W 1928 roku ukazał się w „Lekarzu Wojskowym” artykuł dr. Antoniego Perekładowskiego „Opis warunków sanitarnych garnizonu Grodno”. Grodno było wówczas siedzibą Dowództwa Okręgu Korpusu (DOK) nr III i bardzo dużym garnizonem. Nic więc dziwnego, że służby wojskowe z dużą troską analizowały stan zdrowotny żołnierzy i mieszkańców, warunki mieszkaniowe, system żywieniowy, przestrzeganie elementarnych zasad higieny.
Obawiano się przede wszystkim wybuchu epidemii. Przypomnieć warto, że DOK III obejmowało obszar 19 powiatów z województw: białostockiego, nowogródzkiego i wileńskiego. Natomiast garnizon grodzieński liczył przed II wojną światową około 6,5 tys. żołnierzy. W grodzie nadniemeńskim stacjonowały między innymi: 76. Lidzki Pułk Piechoty im. Ludwika Narbutta i 81. Pułk Strzelców Grodzieńskich im. Króla Stefana Batorego oraz niepełny 29. pułk artylerii polowej – lekkiej, było i dowództwo 29. Dywizji Piechoty, od 1935 roku też niepełny 7. batalion pancerny, a od 1936 roku – 2. dywizjon artylerii przeciwlotniczej. Ponadto było tu kilka pododdziałów wydzielonych: 3. batalion sanitarny, 3. dywizjon żandarmerii i inne. Od 1924 r. istniała także Brygada Korpusu Ochrony Pogranicza „Grodno”.
Koszary
Największy kompleks wojskowy stanowiły w 1928 r. koszary Kościuszkowskie (77. pułk piechoty), Sułkowskiego (tu później stacjonował 7. baon pancerny) oraz Pika, wszystkie ulice, położone za torami byłej Kolei Warszawsko-Petersburskiej: Kościuszki, Narbutta (obecnie ul. Krasnoarmiejskaja), Sobieskiego (Zaharowa), Skidelska (prospekt Kosmonawtow). W tym też rejonie, przy ul. Legionowej (Biełusza) stacjonowali artylerzyści. 81. pułk piechoty zajmował koszary „szare” i „białe” („żółte”) przy ul. Mostowej.
Szwadrony zapasowe dwóch pułków kawaleryjskich ulokowano w koszarach Poniatowskiego (obecnie ul. Ostrowskiego, koło ul. Dzierżyńskiego). Dowództwo Okręgu Korpusu i garnizonowe kasyno oficerskie mieściło się przy ul. Piłsudskiego (Lenina 9), kasyno wcześniej znajdowało się na Starym Zamku. Rolę kościoła garnizonowego pełniła Fara Witoldowa (wysadzona w 1961 r.). 3. Okręgowy Szpital Wojskowy w Nowym Zamku miał kłopoty, bo naczółek gmachu zwalił się wskutek obsuwania się góry.
Było kilka jeszcze mniejszych koszar (niektóre w dawnych kamienicach), Dom Żołnierza z teatrem przy al. 3 Maja (ul. 1 Maja) i Dom Strzelca przy ul. Orzeszkowej, składnice i magazyny (przykładem koszary Głowackiego w pobliżu dworca kolejowego). Powstawały osiedla wojskowe, m.in. koło ul. Grandzickiej (Gorkiego). Pamiętano o cmentarzach, wojennym i wojskowym. Wojsko nadal użytkowało część fortów byłej Twierdzy Grodzieńskiej (w koszarach Folusz stał III dywizjon 29. pułku artylerii lekkiej), miało place ćwiczeń na Poniemuniu i Rubanówce.
Prawdę mówiąc, mamy wciąż trudności z dokładnym ulokowaniem zwłaszcza mniejszych obiektów wojskowych i byłbym bardzo wdzięczny Czytelnikom „Magazynu Polskiego” za podpowiedzi oraz zdjęcia. Dr Perekładowski szczególnie dużo miejsca poświęcił obozowi Rumlówka. Składał się on z placów ćwiczeń i strzeleckiego, strzelnicy bojowej, rzutni granatów i terenów do kwaterowania wojska. Zakazano na Rumlówce wycinania drzew i niszczenia alei. Znajdowało się tu u stóp wzgórza, oddzielającego obóz wojskowy od wioski, obfite źródło wody „ujęte w rurę żelazną”, a były i dwa mniejsze w wąwozach. Niestety, wody brakowało i trzeba ją było pobierać z rzeki. Skutek był taki, że przez dwa lata panowała na Rumlówce epidemia grypy z objawami gastrycznymi (żołądkowymi).
