Trwająca już dziesięć miesięcy obecna ofensywa rosyjskich sił okupacyjnych wkrótce zakończy się fiaskiem z dwóch kluczowych powodów. Uważa tak były dowódca w batalionie Ajdar Jewhen Dikij.
Według niego Rosjanie będą mogli za pieniądze prowadzić werbunek na wojnę z Ukrainą jeszcze przez co najmniej sześć miesięcy, a następnie przejdą do przymusowej mobilizacji.
„Mówiąc wprost, jeszcze przez rok nadal będą przynajmniej łatać dziury. Nie będzie chodziło już o tworzenie nowych formacji uderzeniowych. Niedawno widzieliśmy tę historię. Próbowali utworzyć nową formację do ofensywy w obwodzie charkowskim. Jak widzimy, nic z tego im nie wyszło. Ofensywa okazała się porażką. Teraz ich głównym zadaniem jest załatanie dziur, czyli odrobienie strat i dalsze natarcia, gdzie odnoszą sukcesy” – powiedział.
Jego zdaniem rosyjscy najeźdźcy będą mogli jeszcze przez jakiś czas posuwać się w ten sposób, ponosząc jednocześnie straszliwe straty.
Dikij zauważył też, że według zachodnich dziennikarzy 12 tys. ukraińskich żołnierzy powstrzymuje obecnie 40 tys. Rosjan na kierunku pokrowskim. Wskazuje to na stosunek sił większy niż jeden do trzech na korzyść okupantów. Jednocześnie jednak w takiej sytuacji Rosjanie ponoszą znacznie większe straty w sile żywej. W najgorszej sytuacji na każdego poległego lub rannego w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy przypadają cztery osoby w szeregach rosyjskiego najeźdźcy.
W związku z tym analityk jest przekonany, że w pewnym momencie rosyjska ofensywa w obwodzie donieckim zakończy się fiaskiem.
„Po pierwsze, takich strat [Rosjan – red.] jak obecnie nie da się utrzymać zbyt długo. Nawet dla Rosjan. Ponoszą takie straty już od dziesięciu miesięcy. Jeszcze miesiąc, dwa, trzy, ale nie sześć miesięcy czy rok. Po drugie, to utrata pojazdów opancerzonych i artylerii. To jeszcze bardziej krytyczny moment” – zauważył i dodał, że uzbrojenie kończy się Rosjanom szybciej niż zasoby ludzkie.
Na przykładzie sytuacji w obwodzie charkowskim powiedział, że Rosjanie weszli w ten region dwukrotnie – w 2022 i 2024 roku.
„W 2024 roku liczba osób biorących udział w ofensywie w obwodzie charkowskim była trzy do czterech razy większa, ale liczba pojazdów opancerzonych była dziesięciokrotnie mniejsza i nie dlatego, że uważali ten kierunek za nieistotny, ale po prostu dlatego, że się skończyły ” – wyjaśnił.
Według niego Rosjanie mają obecnie kryzys w sprzęcie wojskowym, który coraz szybciej się wyczerpuje.
„To jeden z kluczowych czynników, dla których ich ofensywa na pewno wkrótce się zakończy. I to jest właśnie kluczowy czynnik, z powodu którego próbują wywrzeć na nas presję, abyśmy zawarli rozejm” – uważa analityk.
Dodał, że Rosjanie nigdy nie prosili o rozejm, gdy czuli się silni. Zaledwie sześć miesięcy temu Rosjanie nie żądali niczego od Ukrainy, ale obiecali swoim obywatelom zdobycie Kijowa, Dniepru, Odessy i Charkowa.
„Tak się zachowują, gdy są pewni siły swojej armii. Ale kiedy ich armia ma bardzo poważne problemy z przygotowaniem się, wtedy nagle zaczynają mówić o pokoju. Poza tym tak naprawdę nikt nie zapewni nam pokoju. Potrzebują przerwy, zamrożenia konfliktu na obecnej linii frontu, aby zgromadzić broń, pojazdy opancerzone i amunicję, aby przynajmniej nauczyć czegoś nowych rekrutów, a potem nas wykończyć. A dla nas niezwykle ważne jest, aby do tego nie dopuścić, bo ich ofensywa ugrzęzła w martwym punkcie” – zauważył.
Jednocześnie zauważył, że na Ukrainie mobilizacja stopniowo „rozpędza się”, ale na razie mocno niewystarczająca.
„Sytuacja się zmienia, czyli lody zostały przełamane. A jeśli teraz do tego dodamy ten proces, który właściwie rozpoczął się już w czerwcu-lipcu, to po pewnym czasie w końcu wyrównamy ich przewagę w sile żywej i wówczas pojawi się pytanie, nie kiedy ich ofensywa zakończy się fiaskiem, ale kiedy zaczniemy własną” – podkreślił.
Opr. TB, 24tv.ua
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!