Dyrekcja widząc moją aktywność w trafionych decyzjach biznesowych i wzrost zysków spółdzielni podniosła mi uposażenie do 250,-zł miesięcznie. Było to bardzo dużo (dla porównania: obiad kosztował jedną złotówkę, a wieczór w lokalu kosztował pięć złotych). Poznając prawa i mechanizmy obrotów na giełdzie towarowej przy skupie zboża i trzody chlewnej wypracowywałem zysk wykorzystując koniunkturę na rynku. Nasi właściciele ziemscy byli bez grosza. Skłaniało to ich do sprzedaży zboża na pniu i to po niższych cenach. Później to samo zboże odsprzedawaliśmy z zyskiem. gdy popyt na ziarno wzrósł.
Wspomnienia Józefa Nowiny-Konopki dedykowane swoim synom, wnuczętom i ich potomkom.
Matura
Pod względem organizacyjnym zdawanie ustnej matury polegało na tym, że na salę egzaminacyjną wchodziło po trzech uczniów i każdy z nich otrzymywał po jednym pytaniu z trzech przedmiotów. Jeszcze przed rozpoczęciem egzaminu moja wychowawczyni powiadomiła nas, że w poprzednim dniu nasza najlepsza koleżanka niestety egzamin dojrzałości „ oblała”. Ta informacja wytrąciła mnie z równowagi i nie miałem ochoty wchodzić w składzie pierwszej trójki, tym bardziej, że pozostała dwójka kolegów była „ asami” – to znaczy najlepszymi uczniami na roku. Byłem w niebywałym stresie. Świadomy swoich braków, które niejednokrotnie były obnażane przez moich profesorów zakładałem , że w tej nierównej walce polegnę. Niestety, moje obawy się potwierdziły w chwili gdy wyciągnąłem pytanie z towaroznawstwa. Moja wiedza dotycząca wskazanego w pytaniu zagadnienia była zerowa.
Zacząłem jednak bardzo płynnie i wyczerpująco odpowiadać na pytania z dwóch pierwszych przedmiotów. Na komisji zrobiłem dobre wrażenie. Przed przystąpieniem do odpowiedzi z trzeciego przedmiotu zwróciłem się do przewodniczącego Komisji o zmianę pytania z towaroznawstwa. Prośbę swoją motywowałem tym, że materia pytania dotyczyła zagadnień przerabianych na nieobowiązkowych zajęciach pozalekcyjnych. Dyrektor szkoły, który był jednocześnie przewodniczącym Komisji – mimo sprzeciwu nauczyciela przedmiotu – przychylił się do mojej prośby. Otrzymałem pytanie , które będę pamiętał do końca życia „ Stal i jej obróbka”.
Właśnie na ten temat czytałem notatki w drodze do szkoły. Recytowałem temat z takim zacięciem, że mimo podziękowań komisji – dalej kontynuowałem odpowiedz.
Na koniec sesji egzaminacyjnej następowało ogłoszenie wyników egzaminu maturalnego. Do ich odczytania wytypowany został profesor od towaroznawstwa. Domyślałem się, że skoro zdawałem w pierwszej trójce, to moje nazwisko również w pierwszej trójce powinno być wymienione w przypadku zdania matury. Jednak ani w pierwszej, ani w drugiej ani w trzeciej trójce moje nazwisko nie padło! Zbladłem i oparłem się o ścianę. Korytarz mi zawirował i od straty przytomności uratował mnie dźwięk mojego nazwiska , które zostało wyczytane jako ostatnie. Moje otwarte szeroko oczy zobaczyły wymowne spojrzenie profesora , który w ten sposób zademonstrował brak zgody na sposób, w jaki wybrnąłem z tarapatów. Byłem szczęśliwy i Panu Bogu dziękowałem za opatrzność. Miałem zdaną maturę i perspektywę pracy. Wtedy nie wiedziałem, że nie będzie to wcale proste.
ŚWIADECTWO UKOŃCZENIA SZKOŁY HANDLOWEJ PRZEZ JÓZEFA KONOPKĘ 1933R.
MOJA PIERWSZA PRACA
Był rok 1933, a więc trzeci rok światowego kryzysu gospodarczego. W Polsce spadek produkcji sięgał 50%. Szczególnie kryzys dotknął rolnictwa. Na rolniczym Wołyniu chłopi nie mogli sprzedać swoich plonów. A ludzie w mieście nie mając pracy, nie mieli za co kupować jedzenia.
