Struktury Armii Krajowej na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie należały do najlepiej rozwiniętych we wschodnich województwach Rzeczpospolitej. Niewątpliwy wpływ na to miał fakt, że wspomniane regiony o powierzchni ponad 100 tys. mkw. zamieszkiwała w większości ludność polska (z przeszło 4800 tys. mieszkańców ponad 2800 tys. stanowili Polacy). Z oczywistych powodów polski ruch oporu – nie tylko struktury wojskowe Służby Zwycięstwa Polski, a następnie ZWZ-AK, ale także najczęściej powiązane z nimi podziemne organizacje społeczne – dzięki wsparciu polskiej ludności miał o wiele lepsze warunki do prowadzenia działalności konspiracyjnej. Dzięki temu począwszy od początku wojny wileńsko-nowogrodzkie, a także kowieńskie struktury SZP, a następnie ZWZ-AK wykazywały się aktywnością nie tylko w działalności konspiracyjnej, ale także w operacjach zbrojnych. Dodajmy, że ogromnym wsparciem w działalności miejscowych struktur Armii Krajowej byli cichociemni. Od 1940 roku dowództwo nad wileńsko-nowogródzkim okręgiem Armii Krajowej sprawował Aleksander Krzyżanowski ps. „Wilk”.
A konspiracja w warunkach terroru i represji – litewskich (październik 1939-czerwiec 1940), sowieckich (1940-czerwiec 1941) i niemieckich (od 1941) – które wymierzone były w ludność cywilną nie należała do najłatwiejszych. Sauguma, NKWD, a następnie nazistowskie służby bezpieczeństwa na spółkę z Litwinami bezwzględnie starały się rozbić struktury polskiego podziemia, i bez względu na jego aktywność masowo mordowały cywilów. W czasie kolejnych okupacji w więzieniu na Łukiszkach oraz lesie ponarskim doszło do przerażających zbrodni: szacuje się, że w Ponarach SS i litewski Ypatingasis būrys – kolaboracyjna formacja policyjna podporządkowana Sicherheitsdienst i Sicherheitspolizei, która aktywnie uczestniczyła w Holokauście – zamordowały około 100 tys. ludzi (w tym ok. 70 tys. Żydów, 20 tys. Polaków, a także Romów i Rosjan).
Mimo terroru żołnierze ZWZ-AK konsekwentnie prowadzili walkę z okupantami: w latach 1940-1944 dokonali setek akcji dywersyjnych, zlikwidowali też kilkudziesięciu zdrajców oraz funkcjonariuszy litewskiej Saugumy (m.in. Marijonasa Padabę). Dodajmy, że kilka wyroków śmierci wydanych przez Trybunał AK do dziś budzi gorące dyskusje. Przykład z brzegu to sprawa poety Teodora Bujnickiego, którego w 1942 roku skazano na śmierć za kolaborację z sowieckim okupantem (wyrok na nim został wykonany dopiero w listopadzie 1944): prawda, w 1941 roku opublikował na łamach prosowieckiego pisma „Prawda Wileńska” wiersze sławiące ZSRR i Stalina, jednak czy w jego wypadku nie wystarczyłoby napiętnowanie w prasie podziemnej albo ostracyzm? Podobnie chciano postąpić z Józefem Mackiewiczem, którego oskarżono o współpracę z Niemcami – w 1941 roku w proniemieckim „Gońcu Codziennym” opublikował serię artykułów o wymowie antysowieckiej – jednak wyrok śmierci na niego został anulowany. Interesujące, że w 1943 roku Mackiewicz stał się celem sowietów, kiedy w wywiadzie na łamach „Gońca” zdemaskował rzeczywistych sprawców zbrodni w Katyniu (za zgodą władz podziemnych obserwował ekshumację zwłok oficerów).
Jednak aktywność wileńsko-nowogródzkich struktur ZWZ-AK w walce z okupantem do 1944 roku w pełni oddają akcje organizacji przeciw wojskom niemieckim i formacjom litewskich kolaborantów. Zanim doszło do decydującej batalii z Niemcami w lecie 1944 roku, jednym z najważniejszych zadań struktur akowskich była walka z Litewskim Korpusem Posiłkowym (LVR). Tą dwunastotysięczną formację Niemcy zamierzali wykorzystać do zwalczania partyzantki sowieckiej i AK. Rzecz jasna Litwini mieli też swoje pryncypia, a jednym z nich był terror i eksterminacja polskiej ludności. Kiedy dowodzący Korpusem gen. Povilas Plechavičius odrzucił propozycję gen. Krzyżanowskiego o zawieszeniu broni i przerwaniu wzajemnych walk starcie było nieuniknione. Przyznać trzeba, że akowcy błyskawicznie i z zadziwiającą łatwością poradzili sobie z wrogiem: w maju – po rozgromieniu LVR w bitwach pod Graużyszkami i Murowaną Oszmianą – Niemcy rozwiązali formację.
