Leonid Kułakow, jeden z uczestników pikiety pod restauracją „Pojedziemy, pojemy” otwartej tuż obok miejsca pochówków tysięcy ofiar NKWD na Kuropatach trafił 27 czerwca z obrażeniami do szpitala. Działacz od tygodni pełnił wartę pod bramą obiektu, usiłując blokować wjazd klientów na teren obiektu.
Jak poinformował Radio Svaboda Paweł Seweryniec, który był świadkiem zdarzenia, incydent miał miejsce około godz. 17 w środę 27 czerwca. Samochodem marki Toyota jechały dwie kobiety, które nie zwolniły prędkości widząc wezwania do zatrzymania się. Samochód przejechał po nodze i ręce aktywisty. Kiedy ten upadł krzycząc, kobiety wycofały się.
Na miejsce zdarzenia wezwano pogotowie, a dyżurujący na miejscu pikiety milicjanci spisali kierowcę. Kułakow został odwieziony do szpitala.
Działacze opozycyjnych partii politycznych i organizacji społecznych od miesiąca domagają się zamknięcia restauracji w pobliżu memoriału w Kuropatach. Poszkodowany regularnie brał udział w pikietach, i jak pozostali uczestnicy, wielokrotnie karany był wysokimi grzywnami.
O tym, że uroczysko pod Mińskiem, gdzie w latach 1937-41 oprawcy z NKWD strzałem w tył głowy pozbawili życia nawet 250 tysięcy niewinnych ludzi stanie się atrakcją turystyczną białoruskiej stolicy, informowaliśmy w 2012 roku, gdy wybuchł skandal z centrum rozrywkowym „Bulbasz Hall”, które miało tam powstać. Białorusini zjednoczyli się w walce o pamięć sowieckich represji. Żądali od władz miasta wstrzymania budowy, wyburzenia części już powstałych obiektów i zbudowania na tym miejscu memoriału upamiętniającego ofiary stalinowskich represji.
Sytuacja wokół Kuropat związana jest polityką historyczną białoruskich władz, które unikają poruszania tematu represji stalinowskich. Na uroczysku Kuropaty w bezimiennych mogiłach spoczywają tysiące ofiar stalinowskich represji z lat 1937-41. Ich liczba nie jest dokładnie znana. Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny. Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.
W białoruskich podręcznikach szkolnych temat Kuropat jest całkowicie przemilczany. Na miejscu zbrodni władze do dziś nie ustanowiły żadnego pomnika. Stoją tu jedynie proste drewniane krzyże postawione przez zwykłych ludzi – najczęściej potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów oraz krzyż Straży Mogił Polskich.
Niejednokrotnie krzyże te – za cichym przyzwoleniem milicji – były usuwane, łamane i bezczeszczone. Białoruskie władze negują też fakt istnienia białoruskiej listy katyńskiej, a niekiedy propagandziści Łukaszenki starają się nawet udowodnić, że zbrodni tej dokonali Niemcy. Trudno się zresztą temu dziwić w sytuacji kiedy dawni NKWD-ziści są nadal przedstawiani młodzieży w szkołach jako wzorce wychowawcze, zaś Feliks Dzierżyński jest czczony jako bohater narodowy.
Na początku naszego stulecia władze Mińska zbudowały przez skraj uroczyska obwodnicę miasta. Kilka razy doszło wtedy na Kuropatach do starć milicji z białoruską opozycją usiłującą nie dopuścić do tej profanacji.Trudno ocenić, czy działanie to jest jedynie wynikiem typowej dla władz i części społeczeństwa Białorusi bezmyślności historycznej, czy cynicznym działaniem łukaszenkowskich specjalistów od „ideologii państwowej”, dla których NKWD nadal jest świętością, a Polacy wrogami. Niezależnie od tego mamy nadzieję, że polskie władze nie pominą milczeniem i nie pozostawią bez reakcji tej bulwersującej dla rodzin ofiar sprawy.
Kresy24.pl/ba
1 komentarz
Polak z Białorusi
28 czerwca 2018 o 23:32Leonid Kułakow-człowiek o złotym sercu…Oto Spadkobierca WKL