W tym roku mija 15 lat od chwili, gdy redaktor Jolanta Danak-Gajda zainicjowała akcję rzeszowskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich poszukiwania na Kresach grobów dziennikarzy, pisarzy, wydawców. Początkowo obejmowała Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, dziś została rozszerzona na kilka innych miast i miasteczek zachodniej Ukrainy, a nawet Kijów.
Kresy słynęły niegdyś z ludzi piszących. Z tych ziem pochodzili znani żurnaliści, pisarze, poeci, twórcy ważnych mediów. Na potrzebę zadbania o miejsca ich pochówków zwróciła uwagę dziennikarka Polskiego Radia Rzeszów Jolanta Danak-Gajda.
W 2009 roku na Cmentarzu Łyczakowskim po raz pierwszy pojawiła się grupa pracowników rzeszowskich mediów, kilkuosobowa, która rozpoczęła poszukiwania i inwentaryzację grobów dziennikarzy i literatów. Po niej były kolejne.
Już pierwsze wyprawy przyniosły zaskakujące efekty. Odnaleziono kilkanaście mogił. Jedne były dobrze zachowane, wymagały jedynie zabiegów kosmetycznych, inne wydobywano spod zwałów gruzu i oplątujących je szczelnie pnączy. Wiele grobów na zawsze pozostanie nieodkrytych, bo przebudowali je nowi „właściciele”. Ale pocieszające jest to, że jeszcze sporo pochówków nie zostało zlokalizowanych.
Akcja na Cmentarzu Łyczakowskim zaczęła się w kolejnych latach rozwijać. Do Lwowa przybywały większe, z czasem prawie stuosobowe grupy dziennikarzy, nie tylko z rzeszowskiego oddziału SDP, ale też z innych części Polski, a nawet z zagranicy, by poszukiwać grobów swoich kolegów z przełomu XIX i XX wieku. Czasami dołączali redaktorzy z polskich redakcji na zachodniej Ukrainie.
Poszukiwaczy dzielono na grupy, jedna działała na Cmentarzu Łyczakowskim, druga Janowskim. Potem zaczęto szukać dalej: w Winnikach, Stanisławowie, Kołomyi, Śniatyniu, Bohorodczanach, Podhajcach. Wszystkim przyświecał jeden cel – ocalić od zapomnienia przedwojennych kolegów po piórze.
Nadeszła pandemia. Wydawałoby się, że akcja powinna ustać. Jednak determinacja organizatorów spowodowała, że na Cmentarzu Łyczakowskim przed Wszystkimi Świętymi pojawiały się kilkuosobowe grupy dziennikarzy, czasem wspomagane przez Polaków mieszkających we Lwowie. Bez obowiązkowych maseczek na twarzy, jak za dawnych lat, wydobywano spod gęstych zarośli zapomniane groby.
I kiedy sytuacja zaczęła wracać do normy, na wschodniego sąsiada Polski napadła Rosja. Od ponad dwóch lat celem rosyjskich ataków są różne miejsca na Ukrainie, również zachodniej. Alarmy rakietowe we Lwowie stawały się coraz częstsze. Jeden z nich w pierwszym roku pełnoskalowej wojny zastał piątkę uczestników corocznych poszukiwań dziennikarskich grobów na Cmentarzu Łyczakowskim. Wówczas jeszcze alarmy ogłaszano „na wszelki wypadek” i jako takie lwowianie je lekceważyli. Jednak w tym przypadku było inaczej. Odgłosy eksplozji, chociaż dalekie, dotarły do pracujących na Łyczakowie. Zbombardowano wówczas bazę paliwową i urządzenia energetyczne na obrzeżach Lwowa. Od tego momentu było wiadomo, że wróg może zaatakować o każdej porze w każdym miejscu.
W październiku ubiegłego roku kilkuosobowa grupa poszukiwawcza ponownie usłyszała przeraźliwe syreny alarmu lotniczego. Tego dnia nad Lwowem zestrzelono kilka rakiet i dronów. Akcji dziennikarskiej nie przerwano jednak i odnaleziono kolejne groby ukryte pod bujną roślinnością.
I pewnie także w tym roku, gdy nadejdzie październik, kilka osób, nie zważając na toczącą się wojnę, pojedzie szukać zaginionych grobów oraz zadbać o te odnalezione. Szkoda jedynie, że niektóre polskie ministerstwa nie biorą w tym udziału, chociaż statutowo są zobowiązane do dbałości o przeszłość historyczną i kulturalną naszego kraju.
Tekst ATK, zdjęcia ATK i z archiwum autora
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!