Ofensywa zbliżających się do przedwojennych granic RP oddziałów Armii Czerwonej zmusiła do działania władze podziemne. W połowie kwietnia 1944 roku w Wilnie odbyła się konferencja dowództwa wileńskiego okręgu AK z przedstawicielami Komendy Głównej oraz miejscowych polityków. W rozmowach prowadzonych pod przewodnictwem Aleksandra Krzyżanowskiego wzięli udział mjr dypl. Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” (oficer oddziału operacyjnego KG AK i dowództwa Okręgu Nowogródzkiego AK), ppłk Lubosław Krzeszowski „Ludwik” (szef sztabu Okręgu Wileńskiego AK), oraz dr med. Jerzy Dobrzański „Irwid” – zastępca Okręgowego Delegata Rządu RP i osobisty doradca polityczny Krzyżanowskiego. Podczas nich sprecyzowano przebieg planu akcji „Burza”, w tym jego najważniejszej operacji o kryptonimie „Ostra Brama”, której celem było opanowanie Wilna przed nadciągającymi wojskami sowieckimi. W celu konsolidacji sił i usprawnienia kierowania operacjami zostały połączone okręgi AK Wileński i Nowogródzki, zaś sama „Burza” miała być serią działań polegających na przeprowadzaniu zasadzek na wycofujące się z frontu wojska niemieckie, a także atakowaniu mniejszych oddziałów Wehrmachtu i żandarmerii oraz akcji dywersyjnych na szlakach komunikacyjnych i w systemie łączności.
Tego typu działania wileńsko-nowogródzkie oddziały AK zaczęły podejmować już w końcu kwietnia 1944 roku, przy czym ich celem było nie tylko uprzykrzanie Niemcom życia, ale także zdobywanie ich kosztem broni i amunicji, które w obliczu decydującego boju o Wilno były na wagę złota. Według takiego scenariusza przebiegła akcja oddziału por. Romualda Rajsa „Burego”, który w końcu kwietnia zaatakował niemiecką kolumnę samochodową na szosie lidzkiej, na północ od Jaszun, w tzw. Lesie jaszuńskim. Niemcy wpadli w zasadzkę i po krótkiej wymianie ognia poddali się: łupem akowców padło kilkanaście sztuk broni (w tym erkaemy). O wiele większym sukcesem zakończyła się akcja żołnierzy Wiktora Jagody „Brzozy” oraz plutonu z 1. Brygady „Juranda” (por. Czesława Grombczewskiego) pod dowództwem ppor. Romana Koraba-Żebryka na szosie Wilno-Świr (tzw. Trakt Batorego). 30 czerwca partyzanci sprytnie osaczyli kolumnę ciężarówek, które wiozły zaopatrzenie do jednego z niemieckich garnizonów. Zwalony przez nich słup telegraficzny na zakręcie szosy skutecznie unieruchomił pojazdy, a w trakcie gwałtownej wymiany ognia partyzanci położyli trupem ponad połowę żołnierzy z obsady konwoju (zabito 22 ludzi, z których większość to byli Litwini i Łotysze z formacji SS). W ich ręce dostało się nie tylko kilkadziesiąt karabinów i pistoletów oraz znaczna ilość amunicji i granatów, ale także obfity prowiant.
Aktywnością wykazały się również 2. i 6. Brygada Wileńska – jedne z najsilniejszych formacji AK, które miały odegrać ważną rolę w operacji „Ostra Brama”: w wyniku starć na południe od Wilna, w okolicach Ejszyszek (w maju), oraz we wsi Korwie w majątku Strumiłły (na początku lipca) Polacy poradzili sobie z o wiele silniejszym przeciwnikiem – Niemców wspomagani Litwini i Białorusini – i zdobyły pokaźne ilości broni. W dziesiątkach takich akcji oddziały z wileńskiego i nowogródzkiego okręgów AK zadały wrogu dotkliwe straty, ale co ważniejsze zdobyły znaczne ilości broni i amunicji.
