opluć Kościół i Narodowców ?
Znasz choć jeden utwór patriotyczny, Polski napisany, skomponowany przez lewactwo ???
Tak ? To dawaj, chętnie się z nim zapoznam.
Wiktoria
6 sierpnia 2015 o 16:46Panie Aleksandrze! Przeczytałam Pański artykuł i w duchu przyklaskiwałam każdemu słowu-tam jest sama prawda.Niech Bóg wszechmogący pomaga Szanownemu Panu w krzewieniu polskośći na naszych polskich Kresach! Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia! Ja też jestem urodzona na Kresach-w Wołkowysku,teraz mieszkam w Królewcu.
gosia z rzeszowa
6 sierpnia 2015 o 17:14z moich wedrowek po chalupach na grodzienszyznie i nawet dalej raczej zauwazylem obraz odmienny: stare numery rycerza niepokalanej i innych czasopism religijnych starannie przechowywane gdzies po szafach wszystko zadbane podkreslone modlitwy wszystko stare wydania czasopism katolickich, dobrze by bylo zeby mlodziez patryiotyczna zamiast strzelac fotki na cmentarzach pomogla jeszcze tym zyjacym i rozdala pare numerow czasapism koscielnych gdzies po wsiach gdzie do miasta i katedry daleko
józef III
6 sierpnia 2015 o 23:47Racja Panie Olku !
Myszanin
8 sierpnia 2015 o 12:41Język polski w kościołach polskich na Białorusi zawsze w przeszłości był wielkim wsparciem dla polskości tam. Watykan, jak wiadomo, przestawił się na języki natodowe krajów. Rozwój białoruskości w pińskim seminarium stanowi wsparcie tej tendencji, a więc osłabia efekt funkcjonowania polskojęzycznego seminarium w Grodnie. Dzięki kościołowi z językiem polskim polskość przetrwała tam cały wiek XIX i wprost wybuchowo odrodziła się po roku 1918 na terenach, które pozostały w Polsce. Koscielne księgi ślubów i chrztów dowodzą, jak to się działo: jak wzrosła liczba ślubów, w tym z przechodzeniem na katolickość, jak dużo chrzciło się dzieci, jak powracały polskie imiona i nadawano nowe – np. Romuald, Wanda. A więc białorutenizacyjna polityka Watykanu będzie gwoździem do trumny polskości na Białorusi.