Moja mama była bardzo dumna z mojego wykształcenia. Nie mogła jednak zrozumieć, dlaczego nie mogłem znaleźć pracy mimo wielokrotnych prób jej szukania. Ktoś mi poradził, żebym zwrócił się do aktywnego członka „Legionu Młodych”. Był to związek Pracy dla Państwa , który pod względem ideologicznym był antykapitalistyczny, antyklerykalny i antydemokratyczny. Pierwsze pytanie aktywisty było: Czy należę do „Legionu Młodych” ? Byłem tym pytaniem oburzony. Zapytałem więc swojego rozmówcę dlaczego nie pyta mnie, co ja umiem ? Czy należenie do organizacji automatycznie daje wiedzę i doświadczenie ? Dlaczego nie spytał się mnie o mój patriotyzm, który odważnie zademonstrowałem w szkole powszechnej ? Na kłopotliwe pytania aktywista nie umiał odpowiedzieć i dlatego bez żalu go pożegnałem. Ta lekcja była na tyle skuteczna, że nigdy później nie wstąpiłem do żadnej organizacji o zabarwieniu politycznym.
Doświadczony brakiem ambitnej pracy uznałem, że lepsza praca dowolna, byle by była. Stanąłem przed szansą być „dyplomowanym gońcem” w Spółdzielni Rolniczej za 30 zł miesięcznie. Płatność odbywała się codziennie. Za otrzymywaną złotówkę mogłem zjeść dobry obiad. Spółdzielnia swoje biuro i sklep miała w centrum miasta. Natomiast magazyny były oddalone około 2 km .Ten dystans musiałem pokonywać 3-4 razy dziennie, żeby dostarczać korespondencję i odbierać zwrotnie kwity i inne dokumenty magazynowe. Sklep i buro musiałem utrzymywać w czystości, a w okresie zimowym opalać węglem. Fakt, że poprzedni kierownik został powołany do wojska spowodował, że ja przejąłem również czynności związane z obsługą klientów.
Prezes Spółdzielni był bardzo wymagający . Jako były oficer armii austriackiej hołdował zasadom wyniesionej zeń dyscypliny. Pierwsze spotkanie z nim było dla mnie fatalne. Przez nieuwagę podszedłem za blisko jego biurka i nieopatrznie położyłem opuszki jednej ręki na blacie. Natychmiast zostałem zbesztany uwagą : „ To nie jest knajpa, by się rozpierać ! Należy stać trzy kroki od biurka itp. ” . Tą uwagę wziąłem sobie głęboko do serca . Bardzo przydała mi się w późniejszym życiu.
Mój rozwój zawodowy szedł w tym kierunku, że coraz więcej czasu spędzałem w sklepie przy obsłudze klientów. Byli oni bardzo różni, a ja bez specjalnego wysiłku starałem się zaspokoić wymagania nawet najbardziej grymaśnych. Zadowoleni nasi goście po zrobieniu zakupów prosili o wskazanie miejsca urzędowania prezesa. Po paru minutach od wejścia klientów do gabinetu mojego szefa byłem również i ja zapraszany do niego. Wtedy prezes poprosił swoich gości o powtórzenie wypowiedzi na temat jakości ich obsługi. Były to dla mnie bardzo miłe pochwały.
Na koniec prezes zwracał się do mnie z retorycznym pytaniem : Czy pan to słyszał ? Nie czekając na odpowiedz dodawał : Proszę pana o dalszą taką pracę – bardzo dziękuję !
Moja mozolna i profesjonalna praca została doceniona. Zostałem mianowany na kierownika sklepu z poborami w wysokości 120,- zł miesięcznie. Nie unikałem również i mniej ambitnych prac. Pewnego dnia mając chwilkę wolnego czasu przecierałem szmatką stojący przed sklepem firmowy motocykl. Zauważyli to przechodzący ulicą moi koledzy ze szkoły. Weszli do sklepu i zrobili mi uwagę, że sprzątając w sklepie kompromituję szkołę, którą wspólnie ukończyliśmy.
Na to ja podniesionym głosem zapytałem : A jakimi ambitnymi zajęciami wy się zajmujecie ?
Okazało się, że są na garnuszku u swoich rodziców. Wytknąłem im, że są klasycznymi pasożytami w swoich domach. Pouczyłem ich, że żadna praca nie hańbi. A moja praca daje mi satysfakcję, że zarabiam na swoje i mamy utrzymanie. Poprosiłem pyszałków o opuszczenie miejsca mojej pracy.
Po tych wypowiedziach zostałem automatycznie uznany za socjalistę, a kolegów musiałem szukać wśród proletariackich rodzin.