Bezradność Niemców wobec ofensywy AK na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie musiała być duża, skoro na początku lipca w kręgach dowódczych Wehrmachtu padła propozycja zaangażowania Polaków do obrony Wilna przed Rosjanami. Z takim pomysłem wystąpił przedstawiciel wileńskiej ekspozytury Sicherdienstpolizei untersturmführer Bibel podczas narady, w której prócz niego uczestniczyli jego przełożony Gebietskommisar Hans Hingst, gen. Gerhard Poel, komendant Wileńskiego Okręgu Umocnionego oraz oficerowie jego sztabu. Bibel, dość trzeźwo szacujący siły akowców skoncentrowanych wokół miasta na 18 tys. bojowców, zaproponował, aby dogadać się z ich dowództwem i obsadzić nimi główną linię obrony Wilna. Wygląda na to, że nie skonsultował się w tej sprawie z Hingstem, bo ten z miejsca zaprotestował, odwołując się do honoru niemieckiego żołnierza, który w żadnym razie nie będzie współdziałał z takimi „towarzyszami walki”. Na argument Poela, że w wypadku szturmu miasta przez przeważające siły AK pięciuset osobowy garnizon niemiecki nie będzie w stanie wiele wskórać, odrzekł wprost, że 4000 słabo wyposażonych „wszawych Polaków” („reszta to tylko sympatycy”) nie zdoła opanować Wilna. Poza tym szef wileńskiego SD był przekonany, że Polacy nie pójdą na współpracę i z pewnością będą wspierać sowietów. I aby zniechęcić Poela do nawiązania kontaktów z akowcami zagroził, że wpuszczenie ich do miasta Hitler potraktuje jako zdradę („Führer straci Wilno, ale pan generał straci jeszcze więcej, bo głowę”).
Strach Poela przed sowietami był uzasadniony: w latach 1942-1943 był on kolejno komendantem Witebska, Smoleńska i Baranowiczów (tutaj w grudniu 1943 roku stanął na czele komendantury polowej sił bezpieczeństwa tzw. Oberfeldkommandantur 400), gdzie odznaczył się bezwzględnym tropieniem Żydów oraz zwalczaniem ruchu oporu, a zwłaszcza sowieckiej partyzantki. Inspirował też i wspierał działalność Rosjan i Białorusinów, którzy przejawiali chęć do walki z reżimem stalinowskim. Jego uczestnictwo w zbrodniach na Wschodzie wyjaśnia dlaczego za wszelką cenę zamierzał stawiać opór „żydokomunie”, nawet z pomocą Armii Krajowej. A miał powody, by liczyć na taki alians: Niemcom przecież udało się w na przełomie 1943/1944 roku nawiązać współpracę z dowódcami kilku zgrupowań AK na Nowogródczyźnie i Grodzieńszczyźnie – m.in. kpt. Adolfem Pilchem i por. Józefem Świdą – którzy zaopatrzeni przez nich w broń i amunicję zaczęli zwalczać sowieckich partyzantów i wspierającą ich ludność białoruską. Na marginesie, mimo że już w marcu 1944 roku tę współpracę potępiła zarówno Komenda Główna AK w Warszawie, jak i Naczelny Wódz w Londynie, niektóre oddziały na Grodzieńszczyźnie w dalszym ciągu w ten sposób zaopatrywały się w broń i amunicję. Z kolei nieprzejednanym przeciwnikiem współpracy z Niemcami był komendant okręgu wileńskiego AK płk Aleksander Krzyżanowski, który w styczniu 1944 roku odrzucił propozycje składane mu najpierw przez Sicherdienstpolizei, a następnie przez Abwehrę. Tak samo odrzucił ofertę Poela, który po wspomnianej naradzie próbował nawiązać z nim kontakt.
