
Czekiści. Fot. Domena publiczna
Ta operacja trwała siedem lat i stała się prawdziwą dumą czekistów. W ZSRS pisano o niej książki i kręcono filmy. W rzeczywistości była to zakrojona na szeroką skalę prowokacja przeciwko własnym obywatelom i tym, którzy na emigracji nie zaakceptowali nowej władzy, knując plany obalenia bolszewików. Fikcyjna rzeczywistość, w której nie można wierzyć absolutnie nikomu. Ciekawe były też jej następstwa, a właściwie losy głównych manipulatorów dziesięć lat po triumfalnym zakończeniu „Trustu”. W ramach kontrrewolucyjnego spisku zostali oskarżeni przez swoich towarzyszy, z którymi zmontowali i przeprowadzili „Trust”. Dalej był stalinowski konwejer i represje, czyli śmierć – zgodnie z najlepszymi tradycjami czekistów.
Operacja „Trust” rozpoczęła się od aresztowania Aleksandra Jakuszewa, wysokiego rangą urzędnika Ludowego Komisariatu Handlu Zagranicznego. Czekiści dowiedzieli się, że podczas zagranicznej podróży służbowej Jakuszew kontaktował się z jednym z przedstawicieli białej emigracji.
Uważa się, że ta historia skłoniła szefa sowieckiego kontrwywiadu Artura Artuzowa, którego wsparło kierownictwo OGPU – Feliks Dzierżyński i Wiaczesław Mienżyński – do stworzenia fikcyjnej organizacji monarchicznej, za pomocą której można byłoby wodzić za nos zarówno uczestników białego ruchu za granicą, jak i własnych obywateli w kraju.
Jakuszewa udało się przekonać do współpracy. Stanął on na czele fałszywej organizacji antybolszewickiego podziemia — „Monarchistycznej Organizacji Centralnej Rosji” (MOCR). Była to wieloetapowa operacja WCzK, która trwała długie siedem lat.
Jakuszew nie był jedyną „wizytówką” fikcyjnej organizacji, nazwanej dla zachowania konspiracji „Trust”. Do jej wsparcia zaangażowano szereg innych wysokich rangą oficerów, przemysłowców i arystokratów carskiej Rosji. Ta reprezentacyjna ekipa miała za zadanie uśpić czujność i przekonać nawet najbardziej nieufnych rodaków o istnieniu potężnego i wpływowego antybolszewickiego podziemia.
Legenda działała bez zarzutu. Podstępu nie wyczuli uczestnicy białego ruchu, którym czekiści organizowali przejścia przez granicę i spotkania z przedstawicielami monarchistycznego podziemia Wszyscy opisywali MOCR jako organizację silną z ogromnymi powiązaniami i możliwościami.
Na haczyk czekistów złapał się również agent brytyjskiego wywiadu Sidney Reilly, który potraktował podróż do ZSRS na spotkanie z członkami MOCR jako rozrywkową wycieczkę. Napisał nawet do żony: „Wyjeżdżam dziś wieczorem i wrócę we wtorek. Nie ma żadnego ryzyka… Jeśli przypadkiem zostanę aresztowany, będzie to, co najwyżej, nieistotne oskarżenie. Moi nowi przyjaciele są tak potężni, że doprowadzą do mojego uwolnienia”.
W rzeczywistości szpieg był już pod obserwacją OGPU.
Uśpiwszy czujność Reilly’ego, przewieziono go do wewnętrznego więzienia Łubianki. Agenta przesłuchiwał między innymi przyszły szef NKWD Gienrich Jagoda. Ale tutaj czekiści ponieśli porażkę — nie udało im się uzyskać od Reilly’ego żadnych informacji.
Egzekucja Reilly’ego była zgodna z duchem operacji, w której nie można było ufać nikomu i niczemu. Zaraz po zatrzymaniu szpiega, w nocy 29 września 1925 r., czekiści zainscenizowali strzelaninę na granicy z Finlandią, w której rzekomo zginął Reilly. W ten sposób rozwiązali problem spodziewanych żądań Wielkiej Brytanii o wydanie swojego obywatela. Dla Korony Brytyjskiej Reilly był już martwy.
Choć trzeba przyznać, że Reilly do końca trzymał się twardo. Czekiści próbowali go złamać, inscenizując przewiezienie go na miejsce egzekucji. Nic z niego nie wydusili.
Prawdziwa egzekucja miała miejsce w moskiewskiej dzielnicy Sokolniki, gdzie Reilly po raz kolejny został zabrany „na spacer”. Okazało się, że był to jego ostatni spacer.
W tym samym roku, co Reilly, w Moskwie na Łubiance zginął jego towarzysz Boris Sawinkow — rosyjski rewolucjonista, członek Partii Socjalistów-Rewolucjonistów i uczestnik ruchu białych. On również powrócił do Rosji, dając się zwabić na przynętę czekistów. Czasami błędnie twierdzi się, że Sawinkow również wpadł w sieci bolszewików podczas operacji „Trust”. Było jednak inaczej. Operacja schwytania Sawinkowa – „Syndykat-2” – była oddzielnym przedsięwzięciem prowokacyjno-inspirującym.
Kierował nią również Artuzow, więc łatwo się pogubić. W tamtych latach OGPU prowadziło jednocześnie dziesiątki operacji mających na celu dezinformację, rozbicie i zdemaskowanie wrogów władzy sowieckiej – zarówno na emigracji, jak i w kraju.
Jednak wrogami władzy sowieckiej szybko stali się jej najwierniejsi słudzy. Główny prowokator „Trustu”, Aleksander Jakuszew, w 1934 roku został skazany na 10 lat pozbawienia wolności i zmarł, oficjalnie, na zawał serca w obozie pracy.
Nie mniej znamienny okazał się los jego kuratorów w ramach operacji „Trust”.
Szef kontrwywiadu GPU Artur Artuzow i jego „prawa ręka” Władimir Styrne zdążyli zrobić błyskotliwą karierę w organach represyjnych państwa sowieckiego. Przerwała ją wielka czystka w 1937 roku.
Towarzysze służby zmontowali przeciwko nim kolejny „kontrrewolucyjny spisek”. Obaj zostali skazani na karę śmierci i rozstrzelani w dniu wydania wyroku. Pod listą skazanych na śmierć, obok nazwiska Artuzowa, osobiście podpisał się Stalin.
Ponoć w celi na Łubiance Artuzow również wydał swój wyrok na Stalina. Na ścianie lub, według innej wersji, na prześcieradle napisał własną krwią:: „Uczciwy człowiek powinien zabić Stalina”.
Niestety, w otoczeniu dyktatora nie było uczciwych ludzi.
Andrei Grigorev, niezależny dziennikarz, redaktor naczelny i wydawca emigracyjnego czasopisma „Wschody”







Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!