Życiowe doświadczenia w kolejnej pracy
Niestety wyniki ekonomiczne mojej spółdzielni na trudnym rynku były coraz gorsze. Uznałem więc za konieczne znalezienie nowej pracy. Dowiedziałem się, że Związek Ziemian Wołynia powołuje do życia nową spółdzielnię zbytu płodów rolniczych w której potrzebny jest główny księgowy.
ZAŚWIADCZENIE O PRACY JÓZEFA KONOPKI W SPÓŁDZIELNI ZBYTU PŁODÓW ROLNICZYCH ROLNICZYCH
Zaproponowano mi uposażenie w wysokości 150,-zł za pracę , której celem było dostarczanie prawdziwego i rzetelnego obrazu sytuacji majątkowej i finansowej spółdzielni. Napotkałem jednak duże trudności, ponieważ miałem jedynie wiedzę teoretyczną . Opatrzność Boska znowu wzięła mnie w opiekę. Pewien księgowy przysięgły potrzebował pilnie pomocnika do sporządzenia bilansu sądowego. Celem tego bilansu było wykazanie w trybie pilnym nadużyć w rozpracowywanej firmie.
Zaletą propozycji było zarobienie 300,-zł ale wadą było to, że trzeba to było zrobić w trzy dni i trzy noce. Ze zmęczenia upadaliśmy na biurka. Pracę przerywaliśmy żuciem kawy i jedzeniem czekolad.
Tak krótkiego i o szerokim profilu kursu prowadzenia księgowości w innych warunkach bym nie przeszedł. Między nami nawiązała się nić przyjaźni. Główny księgowy miał zacięcie dydaktyczne i trudne sprawy księgowości , kalkulowania i sprawozdawczości wyjaśniał mi zrozumiałym językiem.
Prezes spółdzielni z wykształcenia był inżynierem agronomem. Usposobienie miał bardzo pogodne a do mnie zwracał się z nieukrywaną sympatią – nazywając mnie „swoim synem”.
Czas mojej pracy był nienormowany. Wynikało to z faktu, że oprócz pracy księgowej musiałem kontrolować pracę magazynów zbożowych oraz zatrudnionych tam magazynierów. Ta druga czynność była zdecydowanie trudniejsza. Zdobywanie istotnych informacji od personelu magazynowego odbywało się w knajpie przy zakrapianej kolacji. Na początku imponowały mi drogie lokale i to, że byłem fundatorem tych spotkań. Jednak coraz częściej wracałem dobrze podchmielony do domu. Moja mama bardzo to przeżywała, zwłaszcza że mój ojciec również lubił zaglądać do kieliszka. Apelowała do mnie o zmianę pracy. Ona widziała mnie jedynie pijanego. Nie wiedziała, co ja robiłem w tym stanie i z kim się zadawałem. Knajpy – to magnes dla prostytutek i złodziei. Tarzałem się w tym bagnie – intuicyjnie przeczuwając, że jak tak dalej pójdzie to mogę się w tych nieczystościach utopić !
Pan Bóg chciał pokazać mi do jakiego stanu doprowadziłem siebie i jak bardzo ryzykowałem swoim życiem. Pewnego razu wracałem z wizytacji w terenie z kwotą 5000,-zł. Byłem niestety podpity, ale świadomy, że kwota, którą miałem przy sobie odpowiadała wartości nowego, trzy – pokojowego drewnianego domu. Bałem się, że w takim stanie pieniądze spółdzielni nie uda mi się donieść do miejsca zamieszkania.. Udałem się więc do kobiety, z której usług seksualnych stale korzystałem. Pokazałem jej te pieniądze i uczyniłem ją odpowiedzialną za to, żeby ani jeden banknot nie zginął ! Po czym włożyłem je pod poduszkę i zasnąłem kamiennym snem .
Rano obudził mnie lęk czy mam jeszcze pieniądze ? Najpierw zobaczyłem leżącą obok mnie gospodynię lokalu ,a potem ręka wyczuła pakunek z pieniędzmi. Moje zachowanie bardzo zabolało. właścicielkę mieszkania. Mało, że zwątpiłem w jej uczciwość, to nie doceniłem jej zapobiegliwości. Bojąc się rewizji policji obyczajowej – całą noc nie spała. Zapłaciłem jej 20,-złotych , co nie było małą kwotą, ale na pewno zasługiwała na więcej . Szczególnie, że ja przez swoje upicie bezpardonowo narzuciłem jej stresującą sytuację.
Nie byłem w stanie przez swoją pychę zobaczyć w tej kobiecie człowieka. Pan Jezus umiał w grzesznej Marii Magdalenie – zobaczyć kobietę gotową natychmiast zmienić swoje życie. Ja takiej pokory niestety nie miałem.