Od wiosny 1944 roku Niemcy przygotowywali się do obrony Wilna. Z rozkazu Hitlera miasto i okolice zostały uznane za rejon umocniony: ruszyła budowa linii fortyfikacji i węzłów obronnych, które miały bronić dostępu do miasta od południa i południowego-wschodu. Brak czasu i środków spowodował, że tylko częściowo udało się im zrealizować ten plan. Zdążyli jedynie zabezpieczyć przedmieście w rejonie szos do Mejszagoły, Niemeczyna i Wiłkomierza. W pozostałych punktach improwizowali, adaptując do obrony budynki. Strategiczne znaczenie miało lotnisko w Porubanku, na którym stacjonowała grupa bojowa z 4. Dywizji Lufftwaffe. Na początku lipca pięciusetosobowy garnizon wzmocniły jednostki 170. Dywizji Piechoty Wehrmachtu, dywizjon 240. pułku artylerii, pododdziały 256. batalionu niszczycieli czołgów, 296. batalion artylerii przeciwlotniczej oraz 16 pułk policyjny SS i 600 spadochroniarzy (ci ostatni włączyli się do walki 8 lipca). W ten sposób, łącznie z żandarmerią i zmobilizowanymi rekonwalescentami, siły niemieckie w Wilnie wzrosły do około 17 tys. żołnierzy, wyposażonych w 270 dział, 110 czołgów i wozów pancernych oraz 46 moździerzy.
Przygotowania Niemców do obrony w znacznej mierze umknęły uwadze wywiadu AK: w chaosie spowodowanym przez wycofujące się z frontu jednostki niemieckie i ewakuacją cywilów uwadze akowców umknęło wiele ważnych informacji o liczbie, dyslokacji i uzbrojeniu obrony niemieckiej. Plan opanowania Wilna Krzyżanowski sprecyzował w rozkazie z 26 czerwca 1944 roku. Założeniem operacji „Ostra Brama”, która miała się rozpocząć 7 lipca, było zajęcie miasta przed nadejściem wojsk radzieckich. Miały tego dokonać trzy zgrupowania taktyczne, zadaniem których był atak od południowego-wschodu (Zgrupowanie nr 3 pod dowództwem mjr Czesława Dębickiego ps. „Jarema”), południa (Zgrupowanie nr 4 „Warty”) i wschodu (Zgrupowanie nr 1 „Podhorodeckiego”). W celu odciągnięcia uwagi Niemców Zgrupowania nr 2 „Węgielnego” i nr 5 „Łupaszki” miały upozorować uderzenie na północy. Kluczem do sukcesu były jednak jednostki akowskie wewnątrz miasta tzw. konspiracyjny garnizon miejski, które miały zaatakować Niemców równocześnie z uderzeniem z zewnątrz. Krzyżanowski dużą uwagę poświęcił ewentualnej współpracy z wojskami radzieckimi: wprawdzie podkreślił, że należy je traktować jako armię sojuszniczą i współdziałać z nimi na poziomie taktycznym, jednak zakazał podporządkowywania się, a w wypadku prób rozbrajania bić się.
Wojska radzieckie zbliżały się do Wilna szybciej niż przewidywano: 5 lipca zajęły Smorgonie, odległe od Wilna tylko o 70 km. W tej sytuacji Krzyżanowski, przebywający w sztabie w Wołkorabiszkach (25 km od Wilna) zdecydował się o jeden dzień przyspieszyć „Ostrą Bramę” (szturm miał się rozpocząć 6 lipca o godzinie 23). Niestety odnośny rozkaz dotarł do jednostek, które dopiero zmierzały się do miejsc koncentracji, z opóźnieniem lub wcale. W ten sposób w wyznaczonym terminie do ataku ruszyły tylko Zgrupowania „Jaremy” i „Podhorodeckiego” (w sumie około 4,5 tys. ludzi, ze skromnym wsparciem broni przeciwpancernej, moździerzy i granatników). Zadanie nie było łatwe: brak czasu spowodował, że akowcy nie zdołali przeprowadzić rozpoznania i poznać słabych stron wroga. Wiele wskazuje też na to, że od kilku dni Niemcy spodziewali się ataku.
Żołnierze „Jaremy” (9 Brygada, 1 i 6 batalion 77 pułku piechoty, OD „Promienia” i OS „Gracza”) i „Podhorodeckiego” (3, 8 i 13 Brygada, 3 i 5 batalion 77 pułku piechoty, ORKO „Groma” i OS „Wilczura”) – w sumie 3,8 żołnierzy – zaatakowali niemiecką obronę w okolicach cmentarza na Rossie, a także w rejonie położonych nieco na północ Markucic i Belmontu. Obydwa rejony walk oddzielała linia kolejowa, na której operował niemiecki pociąg pancerny. Od początku akowcom szło jak po grudzie: wprawdzie udało się im zbliżyć się do linii wroga, jednak ten dzięki ostrzałowi artyleryjskiemu i atakom lotniczym szybko zmusił ich do wycofania się na pozycje wyjściowe. Ofiary wśród partyzantów rosły, a zapasy amunicji topniały w oczach. Walki na południowo-wschodnich przedmieściach Wilna trwały do wieczora 8 lipca, a ich przebieg zmieniło dopiero przybycie w okolice miasta wojsk sowieckich – III Gwardyjskiego Korpusu Zmechanizowanego, a następnie 5. Armii generała Kryłowa i dwóch korpusów pancernych 5. Armii Pancernej Gwardii (w sumie 100 tys. żołnierzy) – które w ciągu 24 godzin oczyściły lewobrzeżną część Wilna.