Kąpiele w Niemnie i w łaźniach
W czas ciepły największym kąpieliskiem dla grodnian był Niemen. Nie wymagano kart i czepków pływackich, nie brakowało chętnych do pływania „na dziko”. Natomiast Wojskowy Klub Wioślarski z pomocą władz miejskich urządzał stałą pływalnię. Do celów rekreacyjnych nie nadawała się Horodniczanka, z której jednak niektórzy mieszkańcy czerpali wodę. Antoni Perekładowski poświęcił rzeczce sporo uwagi i najczęściej były to słowa cierpkie. Bo chociaż Horodniczanka wiła się urokliwie, to uchodziła za siedlisko zarazków z powodu przyjmowania ścieków i nieczystości z ulic.
Jeszcze do niedawna spływały do niej nawet brudy z gmachu DOK III, starostwa i sądu rejonowego. Horodniczanka służyła i jako droga dojazdowa do domów położonych nad jej brzegami. Autor marzył o jej zasklepieniu, co oznaczało de facto zamienienie rzeczki na kanał ściekowy. Na pocieszenie chciano brzegi przekształcić w bulwar. Plany takie powstały, ale 2,5 miliona złotych na ich sfinalizowanie nie znaleziono. W Grodnie była tylko jedna łaźnia publiczna, prywatna, żydowska. „Korzystają z niej tylko ludzie inteligentniejsi, pozatem ludność tutejsza jest jeszcze na tyle nieuświadomiona, że wcale się nie kąpie całymi miesiącami”.
Mocno powiedziane, ale taka była rzeczywistość i w innych miastach II Rzeczypospolitej. Gorzej, że łaźnia grodzieńska pozostawiała wiele do życzenia, była utrzymywana brudno. Wiele zastrzeżeń miano i do łaźni wojskowej z parówką: ciasne kabiny, odkryte kanały z brudną wodą, brak wentylatorów elektrycznych, dla kadry tylko 4 wanny. Dobrze natomiast funkcjonowały wodociągi grodzieńskie. Wodę pobierano powyżej mostu kolejowego, oczyszczano i pompowano do dwóch wież ciśnień, a stamtąd płynęła do kranów domowych z wyjątkiem niektórych przedmieść. Można było też korzystać z 14 studni i ze źródeł, zwłaszcza z „królewskiego” koło mostu drewnianego z kranem.
„Perełki” z życia codziennego
Doktor Antoni zebrał sporo wartościowych materiałów, poczynając od obserwacji meteorologicznych, wykonywanych w Gimnazjum Męskim im. A. Mickiewicza i w 3. baonie sanitarnym (w 1926 r. było np. 10 burz z piorunami). Poddał analizie dane demograficzne i bardzo go zmartwiła duża dysproporcja płci, bo na stu mężczyzn (cywili) mieszkających w Grodnie przypadało aż 120 kobiet (w całej Polsce 107). Zajrzał do mieszkań (prawie 4% obywateli mieszkało w lokalu z jedną izbą i bez płyty kuchennej).
Zaprezentował w artykule instytucje, organizacje i placówki, zajmujące się opieką społeczną i higieną, a było ich kilkanaście. Ocenił warunki handlu produktami spożywczymi, pracę rzeźni miejskiej. Wiele miejsca autor poświęcił statystyce chorób (zdarzyły się i dwa przypadki cholery azjatyckiej). By nie zamęczyć czytających, pominę uczone wywody i wskaźniki statystyczne, a podam jeszcze kilka szczegółów. W całym mieście była tylko jedna chłodnia, urządzona przez Żydowskie Towarzystwo Higieniczne „TOS”.
W lipcu 1923 roku statystyczny grodnianin spożył zaledwie 0,184 litra mleka, dostarczonego głównie przez handlarki wiejskie. Dopiero w 1920 r. sprzątnięto woniejące szczątki około 2 tys. koni padłych w czasie I wojny światowej i walk polsko-rosyjskich (bolszewickich). W niektórych podwórzach – nie mówiąc już o domach – nie było wcale ustępów. W roku 1920 chcąc zwalczyć epidemię duru plamistego w ciągu 15 dni – wykąpano i ostrzyżono ponad 23,6 tys. osób, a ich odzież poddano dezynfekcji. Nic więc dziwnego, że po stwierdzeniu takich faktów tekst A. Perekładowskiego kończył się kilkoma pilnymi postulatami: zaprowadzić kanalizację, zbudować krytą halę targową, urządzić drugą chłodnię i zakład dezynfekcji i spalania śmieci, rozbudować łaźnię miejską. A do tego skuteczniej walczyć z muchami!
Adam Czesław Dobroński, Magazyn Polski, 2016 r. nr. 6 (126)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!