Eksperci ocenili, czy mamy do czynienia z realną eskalacją, czy Łukaszenka z Putinem tylko straszą i blefują.
Na terenie białoruskiej jednostki wojskowej w Osipowiczach w Obwodzie Mohylewskim powstają dwa nowe hangary, które rozmiarami i wyglądem przypominają zbudowane rok temu składy pocisków Iskander, zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych.
Obok trwa odbudowa starych koszar, powstaje budynek administracji wojskowej i widać zarysy dwóch innych dużych fundamentów o niejasnym przeznaczeniu – wynika z analizy ujawnionych zdjęć satelitarnych Planet Labs.
Chodzi o jednostkę wojskową artylerii nr 12147, gdzie rozlokowana jest białoruska 465 Brygada rakietowa. Co najmniej jeden jej dywizjon jest uzbrojony w operacyjno-taktyczne Iskandery-M o zasięgu do 500 km, mogące przenosić broń nuklearną. Oznacza to, że rakiety z Białorusi mogą teoretycznie zagrozić niemal całemu terytorium Polski, Litwie, Łotwie i większości terytorium Ukrainy.
Eksperci oceniają, że każdy z dwóch nowych hangarów, podobnie jak te wcześniejsze, może pomieścić 12 wozów bojowych. W armii rosyjskiej jest to standardowy zestaw dywizjonu Iskanderów, który obejmuje 6 różnych typów pojazdów: oprócz samobieżnej wyrzutni rakiet, także wóz sztabowy, logistyczny, transportowo-załadowczy, mobilny punkt analizy informacji i pojazd serwisowy. Łukaszenka twierdził w lutym tego roku, że Białoruś ma dwa takie dywizjony, czyli ok. 24 pojazdy, w tym 8 wyrzutni.
Analityk wojskowy Konrad Muzyka z Rochan Consulting ocenia w Radio Svaboda, że budowa dwóch nowych hangarów wskazuje na plany utworzenia w Osipowiczach nowej brygady z Iskanderami-M. „Jeśli Rosja dała Białoruś sprzęt dla 2-ch dywizjonów i wyposaży kolejny, będzie to pełna brygada – 12 wyrzutni. Na zdjęciach wyraźnie widać, że Białorusini budują obiekt, gdzie taka brygada mogłaby stacjonować wraz 500-osobowym personelem obsługi.
Tymczasem według New York Times i amerykańskich ekspertów, tylko 12 km od Osipowicz znajduje się baza amunicji artyleryjskiej, w której mogą być składowane rozmieszczone na Białorusi rosyjskie taktyczne głowice jądrowe. Z reguły takie głowice przechowuje się blisko jednostek rakietowych, by można je było szybko dowieźć i odpalić. Musi tam być także linia kolejowa dla transportów z Rosji i dobrze przygotowana sieć lokalnych dróg.
Tymczasem cytowany przez Radio Svoboda szef projektu badawczego Rosyjskie Strategiczne Siły Nuklearne, Paweł Podwig twierdzi, że na Białorusi może w ogóle nie być rosyjskich głowic jądrowych. „Owszem, są magazyny i budowane są nowe, ale to jeszcze nie dowód. Znamy przypadki, gdy takie magazyny stały bardzo długo puste, chociażby w Kaliningradzie” – zastrzega. Według niego, głowice jądrowe do białoruskich Iskanderów Rosjanie równie dobrze mogą na razie trzymać w swoim regionalnym magazynie w Briańsku.
Z kolei Aleksander Azarow z opozycyjnej organizacji białoruskich oficerów na emigracji ByPol twierdzi, powołując się na swoje źródła, że do ochrony i obsługi magazynów z głowicami jądrowymi Rosjanie rozmieszczą na Białorusi 3,5-5 tys. swoich żołnierzy z ciężkim sprzętem i to właśnie w Obwodzie Mohylewskim.
Konrad Muzyka kwestionuje te informacje. Według niego, tworzenie tak dużej jednostki do ochrony kilkunastu głowic bojowych jest kompletnie nieracjonalne. „Przecież NATO nie wyśle całej armii po te głowice, raczej uderzy w te magazyny rakietami lub lotnictwem” – zauważa.
Podobnego zdania jest niezależny rosyjski politolog wojskowy Paweł Łuzin. „W normalnych wojskowych bazach rakietowych i technicznych, oprócz inżynierów, jest zwykle tylko pododdział transportu, personel pomocniczy i batalion wartowniczy, ale z pewnością nie 3,5-5 tys. osób. Tyle jest w wielkich bazach, które mają o wiele szersze zadania niż ochrona głowic”.
„Jedną rzecz trzeba sobie jasno powiedzieć: wszelkie operacje z głowicami jądrowymi, czy to w Rosji, czy na Białorusi, będą prowadzone wyłącznie przez XII Zarząd Główny rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Zaś konserwacją, transportem amunicji oraz ochroną obiektu i terenu będą zajmować się wyłącznie rosyjscy żołnierze. Nie ma innej opcji” – podkreśla Paweł Podwig.
Z kolei Konrad Muzyka przewiduje, że Białoruś nadal będzie budować infrastrukturę dla brygady Iskanderów i modernizować pobliskie magazyny jądrowe chociażby po to, by grać na nerwach NATO.
„Mogą nawet prowadzić tam jakieś ćwiczenia jądrowe i ogłosić, że ich celem jest odparcie inwazji NATO, mogą szkolić odpowiednie jednostki itp. Ale to wszystko nie wykracza poza retorykę gróźb z ust Putina i Łukaszenki. Natomiast prawdopodobieństwo, że te pogróżki przerodzą się w jakiekolwiek realne uderzenie jest skrajnie niskie, wręcz bliskie zeru” – podsumowuje ekspert.
KAS
6 komentarzy
Ziew
7 czerwca 2024 o 18:16Putin będzie iskać jądra , aj waj.
rafal
8 czerwca 2024 o 07:32Putin i Łukaszenka już są desperatami, mogą zrobić wszystko.
Boe
8 czerwca 2024 o 14:29To są dwa geje użyją broń jondrowom na bank 100 % jak Rosja zapłonie od ukraińskich ataków nic nie majom do stracenia wojna wszyscy się zabijajom dla zabawy
Konsternacja
8 czerwca 2024 o 16:44Nie strasz nie strasz onuco.
Wieslaw
8 czerwca 2024 o 17:04Chora propaganda zachodu, w tym Ameryki. Rosja po skończonej operacji specjalnej na Upadline,nikogo nie zaatakuje. To straszenie głównie Amerykanów jest po to by się zbroić,nie ważne jakim kosztem, zbroić i kupować jak najwięcej broni od Amerykanów. To biznes, on i tylko na wojnach zarabiają. Rosja ledwo daje radę z Upadlina a na całe NATO pójdzie. Kogoś mocno ebie.
Ziew
8 czerwca 2024 o 18:58Dzień , w którym rosja odpali atom, będzie ostatnim dniem jej istnienia.