Ze zmiennym szczęściem toczyły się również walki wewnątrz miasta. Kierujący garnizonem wileńskim AK mjr Leon Poklewski „Skarbek” planował poderwanie do walki żołnierzy w czterech dzielnicach, na które zostało podzielone miasto. Jednak w nocy z 7 na 8 lipca bój rozpoczęło tylko 700 ludzi w dzielnicy Kalwaryjskiej i Śródmieściu. Prawda, akowcom udało się opanować koszary i rynek w dzielnicy Kalwaryjskiej, jednak dopiero wsparcie radzieckich 277. i 97. Dywizji Piechoty, które rano 8 lipca dotarły w ten rejon, pozwoliło na kontynuowanie natarcia. W ten sposób akowcy przy wsparciu piechoty radzieckiej i artylerii opanowali do końca dnia całą dzielnicę, a 10 lipca sforsowali Wilię. Zacięte walki w centrum miasta trwały do 13 lipca, kiedy skapitulowało ostatnie gniazdo oporu Niemców w rejonie placu Łukiskiego. W walkach o Wilno poległo i zostało rannych kilkuset żołnierzy Armii Krajowej. Z wileńskiego kotła udało się ujść jedynie grupie dowodzonej przez komendanta Wilna generała Reinera Stahela (około 3 tys. żołnierzy), jednak ranem 13 lipca pod Krawczunami doznała ciężkich strat w starciu ze Zgrupowaniem nr 2 „Węgielnego”.
Już pierwsze kontakty akowców z Rosjanami wskazywały, że sojusz nie będzie trwały, a po uporaniu się z Niemcami może dojść do konfliktu. 7 lipca gen. Agadowicz Asłanow, dowódca sowieckiej 35. Gwardyjskiej Brygady Pancernej próbował rozbroić Zgrupowanie „Podhorodeckiego”, który pod presją zdecydował o rozwiązaniu swoich oddziałów i przejściu do konspiracji. Póki co po interwencji Krzyżanowskiego gen. Kryłow dał za wygraną, argumentując, że była to samowolna decyzja Asłanowa. Jednak czym bliżej zakończenia walk tym częściej Rosjanie przejawiali wrogość wobec akowców. Symptomatyczny był incydent z 13 lipca: kiedy po zdobyciu Góry Zamkowej oddział pchor. Jerzego Jenscha zatknął na wieży zamkowej biało-czerwoną flagę, dowództwo sowieckie błyskawicznie nakazało ją zdjąć.
Sowiecki zrzucili maskę cztery dni później. W wyniku negocjacji, które płk Krzyżanowski prowadził z dowództwem sowieckim między 12 a 14 lipca, podległe mu oddziały, dzięki dozbrojeniu w sowiecką broń i amunicję, miały utworzyć 19 Dywizję Piechoty i brygadę kawalerii, które w dalszych walkach miały wspierać Armię Czerwoną, zachowując jednak podległość rządowi londyńskiemu. W oparciu o następne jednostki miał powstać korpus AK na czele z gen. Krzyżanowskim. Wobec takiej ochoty sowietów do współpracy „Wilk” chętnie przystał na ich prośbę, aby wszystkie odległe mu oddziały opuściły miasto i skoncentrowały się w rejonie Puszczy Rudnickiej. Do uzgodnienia szczegółów i zawarcia umowy miało dojść 17 lipca w wileńskiej kwaterze gen. Iwana Czerniachowskiego, dowódcy 3. Frontu Białoruskiego. Krzyżanowski udał się na nie wraz z szefem swojego sztabu mjr Teodorem Cetysem, jednak nie zabrał ze sobą ochrony (zresztą, czy to by coś zmieniło). Edmund Banasikowski, dzięki relacji „Wilka” i Cetysa, tak opisał to spotkanie: „Za dużym urzędowym biurkiem polscy oficerowie ujrzeli gen. Iwana D. Czerniachowskiego. Z młodej twarzy, tchnącej wyrazem wielkości, bił chłód i maskowane półuśmiechem nieprzyjazne spojrzenie. Pod ścianą sali stało czterech innych generałów i kilku niższych stopniem oficerów. „Wilk” ze „Sławem” usiedli na krzesłach stojących przed biurkiem. „Sław” trzymał w ręku teczkę z opracowanym Ordre de Bataille