Coś jednak poruszyło moim sumieniem. Uznałem samokrytycznie, że to właśnie ja powinienem zmienić swoje życie. Pierwszym krokiem musi być zejście z drogi upadającego człowieka.
Żeby zmiana się powiodła zrobiłem sobie trzy postanowienia :
Pierwsze, że wrócę na drogę prawdziwego chrześcijanina. Poszedłem do kościoła na mszę .
Wyspowiadałem się, przyjąłem komunię i dziękowałem Panu Bogu za łaskę opieki nade mną.
Drugim postanowieniem było zerwania z piciem i z towarzystwem, które ciągnęło mnie na dno.
Trzecim postanowieniem było znalezienie nowej pracy.
Pierwsze dwa postanowienia udało się zrealizować samemu. W trzecim postanowieniu liczyłem tylko na Boską pomoc. Nowej pracy nie mogłem znaleźć.
Paradoksalnie wszyscy w spółdzielni byli ze mnie zadowoleni. Magazynowi pijaczki (od których się nie mogłem oderwać) chętnie ze mną współpracowali. Dyrekcja widząc moją aktywność w trafionych decyzjach biznesowych i wzrost zysków spółdzielni podniosła mi uposażenie do 250,-zł miesięcznie. Było to bardzo dużo (dla porównania: obiad kosztował jedną złotówkę, a wieczór w lokalu kosztował pięć złotych). Poznając prawa i mechanizmy obrotów na giełdzie towarowej przy skupie zboża i trzody chlewnej wypracowywałem zysk wykorzystując koniunkturę na rynku. Nasi właściciele ziemscy byli bez grosza. Skłaniało to ich do sprzedaży zboża na pniu i to po niższych cenach. Później to samo zboże odsprzedawaliśmy z zyskiem. gdy popyt na ziarno wzrósł.
Mechanizm ten wykorzystałem w pewnej dynamicznej sytuacji. Zauważyłem, że oferenci nie mogą sprzedać dużej partii kaszy gryczanej. Chwilowo zabrakło kupców z gotówką. Ja natomiast pieniądze miałem i nie tracąc czasu na konsultacje z prezesem, dokonałem zakupu całej partii kaszy po bardzo atrakcyjnej cenie. Pozostało teraz cierpliwie czekać aż pojawią się chętni na ten towar.
Kilka miesięcy później usłyszałem, że wojsko ogłasza przetarg na dostawę kaszy gryczanej. Zgłosiłem swoją ofertę i ją wygrałem. Mój kolega również wygrał przetarg na dostawę ziemniaków. Było to o tyle sensacyjne ponieważ do tej pory wszystkie przetargi wygrywali kupcy żydowscy, którzy mieli układy z podoficerami żywnościowymi.
Dowódca pułku był również bardzo zadowolony. Zaprosił mnie do jednostki by poznać osobiście oferenta , dzięki któremu jednostka zaoszczędziła znaczne środki finansowe. Byłem bardzo zaskoczony tym wyróżnieniem. Jednak pan major o wzroście 180cm był jeszcze bardziej zaskoczony gdy zobaczył szczupłego i niskiego (155cm) młodzieńca .Miałem wtedy 22 lata, ale wyglądałem znacznie młodziej. Po krótkiej chwili dowódca pułku pogratulował mi transakcji podkreślając fakt, że mnie udało się przełamać monopol kupców żydowskich na dostawę żywności.
Najbardziej zaskoczony był prezes spółdzielni, gdy dowódca pułku zadzwonił do niego oznajmiając mu, że w związku z tak udaną pierwszą transakcją proponuje, żeby spółdzielnia stała się stałym dostawcą żywności do jednostki – bez przetargów.
Co do kupców żydowskich, to trzeba powiedzieć ,że w sprawach handlowych byli bezwzględni. Posłużę się przykładem. W deszczowy dzień idę koło naszych magazynów zbożowych. Widzę stojącą furmankę ze złamanym kołem i bezradnego rolnika, który nie zdążył sprzedać dwa worki żyta przed zamknięciem magazynu. Do tego chłopiny podchodzi Żyd i proponuje mu grosze za to zboże. Nie wytrzymałem nerwowo i obrugałem Żyda. Chłopa poprosiłem o podjechanie pod magazyn i wyładowanie zboża pod zadaszeniem. Dostał ode mnie godziwą zapłatę .Jego wdzięczność i łzy radości nie miały końca. Okazało się , że miał liczną rodzinę i chciał kupić : sól, cukier i jakiś materiał na sukienkę dla swojej córki.
CDN
Pierwsza część wspomnień Józefa Nowiny-Konopki tutaj.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!