polskiej, planowanej dywizji. Na sali panowała niczym niezmącona cisza. Niepokojąco długie milczenie gospodarzy przerwał „Wilk”. Przechodząc do reorganizacji polskich oddziałów Armii Krajowej, wypowiedział kilka zdań wstępnych. I nagle stała się rzecz straszna, mrożąca krew w żyłach. Czerniachowski, poderwawszy się z krzesła, silnym uniesionym głosem skandował: – nikagowo dogawora nie budiet. Po poruczeni Sowieckowo prawitielstwa ja was dołżen obiezorużit. – Eto nasza ziemla – waląc pięścią w stół, krzyczał na całe gardło inny generał stojąc w pobliżu. Na sali zawrzało. Do wnętrza wpadło kilku żołnierzy z pepeszami gotowymi do strzału. „Wilk” zaskoczony perfidią i cynizmem sowieckich generałów usiłował protestować w imieniu prawa. Szef sztabu „Sław” sięgnął do kabury, ale powstrzymał się od strzału; wykręcono mu ręce i zabrano pistolet. Obaj rozbrojeni i poddani osobistej rewizji – „Wilk” i „Sław” zostali rozdzieleni i zamknięci w pojedynczych pomieszczeniach piwnicznych”.
Tego dnia w podobny sposób Sowieci uwięzili komendantów Okręgów Wileńskiego i Nowogródzkiego – podpułkowników Lubosława Krzeszowskiego „Ludwik” oraz Adama Szydłowskiego „Poleszuk”, zaś w Boguszach zwołali odprawę gen. Czerniachowskiego z kilkudziesięcioma oficerami różnych wileńskich jednostek AK: rzecz jasna sowiecki generał nie pojawił się, a 150 żołnierzy sowieckich rozbroiło i zatrzymało Polaków, których osadzono w wileńskim więzieniu. Do wieczora zostali aresztowani także delegat rządu w okręgu wileńskim i jego współpracownicy. W następnych dniach NKWD przy użyciu lotnictwa przeprowadziło w Puszczy Rudnickiej obławę na pozbawionych dowództwa akowców: w sumie udało się im schwytać około 6 tys. oficerów, podoficerów i szeregowców, których osadzono w obozie w Miednikach. Stamtąd większość z nich – przed wszystkim oficerowie – trafiła do obozów w Riazaniu i Kałudze. Około jednej czwartej udało się zbiec, nieliczni zdecydowali się wstąpić do 1. Armii WP (najbardziej opornych szeregowców wcielono do pułku rezerwowego Armii Czerwonej).
Gen. Krzyżanowski z Wilna trafił do moskiewskiego więzienia na Butyrkach, a stamtąd do obozów dla żołnierzy AK w Diagilewie (koło Riazania), a następnie Griazowcu (w okolicach Wołogdy). W sierpniu 1947 roku „Wilkowi” udało się zbiec z obozu na północy ZSRR i dotrzeć do Wilna, skąd chciał się przedostać do Polski: niestety zdradził go pełnomocnik rządu polskiego ds. repatriacji (podczas rejestracji „Wilk” nieopatrznie podał swoje prawdziwe nazwisko). Po krótkim pobycie na Butyrkach w Moskwie powrócił do Polski, jednak polscy komuniści nie zapomnieli o nim. W 1948 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Stalinowski oficer śledczy, chor. Wiesław Trutkowski próbował go wmanewrować w konszachty z Niemcami i zwalczanie sowieckiej partyzantki, jednak do procesu nie doszło. Krzyżanowski zmarł na gruźlicę w szpitalu więziennym 29 września 1951 roku. Został pochowany w bezimiennej mogile pod murem Cmentarza Powązkowskiego, skąd w 1957 roku staraniem córki – Olgi – jego zwłoki zostały przeniesione i uroczyście pochowane na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
Opr. TB
fot. Walki o wyzwolenie Wilna. Patrol żołnierzy Armii Krajowej i radzieckich na ulicy Wielkiej. W głębi zarys Cerkwi Piatnickiej (https://audiovis.nac.gov.pl)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!